Pod koniec XIX wieku, około 1896 roku, Jacek Malczewski namalował portret kolegi po fachu, malarza Wacława Koniuszki. Ten niewielki wizerunek, liczący zaledwie 42,5 × 53 cm, został wykonany w technice olejnej na płótnie. Przez dłuższy czas znajdował się on w kolekcji Olgi i Tadeusza Litawińskich, a od lat przechowywany jest w prywatnej kolekcji w Łodzi. Kilkukrotnie, mimo ponurej tonacji i przygnębiającej atmosfery, pokazywany był na wystawach Jacka Malczewskiego.
A kogo widzimy na obrazie? Mężczyznę w średnim wieku, po czterdziestce, ujętego w półpostaci, znajdującego się w centrum kompozycji, który siedzi na krześle bokiem, a lewą rękę ma opartą o plecy siedziska. Trzyma w niej prostokątną paletę i kilka pędzli wycelowanych w przestrzeń po lewej. Prawa ręka mężczyzny, ledwo zaznaczona, spoczywa na kolanach. Otacza go neutralna przestrzeń, brązowa podłoga ze starych, pociemniałych desek i szaro-zielona ściana, która zapewne lata temu była odświeżana. Ascetyczne wnętrze uzupełniają obrazy: odwrócone tyłem do widza (szaro-beżowe płótna naciągnięte na blejtramy, w tle po prawej) oraz jeden – widziany we fragmencie, nad którym właśnie pracuje bohater portretu. Sam mężczyzna wyglądem przypomina bardziej kloszarda. Gęste, brązowe włosy sprawiają wrażenie nieuczesanych. Ruda, niechlujna broda dodaje lat, zamiast budzić skojarzenia z wizerunkiem artysty. Twarz widziana niemal en face, jest oświetlona sztucznym światłem prawie w całości. Jedynie prawy policzek i oczodół zostały ukryte w półcieniu. Kolorystyka pracy oparta jest o czernie, brązy i zielenie, przygaszone gdzieniegdzie bielą, która pewne partie obrazu neutralizuje w szarość lub beż. Niewielkie plamy indygo (na palecie) oraz stalowej szarości (na czole mężczyzny i jego lewym ramieniu), stanowią delikatne akcenty, kontrastujące z ciepłymi rudościami męskiego zarostu.
Kompozycja sprawia wrażenie pospiesznego szkicu. Krzesło, odwrócone do widza plecami, pod lekkim skosem, podkreśla przypadkowość ujęcia. Trójwymiarowa postać mężczyzny zostaje wzmocniona poprzez płasko namalowane neutralne tło. Należy zaznaczyć, że to nie jest rozbuchany, monumentalny Malczewski, jakiego znamy z dojrzałych, symbolicznych prac. To nadal jest mocna, wyrazista sztuka, ale jej treść, gdy w końcu ją odczytamy, poznamy kontekst, wbija głęboko w fotel. Tu już nie ma nadziei, ani szans na poprawę losu. Jest wyrok, z którym sportretowany mężczyzna żyje od kilku lat, ale o tym za chwilę…
Zacznijmy najpierw od znanych historykom sztuki faktów. Wacław Józef Koniuszko urodził się w Krakowie w 1854 roku. Nie znamy dziennej daty urodzin, ale znamy datę chrztu — 1 października 1854 roku. Przyszedł na świat w rodzinie niezbyt zamożnej, jako syn krawca Józefa i Małgorzaty z Migrelskich. Bardzo wcześnie, bo już w 1866 roku, zapisał się do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Gdzie przez pierwsze lata uczył się pod kierunkiem Feliksa Szynalewskiego oraz Władysława Łuszczkiewicza. W latach 1874-1876 otrzymywał szkolne stypendium. Potem przez rok uczył się na oddziale kompozycyjnym u Jana Matejki. Kolejnym krokiem był wyjazd do Monachium i nauka u Alexandra Wagnera. Od 1885 roku zamieszkał ponownie w Krakowie. Powrót do rodzinnego miasta zbiegł się z wystąpieniem u artysty nieuleczalnej choroby, której objawami były częściowy paraliż oraz narastające problemy psychiczne. Niestety, nie znamy nazwy choroby, która zaatakowała artystę. Wtedy Koniuszko właściwie przestał tworzyć.
