PROLOG
W pracowni wilgoć przenika pył, pachnie ziemią. Rzeźbiarka rozpoczęła etap pracy w glinie. Właśnie robi krok w tył. Nie spuszcza oczu z plastycznej formy, zastyga. Cofnijmy się i my, zastanówmy. Od czego zaczęłaby szkic własnej osoby? Spojrzałby sobie w oczy? Skupiłaby się na dłoniach? Odpowiedź Magdaleny Gross wygłuszają lata, które nas od niej dzielą. A jednak głos artystki jest pewny. Podpowiada, jak pracować z modelem.
„Najpierw obserwuję zwierzę, wybieram ruch, który mnie pociąga i który jest najbardziej charakterystyczny dla jego istoty. Potem robię szkice rysunkowe, czasami szkice w plastelinie lub glinie. W pracowni rozpoczyna się przenoszenie szkiców na model gliniany”1.
Obserwujmy więc. Ruch utrwalony w bezruch wybrał fotograf. Gross stoi obok gotowej rzeźby ptaka. Oczy pod mocnymi brwiami, skupione, może ciut drwiące, zapraszają do stawiania pytań. Przedziałek zaburza symetrię sylwetki nadwyrężoną przez nachylenie głowy. Ciemne fale fryzury spływają na ucho, którego płatek wymyka się i zlewa jasno z szyją zdobną kołnierzykiem. Reszta postaci odcina czerń, jeszcze tylko rząd guzików wymyka się z mroku. Dłoni niestety nie widać. Rzeźbiarce przygląda się jej dzieło. Bażant góruje z postumentu. W czujnym wykroku, daje się jednak chwycić światłem. Wypina pierś, grzbiet spływa łagodnie w zamaszysty ogon.
Spróbujmy odtworzyć proces, w którym niewidzialne dłonie przenoszą model z natury na rzeźbę.
ETAP I
„Gipsowy model przez świeżość […] materiału daje mi możność skontrolowania wyników poprzednich, uzyskanych w glinie i umożliwia mi prowadzenie pracy dalej w gipsie. Polega ona na […] uproszczeniu formy, przez co chcę uzyskać jak największy wyraz plastyczny i jak największą jednoznaczność danego kształtu”2.
Świeżość materiału
Rocznik 1891. Magdalena Gross przychodzi na świat w Warszawie w zaborze rosyjskim. Monografista rzeźbiarki, Mieczysław Wallis, określa rodzinę mianem inteligenckiej, mieszczańskiej. Dziadek, Rudolf Okręt, był uczniem Warszawskiej Szkoły Rabinów. Ożenił się z Matyldą z Paprockich, córką jednego z nauczycieli. Spośród absolwentów szkoły wyłoniło się środowisko tzw. asymilatorów. Ich dzieci i wnuki angażują się w polskie dążenia niepodległościowe. Okrętowie – rodzina kupców, księgarzy, wykładowców, dziennikarzy, wydawców. Na łamach „Nowej Gazety”, której jest redaktorem naczelnym, wuj Magdaleny, Stanisław Aleksander Kempner propaguje koncepcję asymilacji ludności żydowskiej z narodem polskim.
Rodzina posyła dziewczynkę na pensję Zofii Kurmanowej. Uczą się tam córki znanych warszawskich rodzin, ale też ziemian i chłopów z Litwy, Wołynia, Podola. Także Żydów. W 1905 roku, kiedy car zezwala na naukę w języku polskim, lekcje historii wychodzą z podziemia, żeby w 1908 roku wrócić do konspiracji, kiedy kolejny ukaz powierza Rosjanom wykłady historii i geografii. Magda nosi granatowy mundurek w drobną zieloną kratkę, a w starszych klasach fartuszek z białym kołnierzykiem. Beret zdobi znaczek – otwarta książka, na niej skośnie ułożone pióro.
ETAP II
„[…] wprowadzam szereg szczegółów, które są potrzebne dla ożywienia powierzchni, podziału jej na mniejsze części, zmiękczenia jej i scharakteryzowania danego zwierzęcia”3.
