Niegdyś norweski malarz Edvard Munch napisał: „Prawda leży pomiędzy dwoma kłamstwami”1. Słowa te, jak żadne inne, oddają stan naszej wiedzy o zmarłej przed ponad stu laty Dagny Juel, po mężu Przybyszewskiej. Przymierzając się do napisania artykułu o muzie artystów epoki modernizmu, nie spodziewałam się, że odkryję, iż na historię jej życia składa się masa sprzecznych relacji i opinii. Po latach jest rzeczą niemożliwą oddzielić prawdę od zmyślenia. Jak ustalić, które z opowieści dotyczących Dagny są prawdą, a które tylko mitem wyrosłym na fundamencie plotek, czy też autokreacyjnych zabiegów samej Dagny, która uwielbiała być w centrum uwagi? Jak oddzielić fakty od legendy? Czy stworzenie spójnego portretu Dagny Juel w ogóle jest możliwe? Nawet jeśli nie, to warto pokazać Dagny taką, jaką zapamiętali ją inni. Odtworzyć jej wielowymiarowy obraz. Niejednoznaczny, jak całe jej krótkie – zakończone tragicznie – życie.
Co wiemy na pewno o Dagny Juel? Że urodziła się w 1867 roku w norweskim Kongsvinger, gdzie dorastała w towarzystwie sióstr i troskliwych rodziców. Spokój prowincji ją nużył. Pociągał ją wielki świat, pragnęła ekscytującego, pełnego uniesień życia. Kochała sztukę i fascynowało ją środowisko artystycznej bohemy. Kiedy zamieszkała w Berlinie, zasmakowała tego, o czym od zawsze marzyła: wolności, niezależności, przekraczania granic.
Świadomie wpisała się w bunt młodego pokolenia, które pragnęło wyzwolenia ze sztywnego gorsetu zasad. W 1893 poznała swojego przyszłego męża, wielką i jedyną prawdziwą miłość, utalentowanego poetę – Stanisława Przybyszewskiego.
Urodziła mu dwoje dzieci, syna Zenona i córkę Iwi. Z jednej strony dojrzała, z drugiej pozostawała w jakiś sposób enfant terrible. Egzystencja w kręgu ekskluzywnych kół artystycznych miała specyficzny charakter. Alkohol, używki, całonocne zabawy, trwonienie pieniędzy. Nieskrępowanie na polu sztuki szło w parze ze swobodą w życiu. W tamtych czasach wyemancypowana młoda kobieta z papierosem w jednej i szklaneczką wódki w drugiej dłoni budziła zgorszenie. A jeśli do tego była zawsze otoczona wianuszkiem mężczyzn, z którymi grała w bilard i flirtowała, postrzegano ją jako kobietę lekkich obyczajów. Burzliwe, pełne skandali i romansów małżeństwo Przybyszewskich przetrwało osiem lat. Zakończyła je gwałtowna śmierć Dagny w 1901 roku.
Przyjrzyjmy się portretowi Dagny Juel pędzla wspomnianego już Edvarda Muncha. Biografka Dagny, Ewa Kossak, w swoistej ekfrazie opisuje obraz, a zarazem charakteryzuje Dagny słowami:
„Zjawiskowa i ulotna […] jakby istniała tylko fioletowa, gruba suknia okrywająca nierzeczywisty obłok. Od sukni i ciemnego tła odcina się bardzo jasna szyja. Głowa lekko przechylona, twarz w półcieniu, ale rozświetlona promieniejącym na twarz uśmiechem ledwo uchylonych ust. Uśmiecha się właściwie tylko przymrużonymi, roziskrzonymi oczyma, których blask prześwietla powieki. Wpatrzona gdzieś daleko, w coś, co jeszcze jest niedostrzegalne. Cała sylwetka robi wrażenie, jakby znużyło ją przeciągające się oczekiwanie, a jej zjawiskowość podkreśla maniera przypominające El Greca: postać osoby portretowanej jakby unosiła się tuż nad ziemią”2.
Nie zachowało się zbyt wiele fotografii Dagny Juel, ale jej wizerunek uwieczniło grono artystów. Dagny odnajdziemy w literaturze i malarstwie. Kobiety na płótnach Edvarda Muncha, w sztukach Augusta Strindberga, dramatach i poematach Stanisława Przybyszewskiego – badacze literatury i sztuki dostrzegają w nich artystyczną transpozycję Dagny i jej życiorysu. Czy inspiracją była uwodzicielska i niepokorna Dagny Juel?
