Kochał, zdradzał i tracił. Osiągnął wyżyny popularności i dno rozpaczy. Zostawił po sobie liczne autoportrety. Na jednym z obrazów jest aż trzema postaciami. To płótno nie jest zwykłą ilustracją biblijnego tekstu. Jest medytacją na temat straty – pytaniem, którego zazwyczaj sobie nie zadajemy i odpowiedzią, której nie chcemy usłyszeć. Wiemy, że Rembrandt maluje Powrót syna marnotrawnego po śmierci ukochanej żony, gdy dżuma zabiera jego kochankę oraz kiedy umiera jego umiłowany syn Tytus.
Młodszy syn
Może dlatego naszą uwagę przykuwa najpierw marnotrawny syn. Ogolona głowa, nędzny strój, zniszczone buty. Śmierć najbliższych, długi, ogłoszenie bankructwa, licytacja dzieł sztuki, sprzedanie nawet grobu żony. Im strata jest większa, tym bardziej zbliża nas do śmierci.
Straty i uczucia odkładają się latami, niewypłakane lub wypłakane zbyt słabo. Rembrandt, w osobie młodszego syna, to człowiek, który zjawił się przed nami z dalekiej drogi, to człowiek, który niemal wszystko utracił. Nie jest już dumnym i docenianym autorem Lekcji anatomii doktora Tulpa. Nie jest już korzystającym z życia utracjuszem z Autoportretu z Saskią. Nie ma w sobie nic z artysty i kochanka.
Jacek Kaczmarski śpiewał:
„Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół,
Padam z nóg i czuję ręce na ramionach,
Do nóg czyichś schylam głowę, jak pod topór.
Moje stopy poranione świecą w mroku,
Lecz panika – nie wiem skąd wiem – jest już dla mnie skończona…”
Vincent van Gogh po zobaczeniu tego obrazu miał powiedzieć: „Taki obraz można malować tylko wtedy, gdy umierało się wiele razy”. Wiemy z biblijnej przypowieści, że młodszy syn w pewnym momencie żąda części majątku, która na niego przypada (czyli w pewnym sensie uśmierca ojca) i wyrusza na jazdę próbną po przyjemnościach, z dala od domu. Młody Rembrandt był zuchwały, rozrzutny, zmysłowy i arogancki. W wieku trzydziestu lat widzimy go z Saskią pijanego, z pożądliwością w oczach. Wydaje się jakby pytał nas z tego obrazu: „Świetna zabawa, prawda?”.
Tylko Saskia wygląda na zawstydzoną zachowaniem męża. Młody Rembrandt to młodszy, rozrzutny syn żyjący w dalekich stronach. Wiemy, że wiele zarabiał. Wiemy też, że jeszcze więcej wydawał, a także utracił. Osiągnął sukces po Lekcji anatomii, niedługo potem poślubił Saskię, podnosząc tym samym swój status społeczny i ekonomiczny. Niestety to, co mamy za początek szczęścia, czasem bywa tylko jego chwilą. Ich dzieci umierają przed ukończeniem pierwszych urodzin (Rumbartus zm. 1635, Kornelia zm. 1638, Kornelia zm. 1640). Przeżywa tylko syn Tytus. Saskia umiera po kolejnym porodzie (zm. 1642). Rembrandt maluje piękny pomnik ich pożegnania w obrazie Pożegnanie Dawida z Jonatanem (na marginesie trzeba dodać, że całą historię małżeństwa Rembrandta z Saskią można odczytać z jego obrazów).
Straty wydzierają rany, a rany opowiadają o stratach. Rembrandt zaś wdaje się w romanse. Najpierw z Geertje Dircx, potem z Hendrickje Stoffels, która rodzi mu syna (zmarł w 1652 roku) i córkę Kornelię (jedyne dziecko, które go przeżyje). Ostatecznie po latach zgorszenia (żyli bez ślubu w purytańskim społeczeństwie), sądowych procesów i kłótni między Greetje a Hendrickje, ta pierwsza zostaje umieszczona w zakładzie dla umysłowo chorych.
