Wielki brzuchacz o ogromnym poczuciu humoru, z wykształcenia matematyk, który zapałał miłością do malarstwa. To dzięki jego miniaturowym obrazkom pejzaż stał się w sztuce polskiej samodzielnym bytem. Lubił dobre jadło i sztukę, która niczego nie udaje. Charakterystyczna, monumentalna wręcz postać Stanisławskiego, znanego również z wybuchowego i trudnego charakteru, barwnie wpisała się w krajobraz młodopolskiego Krakowa.
Jan Stanisławski (1860–1907) to jeden z najwybitniejszych malarzy okresu Młodej Polski – doskonały pejzażysta, autor niezliczonej liczby niewielkich krajobrazów. Sam artysta przyrównywał się żartobliwie do „słonia podnoszącego trąbą pomarańcze”, zaś Julian Fałat, który zaprosił go do Krakowa do objęcia Katedry Pejzażu reformowanej Szkoły Sztuk Pięknych, odnosząc się do wybuchowego charakteru Mistrza, pytał retorycznie: „Po co ja tego Bismarcka do Krakowa sprowadziłem?”. Niezależnie jednak od charakteru czy postawy, twórczość Stanisławskiego należała i należy do bardziej lubianych „epizodów” sztuki polskiej.
Ukraina
Jan Stanisławski urodził się w 1860 roku w Olszanie w pobliżu Smiły i Korsunia na Ukrainie, w rodzinie Karoliny z Olszewskich i Antoniego Stanisławskiego – prawnika, poety i tłumacza Boskiej Komedii. Dom Stanisławskich, według słów Józefa Mehoffera, był jednym z tych spotykanych w Rosji polskich centrów kulturalnych, które przyciągają światłe elementy miejscowe i żyją długo w pamięci sfer inteligentnych. Atmosfera rodzinnego domu miała zapewne istotne znaczenie w kształtowaniu osobowości artystycznej Stanisławskiego. Artysta zaczął malować amatorsko już jako dziecko pod okiem zaprzyjaźnionego z rodziną Eugeniusza Wrzeszcza, pejzażysty z Kijowa1, jednak była to bardziej dziecięca rozrywka niż zalążki przyszłej profesji.
Początkowo widział swoją ścieżkę kariery w przedmiotach ścisłych, studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, zdobywając nawet tytuł kandydata nauk matematycznych2. Zmianę w zainteresowaniach Stanisławskiego spowodował jego pobyt w Petersburgu i wizyta w Ermitażu, którego zbiory sztuki europejskiej wywarły na nim prawdopodobnie tak wielkie wrażenie, że postanowił porzucić karierę matematyka i poświęcić się malarstwu. Pojawiały się również plotki o nieszczęśliwej miłości Stanisławskiego, która to sprawiła, że odwrócił się od nauk ścisłych i postanowił zostać artystą…
W Warszawie uczęszczał do Klasy Rysunkowej Wojciecha Gersona, a po przenosinach w 1883 roku do Krakowa zapisał się do Szkoły Sztuk Pięknych, do pracowni Izydora Jabłońskiego i Władysława Łuszczkiewicza. Jednak nauka w szkole krakowskiej zawiodła go i szybko ją przerwał, wyjeżdżając w 1885 roku do Paryża, gdzie uczęszczał do pracowni Carolusa-Durana – portrecisty i malarza historycznego; pracował również samodzielnie, malując szereg maleńkich pejzaży, głównie wspomnień z wędrówek po ukochanej Ukrainie. Te niewielkie, pełne słońca pejzażyki zaprezentował z dużym sukcesem i z pochlebnymi opiniami krytyki artystycznej w 1890 roku na paryskim Salon du Champ de Mars. W Paryżu zaprzyjaźnił się z Puvisem de Chavannes oraz z Józefem Chełmońskim.
Paryż jednak nie zrewolucjonizował go, lecz uświadomił i utwierdził w słuszności własnych poszukiwań malarskich, które podbudował tu teoriami impresjonistycznymi. I powrócił do Krakowa. W 1897 roku na zaproszenie Juliana Fałata – dyrektora Szkoły Sztuk Pięknych objął stanowisko profesora w Katedrze Pejzażu. Angaż ten zbiegł się z przeprowadzaną przez Fałata, po śmierci Jana Matejki, reformą Szkoły mającą na celu przekształcenie uczelni w nowoczesną Akademię Sztuk Pięknych. Do grona profesorskiego zostali wówczas powołani młodzi malarze propagujący nową sztukę, wśród których, obok Stanisławskiego, był Teodor Axentowicz, Jacek Malczewski, Józef Mehoffer, Leon Wyczółkowski, Stanisław Wyspiański. Jedynie Olga Boznańska odmówiła przyjęcia profesury, obawiając się powrotu z Paryża do Krakowa i konieczności porzucenia własnej, tak ważnej dla niej sztuki.
