Lavinia Fontana, Portret Antonietty Gonzales, ok. 1595 (?),
olej, płótno, 57 × 46 cm,
Musée du Château, Blois
Obraz wprawia nas w zakłopotanie. Gdy widzimy go po raz pierwszy, myślimy, że to żart, maskarada, że te bystre oczka i czerwone usteczka wyzierają spod karnawałowej maseczki. Potem podejrzewamy manierystyczną, surrealistyczną fantazję, przywołanie postaci z niepokojącego snu, teatralnego interludium albo wytwór bujnej wyobraźni. Kiedy dowiadujemy się, że to portret prawdziwej dziewczynki, czujemy skrępowanie.
Bohaterka obrazu miała na imię Antonia, a może raczej Tognina, przylgnęło do niej jednak imię Antonietta. Cierpiała na dziedziczną chorobę, hipertrichozę, zwaną też syndromem wilkołaka: całe jej ciało z wyjątkiem dłoni i podeszew stóp porastały gęste włosy. Tę bardzo rzadką przypadłość odziedziczyła po ojcu. Pedro Gonzales (albo Gonsalvus) pochodził z Teneryfy – nic więcej o jego pochodzeniu nie wiadomo. Około 1547 roku, zapewne w wieku dziesięciu lat, został podarowany Henrykowi II, królowi Francji. Jako kuriozum, dziwna małpka, może mały wilkołak albo mityczny „dziki człowiek” z lasu powiększył kolekcję osobliwych okazów natury, w których oglądaniu tak się lubowano. Kto go podarował? A może sprzedał? Czy zrobiła to rodzina, chcąc korzystnie pozbyć się kłopotliwego krewnego? Dla króla taki niespotykany wcześniej okaz był cennym nabytkiem i niewątpliwie przyczyniał się do wzrostu prestiżu jego ludzko-zwierzęcej menażerii. Niebawem zorientowano się, że ta małpka nie jest pozbawiona rozumu – to było jeszcze ciekawsze. Pedro stał się obiektem zainteresowania i niby-naukowych badań, nauczono go czytać, pisać i liczyć. Okazał się bardzo pojętny, przyswoił sobie kilka języków. Wychowano go jak szlachcica, którym zresztą zapewne był z pochodzenia.
Kto wpadł na pomysł, żeby go ożenić? Rzekomo wymyśliła to sama królowa Katarzyna Medycejska. W ramach eksperymentu czy z nudy? Oczywiście nie do pomyślenia było, by panna młoda była szlachcianką, dlatego wybrano młodą i urodziwą Catherine Raffelin, córkę dworzanina. Jej zgoda rzecz jasna nie była potrzebna, z pewnością decydował ojciec – a czy mógł się sprzeciwić kaprysowi królowej? Podobno Catherine dowiedziała się, komu zostanie poślubiona, tuż przed ceremonią. Co poczuła? Tego się nie dowiemy. Możemy być jednak pewni, że dwór miał niezłą zabawę i że pilnie obserwował codzienne życie tej pary.
Wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, małżeństwo okazało się udane. Co prawda Bestia nie zmieniła się w urodziwego królewicza za sprawą uczucia i łez Pięknej. Żyli jednak, jak się zdaje, zgodnie i darzyli się przywiązaniem – poświadcza to wizerunek tej pary zamieszczony w księdze Animalia Rationalia et Insecta (tak, poświęconej zwierzętom i owadom!): Catherine kładzie dłoń na ramieniu męża w geście powszechnie uznawanym za wyraz troski i miłości. Nie nam oceniać, czy miał tu znaczenie czynnik materialny; dzięki opiece samego króla Pedro miał zapewniony dostatni byt, wydzielono dla niego – i powiększającej się rodziny – fragment parku przy zamku w Fontainebleau.
Z siedmiorga dzieci tej pary troje było „zwykłymi” ludźmi, a czworo odziedziczyło przypadłość ojca: Maddalena, Enrico, Orazio i właśnie Tognina, znana nam jako Antonietta. Wszyscy byli obiektami zainteresowania ówczesnej arystokracji i lekarzy, a ich podobizny trafiały do wielu bogatych gabinetów osobliwości. Po śmierci Katarzyny Medycejskiej stracili jednak królewską opiekę, a dworskie intrygi zmusiły ich do opuszczenia Francji i szukania nowych patronów. Krążyli po dworach włoskich, zaopatrywani w listy polecające, a może raczej przekazywani z rąk do rąk jako cenne podarunki. Z tego okresu pochodzi właśnie wizerunek Antonietty.
