Kuratorzy sztuki nazwali go najinteligentniejszym z surrealistów. Reżyser David Lynch przyznał, że często inspiruje się jego dziełami, a rząd Belgii w hołdzie dla mistrza umieścił jego wizerunek na banknocie o nominale 500 franków belgijskich. Choć prywatnie był samotnikiem, nieco zblazowanym i do bólu oficjalnym, by nie powiedzieć nudnym, to w swojej sztuce tworzył światy niezwykłe, przepełnione magią, osnute aurą tajemnicy, zaskakujące i zupełnie nieoczywiste.
Malarstwo René Magritte’a – bo o nim mowa – wybudza widza z apatii, intryguje i stymuluje do myślenia, do rozwiązywania zagadek. To sztuka dla miłośników filozofii i poezji – dwóch największych inspiracji artysty, bez których nie da się właściwie odczytać jego twórczości.
Urodzony w 1898 roku Magritte od zawsze był nieśmiały, wycofany, a nawet nieco aspołeczny. Nie znosił publicznych wystąpień. Gdy król Leopold III wydał bal na jego cześć, przerażony Magritte zadzwonił do mistrza ceremonii dwie godziny przed rozpoczęciem i powiedział, że nie przyjdzie, bo wypalił papierosem dziurę w smokingu i teraz nie ma się w co ubrać. Unikał też większych spotkań towarzyskich, choć często zapraszał do siebie kilku najbliższych przyjaciół. Siadywali wtedy razem w salonie i podziwiali nowe obrazy, próbując nadawać im tytuły – musiały być poetyckie i zagmatwane, stanowić swego rodzaju szarady czy łamigłówki.
Plotka głosi, że Magritte akceptował sugestie znajomych, chwalił je i dawał do zrozumienia, że tak właśnie zatytułuje dzieło. Naprawdę jednak nigdy nie był w pełni usatysfakcjonowany z tych sugestii i po wyjściu gości samodzielnie wymyślał tytuły. Jego żona Georgette wspominała po latach: „często zdarzało się, że następnego dnia już nie podobały mu się ich propozycje i wybierał tytuł, który podobał się jemu”1. Sam Magritte uważał, że tytuł obrazu absolutnie nie służy jego identyfikacji. Ma za to wprowadzać zakłócenia, fałszować tropy i zmuszać odbiorcę do umysłowego wysiłku.
Po szkole René pracował jako projektant tapet i plakatów reklamowych. Dopiero później rozpoczął karierę artystyczną, choć już po pierwszej wojnie światowej jako młody chłopak był aktywnym propagatorem dadaizmu w Belgii. Mówi się, że tak naprawdę nie lubił malować. Nie prowadził stylu życia typowego XX-wiecznego artysty, nie miał nawet prawdziwej pracowni. Obrazy tworzył i gromadził we własnym domu, w niewielkiej jadalni połączonej z kuchnią. Za każdym razem, kiedy ktoś przychodził na kolację, Magritte przenosił gotowe prace, a sztalugi odsuwał pod ściany, robiąc trochę wolnego miejsca. Myślał obrazami i często tworzył szybkie kieszonkowe szkice na kawałkach papieru, stosunkowo rzadko jednak przenosił je na płótno. Miał doskonały warsztat i znał różne techniki, dzięki czemu w młodości zarabiał, fałszując dzieła Picassa i Braque’a (ta umiejętność podobno pozwoliła mu przetrwać wojnę, w czasie której fałszował też banknoty). Od malowania znacznie bardziej wolał jednak rozmyślania filozoficzne i grę w szachy (to surrealistyczny fenomen, bowiem rozrywkę tę uwielbiali także inni artyści z tego nurtu, np. Man Ray i Marcel Duchamp, który był nawet mistrzem francuskiej federacji szachowej).
