Bracia Louis i Auguste Lumière nie tylko nakręcili pierwszy film, lecz także wynaleźli pierwszy barwny proces fotograficzny. W jaki sposób? Na szklanej płytce umieścili zielone, niebieskie i czerwone ziarenka skrobi ziemniaczanej, a na to nałożyli emulsję stosowaną w fotografii czarno-białej. Drobinki te działały jak filtr optyczny, dzięki czemu wskutek naświetlenia powstał barwny obraz. Działo się to w roku 1907, jednak o kolorze w fotografii możemy mówić właściwie od początku powstania tego medium.
Srebro na miarę złota
Czasem wystarczy połączyć podstawowe prawa fizyki i chemii oraz użyć wyobraźni, by zadziała się magia. Louis Jacques Daguerre nie zapowiadał się na czarodzieja. Od dziecka rysował, kształcił się na architekta, pracował jako poborca podatkowy, w końcu został scenarzystą i malarzem. Za jego czasów, w XIX wieku, ulubioną rozrywką arystokracji było oglądanie panoram stworzonych przez artystów plastyków. Daguerre zaspokajał oczekiwania publiczności z nawiązką: udoskonalił pokaz malowideł, prezentując je na obrotowym podeście przeznaczonym dla widowni, w odpowiednim oświetleniu i z efektami dźwiękowymi. Spektakl ten znany był jako „diorama”. Chcąc ułatwić sobie pracę, twórca szukał sposobu na utrwalenie obrazu rzutowanego w camera obscura („ciemnym pokoju”, do którego przez niewielki otwór docierały promienie słońca, odwzorowując na przeciwległej ścianie pomniejszony i odwrócony obraz rzeczywistości – słowem: prototypie aparatu fotograficznego).

Portret dziecka | 1850–1860, źródło: Muzeum Fotografii w Krakowie
W tym czasie podobne eksperymenty w celu udoskonalenia litografii (techniki druku płaskiego) wykonywał jego starszy o pokolenie rodak, Joseph Nicéphore Niépce. Ten były oficer armii napoleońskiej i nauczyciel zastąpił kamień litograficzny cynkową płytką; wypolerowany metal polewał płynnym asfaltem syryjskim1 i naświetlał we wspomnianym przyrządzie optycznym około dziesięciu godzin, następnie wywoływał obraz w olejku lawendowym. Najstarszy, jaki udało mu się utrwalić w 1826 roku, a który przetrwał do naszych czasów, przedstawiał widok z okna jego pracowni w Le Gras. Technikę tę nazwano heliografią.
Panowie poznali się rok później, a w 1829 roku postanowili połączyć siły. Po śmierci Niépce’a w 1833 roku Daguerre kontynuował doświadczenia ze światłem i chemią. Srebrną lub posrebrzaną płytkę miedzianą, uprzednio starannie wypolerowaną, uczulał oparami jodu, umieszczał ją w przyrządzie, naświetlał, taką wywoływał w oparach rtęci, a następnie utrwalał w roztworze chlorku sodu. Efekt: 7 stycznia 1839 roku na zebraniu Francuskiej Akademii Nauk jeden z jej członków, François Arago, przedstawił technikę dagerotypii, zaś 19 sierpnia publicznie ogłoszono wynalazek fotografii.
Wieść o nowej technice szybko dotarła do Polski. Już w tym samym roku „Magazyn Powszechny” donosił:
„Jedno, czego temu wynalazkowi niedostaje i czego żałować można, jest to, iż obrazy przezeń otrzymywane nie mają tych barw naturalnych, w jakich się przedstawiają w ciemnicy optycznej, lecz tylko wykonane są na wzór rycin w sposobie aquatinta zwanym, a jednostajność koloru wynagradza w nich rozmaita moc cieniów i wyborne ich stopniowanie”2.