Na obrazie z 1595 roku dziewczynka ma dziesięć, może jedenaście czy dwanaście lat. Jest ubrana w kosztowny dworski strój, zadbana. W dłoniach trzyma kartkę, która – jak tabliczka obiektu w muzeum albo ulotka reklamowa – informuje nas:
„Don Pietro, dziki mąż znaleziony na Wyspach Kanaryjskich, został przesłany Jego Wysokości Henrykowi królowi Francji, a stamtąd przybył do jego Ekscelencji księcia Parmy. Stamtąd przybyłam i ja, Antonietta, i teraz można mnie znaleźć na dworze Pani Izabeli Pallavicina, czcigodnej markizy di Soragna”.
Autorką obrazu jest Lavinia Fontana (1552–1614), malarka z Bolonii. To postać, którą wypadałoby wydobyć z cienia i postawić obok Sofonisby Anguissoli i Artemisii Gentileschi. Była ciekawą, bardzo aktywną i cenioną w swoich czasach artystką, córką manierystycznego malarza Prospera Fontany. To dzięki niemu zdobyła wykształcenie z zakresu sztuki i była dobrze zaznajomiona z malarstwem Bolonii i Wenecji. Obracała się wśród artystów, arystokratów i uniwersyteckich uczonych.
Wyszła za mąż za Gian Paola Zappiego, dość zamożnego, lecz niezbyt utalentowanego ucznia jej ojca. Silna kobieta podobno postawiła narzeczonemu warunek: przed ślubem musiał zgodzić się na to, że będzie ona pracowała jako malarka. Doceniamy, że nie uniósł się honorem. Może po prostu wykazał się realizmem, oceniając, kto lepiej zarobi na utrzymanie domu? Lavinia pozostała przy swoim nazwisku, to ona prowadziła warsztat, a mąż został jej asystentem i pomocnikiem. Malowała bardzo dużo, przede wszystkim portretów – co dla kobiet było dozwolonym, uznanym za przyzwoite zajęciem – ale także obrazów mitologicznych i religijnych, a nawet tworzyła sceny batalistyczne. Przez długi czas cieszyła się uznaniem zleceniodawców, i to nie byle jakich. Miała pięćdziesiąt lat, gdy ceniący jej sztukę papież Klemens VIII zachęcił ją do osiedlenia się w Rzymie, gdzie została przyjęta do męskiego towarzystwa Akademii Świętego Łukasza. W międzyczasie zaś urodziła jedenaścioro dzieci.
Zdecydowanie nie była malarką dramatu, brutalności, cierpienia, przykrego oblicza życia. W jej malarstwie pobrzmiewa lekka nuta idealizacji, ale w portretach, które były jej specjalnością, potrafiła uchwycić modela w jego niepowtarzalności, rzeczowo i wiernie.
Jednak Antoniettę namalowała inaczej. W wizerunku dziewczynki są przede wszystkim czułość, może i empatia. Porastające twarz włosy, w naturze grube i gęste, tu stały się jedwabistym meszkiem, miłą i lśniącą sierścią. Mała jest istotką baśniową, nie z tego świata: trochę ptaszkiem o ciekawych oczkach i ostrym dzióbku, trochę myszką, może jakimś dobrym duszkiem, zaczarowaną królewną. Twarz ma rozświetloną, ciepłą, spokojną. Patrzy nam w oczy uważnie i bez lęku, nawet trochę uśmiecha się kącikami powiek. Ten portret całkiem różni się od wizerunków jej rodzeństwa, Maddaleny i Orazia, nieznanego autorstwa, które z pewnością są bardziej realistyczne – i przejmująco smutne, jeśli nie tragiczne.
Te przedwcześnie dojrzałe dzieci (czy w ogóle miały prawdziwe dzieciństwo, od kołyski obsadzone w roli egzotycznych lalek-małpek?), świadome swej nieuleczalnej inności, patrzą inaczej: Maddalena twardo i czujnie, Orazio całkiem beznamiętnie. Musiały doświadczać i niezdrowego zainteresowania, i raniących kpin. W kosztownych, eleganckich strojach stali się więźniami pańskiego kaprysu. Na ich tle Antonietta jest samą słodyczą.
