„W pracowni stoją dwa rysunki z Twojej głowy” – 12 grudnia 1957 roku pisze w liście do Jarosława Iwaszkiewicza Antoni Michalak. Z kolei dwa miesiące wcześniej, 19 października 1957 roku, Iwaszkiewicz notuje w swoim kalendarzu: „Antek mnie rysuje”, a dzień później: „drugi rysunek Antka”. To zupełnie wyjątkowa sytuacja, gdy datę powstania dzieł sztuki możemy określić co do dnia. Plany ich wykonania po raz pierwszy pojawiają się w korespondencji twórców w 1940 roku. „Myślę o Twoim portrecie. Mam go w wyobraźni z tego momentu, kiedy stanąłeś w pracowni. (…) Jeżeli istotnie trwasz przy tym zamiarze, aby Twój portret namalować, zabiorę się do gruntowania płótna” – szybko przechodzi do konkretów Michalak. „Jeżeli będzie wszystko zwyczajnie, chciałbym w styczniu wybrać się do Ciebie na portret” – odpowiada Iwaszkiewicz. Warto też zauważyć, że mowa jest o gruntowaniu płótna, a więc obrazie, a ostatecznie powstają szkice sangwiną. Dlaczego nie doszło wtedy do jego realizacji? A może został zrealizowany, a później zaginął? Przez siedemnaście lat pomysł portretu przewijał się w listach przyjaciół, z reguły ze strony malarza, który ubolewał, że przyjaciel nie ma żadnej jego pracy. Dlaczego zrealizowany został w tym czasie?
Droga do Kazimierza
Ponad sześćdziesięcioletni Iwaszkiewicz pokonuje drogę z Warszawy do Kazimierza, gdzie powstały portrety. Trasa Puławy-Kazimierz Dolny w pewnym momencie zbacza z racjonalnej ścieżki i wkracza w przestrzeń mitu. To bardzo kazimierskie poczucie, gdy mijając późnym wieczorem okolice ronda w Bochotnicy, zastanawiamy się, czy oto nie znaleźliśmy się po drugiej stronie życia. To samo wrażenie wydaje się towarzyszyć Iwaszkiewiczowi, który publikuje 30 czerwca 1958 roku na łamach lubelskiej „Kameny” wiersz Droga do Kazimierza.
Czym jest „karczma pachnąca starym winem trumny”, do której dąży cały wiersz? Czy „wino trumny” to kojarzący się z rozkładem zapach żywicznych desek sosnowych, z których zbijano dawniej trumny? A może wino jest składowane w beczkach, tak jak ciało zmarłego składa się w trumnie? I ta karczma – miejsce wytchnienia po podróży, punkt docelowy i rozładowanie napięcia całego wiersza, a jednocześnie portal do zaświatów? Biorąc pod uwagę, że to Kazimierz jest celem podróży, to czy u kresu tej drogi przenosimy się w zaświaty? Uczucie, które wypełnia tego, kto znajdzie się w tym wyjątkowym miasteczku, doskonale oddaje zdanie wieńczące Brzezinę Iwaszkiewicza: „Spokój, spokój, prawie szczęście”. Więc może Kazimierz jako raj?
Oprócz pytań bez odpowiedzi ten z pozoru impresyjny wiersz zawiera konkretne szczegóły tytułowej drogi do nadwiślańskiego miasteczka. „Do Kazimierza jedzie się z Puław zielonym tunelem – aleją wysadzaną odwiecznymi (patrz przewodnik) topolami” – pisał, pokonując tę samą drogę w 1952 roku, Zbigniew Herbert.
Aleja topoli czarnych niczym słupy milowe znaczyła tę przestrzeń do 2020 roku. Obok pnączy chmielu były one jednym z najbardziej charakterystycznych naturalnych elementów drogi do Kazimierza. Bogaty znaczeniowo wątek topoli białej/białodrzewia analizował Robert Papieski w eseju Pacte macabre z książki Oblicza Iwaszkiewicza, rekonstruując okoliczności powstania Tataraku. Natomiast topole czarne to doskonałe tło do iwaszkiewiczowskich rozważań o drodze do wieczności. W Polsce rosną głównie na południowym wschodzie, najczęściej wzdłuż Wisły, stąd ich potoczna nazwa „topola nadwiślańska”. Żyją zazwyczaj 100–250 lat, a najstarsza topola rosła właśnie w Puławach i miała ok. 275 lat. Z kolei wspomniane w wierszu „kościoły wieżaste” są słupami granicznymi tej drogi. Gdy opuszczamy Puławy, mijamy kościół św. Józefa. Gdy docieramy do Kazimierza, naszym oczom ukazuje się tamtejsza fara. Ten, kto jechał tą drogą, wie, jak bardzo prawdziwa jest fraza z wiersza Iwaszkiewicza o „drogach krętych” i jak bardzo mijany krajobraz skłania do metafizycznych rozważań. To wszystko elementy kazimierskiej geografii sentymentalnej poety, u którego topola już wcześniej złączyła się z wątkiem śmierci w wierszu XXXVIII z tomu Lato 1932:
„Krok jego wierzba wita dreszczem,
Topól schylają się kolumny
I nozdrza, nieświadome jeszcze,
Czują już siana woń i trumny…”
Kazimierz po wojnie
Za ilustrację tego, czym był w tamtym czasie Kazimierz Dolny, może posłużyć obraz Antoniego Michalaka Kazimierz po wojnie. W tle zawalonej kamienicy Gdańskiej toczy się furmanka, ciągną postacie z tobołkami, poruszające się o kulach. Lata drugiej wojny światowej wyniszczyły tkankę miejską oraz ludzi. Po malowniczym uroku międzywojennego sztetla nie pozostało śladu. Architekt Karol Siciński, który przyjechał tu w październiku 1945 roku z ramienia generalnego konserwatora zabytków Jana Zachwatowicza jako Jednoosobowa Pracownia Konserwatorska w Kazimierzu Dolnym, by ratować lokalne zabytki, określił rozmiar zniszczeń jako 80%. „Miasto jest jak ciężko chory, który czeka ratunku” – pisał tuż po przyjeździe.

