Magia starożytnego Egiptu to tytuł wystawy zorganizowanej przez Muzeum Narodowe w Lublinie z okazji 200. rocznicy odczytania hieroglifów i 100. rocznicy odkrycia grobowca Tutanchamona. Szerokie spektrum dzieł obejmuje czas od powstania Egiptu aż po jego zmierzch, kiedy to królestwo faraonów uległo imperium rzymskiemu, dzięki czemu lubelska ekspozycja pozwala nam zapoznać się bliżej z czasami tak odległymi, a zarazem nadal ciekawymi i inspirującymi.
Historia, obyczaje i sztuka potężnego Egiptu doczekały się wielu tomów opracowań, co świadczy o tym, że życie dawnych mieszkańców tego państwa rodzi ciągle ogromne zainteresowanie zarówno wśród naukowców, jak i w środowisku amatorów sztuki.
Obok literatury przedmiotu to właśnie muzea ukazują nam światło odległych czasów, nawet tych sprzed kilku tysięcy lat, kiedy to narodził się kult faraonów. Zatem edukacyjna rola tych instytucji nie budzi wątpliwości. Warto zaznaczyć, że muzea coraz chętniej pokazują nie tylko same dzieła sztuki, ale też bardzo ważne w aspekcie nauki artefakty. Niekoniecznie muszą być one atrakcyjne wizualnie, lecz jako przedmioty wyrażają potrzeby i umiejętności człowieka. Stanowią świadectwo rozwoju cywilizacyjnego, są dowodem śmiałych osiągnięć ludzkości.
Wydarzenie niemal światowe
Odkrycie grobowca Tutanchamona w 1922 roku było wielkim wydarzeniem i lotem błyskawicy obiegło niemal cały glob, i to bez pomocy Internetu. W owych latach „Internetem” był telegraf. Wiadomość o odnalezieniu poszukiwanego od lat grobowca dotarła szybko do wszystkich ucywilizowanych krajów i stała się tak ogromną sensacją, że do Doliny Królów zaczęły nadciągać pielgrzymki naukowców oraz ciekawskich i wszędobylskich turystów. Może nie wydaje się nam to tak naganne – przecież światem intelektualistów rządzi kultura ciekawości, ale niestety setki podróżników bardzo utrudniały pracę naukowców nad wydobywaniem, czyszczeniem, katalogowaniem i selekcjonowaniem tak zaskakująco bogatego wyposażenia. Chyba najbardziej irytowało to głównego bohatera owego zdarzenia, angielskiego archeologa Howarda Cartera, zwłaszcza że doszedł on do sukcesu żmudną, trudną drogą okupioną niejedną chwilą zwątpienia.
Dzieje dotarcia do grobowca młodziutkiego faraona to historia zawiła, która wymaga choćby pewnego komentarza, zatem wypada przynajmniej naszkicować jego kontekst, a także przedstawić główne postacie odgrywające zasadnicze role w badaniach prowadzonych w słynnej nekropoli egipskich władców, czyli w Dolinie Królów położonej w Tebach Zachodnich.
Dopiero na początku XVIII wieku, wraz z założeniem Society of Dilettanti, zaczęto głębiej systematyzować wiedzę o starożytnych kulturach, a w rezultacie pomyślano o tworzeniu prac wykopaliskowych o charakterze naukowym; tak oto powstała nowa dyscyplina akademicka – archeologia. I choć początki były trudne i niepozbawione błędów, to jednak działania przyniosły nieocenione skutki. Dzieła sztuki i artefakty dawnych czasów muszą podlegać odpowiedniemu zabezpieczeniu, są dziedzictwem całego świata, mają własne prawa, jednocześnie eksperci powinni dzielić się swoimi doświadczeniami. A oto przedstawione w skrócie ich refleksje i wnioski – choć wiadomo, że niektóre z nich mają tylko charakter hipotez.
Duch i materia
Egipcjanie od najstarszych czasów wierzyli, że człowiek składa się z ducha i materii, a ich żywot pozaziemski uzależniony jest przede wszystkim od zabezpieczenia ciała po śmierci. Nagrodą za uczciwe i bogobojne życie ma być kraina zwana Polem Trzcin, gdzie nie zazna się bólu, cierpień ani śmierci. Miejsce to wyobrażano sobie jako wyidealizowane lustro bytowania ziemskiego, do którego można dopłynąć łodzią po łaskawym sądzie Ozyrysa. Nic dziwnego, że mieszkańcy znad Nilu tak bardzo dbali o swój pochówek; nie chcąc tracić dóbr materialnych, zabierali ze sobą w zaświaty wszystko, co mogłoby być im potrzebne.
Zatem grobowce, zwłaszcza władców i zamożnych ludzi, przybierały postać skarbców, ukrytych komnat wyposażonych w niezliczone rzeczy, bezcenne dzieła sztuki i przedmioty codziennego użytku. Bez względu na to, czy były to piramidy Starego Państwa, czy potem, w czasach Średniego i Nowego Państwa, groby wykuwane w skałach, miejsca te niestety prowokowały do grabieży, rabunków, plądrowania i profanacji zwłok. W konsekwencji do końca XVIII wieku wszystkie nekropolie uległy mniejszej lub większej dewastacji. O odnalezieniu grobowca nietkniętego ręką złodzieja i szabrownika nie można było marzyć.
Wraz z początkiem kolejnego stulecia egiptolodzy amatorzy albo Dilettanti prowadzili wzmożone działania eksplorujące święte miejsca starożytnych mieszkańców Egiptu. I choć ich argumentacja do działań była zgoła inna niż motywacja grabieżców, to nekropolie stopniowo przestawały być tajemnicą i powszechnie uznano, że Dolina Królów jest już wyjałowiona przez badania1.
W poszukiwaniu śladów
Badacze z tamtych czasów podejrzewali jednak, że może być jeden wyjątek – ostatnie miejsce spoczynku Tutanchamona. Sądzono wówczas, że był mało znaczącym i krótko panującym władcą, ale i tak poszukiwano jego ostatnich śladów. Odnaleziono grobowce jego przodków i następców, a ta wielka niewiadoma rozpalała wyobraźnię badaczy, była pociągająca i mobilizująca do działań.
Ten młody władca panował w czasach XVIII Dynastii, na pewno po „królu – kacerzu”, Amenchotepie IV, czyli Echnatonie. Echnaton nazywany był kacerzem (czyli heretykiem, bezbożnikiem, odstępcą od pradawnej wiary), ponieważ dokonał przełomowej zmiany w religii egipskiej. Politeizm, czyli wielobóstwo, zamienił na monolatrię, a więc oddawanie czci tylko jednemu bóstwu2. To właśnie Tutanchamon najprawdopodobniej przywrócił poprzednie zwyczaje, czyli wiarę politeistyczną.
Tutanchamon prawdopodobnie był synem Echnatona, ale obecnie naukowcy nie mają absolutnej pewności, czy jest to fakt. Może jednak Tutanchamon był jego bratankiem? Nie to jednak w tym miejscu jest najważniejsze. Istotne pytanie powinno brzmieć inaczej – co takiego szczególnego uczynił, że jego grobowiec okazał się istnym skarbcem nieprzebranych kosztowności? Czy wystarczyło „po prostu” objąć tron w swoje posiadanie, aby potomni zadbali o setki klejnotów i precjozów, lokując je w grobowcu każdego faraona? Teraz trudno to ustalić, skoro cmentarze egipskie uległy tak dalekiej ekspansji złodziei. A może jednak Tutanchamon, choć panował krótko i bardzo młodo zmarł, dokonał zmian, które przyczyniły się do jego gloryfikacji? Wiemy, że początkowo posługiwał się imieniem, które brzmiało TUTANCHATON, czyli „ten, który czci boga słońca – Atona”, podobnie jak jego poprzednik, Echnaton. Zmienił jednak imię na TUTANCHAMON, powracając do religii politeistycznej, która hołdowała Amonowi, ale nie zrezygnował z oddawania szacunku pozostałym bóstwom3. W takim razie może było tak, że wdzięczni kapłani, odtrąceni przez Echnatona, przywróceni na nowo do łask, a także liczni przeciwnicy rewolucyjnych zmian obdarowali chłopca tak szczodrze.
Niemniej jednak grób Tutanchamona nie został wtedy jeszcze odnaleziony i czekał go nowy rozdział w historii. Rozdział ten napisali przede wszystkim dwaj Anglicy, którzy poznali się w Tebach: egiptolog samouk Howard Carter i lord Carnarvon, arystokrata, zamożny kolekcjoner i miłośnik sportu, szukający intelektualnych przygód.
Egiptolog samouk i arystokrata
Carter należał do najbardziej znanych badaczy kultury starożytnego Egiptu, choć jego początki „w zawodzie” były skromne. Najpierw pracował u boku wykształconych specjalistów działających na rzecz British Museum. Był wtedy zaledwie siedemnastoletnim chłopcem bez gruntowniejszego przygotowania, ale jego chłonny umysł, determinacja, niezwykła pamięć i skrupulatność zastąpiły uniwersytet. Ponadto los mu sprzyjał, bowiem stał się praktykantem profesora Percy’ego Newberry’ego, który wykładał egiptologię w Kairze i zabrał go na wykopaliska, a tam właśnie Carter zetknął się z wielkim autorytetem światowym, sir Williamem Flindersem Petrie. Przez osiem lat, od 1890 do 1898 roku, pilnie kształcił swój warsztat archeologiczny4. Na razie pokornie, systematycznie i zawsze pod czujnym okiem opiekunów. Cierpliwość i metodyczność zaowocowały potem w jego samodzielnych obserwacjach i decyzjach, sprzyjały też karierze – Howard Carter otrzymał stanowisko inspektora zabytków Górnego Egiptu i Nubii. Na skutek pewnego incydentu, uniósłszy się honorem, po kilku latach nienagannej pracy został zdegradowany.
Trudny okres zakończył się wraz ze spotkaniem George’a Edwarda Herberta, lorda Carnarvona. To kolejna ważna postać w historii odkrycia grobowca Tutanchamona. Życiorys Herberta, stosunkowo krótki5, jest tak barwny, iż mógłby być przedmiotem niejednej opowieści. Aby podreperować mocno nadwątlone zdrowie, w 1903 roku wyjechał z dżdżystej Anglii do ciepłego Egiptu i postanowił zdobyć koncesję na wykopaliska oraz wyłożyć pieniądze na poszukiwania skarbów.
W końcu otrzymał pozwolenie, a pieniądze – jak na razie – wystarczały, by zatrudnić Cartera i rozpocząć prace. Od tego czasu arystokrata kursował między swoją rezydencją a królestwem faraonów dość często, śledząc pilnie wszelkie postępy. Imponująco długo czekał na efekty, więc nic dziwnego, że po dobrych kilkunastu latach niepowodzeń zaczynał tracić nadzieję i oczywiście pieniądze.
W tym miejscu trzeba jeszcze wspomnieć o dwóch Amerykanach – Davisie i Winlocku. Theodore Davis był milionerem, który odegrał niemałą, choć nieco przewrotną rolę w dalszych wydarzeniach. To poszukiwacz skarbów, motywowany przede wszystkim dreszczykiem emocji. Ekscytował się badaniami, nieźle poruszał się w świecie archeologii, ale pragnął spektakularnych wyników. Nie mając naukowego nastawiania, lekceważył „drobiazgi” i artefakty, a przecież to one, poddane badaniom, utwierdzały w przekonaniu, że jeszcze nie wszystko odkopano w Dolinie Królów. Te „drobiazgi” i artefakty oraz większe wykopaliska nie uszły uwadze egiptologa, późniejszego dyrektora Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Herberta Winlocka. Przedmioty przekazane przez Davisa zostały odesłane do muzeum, przebadane i okazały się cennymi wskazówkami. W miejscu wykopalisk Amerykanina musiał być jeszcze nieodkryty grobowiec, właśnie prawdopodobnie faraona Tutanchamona. Davis zniechęcony niepowodzeniami zrezygnował z prac w 1912 roku i w ten sposób ustąpił miejsca Carterowi i Carnarvonowi6.
Długa droga
Carter nie szczędził sił, by dowieść, że ma rację – miał pewność, że gdzieś musi być to ostatnie miejsce spoczynku faraona, o którym napisał, „że najbardziej godnym odnotowania wydarzeniem jego życia było to, że umarł i został pochowany”7. Carter raczej mylił się, oceniając tak nisko Tutanchamona. Z jego zdania wynikałoby, że młody władca niczego nie dokonał. Tak, to prawda, że panował krótko i chyba niczego nie zawojował, nie zdobył nowych terytoriów i nie przeprowadził zwycięskiej walki, ale przede wszystkim jako faraon był bogiem dla Egipcjan.
Carter nie spodziewał się, że czeka go aż tak długa droga, by osiągnąć sukces. Było to dziesięć lat pełnych emocji, które dały się mocno we znaki jemu i jego przyjacielowi. Nadzieja pojawiła się w 1921 roku, wraz z opublikowanymi danymi Winlocka, który przebadał przedmioty uzyskane od Davisa – znalazł tam różne pieczęcie z imieniem poszukiwanego władcy. Zatem Davis był o krok od grobowca, który tak bardzo spędzał sen z oczu Cartera. Ale trzeba było się spieszyć, ponieważ na stanowisku dyrektora generalnego Służby Starożytności zasiadł Pierre Lacau8, który, choć sam przecież nie był Egipcjaninem, był wrogiem obcokrajowców pracujących w misjach archeologicznych. Nie ufał im i uważał, że dzieła odkryte na terenie Egiptu powinny zostać poddane bardzo starannej selekcji, tak aby nie wędrowały do europejskich czy amerykańskich zbiorów.
Swoją drogą, choć nielubiany przez Cartera i lekceważony przez niego jako zbiurokratyzowany urzędnik, ten francuski naukowiec miał pełną rację. Ale nie dlatego postać bezkompromisowego Lacau jest tu przywołana. Będzie on miał znaczenie w dalszej części historii skarbów Tutanchamona.
Jesienią, 4 listopada 1922 roku Carter rozpoczął kolejny etap działań. Dotarł do chat robotników, które stawiano przy grobowcach faraonów, tak aby budowniczowie komór grobowych mogli szybko dojść na miejsce odpoczynku. Następnie dokopał się do stopni, które w rezultacie doprowadziły go do wejścia, za którym kryło się sanktuarium. Był podekscytowany, ale także nieufny wobec samego siebie – jeszcze przecież nie miał pewności, dokąd doprowadzą go owe schodki. Ciężka praca trwała godzinami, a napięcie wśród wszystkich narastało z dnia na dzień. Niepewność sytuacji była zaraźliwa, ale też mobilizowała.
Cudowne odkrycie
Wreszcie Carter i kilku zaufanych robotników stanęło przed wrotami, które mogły prowadzić do korytarza kończącego się komorą grobową. Na tym zakończyli pierwszy etap. Tak, nie otworzyli drzwi, dzień chylił się ku końcowi, zapadał zmrok. Zabezpieczono odkrycie, zakamuflowano wejście, a następnego dnia Carter zatelegrafował do lorda Carnarvona i do Arthura Callendera, archeologa, do którego miał ogromne zaufanie. 24 listopada, po usunięciu kamuflażu, Howard Carter, Arthur Callender, lord Carnarvon z córką, lady Evelyn i kilku egipskich pracowników wkroczyło po schodach i stanęło przed drzwiami. Dopiero dzień później Carter zawiadomił Służbę Starożytności – zaczęto wędrować coraz dalej, już także po korytarzu idącym ku dołowi. 26 listopada, bez obecności przedstawiciela Służby Starożytności, Carter, Callender i lord wraz z Evelyn zobaczyli kolejne wrota.
Pieczęcie na drzwiach jasno określały, do kogo należy grobowiec. Nie można było ich na razie otworzyć, więc Carter wykuł mały otwór i zajrzał do środka przy świetle świecy. Wówczas padły słowa, które powtarzane są w każdym opisie owego odkrycia. Carnarvon zapytał, czy można tam coś dostrzec, na co Carter odpowiedział:
„Tak, cudowne rzeczy. Cudowne, zdumiewające, mój Boże, cudowne”9.
A jak później się okazało, to był zaledwie przedsionek.
Zgodnie z prawem i za sprawą surowego Pierre’a Lacau w tym momencie ekipa powinna się wycofać, zdać relację odpowiednim urzędnikom i tylko przy ich udziale kontynuować prace badawcze. I tak zostało to odnotowane w sprawozdaniu Cartera. Ale to nieprawda! Podniecenie było ogromne, a ciekawość sięgnęła zenitu, tak więc wszelkie zasady prawne zostały złamane. Callender wycofał się „na chwilę”, by podłączyć lampy elektryczne, a gdy powrócił, otwór był już na tyle duży, że każdy z odkrywców mógł się przecisnąć do wnętrza, które okazało się zaledwie przedsionkiem. Za to jakim przedsionkiem!
W czasach nowożytnych żadne oko ludzkie takiego miejsca nie widziało. Sanktuaria były boskim miejscem starożytnych Egipcjan, i to zapewne tylko dla wybrańców. Ale trzeba też przyznać, że oszołomienie niebotycznym bogactwem tylko samego przedsionka nie stanowiło głównego źródła emocji. Carter nie wytrzymał i złamał prawo, jednakże był egiptologiem par excellence i czuł, że zakłóca spokój duszy i ciała faraona. Intelektualne potrzeby mieszały się z nadwyrężoną etyką nawet nie tyle wobec urzędów, co wobec Egipcjanina, który został pochowany tak, aby mu nikt spokoju nie zakłócał. Uczucia ambiwalencji mieszały się z promieniami złota i przeróżnymi kształtami sprzętów najwyższej jakości. Nie brakowało wspaniale zaprojektowanych przedmiotów codziennego użytku, ogromnych zdobionych łóżek, figur zwierząt, które przecież obdarzano wielkim kultem w starożytności, skrzynek i pudełek o finezyjnych kształtach, a w końcu posągów strażników.
Dekoracja wszelkich sprzętów, naczyń i dzieł sztuki była najwyższej jakości; inkrustowane, polichromowane, rzeźbione eksponaty wykonano z cennych materiałów. Bałagan, jaki panował w tym miejscu, świadczył o tym, że pojawili się tu zapewne złodzieje, ale widocznie zostali spłoszeni. Co zabrali ze sobą, tego już nikt nie jest w stanie ustalić.
Podziw wobec kunsztu egipskiego nie znał granic, emocje rozsadzały każdego z obecnych. Co chwila ciszę sprzed tysięcy lat przerywano nabożnym okrzykiem zachwytu. W końcu grupa odkrywców dotarła do tronu udekorowanego delikatnymi reliefami, polichromowanymi oraz opatrzonymi tekstami. I tym razem Carter wypowiedział słynne zdanie przywoływane wielokrotnie:
„Jest to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek znaleziono w Egipcie”10.
Nie zdawał sobie sprawy, co czeka go nieco później…
Mimo pewnych klasycznych zabiegów formalnych, tak charakterystycznych dla sztuki egipskiej, rzeczywiście kompozycja reliefu zdobiącego tron emanuje intymną atmosferą, czułością i wzajemnym oddaniem. Nie ma tu mowy o typowym hieratyzmie, a lekko nachylona postać królowej i jej dłoń na ramieniu faraona nie świadczą o czołobitnym podporządkowaniu się panującemu, a o subtelnym wyrażaniu uczuć. Wpatrzeni są w siebie jak kochankowie, a nie jak małżonkowie hołdujący etykiecie i obowiązującemu prawu. Mniej sformalizowana scena uświadamia nam, że artyści egipscy potrafili odejść od oficjalnego kanonu i czynili to znakomicie.
Gdzie jest wejście do komnaty z sarkofagiem?
Niemniej jednak Carter odczuwał jeszcze innego rodzaju niepokój, choć już wiedział, że z pewnością jest w miejscu spoczynku Tutanchamona. Nurtowało go pytanie, gdzie znajduje się wejście do komnaty z sarkofagiem i oczywiście to, w jakim stanie będzie pomieszczenie zwane Święte Świętych.
Musiał też głęboko rozważyć, czy wolno mu będzie wejść do kaplicy bez obecności inspektoratu. Zdawał sobie bowiem sprawę, że wszystko to, co dzieje się owej nocy, jest niezgodne z przyjętymi zasadami. Prawo jednak przegrało z niecierpliwą dociekliwością, tym bardziej że Carter bez większych trudności odnalazł kolejne drzwi, a one właśnie prowadziły do komory grobowej.
Przedsionek olśnił Anglików, ale to, co tam zobaczyli, wprowadziło ich w najwyższe osłupienie nie tylko za sprawą polichromii i przedmiotów, których nie sposób w tej chwili opisywać, ale przede wszystkim dlatego, że Święte Świętych było nietknięte. Czas zatrzymał się i jedynie uległ kurzowi i pajęczynom. Nietypowy układ grobowca, bardziej skomplikowany i niesymetryczny, oraz jego położenie obok późniejszych pochówków11 uchroniły go przed całkowitym zbezczeszczeniem i wandalizmem. Jednakże trzeba przyznać, że teraz spokój faraona Tutanchamona został zakłócony nieodwracalnie.
Pomińmy w tym momencie cały długi rejestr wspaniałości odnalezionych w grobowcu, zwłaszcza że zaczęto je katalogować zgodnie z regułami panującymi w pierwszej połowie XX wieku, czyli dopiero po tym, jak znalezisko naprawdę oficjalnie ujrzało światło dzienne. Ale znów powołując się na wspaniałą monografię Thomasa Hovinga, warto przytoczyć jeszcze jeden cytat – tym razem nie są to okrzyki XX wieku, a życzenia z lat panowania Tutanchamona, z XIV wieku p.n.e. Otóż wycofując się z grobowca, Carter natknął się na alabastrową czarę w kształcie lotosu z wyrytą piękną inskrypcją, którą egiptolog bez trudu przetłumaczył. A były to między innymi życzenia „milionów lat radowania się w szczęściu chłodną bryzą z północy, oby oczy jego widziały pomyślność”12. Rozkwitający kwiat lotosu oraz znajdujący się tam znak ankh stanowiły zasadniczy symbol wiecznego życia. Carter nazwał to naczynie pucharem życzeń.
Światowa sensacja
Poszukiwacze, wychodząc, zacierali ślady swojej obecności, jednak nie na tyle starannie, aby inni egiptolodzy nie domyślili się, że królewskie święte miejsce zostało już nawiedzone przez ekipę Cartera. Nie drążono jednak tego faktu. Na długi czas okryto go kurtyną milczenia.
27 listopada Carter poprosił o przybycie inspektora Służby Starożytności, by oficjalnie13 można było rozpocząć prace nad odkopanym już korytarzem zwieńczonym wrotami. I tu zaczyna się kolejny etap kroniki wydarzeń: etap pełen niezdrowych sensacji, szeregu problemów i różnych zwrotów akcji. Sława naukowców i ich dokonania wzbudziły „nieziemską” falę zainteresowania, wzmogły egiptomanię i kult króla Tut14, co nie sprzyjało żadnym poważnym działaniom, poza tym liczba bezcennych przedmiotów przerosła nawet tak wytrawnego archeologa, jakim był Carter.
Naukowcy, dziennikarze i turyści przybywali ze wszystkich stron świata i zadawali mnóstwo pytań. Gratulacje, listy, telegramy mieszały się z zazdrością i podejrzliwością. Nie obyło się bez posądzeń, że już niektóre skarby powędrowały do kieszeni Anglików. Lecz choć oni uważali, że grobowiec Tutanchamona został odkryty tylko dzięki nim i stanowił ich własność, to przecież nie zamierzali ozdabiać swoich domów żadnymi zdobyczami. Nic dziwnego jednak, że ani Carter, ani lord Carnarvon nie potrafili się porozumieć z Pierre’em Lacau i innymi przedstawicielami Służb Starożytności.
Obaj potrzebowali dużo spokoju przy badaniach, dobrej prasy i dobrego fotografa. Spokoju nie zaznali, z prasą ułożyło się im fatalnie, natomiast pozyskali wspaniałego profesjonalistę, który miał doskonale opanowany warsztat – był to Harry Burton, angielski fotograf archeologiczny, który spędził niemal dziesięć lat, tworząc perfekcyjną, szczegółową dokumentację15.
Lord Carnarvon zadecydował, że tylko „Times” ma prawo publikować informacje podawane przez niego i Cartera. W ten sposób obaj nabawili się wielu wrogów, zwłaszcza wśród reporterów egipskich, i niejednokrotnie ponosili z tego tytułu niemiłe konsekwencje16.
Dalsze dzieje grobowca Tutanchamona toczyły się w zawrotnym tempie. Na szczęście wyposażenie władcy przeniesiono przede wszystkim do Muzeum Egipskiego w Kairze, w tym tron, słynną maskę faraona, popiersie wyłaniające się z kwiatu lotosu, posągi, łodzie, rydwany, skrzynie, łoża, biżuterię, amulety, kosztowności, stroje i papirusy.
Grobowiec zaś, oznaczony KV62, jak wiele innych w Dolinie Królów, można zwiedzać. Znajduje się tam sarkofag i mumia Tutanchamona. Po ostatniej konserwacji, zakończonej kilka lat temu, na razie nic mu nie grozi. I oby spoczywał tam „miliony lat”, jak głoszą słowa na alabastrowej wazie.
Klątwa…?
Co w takim razie ze słynną klątwą Tutanchamona? Ano nic, po prostu. Klątwa Tutanchamona nie istnieje, zostało to dokładnie przebadane i udowodnione. Lord Carnarvon był słabego zdrowia, za dużo podróżował i jego kondycja została wystawiona na próbę. Raczej można mówić o szczęściu arystokraty, ponieważ przeżył aż dwadzieścia lat po tym, jak uległ bardzo groźnemu wypadkowi, a praca w Tebach dodawała mu skrzydeł. Prasa odnalazła świetną pożywkę, gazety rozchwytywano w błyskawicznym tempie, a mit o anatemie dobrze się sprzedawał. Inne wydarzenia okazały się nieprawdziwe albo jasno wytłumaczone. Sam Howard Carter nie znosił tych opowieści o groźbach z zaświatów, a Arthur Conan Doyle, rozpowszechniający wieści (żeby nie rzec: bzdury) o przekleństwie zza grobu, był po prostu spirytystą i fascynował się wiarą w duchy.
Carter zmarł w 1939 roku, czyli szesnaście lat po odkryciu grobowca. Przez ten czas zdążył napisać trzytomowe dzieło skupiające się na jego pracy. Nie brakuje tam cennych szczegółów. Inni zmarli, umieszczeni na liście dziennikarzy, w rzeczywistości w ogóle nie byli związani z grobowcem albo nie istnieli wcale.
„Prawdziwą klątwą” może jedynie okazać się zmienność tez historycznych. Być może w następną rocznicę odkrycia grobowca Tutanchamona naukowcy podadzą kolejne sensacje. Nie mamy pewności, czyim synem był ów faraon, czy chorował, co mu dolegało (o ile to jest ważne dla nauki, a nie dla zaspokojenia niezdrowej ciekawości), jak zmarł i dlaczego doczekał się tak wspaniałego pochówku. Hipotezy pojawiały się i ginęły; władca jakoby miał chorować na ginekomastię, a może na zespół Marfana, miał być synem Amenchotepa III, a nie Amenchotepa IV, zwanego później Echnatonem, albo synem brata Echnatona.
Zatem kim jest tak naprawdę ten młody mężczyzna z grobu o tak niewdzięcznym i bezdusznym oznakowaniu KV62? Może kiedyś tego dokładnie się dowiemy, może kiedyś minie klątwa niepewności? Dla niektórych naukowców i zwiedzających klątwą może być także budowanie replik, tak jak to się stało w wypadku całego obiektu króla Tut17. Powstała ona niedaleko domu Cartera i jest idealną kopią grobowca, a udostępniona została zwiedzającym w 2014 roku18. Czy to dobra droga, by chronić zabytki przed masową turystyką? To trudne pytania, ale warto je zadawać i warto próbować na nie odpowiadać. Rodzą bowiem kolejne wątpliwości i konsekwencje: kto będzie tak uprzywilejowany, by móc obejrzeć oryginał, a kto zajmie gorsze miejsce, spoglądając na kopię? Klątwa to czy futurystyczne rozwiązanie z konieczności, dające nowe życie zabytkom budzącym największe emocje?
Z okazji 200. rocznicy odczytania hieroglifów i 100. rocznicy odkrycia grobowca Tutanchamona Muzeum Narodowe w Lublinie przygotowało ekspozycję poświęconą dawnemu Egiptowi – Magia starożytnego Egiptu »
Wystawa potrwa do 5 marca 2023 roku.
Bibliografia:
1. Brier B., Mumie egipskie. Odkrywanie tajemnic pewnej starożytnej sztuki, tłum. M. Dybowska, Warszawa 2000.
2. Ceram K.W., Bogowie, groby i uczeni. Powieść o archeologii, tłum. J. Nowacki, Warszawa 1987.
3. Edwards I., Piramidy Egiptu, tłum. H. Górski, Warszawa 1995.
4. Egipt. Świat faraonów, red. R. Schulz, M. Seidel, tłum. D. Gorzelany, A. Kubala, Kolonia 2004.
5. Harry Burton (Egiptologist), hasło w: Wikipedia, https://en.wikipedia.org/wiki/Harry_Burton_(Egyptologist).
6. Hoving T., Tutanchamon, za kulisami odkrycia, tłum. H. Górski, Warszawa 1991.
7. Katznelson I., Tutanchamon i skarby jego grobowca, tłum. A. Szymański, Warszawa 1988.
8. Tut’s Tomb: A Replica Fit for a King, „National Geographic”, https://www.nationalgeographic.com/science/article/140520-tutankhamun-egypt-archaeology.
- Przekonanie to nie jest aktualne, badania w Dolinie Królów trwają nadal i przynoszą interesujące odkrycia. ↩
- Monolatria nie wyklucza istnienia innych bogów, ale nakłania do czczenia tylko jednego wybrańca. ↩
- C.W. Ceram, Bogowie, groby i uczeni. Powieść o archeologii, Warszawa 1987, s. 203. ↩
- T. Hoving, Tutanchamon, za kulisami odkrycia, Warszawa 1991, s. 24. ↩
- George Edward Herbert, lord Carnarvon urodził się w 1866 roku, a zmarł, mając pięćdziesiąt sześć lat, w 1923 roku ↩
- I. Katznelson, Tutanchamon i skarby jego grobowca, Warszawa 1988, s. 54. ↩
- T. Hoving, op. cit., s. 15. ↩
- Ibidem, s. 64. ↩
- Ibidem, s. 88–90. ↩
- Ibidem, s. 95. ↩
- Po 150 latach od śmierci Tutanchamona obok powstały dwa grobowce – Ramzesa V i Ramzesa VI. Podczas tych prac zasypano odłamkami skał wejście do grobu Tutanchamona, w ten sposób nieświadomie zabezpieczając go bardzo skutecznie. ↩
- Ibidem, s. 104. ↩
- Pojawiają się różne daty związane z oficjalnym prowadzeniem prac, ale przyjąć ogólnie należy, że już z początkiem grudnia działania ekspedycji Cartera były zgodne z przyjętymi zasadami. ↩
- Tak w skrócie w okresie międzywojennym nazwano Tutanchamona. ↩
- Harry Burton (Egyptologist), hasło w: https://en.wikipedia.org/wiki/Harry_Burton_(Egyptologist) (dostęp: 31.10.2022). ↩
- B. Brier, Mumie egipskie. Odkrywanie tajemnic pewnej starożytnej sztuki, Warszawa 2000, s. 114. ↩
- Wcześniej powstała tego typu kopia jaskini Lascaux i jaskini w Altamirze. Coraz częściej spotykamy się z kopiami rzeźb, które zastępują oryginały prezentowane przez lata pod gołym niebem, niszczejące pod wpływem upływu czasu i pogarszających się warunków klimatycznych. ↩
- Tut’s Tomb: A Replica Fit for a King, „National Geographic”, https://www.nationalgeographic.com/science/article/140520-tutankhamun-egypt-archaeology (dostęp: 31.10.2022). ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Między rzeczywistością a snem. Życie i twórczość Leonory Carrington - 29 września 2023
- Czy istnieje klątwa Tutanchamona? Tajemnice starożytnego grobowca - 3 listopada 2022
- Obrazy dla rozkoszy patrzenia, czyli sekrety XVII-wiecznych rzemieślników ukryte w malarstwie - 15 stycznia 2021
- Apetyt na sztukę i mężczyzn, czyli o burzliwych losach Peggy Guggenheim - 13 listopada 2020
- Rafael Santi „Madonna Sykstyńska” - 20 lipca 2019
- Gian Lorenzo Bernini „Apollo i Dafne” - 28 stycznia 2019
- Zobaczyć piękno. Wenus z lustrem - 16 kwietnia 2016
- Fernand Khnopff i jego „Portret Jeanne Kéfer” - 18 lipca 2015
- Jacobus Vrel „Kobieta przy oknie machająca do dziewczynki” - 27 stycznia 2015