Na fotografii z 1952 roku Henri Matisse siedzi na wózku inwalidzkim. Bosy, w czarnych spodniach i turkusowej koszuli. Obok przycupnęła asystentka w żółtej sukience. Artysta nożyczkami wchodzi w papier, a wokół niego rozrzucone na podłodze leżą kolorowe ścinki. Słowo „wycinanka” nie kojarzy się z wysoką sztuką – raczej z twórczością ludową albo plastyką w przedszkolu. Tymczasem to właśnie w tym medium Matisse stworzył swoje ostatnie arcydzieła.
U wielkich malarzy przeszłości jak Tycjan czy Rembrandt „późny styl” wyróżniał się swobodą i wręcz intymnym wyczuciem malarskiej materii. U Matisse’a charakter późnej twórczości został po części wymuszony przez chorobę. Był on zarazem odkryciem, wyjściem poza szczyt i kres własnych możliwości, który osiągnął w malarstwie olejnym.
„Jestem wyłączony z działania – pisał do André Rouveyre’a – bo nazbyt długo, bez przerwy, flirtowałem z czarodziejskimi barwami”.
Właściwie powinien był stale nosić ciemne okulary, bo jego oczy nie wytrzymywały tak intensywnych bodźców. Pragnął przekroczyć ciężar malarskiej materii: tworzyć obrazy ze światła i powietrza.
W 1937 roku po raz pierwszy leciał samolotem. Czuł się jak na magicznym dywanie Aladyna, a to doświadczenie określiło jego malarski program: „znaleźć radość na niebie”. Po raz pierwszy Matisse sięgnął po papier i nożyczki na początku lat 30. Wycinanki wykorzystywał, przygotowując mural Taniec dla Fundacji Barnesa. Ta technika pozwalała mu z łatwością modyfikować kompozycję: wystarczyło na nowo ułożyć wycięte elementy. Wykorzystywał ją również do innych zadań graficznych, jak choćby projektów okładek magazynu „Verve”. W miesiącach poprzedzających II wojnę światową Matisse często odwiedzał redakcję tego kwartalnika. Wpadał o siódmej rano i wycinał z kart drukarskiego wzornika: wstępnie myślał o albumie złożonym z wycinanych obrazów.
Tymczasem nadchodziły niezbyt kolorowe czasy. Niemcy okupowali Francję. Po separacji z żoną Amélie siedemdziesięcioletni Matisse sypiał w pustej pracowni (jego prace, schowane w bankowych sejfach, stały się zakładnikami rozstającej się pary). W dodatku artysta poważnie zachorował.
„Kocham moją rodzinę, prawdziwie, czule i głęboko” – pisał do syna Pierre’a przed operacją nowotworu jelita.
Przeżył, ale lekarze wróżyli mu najwyżej trzy lata. W 1944 roku żona Matisse’a została aresztowana, a córka, Marguerite, za zaangażowanie w ruch oporu trafiła do obozu koncentracyjnego. Obie przeżyły, ale artysta przez wiele miesięcy nie miał od nich wieści.
W tym okresie towarzyszyła mu Lydia Delectorskaya. Zatrudniona jako pomoc domowa, niebawem została również modelką i asystentką.
Matisse mieszkał wtedy w Vence niedaleko Nicei, w willi Le Rêve – „marzenie”. Tutaj chował się przed okropnościami wojny i realizował swoje wizje. Światło sączyło się przez arabskie okienko z kratownicą, trzepotały skrzydłami białe gołębie. W każdym kącie rozstawione były dzbanki, rośliny doniczkowe i owoce, a obok wisiały zainspirowane przez nie martwe natury.
„Palma daktylowa, której gałęzie kołysały się w ogrodzie, pojawiała się w oprawie kolorowych, tahitańskich zasłon oraz powtórzona na ścianie, tak, jakby siła tego obrazu sprawiała, że rzeczywistość staje się zaledwie jego odbiciem”
– wspominała partnerka Pabla Picassa, Françoise Gilot.
W tych okolicznościach Matisse znów wziął do ręki nożyczki. Kolory wybierał ostre, niemal oślepiające. Louis Aragon dziwił się, jak możliwa jest taka bujność w mrocznych czasach. Matisse odpowiadał krótko: „To moja samoobrona”. Najpierw wyciął figurkę mężczyzny ze zwieszonymi bezradnie ramionami i czerwonym sercem na granatowym tle, na którym wybuchają gwiazdy. Oto Ikar, który spłonął, gdy próbował wzbić się do słońca. W twórczej biografii Matisse’a ta praca nie jest znakiem porażki: przeciwnie, otwiera drugie życie.
Podkreślał, że artysta nie może zostać więźniem własnego stylu. Dla niego choroba okazała się wyzwoleniem. Do tej pory zawsze pragnął dwóch rzeczy naraz: rzucić się w wir emocji, a zarazem kontrolować je umysłem; rozumieć i wyjaśniać swoje dzieła: „byłem zniekształcony, moja wola mnie hamowała”. Twierdził, że „wysilenie” odbijało się w jego twórczości: „żyłem jakby zawsze z zaciśniętym pasem”. Po chorobie niepełnosprawny, ograniczony ruchowo, czuł się zarazem wolny, oderwany i związany ze swoim dziełem.
