O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Żona, matka, malarka. Irena Weissowa Aneri



Potrzebujemy Twojej pomocy. Wesprzyj nas »

Twórczość Ireny Weissowej (Aneri) pozostaje na uboczu głównych nurtów sztuki polskiej. Eksperymenty awangardy były jej w zasadzie obce. Jej twórczość była zakorzeniona w tradycji młodopolskiej, która ją najbardziej ukształtowała. Dzieła Weissowej są ciche i religijne. Ich autorka to żona wielkiego artysty oraz kobieta oddana domowemu ognisku.

Wojciech Weiss, Renia czytająca I, Irena Weiss, kobiety w sztuce, sztuka polska, Niezła Sztuka

Wojciech Weiss, Renia czytająca I | 1908, depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie

Irena z Silberbergów Weissowa urodziła się w 1888 roku w Łodzi jako jedna z czterech sióstr, obok Gizeli, Felicji i Maryli. Wszystkie utalentowane muzycznie i plastycznie, związały swoje życie w pewnym stopniu ze studiami malarskimi. Gizela studiowała malarstwo w Szwajcarii, Felicja i Maryla w Krakowie, w pracowni Wojciecha Weissa. Maryla – jako Marie Sperling – zapisała się w historii francuskiej sztuki abstrakcyjnej.

Irena Weiss, siostry, rodzina Silbeberg, Wiedeń, rodzeństwo, fotografia, Niezła Sztuka

Trzy siostry: Irena, Felicja i Maryla w Wiedniu | 1915, archiwum Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Łódź końca XIX wieku była miastem ponurym i okrutnym, w którym represje carskie nakładały się na nędzę robotników. Szare i bezbarwne, przygnębiająco oddziaływało na ludzi wrażliwych. O rok starszy od Ireny mieszkający przy ul. Piotrkowskiej Artur Rubinstein podkreślał ten nastrój w swych wspomnieniach:

„Wszędzie widniały ślady krwi, a na twarzach ofiar malowało się straszliwe przerażenie. W długi czas po zakończeniu się tego wszystkiego wracaliśmy do domu, w sercach mieliśmy śmierć, a nasze oczy na zawsze pełne były widoku tych okropności”.

Bronisław Wilkoszewski, fotografia, Fabryka Izraela Poznańskiego, Łódź, przemysł, miasto, Niezła Sztuka

Fabryka Izraela Poznańskiego w Łodzi, fot. Bronisław Wilkoszewski

Mimo tego w 1905 roku młodziutka Irena zaangażowała się w ruch proletariacki. Kolportowała tajne wydawnictwa, pomagała najnieszczęśliwszym. Jednak zaraz potem opuściła Łódź na zawsze i wyjechała do Warszawy, by tam kontynuować swoją edukację.

Mając do wyboru muzykę i sztuki plastyczne, zdecydowała się podjąć naukę w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Równocześnie jednak intensywnie ćwiczyła grę na skrzypcach.

„Zniknęły lęki wieczorne towarzyszące mej młodości – napisze potem – i ten smutek związany z przeżytą walką rewolucyjnych zajść tragicznej Łodzi”.

Sztuka porwała ją w swój magiczny krąg. Wokół niej w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych przewijali się jak w kalejdoskopie tacy twórcy jak: Konrad Krzyżanowski, Karol Tichy, Xawery Dunikowski. Byli to artyści, których siła twórczej wyobraźni rozpierała mury uczelni, a przesycone ekspresją dzieła budowały nowy nurt sztuki polskiej. Cenili oni ponad wszystko indywidualność, szczerość artystycznej wypowiedzi i całkowite oddanie się pracy. Krzyżanowski, uwielbiany przez uczniów i zwany nieodmiennie przez lata Krzyżakiem, odcisnął niewątpliwe piętno na najwcześniejszych obrazach Ireny. Pobyt w jego pracowni wspominała po latach słowami:

„…na piątym piętrze wpadłam w rozkrzyczany wir, we fruwające malarskie chałaty, tektury, rulony, rozpędzone korytarze, rozślizgane nogi. Zdawało mi się, że przez te ciasne mury przelewają się żywioły […]. Wchodzę do pracowni. Las sztalug, porozstawiane tektury, płótna, olbrzymie palety, pędzle jak moja ręka i puszki (!) farb. «Koledzy» z rozmachem murarzy mieszają, przybijają, wrzeszczą, klną, a koleżanki im dorównują. Pierwsza korekta był chwilą pełną emocji: «No cóż, malujecie czy gadacie i bezmyślnie ruszacie pędzlami» […]. Coraz bliżej i coraz ostrzej padają słowa jak kule. Czemu nie zwiałam! Co on mi powie, ach ten wstyd przed wszystkimi. Może nie zauważy… Ale idzie już ku mnie. Stanął z drugiej strony sztalugi, nie widzi jeszcze co zrobiłam, a ja czekam […] on stoi nieruchomy, oczy czarne iskrzą się tak dziwnie, nic nie mówi tylko wciąż patrzy we mnie, zapewne powie coś strasznego… Czekam, a on stoi jak skamieniały. Patrzę… Jego już nie ma… To była moja pierwsza korekta”.