Choć uzyskana w ten sposób odbitka – unikatowa, praco- i czasochłonna oraz kosztowna – wydawała się monochromatyczna, w rzeczywistości mieniła się srebrem, a nawet złotem, gdyż podczas obróbki zdjęcia kąpano w roztworze chlorku złota dla podkreślenia kontrastu. W zależności od kąta padania światła przeobrażała się w negatyw lub pozytyw. Dagerotypy często kolorowano, a zajmowali się tym zazwyczaj profesjonalni malarze. Delikatne dzieło wkładano też w ozdobną ramę lub specjalnie przygotowane albumy, by się nie zniszczyło, i przechowywano jako najcenniejszą pamiątkę, bo nie można było wykonać kopii. Dodajmy: pamiątkę rodzinną, ponieważ wynalazek francuskiego malarza wykorzystywany był głównie w portretach, szczególnie gdy jodek srebra zastąpiono bromkiem srebra.
(Bez)cenny brąz
Daguerre był pierwszy, ale nie jedyny. Ostatniego dnia stycznia 1839 roku William Henry Fox Talbot złożył do Royal Society w Londynie wniosek o udzielenie patentu na swój wynalazek. Co prawda dotyczył on tylko odbitek, a nie negatywu papierowego (ten patent uzyskano dopiero w 1841 roku), jednak potwierdza próby utrwalenia obrazu fotograficznego przez angielskiego naukowca i polityka. On też był malarzem amatorem i miał przyjaciela, z którym korespondował na temat światłoczułości – sir Johna Herschela, który ukuł terminy „fotografia”, „negatyw” i „pozytyw”.
Nowa metoda narodziła się z miłości: podczas podróży poślubnej jesienią 1833 roku Talbot próbował utrwalić krajobraz włoskiego jeziora Como. Nie udawała mu się ta sztuka, więc postanowił znaleźć sposób na przeniesienie obrazu na papier bez użycia ołówka. Powrót do angielskiej posiadłości w Lacock zaowocował wiosną 1834 roku stworzeniem „rysunków fotogenicznych”3 – tak bowiem nazwał technikę polegającą na zanurzeniu kartki w roztworze soli kuchennej, a następnie pokryciu jednej strony azotanem srebra. Papier służył do odwzorowywania drobnych przedmiotów – jak koronki, pióra czy rośliny – metodą stykową.
Dalsze eksperymenty doprowadziły do zwiększenia czułości naświetlanego materiału, a po użyciu w procesie wywoływania kwasu galusowego talbotypia (nazwana tak na cześć autora) przemieniła się w udoskonaloną kalotypię. Negatyw pozwalał na uzyskanie wielu odbitek (pozytywów) na papierze solnym (taki stosowano praktycznie do końca XIX stulecia), często tonowanym złotem lub platyną. W ten sposób powstała tańsza, mniej toksyczna i pracochłonna, choć także mniej dokładna metoda utrwalania obrazów we wszystkich odcieniach brązu. Talbot mógł więc bez przeszkód powtórzyć podróż do Włoch i tym razem przywieźć pełne uroku kasztanowe lub orzechowe pejzaże.
Główną słabością kalotypii był jej ograniczony przez patent zasięg wykorzystania. Największą zaletę pokazał czas – proces stał się podstawą techniki do dziś stosowanej w fotografii. Wystarczyło tylko kilka zaklęć magicznych … a właściwie chemicznych.
Błękit pierwszeństwa
Po zmieszaniu dwóch substancji – cytrynianu amonowo-żelazowego i żelazicyjanku potasu – z wodą powstaje żółtozielona emulsja światłoczuła, którą należy pokryć, na przykład za pomocą pędzla lub gąbki, wodoodporny materiał: papier bądź tkaninę. Pod wpływem światła następuje rozpad związku przez utlenienie, a w wyniku tej reakcji na powierzchni tworzą się włókna barwy błękitu pruskiego. Im więcej światła, tym intensywniejsze niebieskości. Uzyskane w ten sposób odbitki w gamie cyjanowej mogą zyskać inny kolor dzięki tonowaniu. Wystarczy kąpać je przez kilkanaście minut w roztworze kawy czy herbaty, by obraz przyjął tony sepiowe bądź ugrowe.
