Nowy Jork, początek lat 20. XX wieku. Elegancki budynek Beaux Arts Studios pod numerem 80 przy 40. Zachodniej ulicy na Manhattanie. Miejsce zaprojektowane specjalnie z myślą o środowisku artystycznym, a w jego wnętrzu ten wyjątkowy apartament, z którego rozbrzmiewają jazz i głośne rozmowy gości. Wśród nich są: Marcel Duchamp, Georgia O’Keeffe, Francis Picabia, Gertrude Stein, Man Ray, Alfred Stieglitz i wiele innych sław. Dwupoziomowy, oświetlony dziennym światłem wpadającym przez ogromne okna salon wypełniają ciężkie meble, bibeloty i zasłony z celofanu (!)
Na licznych sztalugach i biało-różowych ścianach wiszą kolorowe obrazy autorstwa nie kogo innego, jak samej gospodyni tego miejsca. A ona, wystrojona w haftowaną tunikę, czerwone szpilki (wtedy bardzo ekstrawagancka nowość) i – na modłę sufrażystek – białe satynowe pantalony, prezentuje zgromadzonym swoje najnowsze płótna.
Florine Stettheimer, bo o niej mowa, prowadzi ten artystyczno-towarzyski salon od 1914 roku, kiedy to powróciła na stałe do rodzinnych Stanów Zjednoczonych po ponad dwudziestu pięciu latach spędzonych w Europie. I choć prowadzenie tego rodzaju przybytku było zajęciem typowym dla bogatych dam tamtych czasów, to salon Stettheimer odróżniał się od innych przede wszystkim ogromną swobodą w kwestiach politycznych, religijnych, rasowych i seksualnych. Przyjazne miejsce mogli znaleźć w nim ludzie wszelkich wyznań, różnego pochodzenia (w tym czarnoskórzy) i każdej orientacji, a warto dodać, że homoseksualizm był wówczas w Nowym Jorku nielegalny. Otwartą i nowoczesną atmosferę salonu wraz z portretami jego gości, będącymi jednocześnie przyjaciółmi artystki, możemy zobaczyć na obrazie Studio Party (Soirée) (1917–1919).
Początki
Florine urodziła się w Rochester w stanie Nowy Jork w 1871 roku jako czwarta z pięciorga dzieci zamożnych niemieckich żydów – Rosetty Walter i bankiera Josepha Stettheimera. Ojciec jednak szybko opuścił rodzinę i wyemigrował na zawsze do Australii. W 1881 roku Rosetta z dziećmi wyjechała do Europy, do swojej matki. Zamieszkali w Niemczech (najpierw w Stuttgarcie, później w Berlinie), gdzie Florine rozpoczęła edukację plastyczną. W 1890 roku rodzina na krótko powróciła do USA. Stella i Walter, najstarsi z rodzeństwa, założyli własne rodziny i przenieśli się do Kalifornii.
Matka wraz z pozostałymi trzema córkami: Caroline (Carrie), Florine i Henriettą (Ettie) zamieszkała w Nowym Jorku. Po zaledwie ośmiu latach (spędzonych w dużej mierze na wycieczkach na Stary Kontynent) kobiety znów opuściły Amerykę, by odtąd przez blisko szesnaście lat dzielić swój czas głównie pomiędzy Niemcy, Francję, Włochy i Szwajcarię. Ten styl życia zaowocował zawiązaniem się pomiędzy nimi wyjątkowo bliskiej relacji, która będzie towarzyszyć im już do końca. Bardzo silne siostrzane i matczyne więzi oraz znacząca rola babki sprawiły, że dziewczęta wychowały się w rodzinie matriarchalnej, co nie pozostało bez wpływu na ich przyszłość. Gdy z powodu wybuchu I wojny światowej w 1914 roku wszystkie cztery powrócą na stałe do Nowego Jorku, siostry zasłyną jako Stetties – trójka wyzwolonych feministek, niezależnych, otwartych i skandalicznie wręcz nowoczesnych. Wszystkie stanowczo sprzeciwiały się instytucji małżeństwa, upatrując w niej zamachu na kobiecą wolność i kreatywność. Żadna z nich nigdy nie wyszła za mąż i nie miała potomstwa, choć nigdy nie stroniły od flirtów i romansów. Całe życie mieszkały razem (z matką), publicznie piły alkohol i paliły papierosy, stanowiły ucieleśnienie modelu „nowej kobiety”. Florine nie ukrywała, że ceni sobie także swobodę, jaką zapewniały jej wysoki status społeczny i zaplecze finansowe.
Kształt rodziny miał bezpośredni wpływ na malarstwo Florine. Wielokrotnie przedstawiała na swoich obrazach matkę (zawsze w czarnej sukni) oraz ukochane siostry, we wczesnym okresie twórczości na przykład na Portrecie mojej siostry Carrie Stettheimer (1913) i Portrecie rodzinnym I (1915) a później – Upale (1919), Portrecie mojej siostry Ettie Stettheimer (1923) czy Portrecie rodzinnym II (1933).
Florine
Na Florine jako malarkę wpływ miały nie tyle szkoły artystyczne, które kończyła w Niemczech, co dzieciństwo i młodość spędzone w największych europejskich muzeach. Już jako mała dziewczynka godzinami analizowała w galeriach dzieła wielkich mistrzów flamandzkich, włoskich i hiszpańskich. Prowadziła nawet dziennik, w którym notowała swoje przemyślenia o charakterze krytycznym. Ze szkół w Stuttgarcie i Berlinie wyniosła biegłość w realizmie i akademizmie. Jednak w Europie odkryła równocześnie awangardę, pokochała van Gogha, Matisse’a i Moneta, a do swojego malarstwa zaadaptowała elementy symbolizmu, fowizmu i pointylizmu. W Ameryce zaś ukończyła prestiżową nowojorską Akademię Sztuk Pięknych.
Ostatecznie Stettheimer odcięła się od wszystkich prądów i -izmów, a zwłaszcza od dadaizmu, z którym często ją łączono, i wypracowała swój własny, indywidualny styl. Nawet dziś wymyka się on wszelkim kategoryzacjom, stąd ukuto dla niego nowe określenie i zwykło nazywać mianem zminiaturyzowanego teatralizmu. Artystka zrezygnowała zarówno z formalizmu, jak i z abstrakcjonizmu, by tworzyć oryginalne kobiece malarstwo pełne swobody, radości i zmysłowości. Często lekko fantastyczne lub baśniowe z widocznymi wpływami surrealizmu, postimpresjonizmu i sztuki naiwnej (na przykład Muzyka, 1920, Natatorium Undine, 1927). Jej płótna są zatłoczone, to sceny pełne ludzi i rzeczy, bardzo bogate w detale i humorystyczne akcenty. Charakterystyczne są motywy ptaków, klejnotów, wstążek, koronek i bukietów. Marcel Duchamp – najbliższy przyjaciel i propagator jej sztuki – nazwał ten styl malowania „cnotą mnożenia”, natomiast sama autorka często powtarzała, że po prostu uwielbia „te wszystkie frędzle, kolory i świecidełka”. Kompozycje wręcz pękają w szwach od nadmiaru drobiazgów i szczegółów, przywodzą na myśl swego rodzaju modernistyczne rokoko (na przykład Wiosenna wyprzedaż u Bendela, 1921). Artystka do każdego obrazu projektowała dopasowaną i oryginalną ramę, a nierzadko także pasujące meble.
Florine z ptasiej perspektywy (trochę jak u Bruegla) i za pomocą jasnych, niezmieszanych kolorów nakładanych na płaskie tło pokazuje wiele elementów swojej rzeczywistości: luksusowe życie wyższych sfer, sylwetki znanych osobistości – zazwyczaj bliskich znajomych (m.in. portrety: artysty Marcela Duchampa i jego alter ego Rrose Sélavy, kompozytora Virgila Thomsona, fotografa mody Barona de Meyera, pisarzy Carla van Vechtena, Josepha Hergesheimera) czy wydarzenia i architekturę Nowego Jorku.
Miasto miało dla niej szczególne znaczenie. Mawiała, że ją wyzwala, a miejski ruch, nowoczesność i różnorodność szalenie inspirują. Nic więc dziwnego w tym, że to właśnie Nowemu Jorkowi poświęciła swoje opus magnum – cykl czterech monumentalnych prac zwanych Katedrami. Tworzyła je przez dwadzieścia lat, a ukończeniu ostatniej przeszkodziła jej śmierć w 1944 roku. Każda Katedra poświęcona jest innemu nowojorskiemu „świeckiemu sanktuarium”. I tak mamy tu świątynię kina (Katedry Broadwayu, 1929), świątynię konsumpcjonizmu (Katedry Piątej Alei, 1931), świątynię biznesu i polityki (Katedry Wall Street, 1939) oraz świątynię sztuki, gdzie widać dyrektorów trzech najważniejszych nowojorskich muzeów: Museum of Modern Art (MoMa), Metropolitan Museum of Art i Whitney Museum of American Art (Katedry Sztuki, datowany na 1942, nieukończony). Katedry są absolutną manifestacją amerykańskości, choć nie stanowią dla niej wyłącznie hołdu. Pełne są bowiem ironii i przekąsu, jak choćby motyw ministranta zaglądającego pod suknię panny młodej na Katedrach Piątej Alei. Cały cykl można dziś oglądać w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.
Jednak malarstwo Stettheimer to nie tylko obraz beztroskiego życia elit. To także poruszanie tematów trudnych i zaangażowanych społecznie. Kwestie równości rasowej i religijnej ukazała m.in. na obrazach Asbury Park South (1920) i Lake Placid (1919). Na pierwszym z nich (uważanym przez autorkę za najlepsze dzieło w jej karierze) grupa przyjaciół wypoczywa na plaży i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przedstawiony fragment kąpieliska to część wydzielona dla Afroamerykanów. Na płótnie biali i czarnoskórzy przedstawieni są na równi, wymieszane towarzystwo zdaje się niczego nie zauważać i po prostu dobrze bawić. W tamtych czasach była to realizacja wyjątkowa, gdyż osób o kolorze skóry innym niż biały nie malowano w ogóle, a jeśli już, to wyłącznie w charakterze służby lub elementu egzotyki. Druga praca to z kolei zbiorowy portret przyjaciół artystki, wśród których są katolicy, protestanci, żydzi i ateiści. I znów zaskakujące jest miejsce rozgrywania sceny – kurort nad jeziorem Placid był oazą śmietanki towarzyskiej, bardzo ekskluzywnym miejscem z wieloma klubami i hotelami, do których wstępu nie miały osoby nieprotestanckich wyznań, a już zwłaszcza żydzi. Obraz jest więc kpiną z bezsensownych uprzedzeń.
Pracą poruszającą temat kobiecej seksualności jest z kolei Nagi autoportret z 1915 roku. Florine była drugą w historii znaną artystką, która sportretowała się nago (pierwsza w 1906 roku zrobiła to niemiecka modernistka Paula Modersohn-Becker). Naturalnych rozmiarów autoportret Stettheimer przedstawia całkowicie obnażoną czterdziestopięcioletnią artystkę i niebezpodstawnie przywołuje skojarzenia z Mają nagą Goi lub Olimpią Maneta. Ten odważny obraz był ostatecznym wyrazem wolności artystki i przyświecających jej feministycznych wartości. Na płótnie uwagę zwraca bukiet kwiatów trzymany w górze przez modelkę. To jeden z ulubionych motywów Stettheimer, który wykorzystywała do kultywowania swojej małej prywatnej tradycji. Otóż w każde urodziny malowała jedną martwą naturę z bukietem i, jak twierdziła, robiła to z czystej przyjemności, by sprawić sobie tego dnia prezent.
Kobiecy, teatralny styl malarstwa Florine bierze swoje źródło w baletach rosyjskich, które oglądała szczególnie intensywnie w 1912 roku. Pod ich wpływem przyjęła też zlecenie zaprojektowania kostiumów do opery poetyckiej Czterech świętych w trzech aktach Gertrudy Stein i Virgila Thomsona, która miała premierę w 1928 roku. Przedstawienie zyskało przychylność krytyków oraz aprobatę publiczności, a nowatorskie kostiumy i scenografia wykonane głównie ze starych koronek i celofanu (ulubionego materiału Stettheimer) zrobiły furorę. Sztuka Florine generalnie cieszyła się bardzo pozytywnymi opiniami jako konieczna przeciwwaga dla zdominowanego przez mężczyzn abstrakcjonizmu. Ona jednak za życia nigdy nie sprzedała żadnego swojego dzieła. Czasami wypożyczała obrazy na wystawy zbiorowe lub jako dekoracje witryn w galeriach handlowych. Bardzo często jednak ich jedynymi odbiorcami było wąskie grono gości salonu, którym je prezentowała w prywatnej atmosferze przy rytualnym piciu herbaty. Mimo to w latach 30. XX wieku Stettheimer stała się, obok Georgii O’Keeffe, najpopularniejszą nowojorską artystką. To właśnie prace tej dwójki, jako jedynych kobiet, były wysyłane na wystawy sztuki amerykańskiej w Europie. Malarka dostawała od galerii i prywatnych kolekcjonerów niezliczone propozycje kupna jej obrazów, jednak nigdy nie chciała się z nimi rozstawać. Nie odmawiała wprost, potencjalnym nabywcom proponowała zazwyczaj zaporową cenę kilkuset tysięcy dolarów, która skutecznie ich odstraszała. Zwykła mawiać, że pozwolenie ludziom na posiadanie jej obrazów jest jak pozwolenie im na noszenie jej ubrań. Za swojego życia jedyną wystawę indywidualną miała w 1916 roku. Dopiero gdy zmarła, Marcel Duchamp zorganizował jej dużą retrospektywną wystawę w MoMa.
Florine Stettheimer była nie tylko utalentowaną malarką, scenografką i projektantką kostiumów, ale też całkiem niezłą poetką. Miała zwyczaj pisania wierszy na małych skrawkach papieru wyrywanych z notesów, gazet i kalendarzy. Jej twórczość literacka, podobnie jak jej malarstwo, pełna jest humoru i satyry, mocno kąśliwa, choć zawoalowana w nieco dziecięcej stylistyce. Wiersze często krytykują kondycję ówczesnego społeczeństwa, są wyrazem walecznego feminizmu lub rysują obraz międzywojennej kultury konsumpcjonizmu. Jej jedyny, wydany już pośmiertnie tomik poezji nosi tytuł Crystal Flowers (Kryształowe kwiaty) i do dziś nie doczekał się polskiego przekładu.
Ettie
Florine, choć oficjalnie odgrywała rolę gospodyni salonu, była bardzo małomówna, skryta i nie lubiła pozować do zdjęć (chętnie jednak malowała siebie na obrazach, jej postać jest obecna m.in. na każdej z Katedr). Prawdziwy prym w towarzystwie wiodła jej młodsza o cztery lata siostra Henrietta, zwana przez bliższych i dalszych po prostu Ettie – rodzinna intelektualistka, filozofka, pisarka i niestrudzona gaduła. Uwielbiała występować w brokatowych sukniach, diamentach i czerwonej peruce, opowiadając przy tym z niezrównanym urokiem sprośne dowcipy. Wszystkie siostry były bardzo inteligentne i dobrze wykształcone, jednak Ettie górowała na tym polu. Uzyskała licencjat w prestiżowym Barnard College, później zdobyła tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie Columbia, a ostatecznie obroniła doktorat z filozofii na Uniwersytecie we Fryburgu. Ettie wzorowała się na ciotce Josephine Walter (młodszej siostrze matki), która była protoplastką feministycznych tradycji rodzinnych. Jako pierwsza kobieta studiowała medycynę na Columbia College, a po ukończeniu szkoły zatrudniła się w szpitalu Mount Sinai w Nowym Jorku, gdzie zajmowała się chorobami kobiecymi. Była pierwszą kobietą w Stanach Zjednoczonych mianowaną na stanowisko lekarza w publicznej placówce. Ettie, tak jak jej ciotka, była też aktywną sufrażystką, regularnie uczestniczyła w zebraniach ruchu i rozmaitych manifestacjach. Ponadto napisała wiele artykułów naukowych (głównie z zakresu współczesnej filozofii), a pod pseudonimem Henrie Waste wydała dwie powieści fabularne: Philosophy (Filozofia) oraz Love Days (Dni miłości). Obie traktują m.in. o potrzebie samorealizacji kobiety i niszczycielskim w skutkach pociągu miłosnym do mężczyzn, przez co można uznać je za dzieła feministyczne.
Po śmierci Florine (chorowała na nowotwór) Ettie niemal całkowicie porzuciła własną karierę, by zająć się dbaniem o spuściznę siostry. Wbrew woli artystki, która podobno życzyła sobie spalenia jej płócien, Ettie oddała je do muzeów. Zredagowała i własnym sumptem wydała tomik Crystal Flowers, napisała wiele wspomnień i artykułów na temat twórczości Florine oraz opublikowała fragmenty jej pamiętników, które wcześniej, niestety, ocenzurowała, a luźne zapiski zniszczyła. Mimo wszystko pamięć o Florine Stettheimer przetrwała w dużej mierze dzięki pracy i poświęceniu Ettie.
Carrie
Najstarsza z sióstr uchodziła za zdecydowanie najbardziej ekscentryczną spośród tego i tak mocno egzotycznego tria. Miała niecodzienne poczucie humoru, szeroką wiedzę o sztukach wizualnych i zamiłowanie do dziwacznych strojów. Mówi się, że z wyglądu przypominała królową Marię Teck i, tak samo jak ona, nosiła się bardzo dostojnie, choć nigdy nie według ówczesnej mody, a raczej zgodnie z trendami minionej epoki. Do przestarzałych, ciężkich sukien zakładała diamentowe tiary i wysadzane klejnotami obroże dla psów. To ona zarządzała zarówno domem, jak i salonem na poziomie budżetu, porządków i wyżywienia. Legendą obrosły jej dania przygotowywane na liczne przyjęcia. W menu były tak nieprawdopodobne potrawy jak: tort z brabanckich koronek, ryby w auszpiku nadziewane grzybami czy słynna zupa z piór.
Ale Carrie była nie tylko „gospodynią domową”, lecz także niezwykłą artystką, która przez ponad dwadzieścia lat swojego życia tworzyła jedno jedyne dzieło – domek dla lalek będący miniaturową repliką domu Stettheimerów. Dwupiętrowy, szesnastopokojowy budynek odtwarzał m.in. oryginalny wystrój sypialni Florine, Ettie, Carrie i ich matki.
Zaprzyjaźnieni artyści wykonali do niego zminiaturyzowane kopie swoich obrazów, na przykład Marcel Duchamp namalował maleńką wersję Aktu schodzącego po schodach nr 2. Domek wypełniają także bardzo misterne repliki mebli, dywanów i lamp z epoki. Carrie pracowała nad swym dziełem za zamkniętymi drzwiami w całkowitej prywatności, co nie było łatwe do osiągnięcia w domu pełnym kobiet i ich szalonych gości, z coraz bardziej schorowaną i wymagającą opieki matką. Aby zapewnić sobie spokój, Carrie wynajmowała pokój w hotelu Dorset, który początkowo służył jej wyłącznie do pracy. Po śmierci Rosetty w 1935 roku przeniosła się tam na stałe, pozwalając Ettie ze sobą pomieszkiwać (Florine przeprowadziła się wówczas z rodzinnego mieszkania do apartamentu, w którym działał jej salon).
Jak na ironię, po przeprowadzce porzuciła pracę nad domkiem, który przez dziesięć lat (aż do jej śmierci) zalegał w hotelowym magazynie. Carrie zmarła bardzo niespodziewanie zaledwie półtora miesiąca po Florine, przez co Ettie pogrążyła się w całkowitej rozpaczy. Aby jakoś przetrwać, jeszcze mocniej oddała się zbieraniu w całość dorobku obu sióstr, zdruzgotana, że już nikt nie zrobi tego dla niej. Zaaranżowała nieukończone pomieszczenia (galerię sztuki, salę balową i jadalnię) tak, jak myślała, że chciałaby tego Carrie, a gotowy domek w 1945 roku oddała do Muzeum Miasta Nowy Jork, gdzie na wystawie stałej można go oglądać do dziś.
(Nie)pamięć
Florine Stettheimer zmarła w momencie, gdy w Stanach Zjednoczonych rodził się ekspresjonizm abstrakcyjny, który na pewien czas zagarnął dla siebie całe społeczne zainteresowanie sztuką. Ponadto całkowity brak jej dzieł na rynku, spowodowany niechęcią autorki do ich sprzedaży, sprawił, że malarstwo Stettheimer na kilka dekad umarło wraz z nią. Dopiero w 1963 roku Harrison Parker Tyler napisał pierwszą biografię artystki zatytułowaną Florine Stettheimer: A Life in Art. Za jej przyczyną parę lat później kręgi feministyczne zainteresowały się Florine i uczyniły z niej jedną ze swoich sztandarowych postaci. Wtedy też malarstwo Stettheimer odkrył Andy Warhol, który odtąd stał się wielkim orędownikiem jej twórczości, a wspominając w wywiadzie pierwszy kontakt z pracami, miał powiedzieć: „I was thrilled” (w wolnym tłumaczeniu: „Byłem podekscytowany”).
Drugi renesans sztuki Florine Stettheimer nastąpił za sprawą samej Lindy Nochlin, która w 1995 roku zorganizowała dużą retrospektywną wystawę malarki w Whitney Museum of American Art. Jej pokłosiem była nowa biografia artystki opublikowana przez Barbarę Bloemink. Trzecie, trwające do dziś odrodzenie miało swój początek na przełomie 2014 i 2015 roku, kiedy to – z wielkim sukcesem – odbyła się pierwsza retrospektywna wystawa Florine Stettheimer w Europie (w Lenbachhaus w Monachium). Ekspozycja odegrała niebagatelną rolę w procesie przywracania pamięci o artystce. Nie tylko wskrzesiła postać Florine w świadomości masowego odbiorcy, lecz także wpłynęła na środowiska muzealne w Stanach Zjednoczonych, które wyciągnęły jej prace z zakurzonych magazynów i zaczęły je niezwykle często pokazywać przy okazji rozmaitych wystaw. W 2022 roku ukazało się też nowe, uzupełnione i poprawione wydanie ostatniej biografii malarki, które wciąż czeka na polskie tłumaczenie. Cieszy jednak to, że nietuzinkowa sztuka Florine Stettheimer wraz z jej fascynującą historią wzbogaconą o losy nieodłącznych Carrie i Ettie dziś wywiera coraz większy wpływ na twórczość młodego pokolenia. Tym samym można Florine Stettheimer zaliczyć do grona artystek zapomnianych, które na fali obecnych badań triumfalnie powracają z odmętów niepamięci.
Bibliografia:
1. Althaus K., Böller S., Florine Stettheimer (Great Masters in Art), München 2020.
2. Baldoni A.M., Sophisticated Play: The World According to Florine Stettheimer, praca naukowa University of California, 2000.
3. Bloemink B., Florine Stettheimer: A Biography, München 2022.
4. Brown S., Uhlyarik G., Florine Stettheimer: Painting Poetry, New York–Toronto–New Haven 2017.
5. Hessel K., The Story of Art Without Men, New York 2023.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Potrzeby ponad luksusami, czyli co o Bauhausie każdy wiedzieć powinien - 18 października 2024
- Virginia Woolf i Vanessa Bell – siostry z Bloomsbury - 15 września 2024
- Erna Rosenstein. Wodotrysk ognia i ciszy - 13 lipca 2024
- David Hockney – w słońcu Kalifornii - 5 lipca 2024
- Sztuka, feminizm i zupa z piór – o Florine Stettheimer oraz jej dwóch siostrach - 18 lutego 2024
- Notowane gmatwaniną kresek – o Feliksie Topolskim - 12 listopada 2023
- Dlaczego Mark Rothko wielkim malarzem był? Refleksje o artyście i sztuce abstrakcyjnej - 22 września 2023
- Erich Buchholz – zapomniany wizjoner - 21 lipca 2023
- Peter Doig – artysta sztuki najnowszej, którego dzieła kosztują miliony - 11 maja 2023
- „Obiekt należy usunąć z obrazu” – neoplastycyzm Pieta Mondriana - 26 marca 2023