Magritte znał się z Michelem Foucaultem – wybitnym francuskim filozofem, z którym przez kilka lat prowadził niezwykle interesującą i pouczającą korespondencję na tematy egzystencjalno-filozoficzne. Myśl ekscytowała go dużo bardziej niż sztuka sensu stricto. Doceniał filmowców i uwielbiał kino, a szczególnie przygody Fantomasa, którego postać pojawia się kilkukrotnie na jego pracach. Nie interesował się jednak muzeami ani wystawami. Twierdził nawet, że nie odczuwa żadnej potrzeby oglądania oryginału dzieła i, podobnie jak nie musi czytać rękopisu książki, reprodukcja mu w zupełności wystarcza. Pewnego razu, gdy wraz z żoną i parą przyjaciół wybrał się do Holandii na wystawę malarstwa Fransa Halsa, odmówił wejścia do muzeum już przed samymi drzwiami, twierdząc, że jego pies – biały szpic imieniem Loulou – nie ma ochoty oglądać żadnych obrazów. Gdy pozostała trójka zwiedzała ekspozycję, Magritte siedział w pobliskim barze i upijał się adwokatem. Szczerze nienawidził podróży, a już zwłaszcza tzw. podróży kulturalnych. Będąc w Egipcie, na widok piramidy Cheopsa i rozentuzjazmowanej nią żony znudzony stwierdził jedynie: „Tak… tak, jak się spodziewałem”2.
To, co przyziemne i widzialne, nie robiło na nim wrażenia. Fascynowała go zawarta w przedmiotach tajemnica i magia, którą jak nikt inny potrafił wydobyć nawet z najzwyklejszej rzeczy. Sam twierdził, że magię tę odkrył już jako dziecko i to ona zawsze go prowadziła. Rzeczywiście na obrazach Magritte’a można dostrzec powtarzające się motywy, które czerpią swój rodowód z najwcześniejszych dziecięcych wspomnień artysty.
Jednym z takich motywów jest klatka na ptaki. Magritte pamiętał, że metalowa klatka stała obok jego kołyski i wzbudzała w nim lęk, który nie opuścił go już do końca życia. Ponadto na obrazach niezwykle często pojawiają się lustra bez odbicia, a także kurtyny, zasłony, białe płótna i twarze zakryte rozmaitymi obiektami. Niektórzy uważają, że elementy te mają związek z traumą, jaką dla Magritte’a było samobójstwo jego matki. Gdy René miał 14 lat, cierpiąca na zaburzenia psychiczne Adeline Magritte utopiła się w przepływającej niedaleko domu rzece. Przyszły artysta rzekomo widział, jak wyławiano zwłoki matki, której martwą twarz zasłoniła zadarta do góry biała nocna koszula. Widok ten miał znaleźć odbicie w jego późniejszych pracach.
Choć teoria ta przez lata była bardzo popularna, dziś eksperci twierdzą, że jest raczej bardzo mało prawdopodobne, by młody Magritte był świadkiem wyciągania z wody ciała matki, a powtarzające się w jego twórczości motywy nie mają z tym wydarzeniem tak bezpośredniego związku. Wbrew pozorom także trumny i nagrobki często obecne na jego płótnach nie odnoszą się do przedwczesnej śmierci matki, lecz do miłych pamięci czasów dzieciństwa, kiedy to René wraz z koleżanką całymi dniami bawił się na starym cmentarzu, biegając między zabytkowymi nagrobkami i schodząc do otwartych krypt. Po latach przyznawał, że połączenie romantyczno-gotyckiej atmosfery tamtego cmentarza, pierwszego niewinnego erotyzmu, jakiego wówczas doświadczył, oraz wspomnienia pejzażysty często malującego pomiędzy alejkami w dorosłym życiu zdefiniowały go jako artystę.
Spora część prac Magritte’a przesiąknięta jest bardziej lub mniej zakamuflowanym erotyzmem. Jednym z jego ulubionych motywów o seksualnym podtekście jest słupek balustrady, zwany przez samego autora „bilbokietem”, a przez jego przyjaciela, Maxa Ernsta określany dość wymownie mianem „fallustrade”. Erotyzm obrazów Magritte’a nie jest jednak typowo surrealistyczny. Trudno szukać u niego dziwności i perwersji, jak na przykład u jego innego przyjaciela, Salvadora Dalego. Znajdziemy tu raczej dużo dwuznacznego dowcipu i pewną intymną aurę, w której pozornie aseksualne przedmioty stają się wyczuwalnie erotyczne. Istnieją jednak grafiki, które ukazują odmienne spojrzenie Magritte’a na erotykę.