Twórcą tej metody, zwanej cyjanotypią (cyjan z greckiego oznacza „niebieski”), był wspomniany Herschel. Angielski astronom, a także fizyk i chemik przyjaźnił się z rodziną Atkinsów. Z kolei Anna Atkins, jedna z pierwszych kobiet w szeregach Towarzystwa Botanicznego w Londynie, wykonała serię fotogramów roślin metodą cyjanotypii. Prace te wykorzystała zamiast wcześniejszych akwarel w publikacji Photographs of British Algae. Cyanotype Impressions (1843)4 – pierwszej w historii książki ilustrowanej fotografiami. Co prawda o miano pierwszeństwa długo rywalizowała z Talbotem i jego The Pencil of Nature (1844), jednak dokładniejsze badania wykazały, że to właśnie do niej należy miano pionierki.
Odcienie sepii
Choć cyjanotypia jest współcześnie najpopularniejszą techniką szlachetną, fotografia nie zawsze lubiła się z barwą niebieską. Zauważył to Francuz, swego czasu malarz i pisarz, Gustave Le Gray. W połowie XIX wieku przedstawił metodę, którą udoskonalił Anglik, wykształcony rzeźbiarz, Frederick Scott Archer – a mianowicie mokry proces kolodionowy. Na czym on polegał? Kolodionem, czyli zawiesiną nitrocelulozy (zwaną bawełną strzelniczą) w mieszaninie alkoholu i eteru (z dodatkiem jodku potasu i azotanu srebra), należało pokryć szklaną płytę i naświetlić, zanim emulsja wyschnie5. Wywoływanie i utrwalanie zdjęcia również wymagało kilku chemicznych sztuczek, a efekt? Piorunujący! Szybszy niż dagerotypia, łatwiejszy niż kalotypia, stosunkowo tani, o znakomitej jakości obrazu. Mimo kilku wad – śmiertelnie niebezpieczny, łatwopalny, brudny i… ciężki, bo do fotografowania na zewnątrz trzeba było nosić ze sobą całą ciemnię ważącą nawet 50 kilogramów – mokry kolodion okazał się dochodowym przedsięwzięciem.
Kolodionowe odzwierciedlenia najczęściej kopiowano na papier albuminowy, pokryty białkiem kurzym uczulonym azotanem srebra. W związku z tym na rynku konkurowali ze sobą nie tylko artyści z aparatem czy producenci materiałów fotograficznych, lecz także właściciele kurzych ferm. Prym wiodły fabryki z Francji i Niemiec, a zwłaszcza z Drezna, gdzie działało około dwudziestu zakładów, z których największe przetwarzały nawet 7 milionów jaj rocznie. Z wykorzystaniem kurzego białka wiąże się również inny proces fotograficzny – albuminowy. Sprawdzał się on w fotografii architektury i reprodukcji dzieł sztuki. Korzystali z niego m.in. Ignacy Krieger, senior krakowskiej rodziny fotografów słynących z widoków i zabytków miasta w odcieniach brązu, a także Walery Rzewuski, portrecista zajmujący się fotografią etnograficzną czy reprodukowaniem dzieł Jana Matejki.

Portret mężczyzny | 1900–1915, źródło: Muzeum Fotografii w Krakowie
A co z tym niebieskim? Le Gray, który jako jeden z pierwszych Europejczyków fotografował Egipt, do historii sztuki przeszedł jako wrażliwy pejzażysta i… oszust. Otóż czuła zwłaszcza na kolor niebieski mokra płyta kolodionowa nie radziła sobie z odwzorowywaniem nieba i morza ujętymi w kadrze: jeśli jedno wyglądało naturalnie, to drugie stawało się szarą plamą. Pomysłowy uczeń Paula Delaroche’a naświetlał więc dwa negatywy, po czym łączył je w jeden obraz – w ten sposób zarówno chmury, jak i morskie fale były bogate w szczegóły.