Rembrandt popada w coraz większe długi, aż w 1656 roku ogłasza bankructwo, a jego dom i dzieła sztuki zostają zlicytowane. W 1663 roku umiera Hendrickje. Zostaje mu jeszcze syn Tytus. Podobnie jak z Saskią, historię miłości ojca do syna można poznać z obrazów Rembrandta. Tytus był inteligentnym, ale wątłym chłopcem. Na obrazach ojca zawsze jest otoczony aureolą miłości i ojcowskiej troski. Wydaje się, że Rembrandt ocieplał postać wątłego syna za pomocą farb.
W roku 1668 Tytus umiera. Nie wiemy ile nocy Rembrandt płakał tęskniąc za synem, który przypominał mu ukochaną żonę. Wiemy, że gdy wszystkie te noce minęły, mógł namalować ojca, którego miłość nie powstrzymała dziecka przed odejściem. „(…) później przychodzi czas klarowności – łoże boleści, bezsenna noc, otwarte morze, chwila ciszy, niewinność na twarzy dziecka – a wtedy nasze grzechy, niczym upiory lub zjawy, wypalają swe rozżarzone nazwy na naszym sumieniu” Fulton J. Sheen.
Ale wróćmy do Syna marnotrawnego i popatrzmy na młodszego syna. Nie ma już długich kręconych włosów z Autoportretu z Saskią. Ma głowę więźnia, która przypomina głowy znane ze zdjęć z obozów koncentracyjnych.
Więzienie, obóz czy wojsko, wszędzie tam goliło się głowy, aby pozbawić indywidualności. Młodszy i powracający syn ma wyniszczone ciało i zniszczone buty. Lewa stopa pokryta jest bliznami. Musiał przejść daleką drogę, która zadała mu rany. Jest pozbawiony niemal wszystkiego. Jeśli jednak dobrze się przyjrzymy, zobaczymy, że u boku ma miecz. Dziwny to szczegół, którego nie ma w przypowieści biblijnej. Nie sprzedał miecza ponieważ tylko on podkreślał jego pochodzenie (kto nie zna średniowiecznej mistyki miecza, niech chociaż sobie przypomni Aragorna z Władcy Pierścieni i jego miecz Andúril).
V. E. Frankl, autor genialnej książki Człowiek w poszukiwaniu sensu, po obserwacji zachowań w obozie śmierci, zapisał:
„Człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy: ostatniej wolności – wyboru własnej postawy w każdych okolicznościach, wyboru własnej drogi”.
Starszy syn
Starszy syn nie odszedł z domu ojca, a przynajmniej fizycznie. Czynił całe życie to, co właściwe, zapewne ciężko pracując. Przypowieść biblijna pokazuje jednak, że w sercu odszedł z domu dużo dalej niż młodszy z synów. Zapewne musiał być wzorem, a tam gdzie się pojawia przewaga kategorii „muszę”, „powinienem” zamiast „chcę” czy „lubię”, tam przewija się dyskretna nitka śmierci. Czy Rembrandt namalował siebie także w starszym synu?
Niektórzy biografowie (G. Schwartz, Ch. L. Mee) krytykują romantyczne podejście do Rembrandta. Mówią, że był on bardziej podporządkowany sponsorom, niż się powszechnie przypuszcza. Twierdzą, że jego porażki to wynik nie tylko jego stylu życia, ale przede wszystkim nieznośnego charakteru. Faktycznie Rembrandt postąpił podle z Geertje Dircx, z którą żył sześć lat. Kiedy zakochał się w innej kobiecie, posłużył się bratem Geertje, aby odesłać ją do zakładu zamkniętego. Właściwie całe swoje życie unikał otwartego deklarowania przynależności religijnej, żeby mieć zlecenia od każdej grupy wyznaniowej. Był więc Rembrandt także egoistyczny, wyrachowany, zdolny do zdrady i mściwy. Łatwiej nam patrzeć na Rembrandta utracjusza, który żałuje u stóp ojca. Trzeba jednak zauważyć i Rembrandta – starszego syna, człowieka pełnego urazy, tracącego czas na podstępne gry i małostkowe sądowe rozprawy. Starszy syn z obrazu jest obserwatorem na dystans, patrzącym z podwyższenia. Nie czyni on gestu powitania, nie uśmiecha się. Istnieje też przestrzeń między ojcem a starszym synem, jak napięcie domagające się rozładowania.
