Spokojny i powściągliwy. Niewiele mówił o pracy i życiu, swoje obrazy ukrywając przed opinią widzów i krytyki. Edward Hopper, choć sam od ludzi stronił, to właśnie jego malarstwo wydaje się być najlepszym sposobem na poznanie kondycji współczesnego człowieka, którego samotność zdaje się dotykać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Edward Hopper uważany jest obecnie za ikonę malarstwa amerykańskiego XX wieku. Nic dziwnego, wszak jego wspaniałe, realistyczne, na pozór, prace, przedstawiające wyciszone i nostalgiczne scenerie amerykańskiego świata, posiadają równie bogaty wymiar magiczny. Hopper pokazuje wymowną wizję swojej epoki, tworzoną przy użyciu obrazów uniwersalnych i ponadczasowych, pozwalających na różnorodne i osobiste interpretacje.
Dzieciństwo z widokiem na port
Malarz już od samego początku swojego życia posiada doskonałe wykształcenie artystyczne, dopieszczone przez jego matkę, która bardzo szybko wprowadziła go w świat książek, teatru i sztuki. Jako młody chłopiec bardzo żywo interesuje się rysunkiem, wykonując wiele szkiców i kopii, w tym, kilka poważnych, już w wieku 10-ciu lat.
Widok, jaki towarzyszy mu w czasie dzieciństwa godny jest pozazdroszczenia. Mieszkając w Nyack, małym porcie niedaleko Nowego Jorku, Hopper z rodzinnego domu obserwuje statki i żaglowce, pływające po zatoce Hudson.
Ta sceneria wywrze na niego ogromny wpływ, w przyszłości będąc inspiracją do wielu malarskich dzieł, w których niejednokrotnie powróci do tego sielskiego widoku. W tym, że pociąga go samotność, Hopper zorientuje się dość szybko, bowiem już, jako młody chłopak będzie nieśmiały, małomówny i trzymający się raczej na uboczu.
W wieku 17 lat jest pewien, że chce zostać malarzem, co dość szybko zostaje zaakceptowane przez jego rodziców. Hopper rozpoczyna więc naukę w New York School of Art, gdzie, jako pilny i zdolny uczeń otrzymuje wiele nagród i stypendiów.
Trudne dobrego początki
Jako absolwent szkoły artystycznej, w 1906 roku Hopper rozpoczyna pracę w biurze reklamy C.C. Phillips & Co. Nie jest to zajęcie, które przynosi mu satysfakcję, zaspokaja jednak podstawową potrzebę zarobku. W tym czasie artysta odbywa swoją pierwszą podróż do Europy, w czasie której odwiedza Paryż, Londyn, Amsterdam, Berlin oraz Brukselę. Jest to dla niego czas niezwykłych przeżyć i doznań, również tych artystycznych, serwowanych przez podziwianie mistrzów malarstwa europejskiego w wielu galeriach sztuki.
Hopper zachwyca się m.in. Turnerem, Vermeerem oraz Rembrandtem. Wyprawa ta podziała na malarza jak narkotyk, który zmusi go do kolejnych dwóch podróży do Europy, w latach 1909 i 1910. Choć podróżowanie napawało go radością, po powrocie do Ameryki zmuszony był zderzyć się z prozą życia i kontynuować pracę zarobkową w agencji reklamowej. Ilustrowanie, zwłaszcza to dla pieniędzy, bardzo mocno go przygnębiało, a jedyną uciechę stanowiło malowanie po godzinach, w domowym zaciszu.
Malarz prezentuje swoje prace na kilku wystawach w Nowym Jorku, jednak jego sukces jako artysty wydaje się być wciąż sprawą bardzo odległą. Wprawdzie podczas jednej z wystaw sztuki nowoczesnej „Armory show” udaje się sprzedać Hopperowi swoją pierwszą pracę, wydarzenie to jednak nie pociąga za sobą kolejnych i sprawia wrażenie jednorazowego incydentu.
Wszystko ulega zmianie, kiedy malarz poznaje Josephine Verstille Nivision. Okazuje się, że bardzo wiele ich łączy, oboje uwielbiają bowiem teatr, podróże i Europę. Energiczna i piękna „Jo”, zauroczona tym milczącym i spokojnym mężczyzną o niezwykłej osobowości i intelekcie, poślubia go w 1924 roku.
Do artysty uśmiecha się szczęście – wszystkie akwarele Hoppera, wystawione w Frank Ren’s Gallery, sprzedają się w mgnieniu oka, co daje mu stabilizację finansową i w końcu pozwala na porzucenie pracy ilustratora.
Spokojne lata sławy
Od tego czasu Hopper staje się malarzem „modnym”. Potwierdza to fakt, wybrania go na członka National Academy of Design, ale artysta odmawia przyjęcia nominacji, ponieważ akademia w przeszłości odrzuciła jego obrazy. Od roku 1925 jego życie w Nowym Jorku ulega stabilizacji a w 1933 roku odbywa się pierwsza retrospektywna wystawa w prestiżowym Museum of Modern Art.
Niedługo później małżeństwo Hopperów przeprowadza się do nowego domu w South Truro. Nadal wiele podróżują i z niegasnącą ciekawością poznają niezwykłe zakątki ziemi. Ich związek, pozornie zasługujący na miano idealnego, od pewnego momentu przechodzi jednak dość poważne wewnętrzne kryzysy.