Zanim choroba wyłączyła go z życia artystycznego, malował bardzo dużo. Spod jego pędzla wychodziły przede wszystkim realistyczne portrety oraz sceny rodzajowe. W warszawskim Muzeum Narodowym znajduje się znakomity portret ojca artysty, namalowany na styku dwóch kierunków: romantyzmu z realizmem. Drobiazgowo oddana twarz starszego mężczyzny, naznaczona zmarszczkami, ujęta została nieco z dołu, jakby artysta chciał uhonorować swego spracowanego ojca, wywyższając go ponad odbiorcę. Jednocześnie zwraca uwagę pewne przerysowanie w wyglądzie portretowanego, gdyż wręcz chorobliwie jasna karnacja kontrastuje nie tylko z ciemnymi oczami, ale i włosami, które ewidentnie zostały przez modela sztucznie przyczernione.
Wśród dzieł Koniuszki uwagę zwracają również wizerunki wdzięcznych główek kobiecych, a właściwie po bliższym przyjrzeniu się, jednej główki, która należy do młodej kobiety o jasnokremowej karnacji, dużych, ciemnych oczach, dość krótkim nosie i pełnych ustach. Tajemnicza piękność pozuje zazwyczaj w stroju wyjściowym, za każdym razem mając na głowie ozdobny kapelusz, bądź elegancki czepek.
Natomiast sceny rodzajowe Koniuszki nie są pełnymi uroku kompozycjami zachwalającymi życiowe rozrywki, czy przyjemności, to raczej malarska dokumentacja ciężkiej pracy rzemieślników, których życie artysta znał od podszewki, sam przecież był synem krawca. Dlatego, gdy oglądamy takie prace jak: U szewca bądź Krawiec przy pracy, to zwracamy uwagę przede wszystkim na biedne wnętrze, które mieści się najczęściej w suterenie kamienicy i często pozbawione jest dostępu do naturalnego światła. Czasem widoczny jest na obrazie tylko fragment niewielkiego okienka, które znajduje się sporo powyżej głowy rzemieślnika. Wspomniane sceny są być może po części wynikiem fascynacji artysty siedemnastowieczną twórczością tak zwanych „małych mistrzów holenderskich”, czy może echem współczesnego mu malarstwa niemieckiego, ale przede wszystkim stanowią krytyczny obraz warunków życia i pracy najuboższych warstw mieszkańców miasta.
Zdarza się, że w kompozycjach pojawiają się weselsze nuty. Jedną z prac, która zawiera elementy humorystyczne, jest bodajże najbardziej rozpoznawalny obraz w twórczości Koniuszki, znany pod kilkoma tytułami: Szewski poniedziałek, Czytanie »Czasu« w warsztacie lub Blaumontag. Centrum sceny w obrazie zajmuje majster, który rozsiadł się wygodnie na krześle i pogrążył w lekturze krakowskiego dziennika. Zaraz za nim stoi młodziutki praktykant, który opycha się suchą bułką, zerkając na gazetę ponad głową mistrza. Obydwie postacie pogrążone są w swoich czynnościach.
