Myślimy: „Piet Mondrian”, widzimy hipnotyczne kratownice. Przed oczami przelatują nam widma płócien skomponowanych z białego tła, czarnych linii i tylko trzech kolorów: niebieskiego, żółtego i czerwonego. Dziesiątki rozmaitych wariantów geometrycznych schematów. Niezwykle uporządkowane, ascetyczne, wręcz surowe, a jednak przyciągające jak magnes. Dokładnie tak samo jak ich twórca – ujmujący mimo swojej chłodnej powierzchowności.
Neoplastycyzm – tak nazywa się styl Mondriana, którego obok Kandinsky’ego i Malewicza stawia się w pierwszej trójce pionierów abstrakcjonizmu. Jednak nie od początku Holender tworzył w tym nurcie. Ba! Droga do jego odkrycia zajęła mu ponad czterdzieści lat. Gdy inni artyści w tym wieku zwykle mają już na koncie przynajmniej jedno kluczowe dzieło, Piet Mondrian dopiero dochodzi do tego, jak wyglądać ma jego sztuka.
Zaczynał od tradycyjnego, realistycznego malarstwa w nieco impresjonistycznej manierze. W pierwszym holenderskim okresie jego twórczości (1890–1904) tematykę prac stanowiły widoki z okolic rodzinnego Amersfoortu – pola, wydmy, rzeki i wiatraki. Widać w nich było talent i warsztat, nic jednak nie zapowiadało przyszłego geniuszu. Odebrawszy gruntowne lekcje od ojca – nauczyciela rysunku – około dwudziestoletni Piet (a właściwie wtedy jeszcze Pieter Cornelis Mondriaan) zaczął zarabiać, tworząc rysunki biologiczne do podręczników naukowych. Przez kilka lat współpracował nawet ze słynnym bakteriologiem profesorem van Calcarem.
Wiódł spokojne życie wolne od ekscesów stereotypowo przypisywanych artystom. Uwielbiał jeździć rowerem i w ten sposób, bez względu na pogodę, codziennie pokonywał trasę między domem a pracownią. Nie myślał jeszcze o karierze wielkiego malarza, planował zostać nauczycielem lub pastorem.
Pierwszy – jeszcze nie największy – przełom nastąpił w 1908 roku. Mondrian, zafascynowany ekspresjonizmem Muncha, zerwał z dotychczasowym malarstwem. Zaczął eksperymentować z jaskrawymi barwami, lekko deformował kształty. Zainteresował się luminizmem i właśnie za pomocą światła i cienia konstruował swoje obrazy, które po raz pierwszy zostały pokazane na dużej grupowej wystawie w Amsterdamie. W tym samym czasie Piet stał się członkiem Towarzystwa Teozoficznego, a jego wiara w odkrycie nadprzyrodzonego absolutu oraz osiągnięcie harmonii poprzez zjednoczenie ducha i materii miała przełożenie na całą przyszłą twórczość.
Nudziarz zakochany w tańcu i jedzeniu
Po holenderskich sukcesach przyszedł czas na przeprowadzkę do mekki ówczesnej awangardy – Paryża. Mondrian osiedla się na Montparnassie w 1911 roku. Bliskość bohemy i słynna alkoholowo-erotyczna aura dzielnicy zupełnie na niego nie działają. Surowo wychowany przez zagorzałych kalwinistów Piet nie upija się, nie narkotyzuje, nie łajdaczy w domach publicznych ani na orgiastycznych imprezach. Nie uczestniczy w skandalach, nie popada w modne wówczas teatralne załamania nerwowe. Żyje skromnie i samotnie. Można rzec, że jest nudziarzem. Jego atelier jest niesłychanie oszczędne, wręcz spartańskie, panuje w nim niemal obsesyjny porządek. Nie ma tam niczego z sąsiednich melin lub buduarów, w których co rusz urządza się towarzyskie schadzki. Mondrian pracuje po osiem godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Tytan pracy. Ma jednak dwie słabości – dobre jedzenie i taniec. Jak większość paryskiej awangardy nie narzeka na nadmiar pieniędzy. Mimo to nie potrafi sobie odmówić posiłków w najlepszych restauracjach. Zna wszystkie lokale w mieście i bez wątpienia jest smakoszem, co dodatkowo nie sprzyja jego rozrzutnemu stylowi życia. Mondrian nie potrafi gospodarować finansami, nie umie planować wydatków ani oszczędzać. W chwilach największych kryzysów uczy się gotować i w domu sam przygotowuje sobie wykwintne (w miarę możliwości i umiejętności) dania.