Szkoła Stanisławskiego
Jan Stanisławski z niezwykłym entuzjazmem zaangażował się w pracę pedagogiczną, a jego przedmiot, początkowo nieobowiązkowy, zmienił się w katedrę, nazwaną z czasem „szkołą Stanisławskiego”. Szybko stała się najbardziej popularna na całej Akademii. Uczniowie wprost go ubóstwiali!
Zajęcia odbywały się zarówno w murach Akademii, jak i na tzw. wieczorach kompozycyjnych w gościnnym domu państwa Stanisławskich – w Krakowie przy ulicy Pańskiej 10 (dziś ul. Marii Curie-Skłodowskiej). Jednak największą zasługą Profesora było wyprowadzenie uczniów ze sztalugami poza mury uczelni – w plener, a tym samym zerwanie z dotychczasowymi akademickimi metodami nauki.
Pierwsze kilkugodzinne i początkowo nieliczne plenery odbywały się w godzinach szkolnych, najczęściej na krakowskich Plantach czy w Ogrodzie Botanicznym, z czasem dzięki specjalnemu corocznemu dofinansowaniu przekształciły się w kilkutygodniowe plenery poza Krakowem – w Tyńcu, Porąbce Uszewskiej i wreszcie w Zakopanem.
Pracownię pejzażu – „szkołę Stanisławskiego” – opuściło ponad sześćdziesięciu uczniów. Część z nich – Stanisław Kamocki czy Stefan Filipkiewicz – pozostała wierna malarstwu pejzażowemu, część, m.in. Alfons Karpiński, Ignacy Pieńkowski, Tadeusz Makowski, a nawet – co zaskakujące – Stanisław Ignacy Witkiewicz, po krótkiej fascynacji swoim Mistrzem poszła własną drogą artystyczną.
W centrum życia towarzyskiego Krakowa
Jan Stanisławski odegrał również istotną rolę w życiu ówczesnego Krakowa, który na przełomie XIX i XX wieku uchodził za intelektualną stolicę Polski. Współpracował z założonym w 1897 roku tygodnikiem literackim „Życie”, był stałym bywalcem i współpracownikiem teatru krakowskiego, gościem pierwszej artystycznej kawiarni Café Restaurant du Thêatre, prowadzonej przez Ferdynanda Turlińskiego, a po jej bankructwie wraz z całą krakowską bohemą przeniósł się do Cukierni Jana Michalika przy ulicy Floriańskiej, zwanej Jamą Michalikową, gdzie z czasem stał się admiratorem działającego tam od 1905 roku Kabaretu Zielony Balonik.
Wykształcenie miał wszechstronne, nauki ścisłe stały się podmurówką pod solidną, uporządkowaną wiedzę w zupełnie innym – humanistycznym – obszarze, zaś błyskotliwy umysł przejawiał się w ciętych ripostach i rubasznych dowcipach.
Był również Stanisławski, wraz z Józefem Chełmońskim, inicjatorem powołania w 1897 roku tak ważnego dla sztuki polskiej Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”, skupiającego wybitne indywidualności krakowskiego świata artystycznego. Dzięki swojej wiedzy i niezwykłej inteligencji Stanisławski stał się nie tylko niekwestionowanym spiritus movens ugrupowania, ale zdobył również wśród artystów ogromny autorytet. Z jego pochwałami bądź krytyką liczyli się prawie wszyscy i to nie tylko z szacunku do niego, ale też, jak wspomina w swoich pamiętnikach malarz Jan Skotnicki, z obawy przed jego wybuchowym charakterem, jego pięścią, kijem, krzykiem – tą słynną gwałtowną stroną jego charakteru.
Pejzażowe okna na świat
Twórczość artystyczna Jana Stanisławskiego obejmuje setki niewielkich, pełnych uroku pejzaży. Początkowo realistyczne, już podczas studiów krakowskich zaczęły nabierać rysów charakterystycznych dla Stanisławskiego i widocznych m.in. w kompozycji Dziki bez czy Stary mur. Był to styl nadal bliski realizmowi poznanemu w klasie Wojciecha Gersona, ale już z odważnym i nowatorskim kadrowaniem eksponującym pierwszy plan. Kolejną zmianę przyniósł pobyt w Paryżu, kiedy to artysta zbliżył się do nastrojowego i lirycznego impresjonizmu – wtedy też powstaje chyba najsłynniejszy jego pejzaż – Ule na Ukrainie.