Wyczuwa się klimat pewnej beztroski i rozluźnienia, zasugerowany w tytule obrazu, który w stereotypowy sposób odwołuje się do zwyczajowego, co weekendowego, nadmiernego spożywania alkoholu przez szewca, po którym musi w poniedziałek odpocząć, czyli mówiąc innymi słowy: „dojść do siebie”. Co ciekawe, poszukując wytłumaczenia tego zwrotu, trafiłam na wypowiedź dr hab. Katarzyny Kłosińskiej, prowadzącej audycję w radiowej Trójce pod tytułem „Co w mowie piszczy?”1. Przytoczyła ona słowa jednego ze słuchaczy, który określenie „szewski poniedziałek” tłumaczy jako luźniejszy dzień w pracy, spowodowany koniecznością namaczania skór tego dnia, z których obuwie mogło być wyrabiane dopiero od wtorku…
O tym obrazie Koniuszki pisał również sam Henryk Sienkiewicz:
„W swojem »Blaumontag« okazał także wysoki dar obserwacyjny. Majster i chłopiec są to doskonałe i skończone typy. Akcya uchwycona wybornie. Znać, z jakim zajęciem majster czyta, co »jenteligenty« piszą, i że po chwili sam będzie o tem rozprawiał, choćby z własnym terminatorem. Obraz ten też znalazł już podobno amatora. Słyszeliśmy nawet, że zamówiono i drugi zmniejszony egzemplarz. Koniuszko jest, o ile wiemy, bardzo młodym człowiekiem i należy do tych, którzy nie wyrośli ani z soli, ani z roli, ale z własnej pracy i talentu”2.
Osobną grupę w twórczości malarza stanowią prace przedstawiające krakowski Kazimierz i jego żydowskich mieszkańców. Wpisują się one w serie nokturnów, które były najczęściej malowanym przez artystę obrazem miasta. I tak: Kidusz lewana — poświęcenie księżyca, Synagoga, czy Zaułek na Kazimierzu wyróżniają się specyficznym światłem i chłodną kolorystyką. I po raz kolejny świadczą o tym, że artysta zainteresowany był autentycznym życiem, pracą i obyczajowością, która toczyła się w ponurych, ciemnych izbach rzemieślniczych lub rozgrywała się po zmroku na ulicach i w miejskich zaułkach.
Koniuszko wystawiał dużo i chętnie. Pokazywał swe prace w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych, czy w Salonie Aleksandra Krywulta.
Warto przywołać słowa Sienkiewicza o początkach twórczości artysty:
„Przedewszystkiem tedy sam p. Koniuszko zasługuje na bliższą uwagę. Jest to malarz zdolny i płodny. Miłuje on się w ciemnych barwach, mrokach, światełkach, połyskujących wśród ciemności i wogóle w głębokich cieniach”3.
Pisarz podkreśla talent i młodość malarza, co w obliczu późniejszej choroby Koniuszki, tym bardziej wydaje się przygnębiające. Atak choroby wstrzymał jego aktywność malarską, zaprzepaścił rozwój twórczości, nie pozwalając by młody, bo zaledwie trzydziestojednoletni malarz, dołączył być może do czołówki polskich artystów, takich, jak Jacek Malczewski, który był jego równolatkiem. Wacław Koniuszko musiał być zresztą bardzo lubiany przez kolegów. Po chorobie nie był w stanie namalować postaci uzupełniających jego kompozycje i to właśnie koledzy artyści, między innymi Leon Wyczółkowski, domalowywali tak zwany sztafaż w jego pracach.
Wydaje się, że to właśnie Wyczółkowski, który był starszy od Koniuszki o dwa lata, był jego najlepszym przyjacielem, o czym świadczy fakt, że to właśnie on zaopiekował się chorującym malarzem. To również u niego około 1896 roku Koniuszko rozpoczął ponowną naukę malarstwa.
Postać chorego artysty została uwieczniona przez Wyczółkowskiego w dwóch portretach, niewielkim rysunku i zdecydowanie większej, pastelowej, całopostaciowej podobiźnie (obydwie prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie).
W 1898 roku Wyczółkowski namalował jedną ze swoich najbardziej znanych prac, zawierającego symboliczne treści Stańczyka. Królewski błazen, który kryje twarz w dłoniach, w niemym geście rozpaczy, jest w pełni świadom, jak bardzo polskie społeczeństwo stało się marionetkami w rękach zaborców. „Twarzy” Stańczykowi użyczył nie kto inny, jak sam Wacław Koniuszko, którego dramatyczne losy zainspirowały Wyczółkowskiego do zatrudnienia go w roli modela do tej kompozycji.