Antoni Michalak, Kazimierz po wojnie | 1945, fot. Marcin Koniak/DESA UNICUM, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Akademickiego SEDNO
Władze PRL lansowały miasteczko jako „perłę polskiego renesansu”. To właśnie dzięki polityce konserwatorskiej Sicińskiego nie postawiono tu wielu z planowanych szkaradnych domów wypoczynkowych. Jednak mimo wszystko sam konserwator uległ obowiązującej konwencji projektując „socjalistyczny w treści i narodowy w formie” Dom Architekta przy północnej pierzei rynku. „W nich jak z żartu dom Sarpu” – ironizował o nim w stylizowanej satyrze Notatka z Kazimierza z 1958 roku Julian Przyboś. W ratowanie rozwalających się kamienic angażował się również Michalak. „(…) ludzie są straszni, niszczą starożytne dachy Kazimierza, rozwalają mury – okna świecą pustką” – ubolewał w liście do Iwaszkiewicza. Michalak miał też przyczynić się do uratowania macew z cmentarza żydowskiego przy ulicy Lubelskiej sugerując, by podczas brukowania nimi drogi układać je licem do dołu. W artykule z 1971 roku malarz stwierdził, że został oddelegowany w charakterze konserwatora Kazimierza. Ale kto i kiedy go do tej roli wyznaczył? W skąpych opracowaniach na temat powojennej sytuacji Kazimierza brak potwierdzenia tej informacji.
Taki był stan architektury, natomiast jeszcze gorzej wyglądało życie artystyczne. Kazimierz stracił swoją pozycję jednego z ważnych ośrodków życia artystycznego Rzeczpospolitej. Poeci, malarze i letnicy zniknęli z miasteczka. Część wyjechała, część zginęła na froncie lub w obozach koncentracyjnych, innych rozstrzelano. Miejscowi Żydzi, tworzący mozaikę międzywojennego sztetla, niezastąpieni jako modele i organizatorzy praktycznej strony pobytu, zostali zamordowani na Majdanku i w Treblince. „Muszę zaznaczyć, że pozostałem sam w tym miasteczku, które pamięta beztroskość życia i świetność uśmiechów” – pisał Michalak w liście z 1947 roku do swojej przyjaciółki Marii Kuncewiczowej.
W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nie było miejsca dla barwnego stylu życia międzywojennej bohemy. Z jednej strony panował socrealizm, a później koloryzm jako oficjalna konwencja stylistyczna sztuki, a z drugiej trwała awangarda kontynuująca wątki przedwojenne i zapatrzona w zachodnie nurty sztuki. „Odtąd Paryż decydował, tam wydawano wyroki, tam formowało się polskie malarstwo. To nowe spojrzenie oznaczało, że Kazimierz i wszystko, co się z nim wiązało, zepchnięte zostało na margines” – określił sytuację historyk sztuki Waldemar Odorowski. Kapiści mieli niechęć do miasteczka, jako że przed wojną było ono bastionem ich wroga – malarza i pedagoga Tadeusza Pruszkowskiego wraz z grupą uczniów z warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych.
„Przez malarzy Kazimierz jest bojkotowany, aby ich nie urzekło zło Pruszkowskiego” – stwierdzał gorzko Michalak, wychowanek profesora. Lata 50. XX w. stały się mimo wszystko specyficznym okresem artystycznego przebudzenia miasteczka. Na fali „odwilży”, kiedy zaczęły powstawać nowe ugrupowania artystyczne, twórcy przypomnieli sobie o nadwiślańskiej miejscowości. „Idąc jeszcze dalej, należałoby zapytać, jaki obraz centrum możemy zobaczyć nie z samego centrum, a więc miejsca zwyczajowo zajmowanego przez historyka sztuki nowoczesnej, lecz z pozycji marginalnej, w myśl zasady, że z marginesów więcej widać” – pisał historyk sztuki Piotr Piotrowski. Okazało się, że marginalna rola Kazimierza może być jego atutem. Pozwalała na twórczą swobodę, dystans, niezależność. Według historyka sztuki XX wieku, Wojciecha Włodarczyka, skorzystali z niej m.in. Jacek Sienicki i Marek Oberländer, inicjatorzy istotnej dla artystycznej „odwilży” wystawy Przeciw wojnie. Przeciw faszyzmowi otwartej w 1955 roku, znanej jako „Arsenał”. Badacz uważa, że pierwsze szkice do prezentowanych tam Napiętnowanych i Cebul Oberländera powstały właśnie w nadwiślańskim miasteczku. Do miasteczka przyjeżdżali „arsenałowcy”, w 1958 roku wrócili tu pierwszy raz po wojnie Kuncewiczowa i malarz Piotr Potworowski. Był to też czas literackich powrotów dojrzałych już twórców do czasów swojej młodości, świadomych, że trzeba zachować świadectwa nieistniejącego już świata.
Kuncewiczowa opublikowała Odkrycie Patusanu, Hanna Mortkowicz-Olczakowa Światłocienie, Adolf Rudnicki Pałeczkę – utwory, których akcja dzieje się m.in. w Kazimierzu Dolnym. Genius loci Kazimierza stworzył specyficzną sytuację peryferyjności, a zarazem swobody twórczej. Ten swoisty kult prowincji był czymś charakterystycznym dla niektórych kręgów międzywojennej (i nie tylko) inteligencji. Znużenie ideologią „miasta, masy i maszyny” kierowało twórców szukających inspiracji w naturze ku podmiejskim miejscowościom, gdzie zamieszkiwali na co dzień (tak powstały m.in. miasta-ogrody, takie jak Podkowa Leśna, w której mieszkał Iwaszkiewicz), oraz ku letniskom (jakim był Kazimierz Dolny w tamtym czasie). Idea poszukiwań bliskości z naturą, w obcowaniu z którą można żyć pełnią życia, dla plastyków uzyskała spełnienie w koncepcji kolonii artystycznej. Od początku XIX wieku na terenie całej Europy wspólnoty artystów osiadały na prowincji, co wiązało się zazwyczaj z umiłowaniem lokalnego pejzażu i miejscowych „typów”. W podobnej aurze narodziła się i kazimierska kolonia, miejsce spotkania twórców z całej Polski, głównie odwiedzana jednak przez warszawiaków i lublinian, miejsce swobody twórczej i obyczajowej. Co ciekawe, prąd ten ominął Iwaszkiewicza. Po raz pierwszy był tu w 1914 roku, skąd musiał wracać do siebie, bo właśnie dokonano zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga i zaczęła się pierwsza wojna światowa. Kolejna wizyta odbyła się w roku 1940, kiedy gościł u Michalaka razem z pisarzem Jerzym Andrzejewskim, znów z wojną światową w tle. Być może stąd wyniknie skojarzenie miasteczka z końcem pewnej epoki, które odczuwalne jest w wierszu Do A.M. na odjezdnym z Kazimierza. Do tego stopnia zafascynował poetę widok z tarasu Michalaka (na którym przy kolejnym spotkaniu robili sobie wspólne zdjęcia z Wandą Telakowską, Jerzym Andrzejewskim oraz Jadwigą Zaremską), że snuł plany osiedlenia się tu lub w Sandomierzu. Marzył nawet o kupnie starego spichlerza w Kazimierzu, co jednak nigdy nie doszło do skutku. Co ciekawe, te marzenia przeszły na kolejne pokolenie. Córka pisarza Maria również chciała kupić domek w Kazimierzu, tuż obok posesji Michalaków.
Ukończone w końcu 1957 roku dwa sangwinowe portrety przedstawiające pisarza powstały właśnie tu – w pracowni na piętrze domu Michalaków przy ul. Zamkowej 5 w Kazimierzu Dolnym.
Anna Krawczyk
Wydawnictwo Akademickie SEDNO
Warszawa 2025
A może to Cię zainteresuje:
- Myślę o Twoim portrecie. Listy Antoniego Michalaka i Jarosława Iwaszkiewicza. Świadectwa i portrety - 23 października 2025
- Montrésor – pomiędzy francuskim renesansem a polskim odrodzeniem - 5 lipca 2024
- Twarzą w twarz z nowojorskimi obrazami Bractwa św. Łukasza - 10 sierpnia 2023
- Giovanni Battista Piranesi i jego „Więzienia Wyobraźni” - 29 maja 2023
- Antoni Michalak. Od rzeczy - 21 października 2022