Kolodion kojarzy się przede wszystkim z obrazami zabarwionymi sepią, jednak odcieni brązu jest mnóstwo. Proces ten ulegał przekształceniom, a twórcy dostrzegli, że nie tylko związki chemiczne mogą decydować o kolorze. I tak: w technice ambrotypii, w której na skutek kąpieli chemicznej uzyskiwano jasne tony, szklane podłoże zazwyczaj malowano lakierem o ciemnej lub rubinowej barwie, by zniwelować przezroczystość obrazu; w panotypii używanej praktycznie tylko w portretach stosowano tkaninę (na przykład ceratę), zaś w ferrotypii uzyskującej mleczno-kremowy odcień – rdzewiejący z czasem metal6.
Od żółtych brązów po fioletowe czerwienie

Fortunata Obrąpalska, Tancerka | 1957, źródło: Muzeum Fotografii w Krakowie
Przełom w technologii fotografii nastąpił w 1871 roku za sprawą angielskiego lekarza Richarda Leacha Maddoxa. Z racji wykonywanego zawodu leżało mu na sercu dobro fotografów, znalazł więc sposób na uczynienie swojej pasji bezpieczną dla zdrowia – szkodliwy mokry kolodion zastąpił suchą emulsją7. Dwa lata później niemiecki fotochemik Hermann Wilhelm Vogel rozszerzył jej barwoczułość o kolory żółty i zielony. Zakres tonalny suchej płyty bromowej w zależności od metody kopiowania odbitek wyglądał imponująco: od żółtawych brązów po ciemnobrunatne zabarwienie, przez fioletowo-czerwone pigmenty, aż po wszystkie odcienie szarości.
To nie wszystko. Technika ta doprowadziła do powstania papieru żelatynowo-srebrowego, a jego popularność przerosła najśmielsze oczekiwania. Łatwość procesu wpłynęła na rozwój fotografii amatorskiej, zaś suche materiały wykorzystywane w ręcznych aparatach masowo „wypędziły” fotografów z atelier na ulice. Skorzystali najsłynniejsi: wybitny fotoreporter Henri Cartier-Bresson, artysta zdjęć modowych Richard Avedon czy znakomity pejzażysta Ansel Adams. Także polscy fotografowie nie pozostawali w tyle: Jan Bułhak podróżował po kraju, realizując założenia fotografii ojczystej, Fortunata Obrąpalska czy Zbigniew Dłubak eksperymentowali w duchu awangardy, (foto)kolaże Janusza Marii Brzeskiego trafiły po jego śmierci do najsłynniejszych muzeów i na wystawy (m.in. Centre Georges Pompidou w Paryżu), a Zofia Rydet zrealizowała swoje opus magnum – Zapis socjologiczny.
Popularność odbitki żelatynowo-srebrowej zdemokratyzowała profesję fotografa. Do tej pory nieliczni – czytaj: bogaci – mogli realizować swoje marzenia o zatrzymaniu czasu i utrwaleniu chwili. Sucha płyta jako prototyp kliszy negatywowej dopuściła do fotografii również amatorów. Oni także, pozostający często anonimowi, których dzieła można kupić na pchlich targach czy aukcjach internetowych, są ważną częścią historii tego medium. Dziś, jak nigdy dotąd, bada się losy odbitek wernakularnych, o osobistym, domowym charakterze, tworzonych bez intencji artystycznej, a wszelkie niedoświetlenia, błędy kompozycyjne czy zmienność barw więcej mówią nam o sztuce niż niejeden podręcznik dla profesjonalistów.