Nie wiadomo do końca, jak wyglądały relacje pomiędzy Jackiem Malczewskim a Wacławem Koniuszką. Możemy założyć, że schorowanego artystę darzył przynajmniej sympatią, jeśli nie przyjaźnią, bo wiadomo, że żadna siła nie zmusiłaby go do namalowania portretu malarza, za którym nie przepadał (vide osoba Juliana Fałata, no chyba, że mówimy o karykaturach…).
Malczewski wielokrotnie portretował znajomych artystów, będących nierzadko jego serdecznymi przyjaciółmi (na przykład Wojciecha Kossaka, Kazimierza Pochwalskiego, Stanisława Tondosa). Portret malarza Wacława Koniuszki namalowany został przez Jacka Malczewskiego nie tyle z troską, lecz z ogromnym szacunkiem, a przede wszystkim dużą wrażliwością na dramatyczny los portretowanego — człowieka i artysty. Być może Malczewski, który sam przez lata borykał się z konsekwencjami choroby wenerycznej, do której należał między innymi częściowy paraliż twarzy, a w konsekwencji opadająca powieka (w latach późniejszych zaznaczył tę chorobliwą zmianę na takich obrazach jak Autoportret w jakuckiej czapce, czy Pierwiosnek (Portret własny z żoną)) tym wrażliwiej reagował na chorobę innych.
Intencję Malczewskiego potwierdza podpis, w prawym górnym rogu, obok sygnatury: „Portret W Koniuszki”, jakby autor chciał, żeby pamięć o tej naznaczonej cierpieniem twarzy, nie została zatarta. Wacław Koniuszko żył zaledwie 46 lat. Zmarł 24 sierpnia 1900 roku w Zakładzie Helclów, w krakowskim Domu Ubogich.
Bibliografia
1. Kudelska D., Dukt pisma i pędzla. Biografia intelektualna Jacka Malczewskiego, Lublin 2008.
2. Malinowski J., Malarstwo polskie XIX wieku, Warszawa 2003.
3. Micke-Broniarek E., Malarstwo polskie. Realizm, naturalizm, Warszawa 2005.
4. Pisma Henryka Sienkiewicza, t. LXXXI, Warszawa 1906.
5. Ryszkiewicz A., Malarstwo polskie. Romantyzm-historyzm-realizm, Warszawa 1989.
6. Aby to piękno służyło innym… Kolekcja Olgi i Tadeusza Litawińskich, oprac. K. Przylicki, Lublin 2016.
7. Sztuka polska. Sztuka XIX wieku (z uzupełnieniem o sztukę Śląska i Pomorza Zachodniego), red. J. Malinowski, Warszawa 2021.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Malarz oczami malarzy. Tragiczne losy Wacława Koniuszki - 30 grudnia 2021
- Rafał Malczewski. Od cepra do wariata - 30 lipca 2021
- Dwór w Lusławicach. Magiczne miejsce, które ukochali Malczewski i Penderecki - 14 maja 2021
- Thanatos i motyw śmierci w malarstwie Jacka Malczewskiego - 26 lutego 2021
- Jacek Malczewski „Portret Heleny Marcello” - 30 grudnia 2020
- Jacek Malczewski „Wizja Ezechiela” - 10 września 2020
- Konrad Krzyżanowski „Portret żony” - 2 sierpnia 2020
- Oblicza kobiet w twórczości Jacka Malczewskiego - 24 stycznia 2020
- Jacek Malczewski – rycerz polskiej sztuki - 14 lipca 2017
Znakomity ten Koniuszko. Wstyd przyznać, ale o nim nie słyszałam. Moją fascynacją jest Konrad Krzyżanowski, ale to malarstwo jest na podobnym poziomie. Szkoda, że taka to tragiczna postać, ale który artysta miał lekkie życie? Pozdrawiam. Agnieszka