Powstawały wiersze, dedykowane tej uwielbianej kobiecie i na jej cześć, jak chociażby Nasza godzina Richarda Dehmela, Nirwana Bengta Lidforssa oraz sonet miłosny Wincentego Koraba-Brzozowskiego, A Madame Dagny Przybyszewska. Piękną Norweżkę portretowali między innymi zauroczeni nią Stanisław Wyspiański, Konrad Krzyżanowski, Wojciech Weiss i Hugo Höppener, znany jako Fidus.
Dagny inspirowała także rzeźbiarzy – Jan Nalborczyk stworzył medalion z jej profilem, zaś Gustav Vigeland popiersie Dagny, które zostało prawdopodobnie zniszczone przez samego artystę, a także rzeźbę w brązie Taniec, zachowaną do dziś, mającą przedstawiać splecionych w uścisku Dagny i Stanisława Przybyszewskich.
Dagny była miłośniczką sztuki i gospodynią salonu literackiego, ale mało kto pamięta, że sama też tworzyła. Nils Beyer powiedział o niej złośliwie: „Miała wykształcenie muzyczne, bosko tańczyła, interesowała się muzyką i sztuką, a w każdym razie artystami”3, i to stwierdzenie pokutuje do dziś. Dagny jest utożsamiana z muzą i kochanką artystów, ale jej własne dzieła pozostają zapomniane.
Kochankami Dagny mieli być między innymi Edvard Munch, Bengt Lidforss, August Strindberg, Carl Ludwig Schleich, Tadeusz Boy-Żeleński, bracia Stanisław i Wincent Korab-Brzozowscy i jej późniejszy zabójca, Władysław Emeryk. Mężczyźni ci byli zapewne zakochani w Dagny, ale czy ona odwzajemniała ich uczucia? Przez dekady panowało przeświadczenie, że Dagny była rozwiązła seksualnie. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy Norweżka zasłużyła sobie na taką reputację.
Dość powszechne jest przekonanie, że Dagny i Muncha łączył płomienny romans. Rzekomo mieszkali razem w Berlinie, nazywano ich narzeczeństwem, późniejszą relację Muncha z Dagny i Stanisławem Przybyszewskim wielokrotnie określano mianem trójkąta miłosnego…
Jednak współczesny biograf malarza, Atle Næss, analizując relacje artysty z kobietami, podkreśla, że nie ma podstaw, by mówić o łączącym tych dwoje związku natury erotycznej. To samo podkreśla Aleksandra Sawicka, autorka książki Dagny Juel-Przybyszewska. Fakty i legendy. Jak było naprawdę, nie dowiemy się zapewne już nigdy. Na pewno byli przyjaciółmi (ich ojcowie – obaj lekarze – utrzymywali kontakty towarzyskie i Munch bywał w domu Juelów) i nawet po ślubie Dagny z Przybyszewskim utrzymywali bliski kontakt.
Wskazówką co do łączącej ich relacji są oczywiście dzieła malarza. Na pewno był Dagny zafascynowany, świadczą o tym obrazy, na których wizerunek jej często się pojawia. Wysoka i smukła kobieta z burzą włosów. Wąski pociągły nos, senne spojrzenie. Hipnotyzująca, czasami drapieżna. Oto Dagny widziana oczami Muncha. Czy oczami mężczyzny zakochanego? Prawdopodobnie. Bez odpowiedzi jednak pozostaje kwestia, czy namiętność ta wyszła poza sferę fantazji.
Dagny była wykształconą, uzdolnioną i wrażliwą kobietą, o której artystycznych dokonaniach już mało kto pamięta. W ludzkiej świadomości jest wcieleniem kobiety fatalnej. Niepokoje fin de siècle’u, w połączeniu z nasilającymi się pod koniec XIX wieku tendencjami mizoginicznymi, sprawiły, że w wyobraźni artystów doby modernizmu odżył archetyp femme fatale. Dagny dorównywała mężczyznom inteligencją, intelektem i talentem, a to było przerażające. Uczynili więc ze swej muzy i konkurentki modelową kobietę fatalną, uwodzicielską modliszkę, która – na wzór Salome – chce mężczyznę zniszczyć. Straszliwą kosmiczną siłę, która najpierw karmi kochanka rozkoszą, a potem zatruwa jego życie jadem.