Wstęp do zmagań
Zachęcona przez Henryka Kunę, rzeźbiarza, który podpatrzył dziewczynę podczas lepienia w glinie, korzysta z możliwości, jaką stwarza warszawska Szkoła Sztuk Pięknych. To jedyna tego typu instytucja, która kształci wówczas kobiety. Trafia do pracowni Tadeusza Breyera. „Praca w akademii jest tylko wstępem do całej drogi zmagań i walk, jaka czeka młodego artystę”4 – wspomina po latach. Szkoła organizuje plenery w Łazienkach, w Kazimierzu nad Wisłą, za granicą. Magdalena wyjeżdża do Florencji.
Kto oglądał film Pokój z widokiem, niech przymknie oczy i wyobrazi sobie scenografię florenckich dni Magdaleny. Bohaterka filmu przeżywa pierwsze zakochanie, w tle genialna sztuka i zmysłowe krajobrazy. Gross pobiera nauki u malarza i rzeźbiarza Filadelfo Simiego. Kobiety na jego obrazach są swobodne, piękne zespoleniem z naturą. Co studiuje młoda rzeźbiarka? Postaci? Twarze? Może to miejsce uczula ją na wzajemność sztuki i przyrody, zażyłość nieba i architektury.
ETAP III
„Szlachetność odlewu w brązie polega na pięknie materiału, na różnych możliwościach, które z tego materiału wydostać można i na obróbce. Najsampierw robi się z modelu gipsowego formę, czyli odciska się w tzw. mułku – bardzo miękkiej i lekkiej ziemi. […] Forma wędruje potem do suszarni”5.
Z dala od ekstrawagancji
Artyści schyłku belle époque buntują się, wielu zrywa z realizmem. „Rozkawałkowano lub wydrążono bryłę, deformowano kształt. Prowokacyjnie lekceważono anatomię”6. Rodzą się skrajne „–izmy”: ekspresjonizm, kubizm, konstruktywizm. Magdalena jest daleka od ekstrawagancji, jednak śledzi rewolucję i podlega jej wpływom. Nie deformuje, ale upraszcza kształt. Dąży do wielkich powierzchni, nawiązuje do prostych brył geometrycznych. Lubi lepić. „Nie młotki, dłuta i szpice, lecz własna dłoń oraz wrażliwe i doświadczone palce były jej ulubionymi narzędziami”7. Potrzebuje dotyku, doświadczenia materii, odczucia, dzięki któremu kreuje przez siebie.
Wyjątkowo wrażliwa intuicja
Lata 20. dedykuje ludziom. Polska odzyskuje trudną niepodległość. Państwo zmaga się z podziałami pozaborowymi, społecznymi, biedą, gospodarką, lecz życie artystyczne kwitnie. Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych pokazuje trzy portrety autorstwa Magdaleny. Od tego momentu wystawia regularnie, w 1926 roku również akty, motywy rodzajowe i rzemiosło artystyczne. Cała ta twórczość przepadnie w zawierusze II wojny światowej.
Wśród portretowanych są postacie z kręgów artystyczno-literackich. Pewna malarka wspomina, że bywała z rodzicami w pensjonacie, który Gross prowadziła. Pewnie w ten sposób zarabia – twórczość jest kiepskim źródłem utrzymania. Pomieszkują u niej celebryci tego czasu. Jednym z odwiedzających jest prawdopodobnie Franciszek Fiszer– utrwala go w patynowanym gipsie.
„[…] barczysty olbrzym o tubalnym głosie i długiej brodzie Boga Ojca z malowideł średniowiecznych, zawsze z czerwonym goździkiem w butonierce, myśliciel kawiarniany, mistrz błyskotliwego i zaskakującego dowcipu, a przy tym żarłok o gargantuowskim apetycie i smakosz, był jedną z najbardziej oryginalnych i malowniczych postaci Warszawy okresu międzywojennego. Nic nie napisał, lecz życiorys jego został włączony do «Polskiego słownika biograficznego»”8.
Uważność rzeźbiarki wychwala na łamach „Skamandra” Kazimierz Błeszyński: „tylko wyjątkowo, jak w popiersiu dłuta Magdaleny Grossówny, wrażliwa intuicja kobiety-artystki dostrzega pod maską cygana-dowcipnisia poważną i szlachetną treść duchową tego rodzaju myśliciela”9.