Z czasem, już po powrocie do Krakowa pejzaże zaczęły ewoluować w stronę ekspresjonizmu – były coraz bardziej dynamiczne, malowane szybką i swobodną plamą barwną. Często w tych panoramicznie malowanych krajobrazach pojawiała się duża połać nieba pokrytego skłębionymi chmurami, które najdoskonalszą formę otrzymały w 1898 roku w kompozycji Stodoły w Pustowarni. Stanisławski uwielbiał kwiaty, ale też suche stepowe trawy czy słynne bodiaki, które umieszczał niejednokrotnie na pierwszym planie swoich kompozycji, kadrował je niczym fotograf-botanik, by następnie wykorzystać jako pretekst do malowania efektownych, pełnych kolorów kompozycji.
On i przyroda to jedno
„W odtwarzanym krajobrazie, w tych kwiatach, w tych legendarnych swych bodiakach, w ziemi i w wodach, w drzewach i w roli kochał się z podświadomym uczuciem, że on i przyroda to jedno. Braterstwo to mieszało mu się na palecie z farbami, gdy widzianą naturę przeobrażał w obraz”3.
To właśnie on wywalczył na polskim gruncie należne pejzażowi miejsce. Tym samym zwykłe elementy krajobrazu nobilitował do pierwszoplanowych bohaterów obrazów. Były one również pretekstem do odtwarzania gry światła i emocji kolorystycznych. Malował szybko, stosując szerokie, najczęściej poziome pociągnięcia pędzlem i uzyskując dzięki nasyconej, tłustej farbie efektowne powierzchnie fakturowe.
Odkrył również zmienność refleksów na wodzie, czemu dał wyraz w 1900 roku w swoim kolejnym arcydziele – malowanych w Pustowarni secesyjnych w formie Topolach nad wodą. Podjął tu malarski problem refleksów, zmienności, odbicia, sugerując równocześnie symboliczne skojarzenia związane z problemem przemijania.
Kontynuacją tych zainteresowań stała się seria widoków Wisły w Tyńcu, a przede wszystkim impresjonistyczny wręcz cykl widoków Dniepru uchwyconych o różnych porach dnia, roku, przy zmiennej pogodzie.
Nagły koniec
Stanisławski zmarł nagle w 1907 roku. Jego tusza sprawiła, że cierpiał na różne schorzenia: cukrzycę, niewydolność nerek, chorobę serca. Nie słuchał jednak lekarzy i zamiast oszczędzać się i pojechać na kurację do Egiptu w 1906 roku bywał w Zakopanem, w Wiedniu, na Ukrainie. Zmarł 6 stycznia na zawał podczas przygotowań do swojej wystawy jubileuszowej.
Jego uczniowie w dowód pamięci Mistrza urządzili w krakowskim Pałacu Sztuki jego wystawę. Zaprezentowano na niej ponad 150 prac Stanisławskiego i dzieła jego najwybitniejszych uczniów.
Wyspiański swój szacunek do Stanisławskiego uwiecznił we fragmencie Wesela, nadając tym maleńkim dziełom wielkiego człowieka wieczną pamięć:
„A trafiaj ty orły z proc,
ja wolę gaik spokojny,
sad cichy, woniami upojny:
żeby mi się kwieciły jabłonie,
(…) żebym miał kąt z bożej łaski,
maleńki jak te obrazki,
co maluje Stanisławski”4.
- J. Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku. Wspomnienia, Warszawa 1957, s. 66. ↩
- Kandydat nauk – stopień naukowy stosowany w Rosji, odpowiednik polskiego stopnia naukowego doktora. Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie Uniwersytet Warszawski działał pod zaborem rosyjskim. ↩
- A. Grzymała-Siedlecki, Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim, Kraków 1974, s. 189. ↩
- S. Wyspiański, Wesele, Kraków 1973. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Nieokiełznany. Kazimierz Sichulski - 5 listopada 2021
- Wielka miłość Olgi Boznańskiej – Józef Czajkowski, malujący architekt - 3 stycznia 2021
- Szalone życie towarzyskie młodopolskiego Krakowa - 24 maja 2020
- O tym, jak matematyk miłością do sztuki zapałał i stał się malarzem. Historia Jana Stanisławskiego i jego obrazu - 18 stycznia 2017
- Jan Stanisławski. Wielki malarz małych obrazów - 20 listopada 2016
Wspaniałe. Dziękuję. T. M.
Jestem zachwycony tym. Co przeczytałem na Waszej stronie o Stanisławskim. Będę tu chętnie zaglądał.
……pięknie piękne…….
Dziękuję.