Tymczasem biografia Dagny i jej małżeństwo dowodzą, że było zgoła odwrotnie. Demoniczna, szatańska, wręcz apokaliptyczna kochanka, którą na każdym kroku odnajdujemy między innymi w twórczości literackiej męża Dagny, Stanisława Przybyszewskiego, istniała chyba tylko w wyobraźni. W przypadku tych dwojga, to mężczyzna okazał się niszczycielskim żywiołem. Przybyszewski szybko się nudził. Nudził się trwaniem w jednym miejscu i nudził się kobietami, ciągle szukał nowych podniet. Czy w ogóle potrafił kochać? Niech odpowiedzią będą fragmenty jego listów:
„W kobiecie kocham siebie, jedynie siebie, moje do najwyższej mocy spotęgowane ukryte Ja, które się nagle w Miłości przejawi”4 – pisał.
Wyznawał, że Dagny jest dla niego absolutem, wydobywa ukryte w jego podświadomości pokłady inspiracji, jest źródłem natchnienia, ekstaz i szałów twórczych, dodając, „kocham ją jak wielkie dzieło mej przez nią narodzonej duszy”5. To niepokojące stwierdzenie, już wkrótce objawi swoją destruktywną moc. Przybyszewski znajdzie kolejną kobietę, w której uwielbieniu będzie się przeglądał jak w lustrze. W żonie znajomego poety, Jadwidze Kasprowiczowej, odnajdzie nową, otaczającą jego twórczość kultem, wielbicielkę i muzę, a jego własna zrozpaczona małżonka rzuci się w ramiona innych mężczyzn.
Na lata siedemdziesiąte XX wieku przypadł okres wzmożonego zainteresowania życiem i twórczością Dagny Juel. Powstała wtedy biografia autorstwa Ewy Kossak zatytułowana Dagny Przybyszewska. Zbłąkana gwiazda, a także norwesko-polski fabularyzowany film biograficzny Dagny w reżyserii Haakona Sandøy. Stopniowo zgłębiano życiorys oraz literacką i publicystyczną spuściznę Dagny, przywracając pamięć o tej niezwykłej kobiecie.
Inna rzecz, że Dagny zaczęła się jawić jako człowiek paradoks. Nie do końca można orzec, czy jest to efekt przekłamań, czy rzeczywiście była żywą sprzecznością. Prawda pewnie znów leży gdzieś pośrodku… Dagny Juel przypisuje się antynomiczne cechy, biegunowo różne postawy i zachowania. Dla jednych legendarna uwodzicielka (niektórzy orzekli, że flirt podniosła do rangi sztuki), niebezpieczna, przekorna, kapryśna i egocentryczna, czerpiąca z życia garściami, dla innych wycofana, introwertyczna i skromna kobieta zapatrzona w jednego tylko mężczyznę – męża. Wielu określało ją jako subtelną i delikatną damę, jeśli kusicielkę, to bardziej duchową niż fizyczną. Nie brakuje opinii, że była znacznie mniej swobodna, bardziej chłodna i pełna rezerwy, niż się powszechnie uważa, że odgrywała rolę, jedynie pozowała na kobietę wyzwoloną, a cała jej ekscentryczność i finezja to tylko starannie wystudiowane gesty i kreacja. Kiedy indziej znów postrzegano ją jako całkowicie bierną, pozwalającą by niosła ją fala przeznaczenia. Według jednych znajomych miała nienaganne maniery i zero tolerancji dla niestosownych gestów czy poufałości. Według innych była ekstrawagancka, lubiła szokować i eksperymentować, nie zważając na konwenanse. Są to przeciwstawne, wykluczające się wzajemnie portrety. A może nie istniała jedna Dagny? Albo te skrajności były wpisane w jej wyjątkowo złożoną naturę.
Nawet Przybyszewski tworzył sprzeczne portrety Dagny i swoich z nią stosunków. W pierwszych latach małżeństwa czcił ją jak boginię i wynosił na piedestał. Kiedy na jego drodze stanęła Kasprowiczowa, to ona stała się nową muzą poety, a Dagny odebrał wszystkie przypisywane wcześniej nadludzkie atrybuty. Bezpośrednio po śmierci żony, twierdził, że doprowadziła go do ruiny, zamieniła ich dom w dom publiczny. Ale znów wspominając Dagny po latach, stwierdził, że kochał tylko ją i umarł wraz z nią.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że Dagny była wielbiona przez artystów, nazywano ją królową bohemy i muzą z krainy fiordów. Jej urok działał na każdego. Była ideałem czy inni ją idealizowali? Może jej nadprzeciętność wynikała z ogromnej charyzmy i pewności siebie? Otaczała ją też aura tajemnicy, a ona nie dementowała plotek na swój temat. Jeśli miała romanse, to zachowywała na ich temat bezwzględna dyskrecję.