Zamiast gotowych arkuszy kolorowego papieru Matisse używał teraz zagruntowanych gwaszem kartonów. Pod jego kierunkiem przygotowywały je asystentki: czasami malowały gęsto, nieprzejrzyście, kiedy indziej pozostawiając ślady ruchu pędzla. Czasami skomplikowane formy artysta wycinał z jednego kawałka papieru; inne, jak choćby powracające w wielu kompozycjach gwiazdki, składał z osobnych, drobnych kawałków.
„Siedział w łóżku, delikatnie w lewej ręce trzymał arkusz papieru – wspominała Gilot – prawą ręką go przesuwał i obracał pomiędzy ostrzami nożyc, a na kołdrę spadał deszcz wyciętych kształtów”.
Następnym etapem było układanie całości: przy mniejszych pracach Matisse używał deski, którą kładł sobie na kolanach. Kiedy szykował większe kompozycje, kazał asystentkom przypinać do ściany poszczególne elementy: wielokrotnie zmieniał zdanie, na nowo aranżował całość.
Przy małych formatach każdy element mocował jedną kroplą kleju, co pozwalało zachować trzeci wymiar: te wycinanki przypominają lekkie powietrzne reliefy. Matisse wypracował sobie unikatową technikę. Jego prace mają niewiele wspólnego z kolażami, które tak chętnie tworzyli kubiści: tam obok elementów papierowych pojawiały się materiały „znalezione”, zaskakująco zestawione faktury, strzępki treści. Ich złożenie podkreślało „sztuczność” sztuki. Matisse przeciwnie, wolał efekt naturalny. Zależało mu na emocjonalnej harmonii, zatarciu granic pomiędzy dziełem sztuki a rzeczywistością. Mówił, że „rysuje” nożyczkami: linie ostre, dokładne, na pokolorowanej wcześniej powierzchni. Na swój sposób osiągnął syntezę rysunku i koloru– wyzwanie, które od zawsze było obsesją malarzy.
„Spójrz na tę kompozycję– tłumaczył przyjacielowi – liście, owoce, nożyczki; ogród. Białe tło zostaje zdeterminowane przez arabeskę wyciętego kolorowego papieru, który sprawia, że ta biała atmosfera ma w sobie coś szczególnego, nieuchwytnego. I oto mamy kontrast. Każda poszczególna grupa kolorów ma tę specyficzną atmosferę. To właśnie nazywam atmosferą ekspresyjną”.
Matisse pracował również w bezsenne noce. Wówczas krystalizowały się wspomnienia. Również te najwcześniejsze: z cyrku, bajek dla dzieci, podróży. W Baśniach z 1001 nocy abstrakcyjne kształty układają się w opowieść, która pozwala doczekać świtu, nieomal dosłownie ofiarowuje artyście kolejny dzień życia.
Pierwszym projektem Matisse’a opartym na wycinankach była książka graficzna Jazz. Początkowo myślał o tytule Cyrk. Paradują tu akrobaci, żonglerzy, połykacze ognia. Matisse porównywał kiedyś malarza do balansującego w powietrzu linoskoczka. Podobny do artysty jest również mistrz rzucania nożami – także on unieruchamia modelkę, przypiera ją do muru. Ostateczny wybór tytułu nie zmienił tematyki cyklu– sugerował raczej improwizację, wariację, sztukę, którą Matisse kojarzył ze swobodą. Lubił nawet pisać literę „j”, od której zaczyna się „jazz”, ale także francuskie słowo joie, oznaczające radość.
Matisse zwierzył się Aragonowi: „podświadomie wierzę w przyszłe życie… jakiś raj, w którym będę malował freski”. A przecież fizycznie coraz słabszy nie mógł nawet ustać przed sztalugami. Latem 1946 roku wyciął z papieru jaskółkę. Przyczepił ją na ścianie, aby zakryła irytującą go plamę. W ciągu kolejnych tygodni ściany zapełniły kolejne fantazyjne kształty: meduzy, ryby, ptaki, koralowce, gąbki i łodyżki glonów. Wszystko to były wspomnienia z wyprawy na Tahiti sprzed kilkunastu lat. W ten sposób powstały Oceania: niebo i Oceania: morze, które przy pomocy techniki serigrafii zostały przeniesione na płótno: delikatne, białe kształty na beżowym materiale.
W kolejnym dyptyku: Polinezja: niebo i Polinezja: morze koronkowe kawałki papieru przypominają rozpryskującą się morską pianę. Na tle złożonym z paneli ciemniejszych i jaśniejszych błękitów artysta rozrzucił białe formy: ptaki, rozgwiazdy, rośliny. Przypinając wycinanki na ścianach, zwykle nie był pewien, co chce osiągnąć. Wypróbowywał tło w postaci kratownicy, na którym płożą się, pełzają barwne, organiczne kształty. Kilka lat później Matisse mówił: „urządziłem sobie ogródek i mam gdzie się przechadzać”. Rzeczywiście, na ścianach jego pracowni w Nicei wyrosły tańczące rośliny, a przy nich unoszą się błękitne sylwetki kobiet. Niektóre z nich Matisse oprawił jako samodzielne akty. Inne włączył do kompozycji Papuga i syrena.