„Jo”, również zajmująca się malarstwem zmuszona jest żyć nieustannie w cieniu sławnego męża, którego popularność wzrasta gwałtownie od początku lat 30. XX wieku. Ta podświadoma rywalizacja kładzie cień na ich związku i sprawia, że Josephine cierpi niejednokrotnie, jako artystka. Kobieta jest jednak pokorna i wytrwała, spędzając u boku męża całe życie, włączając w to ciężki okres, kiedy Hopper w 1964 roku gwałtownie podupada na zdrowiu i w rok później umiera, w wieku 83 lat.
***
Realizm pełen nostalgii
„Tematy, które wybieram stanowią najlepszą syntezę mego życia wewnętrznego.”
–E. Hopper
Hopper to malarz wielkiej ciszy i niewypowiedzianej nostalgii. Jest mistrzem budowania nastroju – w swoich pracach obiera tematy na pozór najprostsze, w których umiejętnie ukrywa całą serię głębszych uczuć i znaczeń.
Niczym paparazzi, ukryty za rogiem ulicy, w milczeniu obserwuje przesiadujących w barach i mieszkaniach ludzi, przypatruje im się uważnie i uwiecznia, w niezwykły sposób uwzględniając również ich emocje i uczucia.
To wielka sztuka – tworzyć kompozycje okrojoną z niepotrzebnych detali, które są jest jednocześnie nośnikiem ogromnej treści. Hopperowi udaje się to doskonale. To, co malarz obserwuje i postanawia uwiecznić na obrazie zostaje niejednokrotnie przefiltrowane przez jego nastrój oraz odczucia wewnętrzne. Obserwujemy rzeczy zwykłe i niezwykłe zarazem, świat bliski i daleki, ludzi obcych a jednocześnie podobnych, także do nas samych.
Sceny malowane przez Hoppera są zawsze statyczne, jakby zatrzymane w ruchu. Senność i nostalgia wpada przez okna do hotelowych pokoi i kawiarnianych wnętrz, ogarnia opustoszałe stacje paliw oraz fasady budynków, wzbudzając pewien niewypowiedziany lęk, wprowadzając w stan niepokojącego oczekiwania.
Choć nic na pozór nie zapowiada, aby stać miało się coś złego, jego obrazy wzbudzają ciągłe wrażenie, że cisza ta jest zapowiedzią jakieś nieuchronnej, zbliżającej się katastrofy. Geniusz Hoppera i tajemniczość jego malarstwa odsłania się w pełni zwłaszcza w obrazach tworzonych w klimacie nokturnów. Właśnie w takim nastroju utrzymana jest jedna z najsłynniejszych prac malarza, Nocne marki z 1942 roku.
Kultowi już klienci nocnego baru, obserwowani z zewnątrz przez szybę, pogrążeni są jakby w transie, zamyśleni, zupełnie anonimowi. „Samotność w wielkim mieście”, tak można by w jednym zdaniu zawrzeć to silne uczucie, towarzyszące prawie każdej postaci z obrazów artysty.
Hopper pozostawia nam zawsze margines w interpretacji i zrozumieniu dzieła. Wszystko to, co przedstawia wydaje się być niedopowiedziane, dopiero wrażliwość i osobiste spojrzenia widza sprawia, że dzieło nabiera pełnego sensu, stając się indywidualnym wyrazem lęków i pragnień oglądającego.
Na deser krótki film przedstawiający Edwarda Hoppera z żoną w ich pracowni.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Samotność w wielkim mieście. Edward Hopper - 22 lipca 2016
Zdaje mi się, że także powiedział: nie maluję ani smutku ani samotności a jedynie światło na ścianie.
No cóż, to by nieco obalało tezę o jakimś niezwykłym przesłaniu Jego prac. Sądzę że tak właśnie jest. Artysta po prostu uwieczniał przebłyski zwyczajnego życia a że zafascynowany był tym co ŚWIATŁO czyni z otaczającej nas prozy życia, chętnie malował skontrastowane kompozycje. Trzeba też pamiętać, że w 1907 roku opanowano fotografię kolorową, więc uwiecznianie kolorowego obrazu przy pomocy farb przestało być czymś pożądanym. Malarz poszedł “trochę” wbrew opanowującej Amerykę modzie… wykonywania kolorowych zdjęć. Malowanie “banału” przestało mieć jakikolwiek sens, można go było uwiecznić na fotografii. Wzięciem wciąż cieszyło się to, czego nie można było albo już sfotografować, albo to co w ogóle nie istniało… abstrakcja. Zresztą tak pozostało do dnia dzisiejszego, z tą drobną różnicą, że teraz “abstrakcję” wykonuje się przy pomocy komputera. Nie musiał martwić się o tzw. chleb powszedni, zatem zrobił wszystkim “po złości” i malował “banalne” sceny z życia codziennego. Malował a nie fotografował i za to należy Mu się szacunek, podobnie jak tym fotografom którzy obecnie wykonują fotki monochromatyczne. …a co z emocjami? Każdy z nas ma indywidualne odczucia oglądając “cokolwiek”, więc i emocje też są indywidualne.