Ze wspomnień Ewy Łuskiny z pobytu w salonie literacko-artystycznym Przybyszewskich wyłania się następujący obraz Dagny:
„Dystyngowana, cicha pani jest tajemnicza i daleka, jak dalekim jest jej uśmiech, jak dalekim spojrzenie oczu podłużnych, mglistych, znad których zasłona ciężkich szczerozłotych rzęs unosi się ledwie do połowy… Pani Morza!… I te włosy szarozłote, delikatne jak pela, rozdzielone u czoła na dwa luźne pasma, miękko bramujące bladość skroni… Wysoka i poważna, owinięta w czarne gazy mieniące się czarnymi pailletami – jest jak żałobny motyl, jak jaskółka burz… Jakaś głęboka powaga w jej nikłym półuśmiechu, w cichych, nielicznych słowach uprzejmej rozmowy”6.
Inna relacja przybliża fenomen powodzenia Dagny u płci przeciwnej:
„Żyła bogatym życiem wewnętrznym, wynosząc z domu głęboką kulturę, zrozumienie dla sztuki i dobry gust, sobie tylko właściwy i trochę ekscentryczny. Czy była piękna? Może nie w pospolitym tego słowa znaczeniu. Spokojne spojrzenie spod jakby lekko ociężałych powiek. Włosy niesfornie rozrzucone okalały jej twarz rudym płomieniem; cienki nos grecki, wargi wąskie, niesamowita biel zębów. Ręce i nogi – jak się to mówiło – arystokratyczne. Ciało ulotne i strzeliste […] jakby pozbawione ciężaru. Niezwykła gibkość przy poruszaniu się. Mała, kształtna głowa uniesiona w górę i osadzona na długiej szyi narzucała porównanie do dumnego kwiatu. Wrażenie to potęgowało się, gdy Dagny poruszała się rozkołysana jak wysmukła roślina”7.
Magnetyzowała mężczyzn popisami solowego tańca, który opisywano jako senne, płynne ruchy, ni to chód, ni taniec, rytmiczne i kuszące stąpanie w takt muzyki. Ręce unosiła wysoko nad głowę i kołysała się, hipnotyzując publikę. Porównywano ją wtedy do pogańskiej kapłanki, odprawiającej tajemniczy rytuał. Julius Meier-Graefe tak ją opisywał:
„Jej długa, ciasno przylegająca suknia zmieniała się w tańcu w wirujący płomień, który zostawiał cichy ból w sercu ofiary, gdy ją wypuścił z ramion […] Była wielce dostojną królową, zuchwałą, śmiałą i po młodzieńczemu wyzywającą”8.
Wielkim talentem Dagny była gra na fortepianie. Opuściła rodzinny dom i wyjechała na studia, właśnie by szlifować swoje muzyczne umiejętności i zostać sławną pianistką. Alfred Wysocki portretował grającą Dagny słowami:
„Siedziała przy fortepianie wyprostowana, trzymając bardzo prawidłowo ręce wąskie, rasowe, o cienkich, długich palcach. Jej czysty profil, jakby wycięty z obrazu Filippino Lippi czy Botticellego, rozjaśniał czar uśmiechu, którego źródła się nie znało. Była stanowczo bardziej interesująca od swojej gry, może poprawnej, ale raczej zimnej”9.
Widzimy, że jej artystyczne uzdolnienia są deprecjonowane. Dagny niezaprzeczalnie była prawdziwym wirtuozem fortepianu – i męskiej duszy, jak mawiali niektórzy – kobiety opisywały jej grę jako pełną emocji i poruszającą. Jednak zdaniem niektórych, była jedynie poprawna. Mężczyźni nie potrafili dojrzeć i docenić kreatywności i twórczego indywidualizmu Dagny. Widzieli tylko jej urodę, czar i atmosferę zmysłowości, którą roztaczała. Artystki w niej nie dostrzegali. Co znamienne, odkąd związała się z Przybyszewskim, grała coraz rzadziej. Poeta także miał zwyczaj zasiadania przed fortepianem i zabawiania grą współbiesiadników. Dagny usunęła się w cień.