Nie dowiemy się, co wobec tej małej czuła i co o niej chciała przekazać Lavinia Fontana. Na pewno nie wykonała ilustracji naukowej, obiektywnej rejestracji, jakiej zapewne oczekiwał od niej zaprzyjaźniony badacz, słynny boloński lekarz i przyrodnik, Ulisses Aldrovandi. Wierność modelce chyba nie była jej celem – potrafiłaby oddać ją lepiej. Nie przypadkiem użyła emocjonalnego filtru. To ciepło odnajdujemy w szkicu, jeszcze bardziej ujmującym niż nieco oficjalny w tonie obraz: tu Antonietta jest łagodną, miłą dziewczynką, ma ładne jasne oczy i delikatne naturalne usta z cieniem nieśmiałego uśmiechu. Gęste brunatne zmierzwione włosy pokrywają całą twarzyczkę, w niczym nie ujmując jej uroku.
Możemy chyba sądzić, że Lavinia Fontana spojrzała na dziewczynkę nie przez „szkiełko i oko”, ale z sympatią, troską i współczuciem, okiem doświadczonej, ponadczterdziestoletniej kobiety, matki, która urodziła gromadkę dzieci, patrzyła z trwogą na ich choroby, a większość z nich musiała pochować.
O bohaterce obrazu nie wiemy niczego więcej. Jednego z jej braci, młodego Enrico, wziął do siebie kardynał Ranuccio Farnese, a następnie ofiarował swemu bratu, także kardynałowi. Odoardo trzymał „dzikusa” w rzymskim pałacu, wreszcie pozwolił mu opuścić dwór i osiedlić się w należącym do rodu Farnese miasteczku Capodimonte nad jeziorem Bolsena. Podobno Enrico zbudował tam dom, ożenił się i ściągnął do siebie ojca z resztą rodziny. Petrus zmarł tam w sędziwym wieku ponad osiemdziesięciu lat. Również Enrico dożył późnej starości. Jednak o losie Antonietty i pozostałych dzieci źródła milczą.
Pozostał niepokojący portret. W XX wieku zyskał popularność już nie wśród ciekawskich poszukiwaczy monstrów, ale jako obraz fascynującej inności. Poddając się urokowi niezwykłego wizerunku, jednocześnie myślimy o strasznym losie „dziewczynki-małpki”, z której zrobiono wystrojoną lalkę ku uciesze możnych, przekazywaną z rąk do rąk jako egzotyczny podarunek. Myślimy o traumie obcości nie do przezwyciężenia, na zawsze.
Ale nie traćmy z oczu historycznego kontekstu: los obszedł się z rodziną Pedra Gonzalesa względnie łaskawie. Gdyby nie trafił na francuski dwór i nie został ulubioną maskotką władcy, „królewskim dzikusem”, zapewne zakończyłby życie w jakiejś oddalonej od ludzkich oczu komórce, a może gorzej – zatłuczony jako wilkołak przez przerażonych wieśniaków. A może przemierzałby Europę w jarmarcznym wozie, wystawiany na pokaz i pośmiewisko, poszturchiwany i głodny? Warto o tym wszystkim pamiętać, patrząc na obraz Lavinii Fontany.
Bibliografia:
1. A tale of two women painters. Sofonisba Anguissola and Lavinia Fontana, Museo Nacional del Prado, katalog wystawy, red. L. Ruiz Gómez, Madrid 2019.
2. Wieczorkiewicz A., Monstruarium, Gdańsk 2019.
3. Zapperi R., Il selvaggio gentiluomo. L’incredibile storia di Pedro Gonzales e dei suoi figli, Roma 2005.
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Bonjour, Monsieur Gauguin! - 23 października 2024
- „Frans Hals. Mistrz ulotnej chwili”. O berlińskiej wystawie - 9 sierpnia 2024
- Giuseppe Arcimboldo „Rudolf II jako Wertumnus” - 26 maja 2023
- Kobiety Vermeera - 3 marca 2023
- Niejednoznaczna osobowość artystyczna Františka Kupki - 22 września 2022
- Kotki, kocury i kociaki. Kocie sprawy w sztuce - 13 maja 2022
- Pieter Bruegel starszy „Walka karnawału z postem” - 8 kwietnia 2022
- Leopold i Anna Zborowscy: jedyna taka para - 7 stycznia 2022
- Lavinia Fontana „Portret Antonietty Gonzales” - 28 czerwca 2021
- Frans Hals „Malle Babbe (Portret starej czarownicy z Haarlemu)” - 11 czerwca 2021
Ciekawe czy podobnie był owłosiony Jan Paweł Długi – to znaczy owłosiony tam u dołu, gdzie straszył dzieci.