Z ojcem łączy go tylko bogaty płaszcz i brodata twarz. Jakby to, co wspólne, było tylko zewnętrzne. Ojciec pochyla się nad młodszym synem, starszy stoi sztywno wyprostowany (jego postawę podkreśla szata zwisająca od rąk do podłogi). Płaszcz ojca jest szeroko rozpostarty nad marnotrawnym synem, płaszcz starszego syna zwisa wzdłuż ciała. Ręce ojca są wyciągnięte, dotykające, ręce syna są złączone razem i przyciśnięte do piersi. Światło spoczywa na obu twarzach, ale z twarzy ojca spływa na całe ciało (szczególnie na dłonie) i ogarnia młodszego syna. Światło na obliczu starszego z braci jest zimne, a on sam jakby tkwił w cieniu.
„Te przenikliwe, poważne oczy, które tak dobrze znamy z autoportretów Rembrandta, musiały mieć zdolność patrzenia prosto w ludzkie serce”
E. H. Gombrich.
Ojciec
Rembrandt stworzył wcześniej (1636 r.) akwafortę do przypowieści o synu marnotrawnym. Jest na niej ruch. Ojciec spieszy się do syna, syn rzuca się do stóp ojca. W omawianym teraz obrazie „bezruch kompozycji sprawia, że chwila przyjęcia i przebaczenia trwa wiecznie” (Ch. Tümpel). Widzimy więc starego, na wpół ślepego mężczyznę odzianego w bogatą szatę i płaszcz.
Jest rzeczą ciekawą, że najpiękniejsze i najgłębsze portrety Rembrandta to portrety ludzi starych. Być może ma to związek z rodzicami mistrza, którzy byli ludźmi w podeszłym wieku kiedy się urodził. Ta tendencja była tak silna, że jeden z biografów zauważył: „Od młodości Rembrandt miał jedno powołanie: dojrzeć do starości” (P. Baudiquet).
Kiedy światło gasło w oczach Rembrandta, jego serce stało się sercem ojca, który patrzy rękami.
Pisałem już o fascynacji Rembrandta ludźmi starymi. Symeon w świątyni (1669 r.) jest pełen tajemniczego światła, ma zamknięte oczy człowieka u kresu dni i trzyma Dziecię Jezus. Te same motywy znajdujemy w postaci ojca z Powrotu syna marnotrawnego. Niektórzy wolę tę perykopę tytułować jako Przypowieść o miłosiernym ojcu. Dwie dłonie ojca, jedna kobieca i delikatna, druga silna i męska. Przy kobiecej dłoni mistrz korzystał z Portretu żydowskiej narzeczonej, przy męskiej prawdopodobnie z obrazu Walka Jakuba z aniołem i nadał jej cechy swojej własnej.
Dłoń delikatna odpowiada poranionej, bosej stopie. Dłoń silna stopie obutej w sandał. Być może to zwykły przypadek, ale kobieca dłoń może ochraniać przed zranieniem a męska utwierdzać siłę. W każdym razie obie dłonie pokazują ojca, który zrozumiał głębię zatrzymania w domu i puszczania wolno, chronienia i dawania wolności. Tajemnica obu dłoni Rembrandta, to także opowieść o miłości mądrej.