ETAP IV
„Po wysuszeniu forma staje się twardsza; wtedy robi się w niej odcisk z mułku, przez co uzyskuje się rzeźbę z mułku, odpowiadającą modelowi gipsowemu. Rzeźbę tę zeskrobuje się ostrożnie, przez co się ją umniejsza. Dzięki temu umniejszeniu powstaje między formą a […] rzeźbą próżnia, w którą wlewa się płynny brąz. Po zastygnięciu wychodzi odlew zupełnie daleko od obecnego wyglądu, chropawy i zanieczyszczony mułkiem. Wszystko to trzeba usunąć, zanim przystąpi się […] do cyzelowania”10.
Chropawość
Pod koniec lat 20. artystkę dopada kryzys. „[…] przez szereg lat robiłam tylko głowy i kompozycje figuralne. Praca ta jednak nie zadowalała mnie. Ciągle miałam wrażenie, że coś powtarzam, że to nie jest tą najosobistszą wypowiedzią, do której każdy z nas dąży”11. Szuka inspiracji. Akurat międzynarodowe grono specjalistów orzeka, że nadwiślańskie łąki zasługują na miano ogrodu zoologicznego. Magdalena odwiedza park. Jan Żabiński, który objął stanowisko dyrektora, jest nie tylko cenionym przyrodnikiem, ale studiował także malarstwo.
Sztuka jest ważna zarówno dla niego, jak i jego żony Antoniny. Projekt modernistycznej willi, w której zamieszkają, zgodny jest z najnowszymi trendami architektonicznymi. Małżeństwo organizuje na terenie parku koncerty, umożliwia twórczość artystom. Magdalena zaprzyjaźnia się z Żabińskimi i spędza tam coraz więcej czasu. „Ogród zoologiczny pochłonął mnie całkowicie. Dzięki uprzejmości dyrektora […] mam ułatwiony dostęp do zwierzęcych modeli”12. Niekiedy prosi Żabińskiego o korektę pod kątem anatomii. On po latach wspomina, że budowę zwierząt wyczuwała znakomicie, że robił tylko drobne poprawki.
Wypowiedź najosobistsza
Grono zainteresowanych zwierzętami artystów polskich poszerza się z początkiem XX wieku. Jakby wracali do źródeł – historia sztuki zaczyna się od wizerunków zwierząt. „Przestały mnie prześladować reminiscencje przerabianego w sztuce od wieków ciała ludzkiego, odświeżyła mnie, pociągnęła odrębność świata zwierzęcego, nowe formy, kształty i ruchy”13. Gross zaczyna być określana animalistką.
Zachwyca ją różnorodność zwierzęcych postaw, interesuje charakter, zachowanie. Opowiada o modelach tak, że domyślamy się uśmiechu na jej twarzy.
„[…] asystowała mi raz w czasie szkicowania w glinie kormorana – mała sroka. Wskakiwała na stołek rzeźbiarski i przyglądała się godzinami z widocznym zainteresowaniem pracy. Pewnego dnia, gdy przyszłam do ogrodu, zastałam ku memu zdziwieniu rzeźbę odkrytą ze szmat, którymi zabezpiecza się glinę do schnięcia, narzędzia rzeźbiarskie na ziemi, a cały mój szkic pokłuty był dziobem […]. Najwidoczniej sroczka chciała mi pomóc w pracy”14.
Obserwowane zwierzę ucieka. Ufa, nie ufa, kieruje się właściwą sobie logiką. Trudno je namówić do pozowania. Artystce to nie przeszkadza. Pomaga wręcz – poznaje istotę odtwarzanego zwierzęcia. „Istne tortury przeżyłam w czasie studiowania młodej lamy. Aby ułatwić mi obserwację, odgrodzono ją od rodziców. Ci, zaniepokojeni losem dziecka, co chwilę przybiegali do mnie, w momencie, w którym pogrążona w pracy nie zauważałam, co się wokół mnie dzieje – pluli na mnie zawzięcie”15. Sama nerwowa, w otoczeniu zwierząt staje się opanowana. Pozyskuje je spokojem, delikatnością. I portretuje te łagodne, niegroźne jak lama, wielbłąd, sarna.
