Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
Jan Matejko, Portret trojga dzieci artysty, 1870
olej, płótno, 127,5 × 160 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie
Trójka rezolutnych maleństw: pięcioletni Tadzio, bardzo przejęty rolą modela do obrazu, spokojna trzyletnia Helenka, która ufnie patrzy przed siebie, i niespełna roczna Beatka zajęta bardziej wstążką na ramieniu siostry niż pozowaniem. Czy mali bohaterowie obserwujący ruchy pędzla trzymanego w dłoni ojca spodziewali się, że przechodzą do historii malarstwa? Trudno orzec. Na pewno takimi dociekaniami nie mącił swojego spokoju rozkoszny pies, który ze stoickim wdziękiem znosi zamieszanie w salonie krakowskiego mistrza.
Rodzinne serce – malarski rozum
Jesienią 1869 roku Jan Matejko miał na swoim koncie liczne artystyczne sukcesy. Namalował już Stańczyka i Kazanie Skargi; skończył Rejtana i Wskrzeszenie Łazarza, niedawno wyschły farby na Unii Lubelskiej, a pomysłów na kolejne monumentalne dzieła nie brakowało. Ostatnie miesiące roku spędził przy sztaludze, na której powstawał portret trójki dzieci. W maju 1870 roku obraz będzie gotowy1.
Portret trojga dzieci to wynik fortunnego pogodzenia rodzinnego serca z malarskim rozumem. Z jednej strony mamy tutaj bowiem dowody – znanej z innych prac Matejki – słabości artysty do bogatego sztafażu, nie zabraknie więc czerwieni perskiego kobierca, w tle połyskują sute brokaty, skontrastowane z opadającym grubymi fałdami futrem. Z drugiej strony cała ta pompatyczna dekoracja, scenicznym szeptem deklarująca zamożność i prestiż domu, nie zdołała zagłuszyć autentycznego i wymykającego się rutyniarstwu dowodowi ojcowskiej czułości.
Baranki i koronki
Matejkowie zadbali o staranny ubiór swoich dzieci. Wiedzieli przecież doskonale, że do historii nie można przejść w byle jakim stroju. Inwencja w dobraniu strojów dzieciom godna jest wziętego stylisty. Kilka lat później krakowski mistrz uwieczni swoją żonę w przebogatej sukni ślubnej ujętej pod szyją broszą z Kościuszką. Na autoportrecie również nie uwieczni się w powalanym farbą roboczym fartuchu.
Tadzio z dumą nosi czerwoną sukmanę, spod której połyskują buty z cholewami, i ewidentnie wczuwa się w rolę dystyngowanego dziedzica tradycji. Rączką przytrzymuje krakowski pas, co sugerować może, że w głowie chłopca ojciec już rozpalił miłość do historii. Gdyby jednak ktoś miał jeszcze wątpliwości co do lokalności kostiumu – Tadeusz zaciska palce na czapie obszytej barankiem. I aż dziwne, że nie jest to konfederatka mająca przecież swoją malarską tradycję przynajmniej od czasów autoportretu Bacciarellego.
Helenka nosi się bardziej międzynarodowo. Starsza Matejkówna ubrana jest w sukienkę z podwyższoną talią. Kolor bucików i dodatków nie jest przypadkowy – niebieski, jako kolor maryjny, przypisany był wówczas dziewczynkom, a że przy okazji kontrapunktuje karmin stroju brata – tym lepiej.
Beatka nie przykłada jeszcze wagi do ubioru. Ma na sobie wprowadzoną do mody przez osiemnastowiecznych Anglików sukienkę uniseksową2. Dla rozróżnienia płci niekiedy przepasywano dzieci szarfą, czego państwo Matejkowie tym razem nie zrobili. Dziewczęcość maleństwa podkreśla trzymany w pulchnej rączce pąk, dający odczytać się symbolicznie – wszak uroda Beatki miała dopiero rozkwitnąć, co ojciec skwapliwie odnotowywał na kolejnych wizerunkach. Co ciekawe – nie oznaczało to bynajmniej konsekwentnego trzymania się tej samej konwencji.