Studia

Konrad Krzyżanowski (uczeń Akademii Petersburskiej, a od 1897 roku monachijskiej pracowni węgierskiego plenerysty Simona Hollósy’ego) już od 1901 roku zajmował się w Warszawie działalnością pedagogiczną, zaś w 1904 został powołany na profesora Szkoły Sztuk Pięknych. Z natury wybuchowy, potrafił jednak okazać uczniom wiele serca i zrozumienia, jego zachowanie mobilizowało do wysiłku twórczego. Cenił on bowiem nade wszystko indywidualność, szczerość i pracowitość.

Równie głęboko wryły się w pamięć artystki kursy u Xawerego Dunikowskiego – długowłosego blondyna o jasnej cerze i czarnych oczach. Jego twórczość pełna była gwałtownej ekspresji. Charakter jego sztuki determinował poczynania artystyczne uczniów. Dowodził tego pokaz ich prac w 1906 roku.

„Te wszystkie prace posiadają wspólną cechę, tendencyjne dążenie do z góry wykombinowanego typu. Istny szpital wizerunków ludzi źle zbudowanych, chorych piersiowo i wycieńczonych głodomorów. […] Prace te przytłacza znany, indywidualny gust i styl nauczyciela rzeźby, Pana Dunikowskiego”. Irena była jedyną kobietą w jego pracowni.

„Dunikowski był wymagający – wspomina – bali się go wszyscy, nie liczył się ze słowami, nie liczył się z nikim. Rzeźbiłam kobietę z dzieckiem na ręku – przychodziła taka modelka, nędza i smutek – chciałam oddać w glinie ciężar tej nędzy. Jaka radość i duma, gdy przyszedł, długo patrzył, pochwalił, zawołał do innych:
– Chodźcie, popatrzcie, wy tam dłubiecie te małe figurki, a tu młoda dziewczyna – i na jaką rzeźbę się porwała?
Baliśmy się wszyscy, ale też lubiliśmy Dunikowskiego”.

Krzyżanowski i Dunikowski wywarli wielki wpływ na młodzieńczą twórczość Ireny. Zachowało się niewiele prac z tego okresu, ale te, które przetrwały, są dobitnym świadectwem intensywnych poszukiwań własnej drogi młodej malarki u boku tak silnych i ekspresywnych indywidualności.

Pochodzące niewątpliwie z warszawskiego okresu nauki studia portretowe oddają atmosferę, która przeniknęła do twórczości zarówno Ireny, jak i do prac innych uczniów, szczególnie zaś młodego Gustawa Gwozdeckiego. Głowy postaci wyłaniają się z mglistego, mrocznego i niedookreślonego tła. Opisane raczej plamą barwną niż rysunkiem, uderzają neurotycznym wyrazem wiotkiej karnacji. Są zjawiskowe i somnambuliczne.

W 1906 roku Irena wyjechała na krótko do Monachium, gdzie, najprawdopodobniej z rekomendacji Krzyżanowskiego, zapisała się do pracowni wspomnianego już Simona Hollósy’ego. Była to jedna z wielu pracowni monachijskich wolnych od tradycji akademickich, założona w 1886 roku i ciesząca się wielką popularnością. Hollósy nie narzucał uczniom żadnej maniery malarskiej, nie krępował ich rozwoju, duży nacisk kładł na studia plenerowe, wyjeżdżając w tym celu najczęściej na Węgry do Nagybánya.

Jesienią 1907 roku Irena przyjechała do Krakowa. Wysoki poziom artystyczny tego środowiska ceniony i szanowany był zarówno na ziemiach polskich, jak i poza ich granicami. Krakowskie Towarzystwo Artystów Polskich „Sztuka” zapraszane było do wymiany artystycznych doświadczeń przez najznakomitsze ugrupowania twórcze w Europie, na czele z wiedeńską „Secesją”. Jednakże wzorem wielu uczelni Akademia Sztuk Pięknych była w tym czasie nadal niedostępna dla kobiet. Młode artystki uczęszczały zatem na Wyższe Kursy Żeńskie Adriana Baranieckiego lub korzystały z kursów prowadzonych prywatnie przez uznanych artystów i profesorów. Tą drogą za namową sekretarza Akademii Adama Łada-Cybulskiego Irena trafiła do pracowni Wojciecha Weissa. Została przyjęta przez niego na kursy malarstwa, które prowadził w mieszkaniu Gizeli Spirównej, dawnej przyjaciółki Dunikowskiego, przy ul. Kanoniczej, jak również w swojej pracowni-mieszkaniu przy ul. Podzamcze 14.

Wojciech Weiss, Podbiały. Renia za sztalugami, sztuka polska, Irena Weiss, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Wojciech Weiss, Podbiały. Renia za sztalugami | 1908, depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie

Proces odchodzenia młodej malarki od doświadczeń warszawsko-monachijskich zamknął się zaledwie w kilku zachowanych do dzisiaj dziełach, w których wyczuwalna jest jeszcze niepewność pogranicza. Podstawy nowej sztuki wykładane przez Weissa były nie tyle wyrazem utartych schematów akademickiej edukacji co jego osobistym dialogiem z rodzącą się nową sztuką. Malarz, który sam borykał się do niedawna z własną wyobraźnią nasuwającą mu obrazy kreślone jak gdyby piórem Stanisława Przybyszewskiego, teraz wchodził w okres przełomu niosący w sobie konieczność ideowych i plastycznych przewartościowań. Pojawienie się w pracowni młodej utalentowanej dziewczyny, słuchającej cierpliwie i z wielką uwagą, zmieniającej się pod jego czujnym okiem w malarkę barwy i światła, jego samego wprowadziło w przeczuwany już wcześniej, ale nie do końca wyartykułowany świat wolny od dekadenckiej neurozy. Po latach Irena wspominała ten okres następująco:

„Jesienne wieczory u stóp Wawelu spędzane przy akompaniamencie skrzypcowej muzyki Bacha, Mozarta, Wieniawskiego, budziły we mnie uczucia zachwytu i tajemniczości. […] Tyle ciekawych tam książek. Na półce stało Pismo Święte, liczne monografie malarzy umiłowanych. Taka urocza cisza prawdziwej pracowni malarskiej z oknem w dachu, ze sztalugami rozstawionymi i obrazami odwróconymi do ścian. Pulpit z nutami czekał na muzykę…”.

Otoczona muzyką i malarstwem słuchała słów swojego nauczyciela, które stapiały w jedno poetykę dźwięków i barw. Weiss powoli otwierał jej oczy na otaczający ich świat, uczył ją radości i wytrwałości w poszukiwaniu prawdy. Delikatna nić fascynacji, która zaczęła snuć się od ich pierwszego spotkania, niepostrzeżenie przerodziła się w silne uczucie. Pracownia na poddaszu kamienicy u stóp wawelskiego wzgórza stała się miejscem, w którym rozegrał się pierwszy akord ich wielkiej wzajemnej miłości. Zachwycony urodą Reni Weiss (tak lubił ją nazywać), artysta rozpoczął malowanie niekończącej się sekwencji jej portretów. Na jego obrazach twarz pozującej mieni się złotym blaskiem naftowej lampy, jej odbicia błąkają się po głębokiej czerni wypełnionego nocą okna. Nieustannie śledzona wzrokiem zapatrzonego w nią malarza, sama również zasiada do sztalug. Powstają zgaszone w tonie wnętrza pracowni, które stanowią indywidualne w wyrazie dopełnienie prac robionych na kursach malarstwa.

Na niewielkim obrazie przedstawiającym wnętrze pracowni Weissa na Podzamczu odkrywamy te same szczegóły co na powstałej w tym samym czasie fotografii: półkę z książkami, na ścianie japońskie drzeworyty i fotel, na który zarzucona została czarna peleryna. Zszarzały błękit ścian i wpisująca się weń duszna czerwień drzwi nabierają oddechu w refleksach światła błąkających się na grzbietach książek.

Irena wrosła w atmosferę Krakowa tamtych lat. Poznała urok wieczornych spacerów Plantami, towarzyszących im rozmów o sztuce i ożywionej atmosfery Jamy Michalika. To właśnie tam poznała Stanisława Kamockiego, Józefa Czajkowskiego, Alfonsa Karpińskiego, Antoniego Procajłowicza, Szymona Frommera, Karola Frycza, Ludwika Puszeta, Witolda Noskowskiego i Zenona Pruszyńskiego.

Kalwaria

Na przełomie lat 1907 i 1908 roku Irena wraz z Wojciechem przyjechali do domu jego rodziców w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ich miłość rodzinna stała się wkrótce jej udziałem. Cichy, lecz wypełniony niezmierną radością ślub miał miejsce w maju 1908 roku w kościele św. Michała Archanioła w Zebrzydowicach, graniczących z Kalwarią. Irena powoli wrastała w codzienny rytm kalwaryjskiego domu otoczonego ogrodem i starym sadem, ponad którym w oddali na falistym wzgórzu wznosiła się sylwetka klasztoru. Malowała coraz więcej, wpatrując się w te same motywy co jej mąż i nauczyciel. Pomimo ogromnej siły jego osobowości uczyła się interpretować je swoim własnym językiem.

Wojciech Weiss, Irena Weiss, artyści, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena i Wojciech Weissowie w Kalwarii | 1908, archiwum Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Nadal pozuje również Wojciechowi do obrazów, we wspomnieniach napisze:

„Rzadko zdarzało mi się brać igłę do ręki, ale gdy czułam, że Wojciech chce mnie malować, wszystko wydawało się ważne i potrzebne”.

Wśród całej galerii portretów przy szyciu, przy lekturze, przy porannej toalecie, brakuje jak gdyby jej wizerunków przy sztalugach. Kiedy zaczyna malować, nie potrafi już dzielić się sobą, potrzebuje skupienia, koncentracji, a przede wszystkim niezależności w budowaniu własnej malarskiej wizji świata.

Kalwarię po raz ostatni pożegna jesienią 1980 roku, mając 92 lata, pożegna dom, w którym każdy przedmiot i każdy wiszący na ścianie obraz sprowadzał jej myśli ku tym właśnie początkom, z których wykwitło malarstwo towarzyszące jej przez całe życie. Tam też na cmentarzu zostanie pochowana w grobowcu rodzinnym.

„Marzę jak o raju, o ukochanej Kalwarii – napisze – gdzie odetchnę wśród łąk i pól pełną piersią, zrzucę z siebie wszelkie miejskie troski i niepokoje, oczy z szarzyzny wypłukam w przestworzach i zacznę żyć jak Bóg przykazał…”.