W 2011 roku w Tate Liverpool na wystawie The Pleasure Principle (pol. Zasada przyjemności) pokazano sześć pikantnych dzieł przedstawiających m.in. uskrzydlone fallusy i ogromne waginy utrzymane w humorystycznym, nieco infantylnym, ale jednocześnie bardzo surrealistycznym stylu. Grafiki te miały stanowić ilustracje do nowego wydania powieści markiza de Sade. Zostały znalezione w torbie pełnej dokumentów wyrzuconej na ulicę po śmierci Georgette Magritte w 1986 roku.
René poznał Georgette, gdy on miał 15, a ona 13 lat. Zaprosił ją na miejski festyn, gdzie bawili się w wesołym miasteczku. To właśnie dlatego powracającym motywem w jego malarstwie będzie odtąd karuzela. Magritte już wtedy zakochał się w Georgette, ich drogi jednak zaraz potem rozeszły się na siedem lat. Kiedy spotkali się ponownie w 1920 roku, uczucie natychmiast odżyło i dwa lata później zaowocowało ślubem.
Powszechnie uważa się, że Georgette była wielką miłością Magritte’a, jego muzą i jedyną modelką. Trudno w to jednak uwierzyć, znając chociażby historię głośnego romansu artysty z niejaką Sheilą Legge – angielską surrealistką-performerką. Magritte poznał ją w 1936 roku.
Chcąc zakamuflować swoją niewierność i jednocześnie „zająć” czymś podejrzliwą już żonę, namówił znajomego poetę Paula Colineta, by ten dotrzymywał towarzystwa Georgette i jednocześnie odwracał jej uwagę od poczynań męża. Efekt tej intrygi był rzecz jasna taki, iż Georgette wdała się w płomienny romans z Colinetem, a małżeństwo Magritte’ów popadło w poważny kryzys trwający aż do roku 1940, kiedy to ostatecznie się pogodzili i przebaczyli sobie wzajemne zdrady.
Pomijając ten czteroletni incydent, Georgette była zawsze wielkim wsparciem dla męża, pierwszym krytykiem i mecenasem jego sztuki, a nawet kimś w rodzaju dzisiejszego managera. To podobno za jej namową w 1927 roku oboje przeprowadzili się do Paryża, siedziby wszystkich ówczesnych wielkich surrealistów skupionych pod egidą André Bretona.
Wytrzymali tam zaledwie trzy lata, po czym przenieśli się do Brukseli. Sztywny, stereotypowo mieszczański, ubrany zawsze w trzyczęściowy garnitur i melonik Magritte nijak nie pasował do wyzwolonej i ekscentrycznej paryskiej bohemy.
Przeszkadzały mu także wysokie koszty życia w stolicy Francji i wszechobecna tam drożyzna. Przede wszystkim jednak nie potrafił bezkrytycznie przyjąć szerzonych przez Bretona dogmatów surrealizmu, zwłaszcza jeśli chodziło o rolę podświadomości i psychoanalizy Freuda, którą Magritte uważał za pseudonaukę. Bardzo blisko przyjaźnił się ze wspomnianymi wcześniej Ernstem i Dalim oraz Paulem Éluardem i Giorgio de Chirico, który miał być największą inspiracją, wręcz objawieniem dla Magritte’a.
Nie nawiązał natomiast nici porozumienia z Bretonem. Ich liczne spory i zatargi przyspieszyły decyzję Magritte’ów o wyjeździe z Paryża. „Papież surrealizmu” po blisko 34 latach zrehabilitował się jednak wobec cieszącego się już wówczas międzynarodową sławą Magritte’a. Osobiście otworzył jego pierwszą wystawę w Ameryce, mówiąc: „Wszystko, co Magritte osiągnął, stanowi kulminację tego, co Apollinaire opisał kiedyś jako prawdziwie zdrowy rozsądek, który właściwy jest wielkim poetom”3.