W tańcu z kolei miała fascynować go geometryczna rytmiczność ruchu. Regularnie chadzał ze znajomymi do klubów i przez całe dorosłe życie pobierał lekcje tańca. W Paryżu pokochał charlestona. Podobno gdy raz wybrał się na występ uwielbianej Josephine Baker, po wszystkim miał być niesamowicie rozczarowany, ponieważ tancerka nie wykonała tego wieczoru charlestona. W wywiadzie udzielonym w 1926 roku dla holenderskiej gazety powiedział, że nigdy nie wróci do ojczyzny, jeśli ta wprowadzi zakaz publicznego wykonywania charlestona (wiele krajów tak robiło ze względu na postrzeganie tego tańca jako niemoralnego – zbyt wyzwolonego i erotycznego). W późniejszych latach w Nowym Jorku Mondrian zakocha się bez pamięci w amerykańskim jazzie, co nie pozostanie bez wpływu na jego malarstwo.
Pion i poziom
Poza dobrym jedzeniem i tańcem Paryż oddziałuje na artystę w jeszcze jeden istotny sposób. Zaczyna on interesować się kubizmem, a w jego pracach da się zauważyć coraz wyraźniejsze uproszczenia i geometryzowanie form, aż do momentu, w którym stają się one całkowicie abstrakcyjne. Dla tego okresu (1911–1915) charakterystyczne są owalne kompozycje w pastelowej kolorystyce złożone z wielu linii przecinających się w pionie i poziomie. Malarz skrócił swoje imię i wyrzucił jedno „a” z nazwiska – tak powstał nowy, przynależący do awangardy Piet Mondrian. Jego sztuka cały czas ewoluowała. Choć on sam gardził pojęciem weny, odrzucały go, a nawet napawały wstrętem dyskusje o natchnieniu, szukaniu inspiracji i twórczym uniesieniu, to nie da się ukryć, że w tamtym czasie w końcu odnalazł ścieżkę do swojego artystycznego spełnienia.
Rzadko udzielał się publicznie, nie lubił splendoru, niechętnie wystawiał i sprzedawał swoje prace, jednak nie przeszkadzało to rosnącemu zainteresowaniu jego sztuką. Choć ikoniczne dzieła stworzy dopiero w latach 20., kiedy będzie krążył między Holandią, Paryżem i Londynem, to wyraźne neoplastyczne początki można zauważyć już w 1917 roku. Wtedy bowiem Mondrian wraz z Theo van Doesburgiem założył De Stijl – artystyczne ugrupowanie skupione wokół czasopisma wydawanego pod tym samym tytułem.
Piet w De Stijl jest nie tylko praktykiem, ale także teoretykiem. Pisze eseje, w których teoria malarstwa miesza się z filozofią i religią. Jego głównym hasłem jest odnaturalizowanie sztuki. Neoplastyczny program zakłada: skrajnie uproszczoną geometryzację sprowadzoną do dwóch linii – wertykalnej i horyzontalnej, użycie trzech kolorów zasadniczych (żółtego, czerwonego i niebieskiego) oraz trzech tak zwanych niekolorów (bieli, czerni i szarości), które powinny być równoważne kolorom, równowaga jest bowiem postulatem naczelnym, tak jak całkowity brak dekoracji i figuratywności. Podczas gdy dla laika dzieła neoplastyczne są powierzchniami zapełnionymi przez przypadkowe kratki, kwadraty i prostokąty, w rzeczywistości kompozycjami tymi rządzą ściśle ustalone, surowe zasady. Mondrian mówił, że z obrazu należy usunąć obiekt, ponieważ jego piękny wygląd może wywoływać emocje, które przesłaniają prawdę. Twierdził także, że nie interesują go obrazy, chce przede wszystkim zrozumieć istotę rzeczy.
W ten sposób powstają najsłynniejsze kompozycje z dużych prostokątów i kwadratów, które za kilka lat będą inspiracją dla Bauhausu, a jeszcze później staną się ikonami popkultury. Mondrianowskie układy pionów i poziomów podporządkowanych regularnej siatce geometrycznej z wypełnionymi kolorem tylko niektórymi polami będą zdobić plakaty, tapety i tkaniny użytkowe. Yves Saint Laurent w połowie lat 60. XX wieku wylansuje sukienki koktajlowe z kolekcji zatytułowanej La Robe Mondrian, Nike w 2008 roku wypuści na rynek model sportowych butów Dunk Low Pro Piet Mondrian, a w sezonie jesień/zima 2020–2021 dom mody Hermes stworzy całą kolekcję ubrań inspirowanych neoplastycyzmem. Od imienia i nazwiska artysty pochodzą także nazwy dwóch języków programowania w IT.