Irena Weiss (Aneri), pejzaż, Wojciech Weiss, niezła sztuka

Irena Weiss (Aneri), Pejzaż z klasztorem i szklaną kulą | 1909, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

To właśnie w Kalwarii powoli kształtował się jej indywidualny sposób patrzenia na pejzaż, w którym wpływy malarstwa Weissa był coraz silniej przez nią przetwarzane. We wspomnieniach pisała:

„Przypominam sobie jak mój Mistrz odnajdywał mnie „zaszytą” gdzieś w pejzażu i cicho podchodząc, by mi nie przeszkadzać i nie płoszyć nastroju, ukryty gdzieś za drzewem naśladował śpiew wilgi, tak łudząco, że szukałam jej wzrokiem dookoła […]. I długie lata w pejzażu towarzyszył mi śpiew ptaków – jako Jego głos”.

Irena poszukiwała w swym malarstwie delikatnej gry barwnych niuansów. Unikała feerii barw i gwałtownych rozbłysków światła, które tak często budują pejzaż jej męża. Świat jej obrazów nasycony jest ciszą i spokojem, nie ma w nim miejsca na gwałtowny gest czy ekspresyjnie położony kolor. Pejzaż to ogromna połać nieba, u stóp którego wąskim pasmem rozwijają się pofalowane wzgórza, pola i łąki. Niebo jest lekko przymglone, z rozproszonym światłem nadającym mu perłowy ton. Wszystko wokół milknie, natura niezmiennie trwa w ukrytym za delikatną powłoką chmur słońcu, które wydaje się nie odmierzać godzin.

Irena Weiss, Aneri, Tańczące dzieci, dzieci w sztuce, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri),Tańczące dzieci | ok. 1935, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Wobec majestatu Stworzenia człowiek niknie, stając się drobną sylwetką uchwyconą w odległej perspektywie. Jest w tych pejzażach kalwaryjskich zapisana jakaś pokora, przybierająca nieomal mistyczny wymiar. Znajduje ona swoje odbicie również w poezji, kiedy Irena pisze: „Błogosławione wzgórza, na których się modlimy…”. Przepojona głęboką, żarliwą wiarą traktowała swoje malarstwo jako cichą rozmowę z Bogiem i Stwórcą.

Irena Weiss, Aneri, Pejzaż z pochmurnym niebem, Szaflary, pejzaż, kobiety w sztuce, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Pejzaż z pochmurnym niebem, Szaflary | 1922, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Wenecja

We wrześniu 1913 roku Irena wraz z mężem wyjechali do Wenecji. Oboje chłonęli czar tego miasta i oboje malowali. Nasycona światłem wilgotna atmosfera zbliżającej się jesieni stapiała architekturę miasta w srebrzystobłękitnym kolorycie. Możemy się domyślić, iż Irena idąc za przykładem Weissa, malowała swoje weneckie obrazy również w plenerze. Stąd tak doskonale uchwycony jest w nich kolor i światło rozpraszające się w delikatnych przymgleniach. Z placu św. Marka spoglądała na Campanillę, poprzez wody laguny malowała Doganę, kościół St. Maria della Salute, z plaży w Lido obserwowała sunące po morzu łodzie z białymi żaglami. Materia malarska tych obrazów pokazuje, jak wielki postęp uczyniła od pierwszych kalwaryjskich prób pejzażowych. Delikatny dukt pędzla kreśli architektoniczne perspektywy, świetny rysunek wytycza bryły i detale budynków, cienko kładziona farba wydobywa z szarości płótna opalizujący koloryt morza i nieba. Słońce, gdzieś poza kadrem obrazu, przesyca pejzaż delikatną rozproszoną jasnością. Jest w tych spokojnych weneckich niebach jakaś zapowiedź późniejszych rozległych pejzaży kalwaryjskich, w których delikatnie przymglony nieboskłon wydobywać będzie z malowanych pól najsubtelniejsze odcienie zieleni.

Malując obraz Piazzetta, wtopiona w tłum ludzi podążających w kierunku bazyliki św. Marka i Pałacu Dożów, przetworzyła ten trudny w swoim bogactwie i natłoku form motyw w wizję pełną ulotnego wdzięku. Każda kreska pnie się tutaj ku górze, pragnąc uchwycić rytm wyniosłej Campanilli. Ludzie o pospiesznie zaznaczonych sylwetkach tworzą delikatny ornament u jej podnóża. Każdy kolor gaśnie w relacji z zasnutym szarością niebem.

Anagram

Irena coraz czynniej brała udział w życiu artystycznym. Trudno ustalić dokładnie, w jakim momencie przyjęła pseudonim Aneri, będący anagramem jej imienia. Na podstawie wspomnień możemy przypuszczać, iż nastąpiło to około 1918 roku. Tym pseudonimem zaczęła sygnować swoje obrazy. Te wcześniejsze, sięgające 1908 roku, mogły zostać opatrzone sygnaturą „aneri” (pisane najczęściej z małej litery) wtórnie. Od około 1918 roku tak też przywoływana jest w krytyce artystycznej:

„W sali, w której rozmieszczone są obrazy Weissa znajduje się również kilkanaście prac p. Aneri, których intencye plastyczne są (jak zwykle) pokrewne malarstwu W. Weissa, są z jego „szkoły”, równie pod względem optyki malarskiej jak i techniki. Tym razem w technice, w sposobie modelowania p. Aneri widoczny jest wysiłek wyemancypowania się z pod wpływu mistrza…”.