Reprezentacyjny i romantyczny
Trudno zwalczyć pokusę zestawienia.
„Tkliwe ciepło ojcowskiego uczucia, z jakim malowany był ten obraz, odczuwamy wyraźniej, gdy zestawimy go z pochodzącym z 1879 roku Portretem czworga dzieci artysty, noszącym wszelkie znamiona chłodnej, oficjalnej reprezentacyjności”3.
Rzeczywiście, jeśli wziąć pod uwagę portret znajdujący się w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki, dzieło z kolekcji warszawskiego Muzeum Narodowego może uchodzić za idylliczny obraz rodzinnego ciepła.
We lwowskim portrecie nie tylko poszerza się skład osobowy – rodzina zdążyła powiększyć się o małego Jerzego – ale także bogaty salon przedzierzgnął się w teatralną dekorację godną inscenizacji historycznego dramatu. Jest las, który mógłby szumieć do wtóru szeptów szekspirowskich bohaterów, jest inkrustowany masą perłową tron, nie mogło zabraknąć także brokatowych tkanin i nawet lekkość majowych konwalii przytłoczona została złocistym wazonem. Helenka z bezpretensjonalnej dziewczynki stała się dumną damą debiutującą na balach, Tadeusz pozuje na szlachetnego myśliciela, Beatka zalotnie wygląda zza poły tkaniny, a najmłodszy z klanu Jerzy ujęty jest w retorycznym geście wyjętym niemal z Hołdu pruskiego.
Różnicę widać chociażby na przykładzie psa – dotąd leżące obojętnie psisko uwiecznione było z całym naturalnym wdziękiem, na drugim portrecie już nawet zwierzęciu udzielił się przymus przybrania adekwatnie dwornej pozy.
Dwoje nudziarzy
Niełatwe małżeństwo Teodory i Jana Matejków pełne było romantycznych wzlotów i komentowanych po krakowskich salonach upadków. Jak zauważa badaczka życia malarza – Maria Szypowska – „dla młodziutkiej, wrażliwiej dziewczyny wspólne życie z […] tak już sławnym artystą, musiało nieraz wydawać się jakąś baśnią – wspaniały ślub, wojaż do Paryża po złoty medal, nawet mieszkanie nasycone niezwykłością”4. Jedną z osobliwości była oczywiście wspaniała pracownia, będąca tłem niejednej miłosnej sceny, skoro Matejko wyznawał w liście: „[…] z Twą miniaturą prowadzę rozmowy sercem, schodzę do atelier […], by mię oko ludzkie nie widziało, tak jak my zwykli robić…”5.
Kiedy na trzy lata przed powstaniem portretu potomstwa Teodora wraz z dwojgiem dzieci wyjeżdża do Koryznówki, kreśli do męża czułe słowa:
„nie wiem, jak doczekiwać tej chwili, kiedy będziemy wszyscy troje w swoim ubożuchnym a drogim domku naszym”
– a kilka wersów dalej z filuternym dowcipem dopisuje –
„[…] nie można się było lepiej dobrać jak my oboje, to jest dwoje nudziarzy zgadzających się, i pieszczochów większych trudno na Bożym świecie dopatrzyć”6.
Matejko nie pozostaje żonie dłużny. W nocy z 10 na 11 lipca 1867 roku deklaruje w dobrodusznie wylewnym liście, że patrząc kilka dni wcześniej na śpiącego Tadka, nie przypuszczał, jak bolesna będzie rozłąka. Wspomina Teodorę machającą chustą na odjezdne i kreślącą w powietrzu krzyże. Tak jak dla żony artysty symbol chrystusowej męki nakreślony przed podróżą miał chronić od przykrych wypadków, tak malarz zdawał się wierzyć w totemiczną moc portretu ukochanej.