„Musiałem zrobić tę papużkę z kolorowego papieru – opowiadał Matisse – właściwie sam zmieniłem się w papugę. Wskoczyłem do własnego dzieła”.
Choroby, które ograniczały aktywności Matisse’a, inspirowały go do tworzenia „światów wyobrażonych”. Pewnego letniego dnia wybrał się na basen, żeby „popatrzeć na nurkujących”. Znużony upałem szybko wrócił do domu z mocnym postanowieniem, że basen „zrobi sobie sam”. Umocowany na ścianach pas białego papieru przypomina pasy w basenie. Na tym tle Matisse umieścił postaci pływaków – na wpół abstrakcyjne, a jednak ich ruch zdaje się nieomal naturalny, prawie słyszymy odgłosy rozchlapywanej wody.
W 1947 roku, z przymrużeniem oka, w trzeciej osobie, Matisse opisywał niezwykły projekt, którego się podjął.
„Nikt by nie pomyślał, że ten artysta, którego sztuka zdawała się nieodwołalnie zamknięta na nadprzyrodzone, z taką pasją podejmie się tego rodzaju zadania”.
Chodziło o zaprojektowanie witraży dla Kaplicy Różańcowej w Vence. Matisse podjął to wyzwanie na prośbę Monique Bourgeois, dominikańskiej zakonnicy. Poznał ją kilka lat wcześniej, gdy jako siostra, ale jeszcze nie zakonna, pielęgnowała go w ciężkiej chorobie. Ale Monique gruntowała również gwaszem kartony do wycinanek i pozowała do kilku ważnych obrazów. Pomimo żarliwych namów Matisse’a („ja nie potrzebowałem sakramentów, by całe życie chwalić imię Pana”) w 1946 roku złożyła śluby i została siostrą Jacques-Marie. Kiedy zaczynała posługę w Vence, siostry modliły się w kaplicy zaimprowizowanej w zrujnowanym garażu. Najpierw Matisse tylko doradzał przyjaciółce, która sama zabrała się za dekoracje. Szybko jednak zaangażował się w ten projekt całym sobą: postanowił nie tylko sam zaprojektować witraże, ale także całą kaplicę – pomimo że nie był architektem. Nawiązując do witraży w gotyckich katedrach, pragnął „malować światłem”, a swoją pracę traktował jako odmianę modlitwy. Przeglądając swój Jazz, dochodził do wniosku, że „to są przecież kolory witrażu. Tnę pomalowane gwaszem kartki tak, jak tnie się szkło”. Tym razem wycinanki posłużyły raz jeszcze do stworzenia dekoracyjnego projektu: nie tylko witraży, ale również tabernakulum, a nawet księżowskich ornatów. Prace przy kaplicy zajęły Matisse’owi cztery lata: traktował ją jako syntezę wysiłku całego życia.
„Bardziej niż martwe natury czy krajobrazy interesuje mnie ludzka postać” – pisał Matisse w Notatkach malarza w 1908 roku. Nieomal pół wieku później znów postawił ludzką postać w centrum swojej sztuki. Dziesiątki szkiców, tygodnie wycinania i przekładania elementów doprowadziły go do serii Błękitnych aktów. Oto sztuka Matisse’a zatoczyła krąg.
Swoim wycinankom starał się nadać takie znaczenie i wagę, jakimi nasycał obrazy. Jednocześnie stwarzał iluzję trójwymiarowości, jakby te prawie płaskie reliefy były spokrewnione z rzeźbami. Matisse, który z wycinanek wyczarował fantazyjne ogrody, teraz stworzył pastoralne, idealne postaci, gotowe w nich zamieszkać. W swoich ostatnich kompozycjach, oceanicznych, pastoralnych, zdradzał marzenie o rajskim ogrodzie. Swój plastyczny język sprowadził do najprostszych, wydestylowanych znaków. Przez całe życie szukał sposobów, by najprościej wyrazić swoje doznania. U kresu swoich poszukiwań podniósł sztukę wycinanki na najwyższy możliwy poziom – nie była to jego metoda ostateczna. Okazała się jednak ostatnią.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Henri Matisse „Czerwona pracownia” - 1 września 2024
- Henri Rousseau „Śpiąca Cyganka” - 17 maja 2024
- Edward Hopper „Poranne słońce” - 19 kwietnia 2024
- Tajemniczy Édouard Vuillard - 25 lutego 2024
- Pierre Bonnard „Kawa” - 11 stycznia 2024
- Henri Matisse „Taniec II” - 29 czerwca 2023
- Artur Nacht-Samborski. Malowane z ukrycia - 26 maja 2023
- Pomiędzy niebieskim i różowym: Picasso i kuglarze - 6 kwietnia 2023
- Max Beckmann: klaun, żeglarz, wygnaniec - 10 marca 2023
- Nicolas de Staël. Wierny wobec obrazu - 4 stycznia 2023