Odkryła jednak swą kolejną pasję. Literaturę. „Naprawdę jest w tym jakaś klątwa, że jak się raz zaczęło pisać, to już nie sposób przestać” – wyznała w jednym z listów. Jej dorobek pisarski jest skromny, ale był oceniany jako obiecujący. Zmarła nagle aspirująca artystka nie miała szansy rozwinąć skrzydeł. Zostawiła po sobie kilka sztuk teatralnych, wiersze, poematy prozą i opowiadania. Jest autorką dramatów Silniejszy (dwuaktówka), Grzech (pełnospektaklowa sztuka wystawiona w teatrze w Pradze), Krucze gniazdo (wystawione w Teatrze Miejskim w Krakowie już po jej śmierci w 1902 roku) i Kiedy słońce zachodzi. Pisała o miłości, ludzkich relacjach i trudnych życiowych wyborach. Jej utwory są przesiąknięte lękiem przed śmiercią, a jednocześnie swoistym pesymizmem, wiarą w fatalizm i przeznaczenie, od którego nie sposób uciec. Literackim testamentem, spowiedzią i jednocześnie autoportretem Dagny jest utwór Zaśpiewajcie mi pieśń o życiu i śmierci. Dagny Juel była też tłumaczką, autorką felietonów i esejów o sztuce. Chyba tylko czytając oryginały jej dzieł, można w pełni dostrzec potencjał zmarłej przedwcześnie artystki. Jak zauważył Ole Michael Selberg, porównując norweskie oryginały i polskie przekłady twórczości Dagny autorstwa Przybyszewskiego, tłumacz spłycił i zbanalizował dzieła żony.
Ostatni rozdział życia Dagny miał dramatyczny przebieg. Przez lata wybaczała mężowi liczne romanse (Przybyszewski miał gromadkę nieślubnych dzieci, część z czasów kawalerskich, kilkoro spłodzonych już po ślubie z Norweżką), ale kiedy zaczął ją okłamywać i potajemnie układać sobie życie z Kasprowiczową, co i rusz odsyłając Dagny jak najdalej, coś w niej pękło. Wiele wskazuje na to, że Przybyszewski wysłał Dagny w tę ostatnią podróż, składając obietnicę – której nie zamierzał dotrzymać – że niebawem do niej dołączy. Dagny wyjechała do Gruzji wraz z kilkuletnim synkiem Zenonem i zauroczonym nią zamożnym młodzieńcem, Władysławem Emerykiem. Tęskniła za mężem, wychodziła na dworzec, łudząc się, że Stanisław zerwie z kochanką i wybierze rodzinę, ale stopniowo traciła nadzieję.
Dwudziestego trzeciego maja Władysław Emeryk zastrzelił śpiącą Dagny, a następnie odebrał sobie życie. Z hotelu w Tyflisie (obecnie Tbilisi), gdzie rozegrała się tragedia, zabójca pisał w liście do Przybyszewskiego
„Zrobiłem to, co Tyś powinien był zrobić. Ona wiedziała o wszystkim. Początkowo chciała – następnie matka w Niej zagórowała… zanadto kochała Zenona. Więc musiałem odłożyć i zabijam Ją w chwili, gdy się najmniej tego spodziewa […] Tylko Ciebie przez całe życie kochała […] Zabijam Ją dla niej samej”10.
Nekrologi Dagny ukazały się w prasie dokładnie w dniu jej trzydziestych czwartych urodzin. Po tych dramatycznych zdarzeniach zaroiło się od teorii spiskowych, których nie ma sensu tutaj przytaczać. Śmierć Dagny – tak jak jej życie – pozostanie dla nas częściowo tajemnicą. Dagny Juel Przybyszewską pochowano na cmentarzu w Tbilisi. Po latach jej nieziemski czar urzekł jeszcze jednego mężczyznę. Zafascynowany biografią i urodą Dagny zarządca cmentarza postarał się w 1999 roku o przeniesienie ciała Dagny z zaniedbanego grobu i wystawienie jej godziwego pomnika. „Podobno, gdy otwierano grób Dagny po ponad stu latach, pierwsze, co zobaczono, to jej piękne, rude włosy. Następnie nad cmentarzem rozpętała się burza”11.