Żabiński bacznie śledzi twórczość Gross. Wyróżnia dwie linie rozwojowe animalistki.
„Bryła ptaka jest na ogół bardziej zwarta, opływowa, osadzona, niemal bez zróżnicowania powierzchni, na dwóch patykowato cienkich nóżkach. Bryłę ssaka cechuje natomiast nie tylko większe urozmaicenie kształtu i bogatsza faktura, ale również osadzenie na mocnej podstawie dwóch par nóg, zwykle znacznie grubszych, które artysta w razie potrzeby zlewa w dwie masywne podpory”16.
Odlot
Tak, zwracając się ku zwierzętom, Magdalena najpierw dostaje skrzydeł. „Świat ptaków nasunął mi nowe możliwości rzeźbiarskie, w których poczułam się świeższa, bezpośredniejsza i swobodniejsza”17 – tłumaczy. Może ten odlot podyktowany jest też zniechęceniem? Czy uwalnia w ten sposób myśl od tego, co dzieje się blisko ziemi? Bo atmosfera gęstnieje. W latach 30. mnożą się innego rodzaju „-izmy”. Faszyzm, narodowy socjalizm, stalinizm, militaryzm. Szaleje kryzys gospodarczy.
Magdalena koncentruje uwagę na zamorskich osobliwościach. Pociągają ją cudaki. Bawi dekoracyjny bażant złoty z Chin czy afrykański żuraw koronowy. Czapla, flaming, marabut ocierają się o groteskę.
„Obserwowałam bąka, widywałam go siedzącego nieruchomo w krzakach na gałęzi, z szyją wtuloną w pióra, miał kształt prawie kulisty. Zaniepokojony jakimś szmerem wystrzelał błyskawicznie szyją i nieruchomiał znów w kształcie torpedy. Czapla stojąca nad stawem, napuszona i dumająca, miała w każdej chwili nieograniczoną swobodę zmieniania swej sylwety i formy. Gęś japońska interesowała mnie bardziej bryłowatością swych form”18.
Gross odkrywa siebie stopniowo, chwiejnie, między skrajnościami. Upraszcza przez drobiazgowość. „W bażancie złotym cała powierzchnia skrzydeł i ogona została pokryta drobnym, misternym ornamentem grawerowanym: tak jakby artystka obawiała się zostawić jakieś miejsce puste”19. Równowagę między bogactwem szczegółów a wielką formą, w której wyraża się jej własny styl, dostrzegają Żabiński i Wallis w dziełach ostatnich, w dziełach „najbardziej skończonych – Lamce, Kormoranie, Marabucie, Kaczorze”.
Najbliższe człowiekowi
Kiedy zwraca się ku ssakom, być może jest w drodze powrotnej do rzeźbienia ludzi. To chyba wyraz nadziei. „Możliwe, że po okresie, w którym interesowała mnie odrębność ptaka, zaczęłam szukać jednak tego, co jest najbliższe człowiekowi – drugiego człowieka”20. Znów oswaja. „Żubr reprezentuje tu okres wstępny zaznajamiania się z nowym kształtem. Lamka i Łoś odpowiadają okresowi Gęsi i Bąka”21.
W 1936 roku wystawia w Instytucie Propagandy Sztuki, stowarzyszeniu, które powstało kilka lat wcześniej jako alternatywa dla „Zachęty”. IPS jest związany politycznie i finansowo z agendami rządowymi, personalnie z Akademią Sztuk Pięknych. Otwarty na różne kierunki w sztuce, popiera jednak artystów, którzy tworzą w myśl nauczanych tam zasad.
Wallis na łamach „Wiadomości Literackich” chwali charakterystyczne, malownicze sylwety prac Gross i to, że potrafi wydobyć z brązu efekt gładkiej lustrzanej powierzchni.
„Umie ona znaleźć szczęśliwą formułę rzeźbiarską dla kształtu i ruchu każdego zwierzęcia, czy będzie to krępa przysadzista gęś japońska, czy skulona czapla na cienkich nóżkach, czy naprężona, czujnie nasłuchująca lama lub zgrabny łoś na wysokich, smukłych nogach”22.
Jej dzieła, jak pisze, cechuje prostota, statyczna kompozycja, jasna, sugestywna sylweta. Przedstawia zwierzę w zwięzłym, syntetycznym ujęciu. Nienagannie wydobywa cechy gatunku, odmiany, płci i wieku. Znakomicie chwyta sposób trzymania głowy, ustawienia uszu, wyciągnięcia szyi, rozstawienia nóg, podniesienia lub opuszczenia ogona. „[…] poprzez te postawy i ruchy ujmujemy – lub zdaje się nam, że ujmujemy – charakter danego zwierzęcia – czujność i lękliwość lamy, pogodę i zadowolenie z siebie kaczora, zawadiackość i butę koguta”23. Jej rzeźby spotkamy podczas spacerów po warszawskim Ogrodzie Zoologicznym.
Place de Varsovie
Bierze udział w Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Paryżu. Jest rok 1937. To przestrzeń prezentowania nie tylko sztuki i przemysłowego rozwoju, ale też sposobność do przemycania politycznych deklaracji i propagowania programów społecznych. Place de Varsovie dominują usytuowane naprzeciw pawilon III Rzeszy i Związku Radzieckiego. Polska ginie w sąsiedztwie niemieckiej hali. Jej szczyt podrywa orzeł ze swastyką, ku któremu zmierza dwudziestopięciometrowa rzeźba Kołchoźnicy i Robotnika z sierpem i młotem. Hiszpanie domagają się opamiętania Guernicą Picassa. W cieniu demonstrowanych ideologii, ścierających się interesów, militarnych sojuszy Magdalena Gross w gronie artystów różnych pokoleń i środowisk (m.in. Olgi Boznańskiej, Tadeusza Makowskiego) wystawia dwie rzeźby: Bąka i Żubra. W kraju pawilon ma złą prasę. Polscy artyści otrzymują jednak blisko pięćset nagród.
Między wyróżnionymi jest Żubr, dostaje złoty medal. Pewnie lepiej niż Bąk odzwierciedla ducha czasu. Dla nazistów zwierzę jest genetyczną bazą do rekonstrukcji wymarłego setki lat wcześniej tura, chcą uczynić go ikoną III Rzeszy.
ETAP V
„Najróżnorodniejszymi narzędziami obrabia się brązowy odlew, gładzi się, akcentuje szczegóły, które niewyraźnie wyszły z odlewu”24.
Szpak w klatce
Ma 48 lat, kiedy wybucha wojna. W październiku 1940 roku Niemcy tworzą getto warszawskie, ona zostaje po tzw. aryjskiej stronie. Krótko funkcjonuje pod nazwiskiem Gościmska. Jako osoba publiczna jest zbyt rozpoznawalna, o pomoc prosi Żabińskich. Ci lokują ją w willi na terenie ogrodu zoologicznego. Miejsce nie przypomina tego, które znała. Wrześniowe naloty zniszczyły park, zginęło wiele zwierząt, resztę wywieźli okupanci.
Antonina Żabińska w opublikowanych po wojnie wspomnieniach podkreśla pogodę ducha, siłę i odwagę Magdaleny. Małżeństwo nazywa ją Szpakiem. Może i gwiżdże na rzeczywistość, ale raczej pozornie. Te bezlitosne lata nadwyrężają jej serce. Czujna, kiedy zjawia się niezapowiedziany gość, kryje się na piętrze, na strychu, w łazience, w ściennej szafie. W 1943 roku dołącza do willi Żabińskich przyjaciel, prawnik Maurycy Fraenkel (na fałszywych papierach Paweł Zieliński). Jest po próbie samobójczej, podjął ją w getcie, pod wpływem utraty bliskich i czarnych doświadczeń.
Kiedy pracownicy zoo zaczynają plotkować, Janina Bucholtz-Bukolska, współpracowniczka konspiracyjnej Rady Pomocy Żydom („Żegota”), znajduje zaufany adres na Saskiej Kępie, przy ulicy Zakopiańskiej, u rodziny Rendznerów. Tam na poddaszu Magdalena ukrywa się półtora roku. Jeśli wychodzi, to wieczorami i tylko na taras. Zaprzyjaźnia się z panią domu, Janiną, także artystką, oraz jej córką Zofią.
Przydarza im się jedna z wojennych sytuacji, które opowiadane w formie anegdoty, wydają się nawet zabawne. Któregoś dnia do domu wtargnęli Niemcy. Janina rzuca się do pozowania, Magdalena nakłada pospiesznie fartuch. Stoi na środku salonu i rzeźbi dawno już gotowy portret. Niemcy zaciekawieni procesem twórczym dopytują o szczegóły, po czym żegnają się i wychodzą. Pod kobietami – równocześnie – uginają się nogi. Janina da córce na imię Magdalena. Portretów osób, które pomagają, powstaje więcej. To jedyny sposób, w jaki może się wtedy odwdzięczyć.
Kukiełka
Wybuch powstania warszawskiego uwalnia i ją, i Maurycego, który po wyjściu z ukrycia pozostaje Pawłem. Są po „wyzwolonej” stronie Wisły. Razem przedostają się w październiku do Lublina. Czy są już po ślubie? Wiemy, że pobierają się w 1944 roku. Miasto cuchnie końską padliną, wyziewami benzyny z czołgów jadących na zachód, na ulicach leży porzucone uzbrojenie. Właśnie otwiera się pierwsza powojenna wystawa malarzy.
„Było to prowizorium i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Lecz prowizorium to miało jakieś czarodziejskie cechy. Tu zjawiali się ludzie tysiąckroć pogrzebani w pamięci, tu zjawiali się ludzie w tak cudacznych kreacjach, że w normalnych czasach wylibyśmy z szału radości”25.
Artyści gromadzą się Pod Paletą, u plastyków przy Krakowskim Przedmieściu. W zadymionej, gwarnej atmosferze spotykają się Stanisława Zakrzewska i Jan Sztaudynger. Chcą razem robić teatr, szukają twórcy lalek. „Sztaudynger pokazał mi z daleka stolik, przy którym owinięta w letni płaszczyk, w chusteczce zawiązanej pod brodą, siedziała Magdalena Gross”. Zakrzewska nie wierzy, że rzeźbiarka zgodzi się na współpracę. Jan, poeta, satyryk, teoretyk lalkarstwa rozśmiesza Gross zapewnieniem, że sama podobna jest do kukiełki. Przyjmuje zaproszenie. Dostają ministerialne fundusze na poruszanie „aktualnych problemów”. Wkrótce powstaną teksty do przedstawień Cwaniak, Smutne losy świni volksdeutschini oraz historia o żołnierzu spod Lenino i jego przyjacielu bucie – But-samo-chód. W nieogrzewanych przypadkowych pomieszczeniach, zapatuleni w chusty, szale, co kto ma, przygotowują spektakl. „[…] lepiła główki palcami sztywnymi i sinymi z zimna. Mimo to jej ręka wielkiej artystki darowała naszemu skromnemu teatrowi prawdziwe syntetyczne rzeźbki, pełne charakteru, wymowy artystycznej i dowcipu”26. W grudniu z afisza zaprasza teatr BI-BA-BO.
Przedwiośniem Magdalena wraca do Warszawy. Ogród Zoologiczny jest całkowicie zdewastowany, zwierząt nie ma. Jest niepocieszona, lata wojny uważa za twórczo stracone, chce rzeźbić. Jej modelami stają się mieszkańcy podwórka. Lepiąc Kaczora, marzy o stworzeniu serii posągów dekoracyjnych do zoo. Dostaje zlecenie na popiersie Stefana Jaracza, ale śmierć zabiera aktora, zanim ona przystąpi do pracy. Sama choruje na serce. Jeszcze Kogut, Zajączek I, Zajączek II… Umiera w dniu, w którym uznaje rzeźbę za gotową.
ETAP VI
„[…] ostatnim etapem jest patynowanie. Chcąc otrzymać rzeźbę zieloną jak np. gęś japońska, czarną jak młoda lama, brązową jak koziołek, patynuje się ją, czyli powleka odpowiednimi kwasami, które wywołują reakcję chemiczną”27.
Patynowanie
Nie tworzyła posągów ani pomników. Wyrażała się przez małą, tzw. rzeźbę kameralną. Jednak jej prace, nawet drobne posążki, dzięki nadanemu przez nią kształtowi są wielkie, niemal monumentalne.