Późniejsze wspomnienia o życiu rodzinnym Matejków rysują się w nieco posępniejszych barwach. Osiem lat po powstaniu Portretu dzieci artysty malarz zwierzał się swojemu sekretarzowi: „Ja cierpię i męczę się od pierwszej chwili pobrania się naszego. Już w dwa tygodnie po ślubie naszym […] powiedziała mi żona, że jeśli ją tylko nos zaswędzi, to będę tańczył koło niej”7.
Gruchające gołąbeczki prędko straciły miłosny zapał. Matejko gorzko kwitował: „Gdy wspomnę o tym, to dziś jeszcze truchleję, bo od tej pory ciągnie się piekło życia mojego. Ona nie tylko ze mną lecz nawet z najbliższymi krewnymi swymi gryzła się ciągle”8. Szkoda, że dla pełniejszego obrazu sytuacji nie możemy poznać stanowiska drugiej strony.
Wzrok i dotyk
I choć już sama historia rodzinna czyni portret ciekawym, to nawet abstrahując od osobistego afektu, obrazowi trudno zarzucić coś w kwestii formalnej poza… kolorem. Słuszne wydaje mi się zastrzeżenie poczynione niegdyś przez Tadeusza Dobrowolskiego, stwierdzającego, że:
„Koloryt obrazów Matejki budzi nieraz zastrzeżenia. Bywa efektowny i nasycony; obok czerni i bieli uwzględnia barwy zasadnicze i łamane, lecz te pierwsze bywają nieraz zbyt intensywne i nie zestrojone w sposób dostatecznie harmonijny w całościowy akord”9.
Portret trojga dzieci artysty nie jest przekonująco skomponowaną kompozycją barwną. O ile karmin sukmany Tadeusza doskonale uwypukla biel sukienki Heleny ozdobioną kobaltowymi wstążkami, to zielenie i brązy wydają się mdłe. Kolorom brak dźwięczności i głębi. Pod względem barwnym obraz nie posiada przemyślanej dramaturgii. Ma za to inną zaletę. Portret zachwyca genialną czułością Matejki na różnorodność faktur. Zupełnie inaczej oddane jest puszyste futro, inaczej układa się światło na trzewikach starszej córki; patrząc na psa, od razu czujemy, że jego sierść różni się w dotyku od szczeciniastego dywanu.
„Linja, bryła i ruch – oto elementy, którymi Matejko bezbłędnie włada. Tysiące rysunków i szkiców, które przeszły przez ręce piszącego te słowa, świadczą, że pierwszem, co atakowało zmysł wzroku Matejki, to sylweta krawędzi”10.
Czym jest owa sylweta krawędzi z recenzji sprzed ponad wieku? Obstawiałbym, że dostrzeżeniem wirtuozerii oddawania rozmaitych struktur, celowo ze sobą kontrastowanych. Aż szkoda, że obrazu dotknąć nie można.
Ciągi dalsze
Trzy lata po namalowaniu portretu Matejko chyba nadal był zadowolony z efektu swojej pracy. Obraz zostaje zapakowany i przewieziony do Wiednia, gdzie zawiśnie w jednym z pawilonów Wystawy Światowej. Historia przekaże nam lapidarną wzmiankę, że został „[…] przyjęty przez krytykę z ogromnym uznaniem”11. Następnie zmieniał właścicieli, przechodząc wreszcie na własność działającej w Genewie Fundacji im. Kościelskich, która dziewięćdziesiąt lat po wystawienniczym sukcesie w austriackiej stolicy zdecydowała się przekazać obraz warszawskiemu Muzeum Narodowemu12. Momentu tego nie doczekało żadne z uwiecznionych na obrazie dzieci malarza. Tadeusz umarł w 1911 roku, mając zaledwie czterdzieści sześć lat, w 1926 roku odeszła pięćdziesięciosiedmioletnia Beata; najdłużej żyła Helena – pogrzeb sześćdziesięciopięciolatki odbył się w 1932 roku.
Dobroduszna serdeczność
Do dziś komentatorzy doceniają „[…] dziecięcy wdzięk, naturalne pozy modeli i kontakt uczuciowy między nimi [dziećmi artysty, który] wprowadza do tego reprezentacyjnego wizerunku nutę liryzmu i intymności”13. Czy afektowi Matejki można się dziwić? Dzieciństwo samego malarza do idyllicznych nie należało.