Wchodząc w świat wystaw i krytyki artystycznej, nie chciała podpierać się nazwiskiem męża, znając jego niepodważalną już pozycję. Niemniej jednak recenzenci z uporem komentowali jej malarstwo w kontekście sztuki Wojciecha Weissa i idąc tym tropem, próbowali je wartościować. Nie dziwią więc często pojawiające się w prasie stwierdzenia, iż np.: „obrazy p. Aneri są refleksem sztuki Weissa” (W. Kozicki, 1926, brak dokładnych danych bibl.). Tworzyła w cieniu Mistrza, ale nigdy nie dawała powodów do myśli, że jest to dla niej ciężarem. Zawsze potrafiła znaleźć równowagę pomiędzy własną ambicją i dążeniem do niezależności a głębokim szacunkiem dla stojącego u jej boku wielkiego artysty. W recenzji wystawy Towarzystwa Artystów Polskich Sztuka w 1933 roku czytamy:

„Niespodziankę wreszcie sprawił W. Weiss, odstępując tym razem pierwszeństwa Aneri (Irenie Weissowej), w której obrazach widzą wszyscy malarze nerw malarski, subtelne odczucie koloru i temperament”.

Irena Weiss, Aneri, Pabst, sztuka polska, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Pabst | ok. 1907, kolekcja prywatna

W 1914 roku, wraz z wybuchem I wojny światowej, Irena wyjechała wraz z mężem do Wiednia, gdzie podjęła naukę w Kunstgewerbeschule1. Razem malowali w pracowni udostępnionej im przez Kazimierza Pochwalskiego, który wówczas pracował w austriackiej stolicy jako profesor. Wspaniałe kolekcje muzealne sztuki dawnej wzbogaciły zasób artystycznych doświadczeń Weissowej. Jeszcze przed wyjazdem do Wiednia małżeństwo przeniosło się z pracowni na Podzamczu tuż obok, do mieszkania przy ul. Straszewskiego 2. Kolejnym etapem będzie, od 1923 roku, własny dom wzniesiony wg projektu Franciszka Mączyńskiego przy ul. Krupniczej 31.

W kamienicy na ul. Straszewskiego 2, położonej u stóp Wawelu został namalowany obraz przedstawiający piękne słoneczne wnętrze z promieniami światła błąkającymi się po niebieskich ścianach. Na krześle przy stole siedzi siostra Ireny, Maryla. Przestrzeń domu, podporządkowana zasadom symetrii wytyczonym przez framugę drzwi i zwieszającą się z sufitu lampę, oddycha delikatnym tchnieniem atmosferyczności wkradającej się przez duże połacie okien. Spotkanie słońca z cienistą przestrzenią mieszkania wydobywa refleksy inspirujące artystkę do podjęcia z nimi malarskiego dialogu.

Irena Weiss, Aneri, Japonka, sztuka polska, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Japonka | 1919, kolekcja prywatna

Malarka i matka

Irena Weiss, Aneri, Hanusia z jabłkiem, dzieci w sztuce, sztuka polska, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Hanusia z jabłkiem | ok. 1923, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

W 1921 roku przyszło na świat pierwsze dziecko Weissów, córeczka Hanusia. W 1927 roku urodził się Staś. Od tego momentu Irena musiała pogodzić rolę matki i malarki – dwa wykluczające się częstokroć powołania. W poszukiwaniu spokoju do pracy nigdy jednak nie decydowała się na wynajęcie pracowni poza domem. Mieszkanie wypełnione absorbującą obecnością dzieci pozostawało nadal przestrzenią jej malarskich natchnień. Ich malutkie wdzięczne postaci stały się tematem obrazów. Malarka patrzyła na nie z ciepłem matczynej miłości. To już nie temat plastyczny, z którym trzeba się zmierzyć, dobrze zakomponować, zestroić kolory, ale najbardziej intymny pamiętnik głębokich wzruszeń i radości.

Dziecko jest modelem trudnym, pozostającym w ciągłym ruchu, a malowanie jego portretu wymaga szczególnej koncentracji. Cała bowiem konfiguracja obrazu zmienia się nieustannie. Dlatego też wizerunki dzieci Irena maluje pospiesznie i szkicowo, nie tracą one jednak niczego ze swojej urody. Są prawdziwe i pełne wdzięku, znakomite w tonacji barw i śmiałości duktu pędzla.

„… tak by się chciało iść, lecieć jak najprędzej naprzód” – wspomina Irena lata swojej najwcześniejszej młodości. Teraz lot powolnieje, artystka poznaje smak wyrzeczenia i rezygnacji. Swoje życie, swój pęd, swój niepokój musi powściągnąć w obliczu maleńkich istot, które pragną mieć ją dla siebie. Tak właśnie, jak napisze w małym utworze poetyckim dedykowanym synowi: „Tobie niczego odmówić nie mogę. Oddałam pióro – przepadł wiersz”.