Prace Mondriana przeszły do historii, niestety jednak historycy sztuki zgadzają się co do tego, że jego rozważania teoretyczne źle się zestarzały. Eseje, rozprawy i manifesty z czasów De Stijl są całkowicie przesiąknięte teozoficznymi ideami, pełne frazesów, pompatyczne, pretensjonalne, w założeniu górnolotne po latach okazują się naiwne i przesadne. Artysta pisał dużo o neoplastycyzmie jako narzędziu wyzwalania od konfliktów, które przyczynia się do powiększania obszarów ludzkiego szczęścia na świecie. Kompozycje miały odzwierciedlać porządek będący rdzeniem rzeczywistości, czyli pewien absolut, harmonijny kosmos, do osiągnięcia którego człowiek powinien dążyć. Trudno dziś nie uśmiechnąć się w odpowiedzi na te prawdy objawione. Choć należy także przyznać, że Mondrian był chyba jednym z ostatnich malarzy głęboko wierzących w to, że sztuka może istotnie odmienić ludzkość.
Kryzys i brak poczucia sensu
Niemniej w swoim czasie artysta osiąga szczyt. I jak to niestety często w życiu bywa – po nim następuje kryzys. W 1924 roku Piet odchodzi z De Stijl (ostatecznie ugrupowanie rozpadnie się w 1931 roku). Jako powód podaje konflikt z van Doesburgiem, który miał pogwałcić zasady neoplastycyzmu, wprowadzając do swoich prac linie diagonalne. Przez kolejne lata Mondrian tworzy konsekwentnie w obranym przez siebie stylu. Staje się członkiem jeszcze kilku artystycznych ugrupowań (zrzeszających głównie abstrakcjonistów). Od czasu do czasu wystawia. Brak mu jednak w tym wszystkim dawnego zapału i poczucia sensu. Przechodzi kryzys twórczy, a z nim myśli o porzuceniu Paryża i zostaniu ogrodnikiem gdzieś na prowincji. Obrazy się nie sprzedają (nie bez jego winy), czuje, że w swojej koncepcji sztuki dotarł do punktu zerowego. W dodatku z biegiem czasu nad Europę nadciąga coraz wyraźniejsze widmo wojny. Jej początek zastanie artystę w Londynie, skąd w 1940 roku wyemigruje do Nowego Jorku. Ameryka stanie się remedium na wszystkie bolączki jego dobiegającego do końca życia, o czym, rzecz jasna, on sam jeszcze nie wie.
W Nowym Jorku Mondrian czuje się jak ryba w wodzie. Odpowiadają mu dynamika miasta, nowoczesność, jazz i wszechobecne boogie-woogie. Tak zresztą zatytułuje kilka swoich ostatnich obrazów z 1942 roku (Broadway Boogie Woogie, nieukończony Victory Boogie Woogie). Jego sztuka także przechodzi pewną metamorfozę. Czarne linie początkowo zostają zastąpione kolorowymi, a następnie ich miejsce zajmują pasy wypełnione kolorowymi kwadracikami. Czerń niemal całkowicie znika z jego prac. Płótna wypełnione wieloma drobnymi elementami dają złudzenie ruchu, imitują ludne nowojorskie ulice pełne przechodniów i samochodów.
American dream kończy się jednak niespodziewanie 1 lutego 1944 roku. Piet Mondrian w Murray Hill Hospital umiera na ostre zapalenie płuc, którego nabawił się miesiąc wcześniej. Zostaje pochowany na Brooklynie. W pogrzebie bierze udział ponad 200 osób, w tym konsul generalny Holandii, były dyrektor MoMa, kolekcjonerzy sztuki, marszandzi oraz przyjaciele artyści: Fritz Glarner, Harry Holtzman, Charmion von Wiegand, Fernand Léger, Robert Motherwell, Marc Chagall czy Lee Krasner (żona Jacksona Pollocka, z którą Mondrian wielokrotnie chadzał na tańce w Nowym Jorku). Brakuje natomiast najbliższej rodziny. Mondrian nigdy się nie ożenił, nie wiadomo także, by miał jakiekolwiek nieślubne dziecko. Chociaż nie narzekał na brak powodzenia u kobiet, w paryskich czasach nierzadko umawiał się na randki, to jednak nigdy się nie ustatkował. Jedyny długotrwały związek utrzymywał z Lily Bles – młodszą od siebie o trzydzieści siedem lat córką holenderskiego poety, którą poznał w 1929 roku. Po wielu latach znajomości nawet oświadczył się jej listownie. Kobieta jednak odmówiła, twierdząc, że szuka raczej kogoś w swoim wieku. Po tym odrzuceniu Mondrian już nigdy nie nawiązał żadnej poważnej relacji. Twierdził, że za młodu kochał tylko sztukę, a później nie spotkał właściwej kandydatki.