Sztuka Magritte’a udowadnia, że nic nie jest pewne, a już zwłaszcza nie to, co widzimy. Percepcja wzrokowa jest złudna i niewystarczająca, by dostrzec istotę rzeczy, łatwo daje się oszukać, a widzialne sensy są tylko pozorne. To iluzja, dzięki której malarz przedstawia nowe znaczenia, a nawet może pokazać, że przy pomocy obrazu nie można czegoś pokazać. Słynna fajka (Zdradliwość obrazów) i widniejący pod nią napis „To nie jest fajka” stanowią swoisty manifest filozofii Magritte’a, mówiący, że ani słowo, ani obraz nie są dowodem na istnienie przedmiotu.
Należy umieć rozróżniać obraz od przedmiotu, imitację od natury, złudę od prawdy. Artysta wciąga widza w grę werbalno-wizualną, miesza rzeczywistość z jej przedstawieniem (Dola człowiecza, Spacery Euklidesa), dezorganizuje relacje między wnętrzem i zewnętrzem (Pochwała dialektyki, Filozofia w buduarze), zaburza proporcje (Grób zapaśników, Szczęśliwy dotyk), znosi prawa fizyki (Szklany klucz, Sztuka konwersacji). Mimo że Magritte wszystkie przedmioty maluje w konwencji realistyczno-naiwnej, to kontekst, w jakim są ukazane, zwykle daleki jest od realizmu. Sytuacje przedstawiane na płótnach są nierzeczywiste, utrzymane w aurze poetyckości, oniryczne czy też z pogranicza snu i jawy. Zazwyczaj oscylują gdzieś między realizmem magicznym a czystym surrealizmem.
Magritte zmarł w wieku 69 lat na raka trzustki. Pozostawił po sobie jeden niedokończony obraz, który stał, tak jak go zostawił, w kuchni na sztaludze przez 19 lat, aż do śmierci Georgette. Był twórcą wybitnym, jednym z najważniejszych współczesnych artystów, o którym mówi się, że obraz poetycki przekształcił w poemat plastyczny. I choć jego obrazy są wyjątkowe i niepowtarzalne, to on sam – jak zwykł mawiać – żył jak wszystko inne… w tajemnicy świata.
Bibliografia:
1. Allmer P., René Magritte: Beyond painting, Manchester 2010.
2. Janicka K., Surrealizm, Warszawa 1985.
3. Magritte: The Mystery of the Ordinary, 1926–1938, The Museum of Modern Art, Nowy Jork 2013.
4. Paquet M., René Magritte. Widzialna myśl, tłum. E. Tomczyk, Köln 2003.
5. Wielka kolekcja sławnych malarzy, René Magritte, Poznań 2007.
6. Wielcy Malarze. Ich życie, inspiracje i dzieło, nr 123, Warszawa 2001.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Potrzeby ponad luksusami, czyli co o Bauhausie każdy wiedzieć powinien - 18 października 2024
- Virginia Woolf i Vanessa Bell – siostry z Bloomsbury - 15 września 2024
- Erna Rosenstein. Wodotrysk ognia i ciszy - 13 lipca 2024
- David Hockney – w słońcu Kalifornii - 5 lipca 2024
- Sztuka, feminizm i zupa z piór – o Florine Stettheimer oraz jej dwóch siostrach - 18 lutego 2024
- Notowane gmatwaniną kresek – o Feliksie Topolskim - 12 listopada 2023
- Dlaczego Mark Rothko wielkim malarzem był? Refleksje o artyście i sztuce abstrakcyjnej - 22 września 2023
- Erich Buchholz – zapomniany wizjoner - 21 lipca 2023
- Peter Doig – artysta sztuki najnowszej, którego dzieła kosztują miliony - 11 maja 2023
- „Obiekt należy usunąć z obrazu” – neoplastycyzm Pieta Mondriana - 26 marca 2023