Irena Weiss, dzieci, fotografia, Niezła Sztuka

Irena Weissowa z Hanusią i Stasiem w domu rodzinnym w Krakowie | ok. 1931, archiwum Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Irena Weiss, Aneri, Hanusia z nianią, kobiety w sztuce, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Hanusia z nianią | ok. 1923, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Na obrazie malutka Hanusia ubrana w granatową sukienkę z białym kołnierzykiem wpatrzona jest w leżącą przed nią książeczkę. W lewej rączce ściska jabłko, wznosząc je do ust. Kręcone jasne włoski mienią się refleksami światła. Pomarańczowa draperia za jej plecami i rysujący się na ścianie cień stanowią jedyne elementy malarskiej aranżacji. Istotą jest jednak ona – maleńka dziewczynka, zaróżowiona, skupiona na oglądaniu obrazków w bajce. Nie patrzy na swoją matkę, wydaje się nie zauważać, iż jest obserwowana i malowana. Ta jej dziecięca beztroska pozwala na szybkie ujęcie portretu.

Wakacje

Obrazy namalowane podczas wakacyjnego wyjazdu do Nicei w 1925 roku Irena pokazała na niezwykle ważnej dla niej wystawie „ANERI – WEISS – WYCZÓŁKOWSKI” zorganizowanej przez Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych we Lwowie w 1926 roku. W recenzji prasowej czytamy, że:

„… imponuje w ostatnich czasach postępem i rozwojem techniki, której rodzaj w pewnym kierunku przypomina technikę Weissa w pejzażu. Jej studia krajobrazowe są soczyste, świeże, barwne, wolne od banalności, zawsze interesujące wybranym motywem”.

Irena Weiss, Aneri, Agawy, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Agawy | 1925, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Siostra Ireny Maryla opuściła swój kraj na stałe, przenosząc się wraz z mężem Józefem Sperlingiem na Lazurowe Wybrzeże do Nicei. Sytuacja ta dała Irenie i Wojciechowi Weissom możliwość corocznych wyjazdów i obcowania ze wspaniałymi plenerami południowej Francji. Ich malarstwo nasyca się kolorem odmiennym i intensywnym. Częstokroć smutne i przymglone ojczyste niebo tam ożywia się najczystszym błękitem. Morze opalizuje seledynami i granatem, bujna zieleń rozprasza się miejscami w migotliwie barwne skupiska kwiatów lub też urywa się nagle, odsłaniając połacie nieomal czerwonej ziemi.

Domy zarówno Sperlingów, jak i Weissów wypełnione były muzyką, ale przede wszystkim żyły malarstwem. Józef Sperling, aktywnie zaangażowany w krakowskie życie artystyczne, udostępnił w 1927 roku całą swoją kamienicę przy ul. Sławkowskiej 12 na Wystawę Niezależnych, na której pokazano 297 dzieł najwybitniejszych twórców młodopolskiego Krakowa. W Nicei nawiązał natomiast kontakt z mieszkającymi tam licznie artystami, w tym przede wszystkim z Henrim Matisse’em. Irena malowała wybrzeża morskie w okolicach Villefranche i Monte Carlo, w tym czasie powstały też pejzaże tworzone wśród pól i winnic oraz widoki na ich dom na Avenue de la Lanterne.

Irena Weiss, Aneri, Cap Ferrat, Francja, krajobraz, pejzaż, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Cap Ferrat | 1925, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Cap Ferrat jest miejscem, w którym stoki Alp stykają się ze spokojną taflą morza. Ich górne partie przesłonięte chmurami u podstawy obnażają się surowym kolorytem nagich skał. Intensywne słońce wydobywa fasadę zamku Grimaldich, a woda przybiera seledynowe tony, przechodzące miejscami w pasma fioletu. Wszystko malowane jest inaczej, tak różnie od ojczystego pejzażu. Zdecydowane pociągnięcia pędzla budują obraz na całej jego powierzchni, kolor wyzwolony przez światło nabiera autonomii. Jak pisał Van Gogh:

„Przyszłość nowej sztuki jest na południu”.

Irena Weissowa, Aneri, Jastrzębia Góra, plener, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Irena Weissowa malująca na plaży w Jastrzębiej Górze | 1937, archiwum Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Irena jednak powróciła do swoich wzgórz kalwaryjskich, wśród których najpełniej odnajdywała wyraz swojej duszy. Od 1935 roku aż do wybuchu II wojny światowej wyjeżdżała każdego lata wraz z mężem i dziećmi do Jastrzębiej Góry, miejsca odwiedzanego również przez innych krakowskich przyjaciół malarzy. Artystyczny plon tych wakacji był szalenie bogaty u obojga artystów. Wysoki urwisty brzeg, piaszczyste wydmy, złoto kwitnący żarnowiec i nieskończenie różnorodne przeobrażane się morza zniewalały do malowania. Na płótnach utrwalony został Bałtyk – łagodny i słoneczny, spowity różowym oparem poranka, stalowo szary przed deszczową zawieruchą i w końcu poorany białymi grzywami fal. W obrazach tych Aneri doskonale przekazała zmienność nadmorskiej pogody, kiedy indziej tematem stały się „pracownie na plaży” z postacią Weissa przy sztalugach, zapatrzonego w morze.