„Dzieciństwo ani sielskie ani anielskie – stwierdzano niedługo po śmierci malarza. – Wczesne sieroctwo, rodzic nieledwo surowy, materjalny brak częsty, krąg stosunków ciasny, ciaśniejszy jeszcze horyzont myśli, potrzeb, dążeń. Wychowanie staranne, bogobojne, gniazdowe – wykształcenie niedostateczne”14.
Ludzie mający okazję osobiście poznać autora obrazu relacjonowali:
„[…] jego stosunek zarówno do sztuki jak i do otoczenia wypływał z natury na wskroś uczuciowej. W sztuce wyładowywało się to uczucie w sposób gwałtowny, wobec ludzi przybierało wyraz łagodnej wyrozumiałości i dobrodusznej serdeczności”15.
W Portrecie trojga dzieci artysty nie znajdziemy śladu owej „gwałtowności”, za to zdecydowanie tchnie on „dobroduszną serdecznością”; czyżby lokował to warszawskie płótno bliżej sfery matejkowskiego „życia” niż „sztuki”?
Bibliografia:
1. Dobrowolski T., Malarstwo polskie ostatnich dwustu lat, Wrocław 1976.
2. Malarstwo polskie od XVI do początku XX wieku, oprac. S. Kozakiewicza, K. Sroczyńska, Warszawa 1975,
3. Stasiak L., Jan Matejko, Bochnia 1910.
4. Szypowska M., Matejko wszystkim znany, Warszawa 1976.
Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie oraz tego artykułu jest:
PGE – Polska Grupa Energetyczna od wielu lat wspiera i promuje polską kulturę przez sponsoring ważnych wydarzeń kulturalnych oraz instytucji kultury. Grupa PGE angażuje się w dbałość o polską kulturę i polskie dziedzictwo narodowe, ale też w upowszechnienie wizerunku muzeów jako miejsc otwartych i przyjaznych dla publiczności, proponujących wciąż nowe i interesujące projekty. Podkreśla również niezwykle ważną rolę edukacji w procesie poznawania polskiej sztuki.
PGE jest Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowego w Lublinie, Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz Muzeum Narodowego w Kielcach, a także Mecenasem Edukacji i Nowego Skarbca Koronnego na Zamku Królewskim na Wawelu.
- E. Micke-Broniarek, Galeria sztuki XIX wieku. Przewodnik, Warszawa 2022, s. 130–131. ↩
- Za pomoc w rozpoznaniu specyfiki strojów portretowanych dzieci Jana Matejki serdecznie dziękuję dr Magdalenie Bialic z Muzeum Narodowego w Warszawie. ↩
- E. Micke-Broniarek, Dziecko w malarstwie od XVI do końca XIX wieku ze zbiorów polskich, Warszawa 2004, s. 264. ↩
- M. Szypowska, Matejko wszystkim znany, Warszawa 1976, s. 134. ↩
- Ibidem, s. 135. ↩
- Ibidem, s. 135–136. ↩
- Ibidem, s. 137. ↩
- Ibidem. ↩
- T. Dobrowolski, Malarstwo polskie ostatnich dwustu lat, Wrocław 1976, s. 78. ↩
- M. Szukiewicz, Jan Matejko, Warszawa 1915, s. 220. ↩
- E. Micke-Broniarek, Galeria sztuki XIX wieku. Przewodnik, Warszawa 2022, s. 130–131. ↩
- Malarstwo polskie od XVI do początku XX wieku, oprac. S. Kozakiewicza, K. Sroczyńska, Warszawa 1975, s. 230. ↩
- E. Micke-Broniarek, Galeria malarstwa polskiego. Przewodnik, Warszawa 2003, s. 118. ↩
- M. Szukiewicz, op. cit., s. 4. ↩
- L. Stasiak, Jan Matejko, Bochnia 1910, s. 23. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023