W kolorach tęczy
Alternatywą dla powszechnych metod zdejmowania i utrwalania obrazu rzeczywistości (lub jego kreacji) są techniki szlachetne. Jeszcze pod koniec XIX stulecia francuscy magowie fotografii zaczęli mieszać gumę arabską, dwuchromian potasu i substancję barwiącą w odpowiednich proporcjach – taką emulsję rozprowadzali na papierze, po czym zmywali ją, nadając dziełu niepowtarzalny wyraz. Efekt kolorystyczny zależy od pigmentu. W gumie dwuchromianowej – bo tak nazywa się ta technika – mamy ich szeroką gamę: brunatne umbry, ciepłe sjeny, złociste i czerwone ochry, sadzę, czerń winorośli. Niektóre obrazy wpadają w bursztynowe, a nawet fioletowe tony.

Adam Dziurzyński, Dziewięćsił | 1927, źródło: Muzeum Fotografii w Krakowie
W Polsce za mistrza gumy uchodził Witold Dederko, który w niewielkiej książce Guma warszawska. Chromianowa technika fotograficzna przekonywał, że:
„guma jest techniką grymaśną i zmienną jak dziewczyna. Zmiana, drobnego na pozór, parametru powoduje poważną zmianę w rezultacie ostatecznym. […] W tym właśnie leży urok gumy, że jest taka rozmaita, że stwarza niespodzianki, czasem przykre, a czasem zaskakująco urocze”8.
Interesującymi przejściami światłocieniowymi charakteryzuje się młodszy od gumy bromolej. W tej technice zastępuje się obraz srebrowy odbitki czarno-białej tuszem, by osiągnąć efekt malarski. Można połączyć chociażby tusz zielony z czarnym w celu uzyskania lekko oliwkowego zabarwienia obrazu.
Polscy artyści również mają swój wkład w historię fotografii. Karol Hiller, przedstawiciel konstruktywizmu w sztuce międzywojennej, wynalazł technikę graficzną zwaną heliografiką. Negatyw odbijany stykowo na papierze powstawał przez malowanie białą temperą kliszy celuloidowej. Niewiele później, w 1931 roku, inżynier chemik Witold Romer opracował izohelię. Polega ona na kilkukrotnym kopiowaniu, przy różnych ekspozycjach, negatywu na kontrastowym materiale. Powstałe w ten sposób miękkie negatywy nakłada się na siebie i ponownie kopiuje, dzięki czemu tworzy się obraz z plam bieli, szarości i czerni, bez widocznych przejść między tonami.
Nie trzeba jednak magicznych sztuczek, znajomości skomplikowanych reakcji chemicznych i praw fizyki, by monochromatyczna fotografia nie była tylko czarno-biała. Wystarczy zdjęcie pokolorować ręcznie. Ta gałąź twórczości zaczęła się rozwijać już w momencie wynalezienia dagerotypii, a przyczyniła się też do emancypacji kobiet – poza zawodowymi malarzami w zakładach fotograficznych zatrudniano często panie. W dodatku jak pisze Ian Haydn Smith w Krótkiej historii fotografii: „Ręcznie koloryzowane zdjęcia miały jedną przewagę. Mimo stosowania utrwalaczy większość zdjęć z czasem blakła, a kolorowanie przedłużało ich życie”9.
Monochrom. Wszystkie kolory tęczy
Kurator: Wojciech Nowicki
18 października 2025 – 8 lutego 2026 roku
MuFo Rakowicka, ulica Rakowicka 22A, Kraków
Wystawa Monochrom. Wszystkie kolory tęczy burzy stereotypowe wyobrażenie na temat dawnej fotografii i odsłania jej prawdziwe, barwne oblicze. To podróż przez historię medium, w której przewodnikiem staje się… kolor.
Srebrzyste, połyskujące dagerotypy; intensywne niebieskości cyjanotypii; brązowawe i szarawe obrazy odbijane na papierze solnym; sepiowe brązy kolodionowych odbitek; pomarańcz i seledyn przetłoków bromolejowych; czarna tkanina czy brązowawa blacha, które tworzą tło dla negatywów w technikach ambrotypii oraz ferrotypii, czy wreszcie najbliższe powszechnemu wyobrażeniu o fotografii mononochromatycznej odbitki żelatynowo-srebrowe. Zdjęcia, które bywają opisywane jako „czarno-białe”, często nie mają wiele wspólnego z wyrazistą bielą ani z głęboką czernią.