Do góry nogami
Jak to zwykle w historii sztuki bywało, największa sława spadła na artystę już po jego śmierci. Prace zaczęły osiągać na aukcjach coraz wyższe ceny, a wiele z nich trafiło do najważniejszych muzeów na świecie. Jednym z nich jest Kunstsammlung Nordrhein-Westfalen w Düsseldorfie, w którym to od 1980 roku znajduje się obraz New York City I (1941). Pod koniec 2022 roku świat obiegła informacja, że dzieło to przez siedemdziesiąt pięć lat było prezentowane do góry nogami (już od pierwszej wystawy w MoMa zaraz po śmierci malarza, a później także w Niemczech). Błąd odkryła kuratorka düsseldorfskiej wystawy. Zauważyła bowiem, że na bliźniaczym obrazie znajdującym się dziś w paryskim Centre Pompidou oraz na zdjęciach oryginalnego płótna znajdującego się na sztalugach jeszcze w pracowni Mondriana fragment z zagęszczonymi liniami znajduje się na górze dzieła, a nie na dole, jak ma to miejsce obecnie. Pomyłka wyniknęła prawdopodobnie z błędnego odczytania obrazu jako panoramy miasta, gdzie coraz bardziej puste przestrzenie miały oddawać niebo, a więc figurować wyżej. Ponadto do obrócenia dzieła mogło dojść już w latach 40. podczas transportu przez Nowy Jork. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, iż autor nie uznał pracy za skończoną, dlatego nie widnieje na niej podpis umieszczany zwykle w dolnym rogu. Choć odkrycie tego przeoczenia odbiło się szerokim echem niemal na całym świecie, wywołując lawinę komentarzy, to New York City I pozostanie zawieszone odwrotnie. Jest to spowodowane bardzo złym stanem technicznym dzieła wykonanego z kolorowych taśm, które według konserwatorów już ledwo trzymają się płótna. Powieszenie go po tak długim czasie w innej orientacji mogłoby spowodować jego całkowite zniszczenie. Poza tym taki sposób prezentacji stał się już częścią historii i praca właśnie w takiej formie widnieje w katalogach. Nie wiemy, jak na całą tę aferę zareagowałby sam Mondrian. Pozostaje nam wierzyć, że obrót obrazu o 180 stopni nie zaburzyłby drastycznie tak poszukiwanej przez niego istoty rzeczy.
Bibliografia:
1. Düchting H., Mondrian, Warszawa 2017.
2. Neoplastycyzm, hasło w: Słownik terminologiczny sztuk pięknych, red. K. Kubalska-Sulkiewicz, M. Bielska-Łach, A. Manteuffel-Szarota, Warszawa 2003, s. 277.
3. Overy P., De Stijl, tłum. T. Lechowska, Warszawa 1979.
4. Princi E., Wielka historia sztuki, t. 9: Awangarda dwudziestego wieku, tłum. M. Boberska, Warszawa 2012.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Potrzeby ponad luksusami, czyli co o Bauhausie każdy wiedzieć powinien - 18 października 2024
- Virginia Woolf i Vanessa Bell – siostry z Bloomsbury - 15 września 2024
- Erna Rosenstein. Wodotrysk ognia i ciszy - 13 lipca 2024
- David Hockney – w słońcu Kalifornii - 5 lipca 2024
- Sztuka, feminizm i zupa z piór – o Florine Stettheimer oraz jej dwóch siostrach - 18 lutego 2024
- Notowane gmatwaniną kresek – o Feliksie Topolskim - 12 listopada 2023
- Dlaczego Mark Rothko wielkim malarzem był? Refleksje o artyście i sztuce abstrakcyjnej - 22 września 2023
- Erich Buchholz – zapomniany wizjoner - 21 lipca 2023
- Peter Doig – artysta sztuki najnowszej, którego dzieła kosztują miliony - 11 maja 2023
- „Obiekt należy usunąć z obrazu” – neoplastycyzm Pieta Mondriana - 26 marca 2023