Dagny to z norweskiego „jutrzenka”, zapowiedź nowego dnia. Jutrzenką bywa też nazywana planeta Wenus, widoczna na horyzoncie przed wschodem słońca. Zaś mitologiczna Wenus jest boginią miłości i płodności. Z pewnością miłość była w życiu Dagny najwyższą wartością. Miłość romantyczna, ale i fatalna, zgubna i tragiczna. Dokładnie tak jak bohaterowie poematów i dramatów jej męża, Dagny i on byli sobie przeznaczeni, tworzyli dwój-jednię. Ale zaznawszy chwili szczęścia, dwie androgyniczne połówki zostawały rozdzielone. Za moment spełnienia przychodziło płacić wysoką cenę. Dagny zapłaciła swoim życiem i swoją sztuką.
Istnieje pogląd, że aby dzieło ujrzało światło dzienne, potrzebne są dwie osoby. Jedna to twórca, druga źródło natchnienia, genienes inspiratrise. Dagny niewątpliwie była genialną inspiratorką. Powiedzieć, że bez niej Przybyszewski nie byłby tak płodnym i śmiałym artystą, byłoby dość śmiałą tezą (chociaż niejeden badacz literatury uznał, że po związaniu się z Kasprowiczową Przybyszewski przepadł jako artysta). Czy Dagny była „współtwórcą” dzieł swojego męża, a może i kilku innych mężczyzn? Nie można z całą pewnością udowodnić, że tak było, ale nie można też z całą pewnością tego wykluczyć…
Bibliografia:
1. Augustyniak Anna, Dagny patrzy na mnie, „Wysokie Obcasy”, wydanie internetowe.
2. Besala Jerzy, Zaburzenia obrazu kobiet i mężczyzn, czyli koniec dawnej idei miłości [w:] Miłość i strach. Dzieje uczuć kobiet i mężczyzn. Tom V. Od romantyzmu do ponowoczesności, Poznań 2016, s. 194–198.
3. Kossak Ewa, Dagny Przybyszewska. Zbłąkana gwiazda, Państwowy Instytut Wydawniczy, wydanie drugie rozszerzone, Warszawa 1975.
4. Matuszek Gabriela, Melancholik, mistyk, narcystyczny kochanek, samotny homo dolorosus; wstęp [w]: Stanisław Przybyszewski, Poematy Prozą, seria Biblioteka Poezji Młodej Polski pod red. M. Podrazy-Kwiatkowskiej, Kraków 2003, s. 5–37.
5. Næss Atle, Munch. Biografia, seria Wielkie Biografie, Warszawa 2011, przeł. I. Zimnicka.
6. Plebanek Grażyna, Córki rozbójniczki, Warszawa 2013.
7. Sawicka Aleksandra, Dagny Juel-Przybyszewska. Fakty i legendy, Gdańsk 2006.
8. Wielka kolekcja sławnych malarzy. Edvard Munch, Poznań 2007, s. 17–21.
- A. Næss, Munch. Biografia, Warszawa 2011, s. 5. ↩
- E. K. Kossak, Dagny Przybyszewska. Zbłąkana gwiazda, Warszawa 1975, s. 90. ↩
- Ibidem, s. 29. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 78. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 125. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 254. ↩
- Ibidem, s. 24-25. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 148. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 207–208. ↩
- Cyt. za: Ibidem, s. 371. ↩
- A. Augustyniak, Dagny patrzy na mnie, „Wysokie Obcasy”, wydanie internetowe, http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,9860235,Dagny_patrzy_na_mnie.html. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Frida Kahlo „Ja i moje papugi” - 8 kwietnia 2024
- Jan Lebenstein i jego malarski bestiariusz - 8 września 2023
- Edvard Munch „Madonna” - 9 grudnia 2022
- „Epickie oko gruzińskiego życia”. Niko Pirosmani i jego dzieło - 4 września 2022
- Bruno Schulz. Malarz, pisarz, geniusz - 11 lipca 2022
- Kiedy depresja przeradza się w sztukę - 22 lutego 2022
- Nie pozwolisz żyć czarownicy. Wiedźmy w malarstwie - 27 października 2021
- Podszepty wyobraźni. Andrzej „Dudi” Dudziński i jego świat - 22 września 2020
- Amedeo Modigliani „Jeanne Hébuterne w żółtym swetrze” - 12 stycznia 2020
- Amedeo Modigliani. Spojrzenie w niewidzialną przestrzeń - 7 grudnia 2019
Bardzo ciekawy tekst 🙂 miło było przenieść się w tamte czasy, choć sama historia tragiczna w skutkach.