Wystawa w MuFo to przewodnik po świecie historycznej fotografii, w którym kolor staje się punktem wyjścia do odkrywania różnorodnych efektów, jakie przy pomocy coraz to nowych technik osiągali fotografowie. Ta wizualna uczta, która zaskakuje i zachwyca, stwarza wyjątkową okazję, by w jednym miejscu zobaczyć niemal 300 cennych fotografii – rzadko prezentowanych, delikatnych i unikatowych. Na ekspozycji można obejrzeć obiekty z czterech kolekcji: Muzeum Fotografii w Krakowie, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi oraz prywatnej kolekcji kuratora Wojciecha Nowickiego.
Bibliografia:
1. Dederko W., Guma warszawska. Chromianowa technika fotograficzna, Warszawa 1983.
2. Haydn Smith I., Krótka historia fotografii. Kieszonkowy przewodnik po kierunkach, dziełach, tematach i technikach, tłum. J. Malinowski, Warszawa 2019.
3. Johnson W.S., Rice M., Williams C., Historia fotografii od 1839 roku do dziś, tłum. E. Tomczyk, Kolonia 2010.
4. Lechowicz L., Historia fotografii, cz. 1: 1839–1939, Łódź 2012.
5. Niklas A., Niklas T., Historia fotografii, Poznań 2019.
6. Tomaszczuk Z., Łowcy obrazów, Warszawa 1998.
7. Witryna Konserwacji Fotografii, www.konserwacjafotografii.pl (dostęp: 30.09.2025).
- Światłoczułość asfaltu syryjskiego była znana już w 1782 roku, a Niépce odkrył, że jego warstwa traci pod wpływem światła rozpuszczalność w olejku lawendowym. Czytaj więcej: Z. Tomaszczuk, Łowcy obrazów, Warszawa 1998, s. 8. ↩
- A. Niklas, T. Niklas, Historia fotografii, Poznań 2019, s. 15. ↩
- Ibidem, s. 20. ↩
- W.S. Johnson, M. Rice, C. Williams, Historia fotografii od 1839 roku do dziś, tłum. E. Tomczyk, Kolonia 2010, s. 274. ↩
- Z. Tomaszczuk, op. cit., s. 15. ↩
- Ibidem, s. 18. ↩
- I. Haydn Smith, Krótka historia fotografii. Kieszonkowy przewodnik po kierunkach, dziełach, tematach i technikach, tłum. J. Malinowski, Warszawa 2019, s. 196. ↩
- W. Dederko, Guma warszawska. Chromianowa technika fotograficzna, Warszawa 1983, s. 66. ↩
- I. Haydn Smith, op. cit., s. 198. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
© Wszelkie prawa zastrzeżone, w tym prawa autorów i wydawcy – Fundacji Niezła Sztuka. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części portalu Niezlasztuka.net bez zgody Fundacji Niezła Sztuka zabronione. Kontakt z redakcją ».
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:

- Kolor a ewolucja fotografii - 9 października 2025
- „Olimpia” Katarzyny Kozyry - 5 czerwca 2025
- Miłość i obsesja. W świecie uczuć i wyobraźni Zofii Rydet - 6 grudnia 2024
- „Przed kamerą – artyści”. Za kamerą – Adam Karaś - 8 lutego 2024
- Edward Steichen – uczynić z „Vogue’a” Luwr - 3 listopada 2023
- Wyrzeźbić naturę. Fotografie Karla Blossfeldta - 29 czerwca 2023
- Wojciech Plewiński: czarno-białe notatki fotografa - 3 lutego 2023
- Fotografika, czyli na styku sztuk - 22 stycznia 2023
- Jean Paul Getty – od milionera do kolekcjonera - 14 grudnia 2022
- Artysta kadru – fotografia piktorialna Jana Bułhaka - 26 czerwca 2022