Jak kochać kogoś, kto nie kocha już sam siebie (zazwyczaj wycofujemy miłość lub jesteśmy naiwni i znajdujemy tysiące okoliczności łagodzących). Ojciec z przypowieści i obrazu mistrza nie popada w żadną z tych skrajności. Pozwala synowi odejść i pozwala mu cierpieć, bo jeśli ktoś kpi ze wszystkiego, nie przejdzie obojętnie wobec własnego cierpienia. Kiedy syn wraca, ojciec jest pełen przebaczenia (biorąc pod uwagę cechy ojca i matki na obrazie i w przypowieści, można pokusić się o grę dwoma hebrajskimi słowami; „rehem” oznacza matczyne łono, „rahamim” oznacza miłosierdzie – co w hebrajskim spółgłoskowym zapisie wygląda bardzo podobnie, a na obrazie głowa syna jest jakby na łonie matki). Tak, jak ojciec mądrze kocha, tak też mądrze przebacza. „Jeśli przebaczenie upokarza, nie jest przebaczeniem. Być może nie należałoby przebaczać, gdyby przebaczenie miało upokarzać i rodzić zgorzknienie” T. Gadacz. A jeśli nawet syn nie wróciłby, to ojciec kochając czyni wszystko, aby umożliwić powrót (nie jest okrutny i nie wycofuje miłości, nie jest też naiwny i nie znajduje usprawiedliwień dla syna).
Rembrandt „zaczął patrzeć na człowieka i naturę jeszcze przenikliwszym okiem, ale jego spojrzenie nie było już zakłócone przez zewnętrzny przepych czy teatralną wystawność” (J. Rosenberg).
Twarz
Rembrandt malował mnóstwo ludzkich twarzy i rąk. Twarz mistrza jest ukazana w autoportretach. Występuje on jako marnotrawny syn, na Autoportrecie z Saskią, a także jako wystraszony uczeń na jeziorze, w końcu też jako jeden z ludzi, którzy zdejmują martwe ciało Jezusa z Krzyża. Na tym jednym obrazie, na Powrocie syna marnotrawnego, nie ma jego twarzy – tu odbija się jego dusza. „Doświadczenie sztuki Rembrandta okazuje się teraz jeszcze bardziej znaczące niż kiedykolwiek przedtem. Jest to niekończące się wyzwanie prowadzącego do uświadomienia sobie szansy, jaką daje akt obserwacji” M. Bockemüht. Od obserwatora zależy co dostrzeże w tym obrazie. Jest on bowiem otwarty. Scena, na której ojciec przytula syna, wychodzi poza sam obraz. To pozwala na doznanie objawienia, nie jest zaś tylko przedstawieniem objawionej formy. Historia biblijna nie ma zakończenia, nie jest opowieścią z bajek, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Być może powrót ze zmysłowej podróży młodszego syna wydaje się łatwiejszy niż z krainy gniewu, dokąd udał się starszy. Być może młodszy znów wyruszył w drogę. Dlatego i ja nie zakończę tego tekstu jakąś złotą myślą, czy zgrabnym cytatem. Pozostawię tekst niezakończony, jak niezakończona jest przypowieść i obraz Rembrandta.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Caravaggio „Narcyz” - 19 lipca 2021
- Jak trwoga to do… Madonna czasu zarazy - 20 marca 2020
- Medytacja na temat straty – Rembrandt „Powrót syna marnotrawnego” - 17 września 2017
- Metafizyka oblicza. Gustaw Gwozdecki - 24 maja 2017
- E = mc2. Francis Bacon - 6 lipca 2016
- Gierymski, Malczewski, Witkacy – metafizyczna podróż… - 13 czerwca 2016
- Spowiedź grzesznika. Michelangelo Merisi, znany jako Caravaggio - 29 kwietnia 2016
- Geniusz i szaleństwo. Francisco Goya - 15 kwietnia 2016
Oglądałem “Powrót syna marnotrawnego” w Ermitażu.Żadna z reprodukcji w internecie nie oddaje kolorytu Rembrandt owskiego!
Rembrandta poznawałam dość długo, aż przyszedł dzień , gdy stanęłam przed oryginałami w Polsce i Niemczech.
Dzięki takim medytacjom, myślę sobie, że jego większość obrazów to niekończąca się lekcja historii, roli światła, kompozycji i skrywanych znaczeń. Mieć w swoich zbiorach Rembrandta – to duma dla każdego muzeum i kraju.
Marzę o nadejściu takiego dnia, że hasło: “Wszystkie dzieła Rembrandta w …. ” zaproszą miłośników malarstwa
do podróży na spotkanie z malarzem, który pokazał potomnym to, czego nauczyło go życie.