Irena Weiss, Aneri, Wojciech Weiss malujący na plaży, obraz w obrazie, morze, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Wojciech Weiss malujący na plaży | ok. 1937, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Kwiaty

Irena Weiss, Aneri, Rocznica, kwiaty, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Rocznica | 1975, Muzeum Narodowe w Krakowie

„Tym, co Aneri stworzyła najpiękniejszego, pozostaną na zawsze Jej kwiaty, wizerunki kwiatów, kto wie czy nie najpiękniejsze w całym naszym malarstwie” – pisał Aleksander Małachowski („Kultura”, 11.02.1979)

Przynoszone do domu z wędrówek po polach i łąkach, zrywane w ogrodzie czy w końcu podarowane przez licznie odwiedzających Irenę przyjaciół kwiaty stały się nieodłącznym motywem jej malarstwa. Układane w pięknej ceramice pochodzącej z różnych zakątków Europy, począwszy od Huculszczyzny, poprzez Włochy, aż po Bretanię, komponowane były zawsze ze starannie dobraną draperią, niekiedy z obrazem namalowanym przed laty przez jej męża Wojciecha w tle bądź małym wycinkiem wnętrza. Kwiaty rozkwitały i więdły na kolejno powstających obrazach, malowanie nieraz kilkakrotnie stopniowo traciły kolor, rozsypując wokół wazonu zeschnięte płatki. Wśród kwiatowych studiów wiele jest piwonii, róż, cynii czy astrów. Są też bukiety, w których skupia się cały żywioł letniego bujnego ogrodu, a różnorodność kolorów i form stapia się w bogatej tkance malarskiej materii. Często Aneri malowała również kwiaty polne, drobne i delikatne, zerwane gdzieś wśród łanów zboża czy nad wilgotnym brzegiem potoku. Łączyła je z najprostszą aranżacją, wkładała w gliniane ludowe dzbanki, stawiała na drewnianym stołku, a uchylone drzwi stawały się dla nich tłem.

Malowanie kwiatów jest domeną często przypisywaną kobietom, mówi się o szczególnej kobiecej wrażliwości, delikatności i wyczuleniu na ten rodzaj piękna – i trudno się z tą teorią nie zgodzić. Aneri uosabiała wszelkie cechy kobiecości, nigdy nie dążąc do emancypacji. Jej malarstwo szukało inspiracji w najbliższym i codziennym otoczeniu, nie wybiegało poza domenę przypisaną jej jako opiekunce domowego ogniska.

Jedną z piękniejszych kompozycji jest obraz Tańczące laleczki, który skupia w sobie właśnie elementy codzienności artystki. Dzbanek huculski z bukietem suchych jesiennych kwiatów, drewniana szkatułka z uchylonym wiekiem i dwie laleczki baletnice – drobiazgi wzięte z kobiecego pokoju. Do tego drewniany taboret i dwie nasuwające się na siebie draperie, budujące wysmakowane barwne tło. Myśl artystki, tęskniąca za rozległym krajobrazem, tutaj skupia się na detalu jej osobistego uniwersum.

Irena Weiss, Aneri, Tańczące laleczki, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Tańczące laleczki | 1917, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Portrety

Po wojnie możliwość dalszych i dłuższych podróży została właściwie zamknięta. Pojawiły się w twórczości Aneri kompozycje figuralne, będące próbą wypowiedzenia się w obliczu nowej rzeczywistości. Jej pozycja wyrastająca z rzetelnych młodopolskich podstaw spowodowała, iż stała się wziętą portrecistką. Wykonywała wiele obrazów na zamówienia nie tylko prywatne, ale i różnych instytucji. Stworzyła cykl portretów astronomów do Chorzowskiego Planetarium, a także portrety profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i rektorów Politechniki Krakowskiej. Dużo wcześniej zapisała się w historii polskiego portretu doskonałymi wizerunkami Feliksa Mangghi Jasieńskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, Hanki Ordonówny, Skrzypaczki (Heleny Hellerówny), Wacława Nałkowskiego oraz Wojciecha Weissa. Nadal malowała też portrety najbliższej rodziny i przyjaciół.

 

Mozaiki

Irena Weiss, Aneri, Święta Teresa, mozaika, święci w sztuce, sztuka polska, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Św. Teresa | ok. 1959, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

W późnych latach swojego życia poświęcała coraz więcej czasu technice mozaiki (nie mylić z błędnie przypisywanymi jej zainteresowaniami witrażem), z którą zapoznała się w 1959 roku we Francji, w atelier swojej siostry Marie Sperling. Oczarowana już wcześniej mistycznym urokiem mozaik w weneckiej bazylice św. Marka i w innych włoskich kościołach zaadaptowała tę formę przede wszystkim do wyrażania swych głębokich uczuć religijnych. Te bliskie abstrakcji kompozycje ceramiczno-kamienne zatapiane w betonowych płytkach wydały się jej medium najwrażliwszym dla tej tematyki. Stworzyła więc cykle wizerunków świętych; św. Teresę, św. Tadeusza, św. Józefa, św. Jana Kantego czy też wielokrotnie św. Franciszka. Bardzo często podejmowała temat Madonny z dzieciątkiem, komponowała sceny Bożego Narodzenia, Przemienienia Pańskiego, Zesłania Ducha Świętego, Wniebowstąpienia. Równocześnie jednak do mozaiki wprowadziła tematyką współczesną, wykorzystując jej umowność. Tak powstały kompozycje: Polonia, Warszawa, tryptyk Żołnierz polski, Komandos, Przyszłość – Kosmos.