Być może tak właśnie bywa z biografiami. Ci, którzy zostawili relacje o Magdalenie Gross, przedstawiali ją jako skromną, wrażliwą osobę. I taka rzeczywiście się wydaje. Nawet jeśli przyjąć, że posążki zwierząt zawierają aluzje do różnych typów ludzkich – „Gęś japońska to „piękna dama z absolutną pustką w głowie”. Bażant to pewny siebie samiec, wyruszający na podboje miłosne. Marabut, z głową wtuloną w ramiona, ma być żartobliwym wizerunkiem męża rzeźbiarki”28, są to ciepłe obserwacje, pełne sympatii do drugiego. Zarówno jej głos, jak i dzieła świadczą o delikatności, uważności, z jakimi skupiała się na modelach. Nie brakowało jej również autoironii, której Wallis upatruje choćby w przedstawieniu Czapli – autokarykaturze samej artystki. Jednak śledząc los rzeźbiarki, poza jej konsekwentnymi, artystycznymi poszukiwaniami, odkrywamy wielką historię – zabory, wojny, Zagładę – wydarzenia, które odmieniły życie milionów. I siłą rzeczy postać bohaterki wynosimy na piedestał, chociaż wątpliwe jest, żeby sama tego chciała.
Rzeźby Magdaleny Gross będą gościć w Kordegardzie – Galerii Narodowego Centrum Kultury w ramach wystawy: Obecność. Magdalena Gross/Gela Seksztajn.
Mamy nadzieję, że po 25 kwietnia zobaczymy tę wystawę na żywo, a tymczasem polecamy wam oprowadzanie kuratorskie:
Bibliografia:
1. Melbechowska-Luty A., Bal I., Teoria i krytyka. Antologia tekstów o rzeźbie polskiej 1915–1939, Warszawa 2007.
2. Praca zbiorowa, W stołecznym Lublinie, Lublin 1984.
3. Wallis M., Magdalena Gross, Warszawa 1957.
4. https://delet.jhi.pl/pl/psj?articleId=17734 (dostęp: marzec 2021).
5. https://domynalinii.wordpress.com/2019/11/05/szkola-zofii-kurmanowej/ (dostęp: marzec 2021).
6. https://asp.waw.pl/wp-content/uploads/2015/09/kalendarium.pdf (dostęp: marzec 2021).
7. https://issuu.com/muzeum_sztuki_nowoczesnej (dostęp: marzec 2021).
8. https://sprawiedliwi.org.pl/pl/historie-pomocy/historia-pomocy-rodzina-zabinskich (dostęp: marzec 2021).
9. https://docplayer.pl/2257935-Anna-demska-miedzynarodowa-wystawa-sztuka-i-technika-w-zyciu-wspolczesnym-paryz-1937.html (dostęp: marzec 2021).
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, Teoria i krytyka. Antologia tekstów o rzeźbie polskiej 1915–1939, Warszawa 2007, s. 275–276. ↩
- Ibidem, s. 276. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- M. Wallis, Magdalena Gross, Warszawa 1957, s. 17. ↩
- Ibidem, s. 18. ↩
- Ibidem, s. 20. ↩
- Ibidem, s. 21. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 276. ↩
- Ibidem, s. 275. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- M. Wallis, op. cit., s. 24. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 275. ↩
- Ibidem. ↩
- M. Wallis, op. cit., s. 25. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 275. ↩
- M. Wallis, op. cit., s. 24. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 277. ↩
- M. Wallis, op. cit., s. 27. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 276. ↩
- I. Witz, W kawiarni plastyków, w: W stołecznym Lublinie, Lublin 1984, s. 145. ↩
- S. Zakrzewska, Tworzymy teatr lalek, w: W stołecznym Lublinie, Lublin 1984, s. 200–201. ↩
- A. Melbechowska-Luty, I. Bal, op. cit., s. 276. ↩
- M. Wallis, op. cit., s. 28. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Co widział prorok z brzucha wieloryba. Przypowieść o Jonaszu Sternie - 4 sierpnia 2021
- Wybieram ruch, który mnie pociąga. O Magdalenie Gross - 19 kwietnia 2021
- …żeby przetrwała pamięć o moich obrazach. O Geli Seksztajn - 16 kwietnia 2021