Cisza

Czas nieubłaganie odmierza kolejne lata, w 1950 roku umiera Wojciech Weiss – Irena przeżyje go o ponad 30 lat. W 1970 odchodzi na zawsze jej córka Hanusia (Anna Weiss, lekarz o dużych zasługach dla alergologii polskiej). Te tragedie jednak nie niszczą spokoju ani krakowskiego, ani kalwaryjskiego domu. Otoczona opieką syna Stanisława (profesora Politechniki Krakowskiej, zm. 1987) Irena może nadal rozstawiać swoje sztalugi wśród kalwaryjskich pól, jej zatopiona w pejzażu postać jeszcze przez wiele lat towarzyszyć będzie temu miejscu.

Na obrazie Cisza odnajdziemy postać jej męża zapatrzonego w łagodnie wznoszące się na linii horyzontu wzgórze Lanckorony (które nazywał „naszą Fuji”). Wieczorny pejzaż rozświetlony jest tajemniczym blaskiem księżyca. Pomiędzy sylwetką artysty a rozciągającą się w oddali ceglastoczerwoną smugą zabudowań Kalwarii stoją dwa splecione ze sobą drzewa. Mistyka świata oplata się wokół tajemnicy, jaką jest człowiek.

Irena Weiss, Aneri, Cisza, Pejzaż wieczorny z księżycem, sztuka polska, kobiety w sztuce, Niezła Sztuka

Irena Weiss (Aneri), Cisza (Pejzaż wieczorny z księżycem. Wspomnienie) | po 1950, depozyt w Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa

Aneri pisząc wspomnienia, najchętniej wracała pamięcią do lat swojej młodości. Prowadzony w nich dwubiegowy tok narracji nakłada współczesność na czas miniony. Pisała również bardzo osobiste i pełne głębokich refleksji wiersze dotyczące jej malarstwa, ale też życia. Obejmując tak odległą perspektywę lat, każda jej myśl dojrzewa, otwierając się na prawdę. W strofach wierszy zapisana zostaje jej świadomość przemijania, którą składa ze słowami dziękczynienia na ręce Boga.

Jej życie zgasło w 25 stycznia 1981 roku (kiedy jej wnuczka, pisząca te słowa, rozpoczynała studia historii sztuki na UJ). Zmarła w swoim krakowskim domu otoczona miłością rodziny. Na tablicy pamiątkowej wmurowanej w ścianę domu w Kalwarii jej syn napisał, iż przeszła przez życie „pełna wiary, nadziei i miłości”.


  1. Cesarsko-Królewskiej Szkole Rzemiosła Artystycznego, której jednym z pierwszych absolwentów był m.in. Gustav Klimt.

Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka

» Zofia Weiss

Historyk sztuki i krytyk, wnuczka artystów Wojciecha Weissa i jego żony Aneri Ireny Weissowej. Otoczona od dziecka sztuką, poświęciła jej całe swoje życie zawodowe. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, stypendystka Fundacji Lanckorońskich, Kierownik Galerii Polskiego Malarstwa i Rzeźby XIX wieku MNK w Sukiennicach, Fundatorka i Prezes Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa. Od lat zajmuje się promocja sztuki współczesnej, prowadząc autorską galerię sztuki i czyniąc z niej rozpoznawalną markę pod nazwą Zofia Weiss Gallery. Jest kuratorem kilkuset wystaw, autorką tekstów krytycznych oraz opracowań monograficznych sztuki przełomu XIX i XX. Odznaczona dwukrotnie przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Złotą Odznaką za Opiekę nad Zabytkami i odznaką honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej.


Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Wszystkie publikacje finansowane są dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



One thought on “Żona, matka, malarka. Irena Weissowa Aneri

  1. Mimo, że czytalem Pani wcześniejsze artykuły o Aneri w tym wydaną broszurę z okazji wystawy w 2007 roku w Wilanowie to znajduję obecnie nowe i ciekawe dla mnie spostrzeżenia i informacje o życiu tej ‘cichej’ artystki.

    Moje zainteresowania twórczością Aneri biorą się z racji posiadania jej stosunkowo wczesnego oleju, martwej natury, datowanego w 1919 roku. Tak jak Pani pisze, bukiet polnych kwiatów oraz w tym przypadku również ogrodowych peonii, ułożony został w wazonie ustawionym na okrytym krześle a tło stanowiła biała draperia. W przypadku pracy jaką posiadam, muszę dodać, że kwiaty ułożone zostały nie w prostym wazonie lecz wstawione są do białej, wzorzystej ażurowej wazy. Przypuszczam, że waza ta została kupiona przez małżeństwo Weissów za granicą i mogła wiązać się z bliżej nieznanymi wspomnieniami małżonków z ich podróży, być może z Włoch. Waza ta występuje bowiem w innych pracach obojga artystów: Wojciecha Weissa w martwej naturze z zielonym syfonem i niebieskim dzbankiem namalowanym w 1930 roku oraz Aneri martwej naturze z kwiatami i jabłkami ułożonymi na pofałdowanej draperii, powstałej chyba już po wojnie. Zaliczam tę pracę Aneri, o jakiej piszę, do jednej z piękniejszych jej martwych natur, o dużych wartościach artystycznych, zachwycającym świetle i stonowanej pastelowej kolorystyce. Dodam, że praca ta była niejako początkiem mojej kolekcji polskiego malarstwa. Ciekaw jestem czy ta biała, ażurowa waza, świadcząca również o zainteresowaniu małżonków Weissów kruchymi lecz artystycznie pięknymi przedmiotami użytkowymi, zachowala się do naszych czasów.
    Marek Kabat, USA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *