Hieronim Bosch, Statek głupców, ok. 1500-1510,
olej, deska, 58 × 33 cm,
Luwr, Paryż
„(…)
Świat się w ciemną noc pogrąża,
W ciężkim grzechu trwa niezmiennie.
Ulice są błaznów pełne,
Co szczycą się głupotą jeno,
Chociaż miana tego nie chcą.
Dlatego sobie pomyślałem,
Jak okręt wyposażę:
Galera, fusta, nawa, barka,
Łódź, dromona, statek, drakkar,
Kareta, krypa, fura, sanie;
Jednego okrętu nie stanie,
Aby zmieścić wszystkich błaznów (…)”1.
W 1494 roku Sebastian Brant opublikował w Bazylei swoje niemieckojęzyczne dzieło pt. Statek głupców (Das Narrenschiff), trzy lata później, w 1497 roku pojawiła się drukiem łacińska wersja owego utworu, zatytułowana Stultifera navis. To niezwykłe dzieło tłumaczone na wiele języków i drukowane w całej Europie zyskało do końca wieku XVI niebywałą popularność, którą w dużej mierze zawdzięczało nie tylko oryginalnemu tekstowi, ale także pełnym ekspresji towarzyszącym mu drzeworytom, z których część wykonał młody Albrecht Dürer. Brant zobrazował szaleńczy rejs do Narragonii – Królestwa Głupoty, w którym uczestniczą błazny różnej maści, czyli przedstawiciele całego społeczeństwa.
Błazeństwo to świat na opak, to świat grzeszny, niebezpieczny, nieuświadomiony, błazny to ludzie chciwi, pożądliwi, gniewni, nieustannie pijani, niewierni, awanturnicy, obżartuchy, szydercy itd. Das Narrenschiff zainspirował nie tylko wielu pisarzy, humanistów, ale także artystów, do których należał m.in. Hieronim Bosch, co udowadnia jego pełne znaczeń dzieło Statek głupców. Horyzont wypełniają zielono-błękitna poświata i dźwięki lutni, na której gra chuda i brzydka zakonnica, wraz z innymi dziewięcioma pasażerami dziwnego statku płynie ona w kompletnie niewiadomym kierunku. Cała załoga łodzi sprawia wrażenie absolutnego chaosu, ani jedna z postaci nie wyróżnia się spokojem, harmonią gestów czy mądrym obliczem; wręcz przeciwnie, wydaje się, że Bosch stworzył tu kompanię bytów, które naszkicował w zaułkach podejrzanych dzielnic ówczesnych miast. Każdy z nich to „stwór” poddany deformacji fizycznej i psychicznej, to istoty niemalże zwierzęce, bezmyślne, rozedrgane emocjonalnie. Kim więc są? I dokąd zmierzają, nie dbając o kurs statku…
„Poznajemy wszystkie porty.
Żeglujemy nie bez szkody,
Bo miejsc nie widzimy zgoła,
Gdzie by można wylądować.
Krążymy tak bezustannie
I nikt nie wie, gdzie się znajdzie,
Bez spoczynku, dniem i nocą.
Nikt nie grzeszy z nas mądrością,
Towarzyszą nam kompani,
Luzacy i kurtyzany, (…)”2.
Pierwsza z postaci, to wspomniana już zakonnica grająca na lutni, naprzeciwko niej siedzi przy zaimprowizowanej z deski ławie franciszkanin-banita, o profilu nędznym i zgrzebnym. Oboje wydają się śpiewać, a może tylko otwierają usta po to, by ugryźć okrągły placek zawieszony na długiej nitce przyczepionej z kolei do kapelusza grubasa wspinającego się na jeden z dwóch masztów-drzew. Placek zdaje się kusić także kolejne dwie postacie, młodych mężczyzn, zza których wyłania się następny anonimowy mężczyzna śpiewający, a może ochoczo i siarczyście komentujący zaistniałą scenę z łakomczuchami. Za zakonnicą jawi się kobieta, której twarz skrywa obfity czepiec. Zdaje się, iż chce ona uderzyć w głowę dzbankiem kolejnego pasażera podróży. Z prawej strony statku wyłania się postać wymiotująca do wody. Ponad nią, na maszcie siedzi przycupnięty i bury niczym drzewny konar karłowaty błazen. Powyżej niego, wspomniany gruby mężczyzna wspina się na maszt by odciąć i pozyskać przywiązane tam mięso kaczki.
W odmętach ciemnej wody dryfują dwaj ponętni, nadzy mężczyźni (jeden z nich trzyma czarę) chcący dostać się na statek. Na desce, udającej stół, stoi mało imponująca zastawa, składająca się z cynowego kubka i talerza z wiśniami, dodatkowo na burcie statku chłodzi się bukłak z winem. Statek zdaje się mocno obciążony. Nikt nie panuje nad sterem, kierunkiem drogi, nikt nie dogląda stanu wiatru, poziomu wody, widoku nieba, nadciągającego ciemnością wieczora. Na statku nie ma dowodzącego, jest tylko zlepek zajętych sobą pasażerów, nie dbających o to, co przyniesie los, co wydarzy się za chwilę, za godzinę, jutro czy pojutrze. Temu obłąkanemu rejsowi donikąd sprzeciwia się tajemna sowa, siedząca w środku korony drzewa-masztu. Jej symboliczna mądrość stanowi kontrast dla nie-mądrości, a zatem głupoty załogi statku.
O ile Brant zaprezentował w swoim dziele bogaty katalog ludzkich negatywnych postaw, przywar i grzechów, o tyle wydaje się, że Bosch skupił się przede wszystkim na pijaństwie, obżarstwie i gniewie. Mięso kaczki, wiśnie, placek, bukłak z winem, a nade wszystko wymioty kojarzą się jednoznacznie z nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu, co także mocno piętnował Brant:
„Ten w błazeńskie buty włazi,
Kto bez przerwy tym się trapi,
Jak napełnić brzuch i trzewia,
Czynić z nich winnego węża,
(..)Kto jak krowa się napycha,
Do każdego w krąg przepija,
Czeka, aż mu coś podadzą,
Wino żłopie bez umiaru,
Jest jak żeglarz, co na łodzi
Zasnął, leży nieprzytomny.”3
A zatem mamy do czynienia z kolejnym obrazem Boscha, w którym hołduje on idei życia pojmowanego jako droga i podróż, nieustająca mobilność myśli i zdarzeń. Jednak wędrówka ta jest wędrówką, w której z rzadka przyświeca określony cel. Jest on sam w sobie albo niejasny, albo zdobywany z mozołem. Najczęściej jednak człowiek traci cel z oczu lub o nim nie pamięta, oddając się temu co mu najbliższe – różnego rodzaju namiętnościom. Trzeba jednak pamiętać, że przedstawiona przez Boscha łódź z łopocącym sztandarem, na którym widnieje melancholijny księżyc nie jest tylko metaforą życia czy życia pojmowanego jako szaleństwo.
Przez długi okres średniowiecza i wczesnego renesansu ludzi obłąkanych i szalonych wypędzano poza obręb miast lub przetrzymywano ich w miejskich wieżach, a także oddawano ich przewoźnikom, pielgrzymom a zwłaszcza marynarzom, co stanowiło akt „rytualnego wykluczenia”. Tak więc istniały autentyczne statki szaleńców krążące między miastami i portami, których załoga obciążona „trudnym balastem” starała się często ów balast czyli ludzi chorych psychicznie porzucać w przypadkowych miejscach. Jak zauważa Michel Foucault w swojej kultowej dziś Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu: „(…) oddając wariata marynarzom zyskiwało się pewność, że nie będzie się więcej włóczył pod miejskimi murami, że odejdzie daleko, więzień własnej podróży. Kojarzyła się z tym jednak tajemnicza natura masy wód: woda unosi, lecz także oczyszcza; żegluga zdaje człowieka na koleje losu, czyni go niewolnikiem przeznaczenia, każde odbicie od brzegu może być ostatnie. Na swym szalonym statku szaleniec zdążał w inny świat i z innego świata przybywał, kiedy dobijał do brzegu. Wodny szlak obłąkanego był jednocześnie rygorystycznym oddzieleniem i absolutnym Przejściem.(…) Zamknięty w statku, skąd nie ma ucieczki, szaleniec oddany jest rzece o stu ramionach, morzu o tysiącu dróg, ogromowi niepewności poza granicami wszystkiego. (…) Nie ma innej prawdy ani ojczyzny prócz pustynnego obszaru między dwiema ziemiami, z których żadna mu nie przynależy”4.
Tym samym można obraz Boscha niejako odczytywać nie jedynie w kontekście symbolicznym, ale pojmując go jako nieco przetworzony zapis owych szczególnych rytuałów. Gdy jednak przypomnimy sobie, że ludzi chorych psychicznie, szalonych, histeryków czy dotkniętych epilepsją uważano za opętanych przez demony, zrozumiemy lepiej mechanizm tego procederu wytworzonego przez lęk społeczny. Wierzono, że zagnieżdżony w ciele chorego diabeł mógł być niebezpieczny nie tylko dla samego opętanego, ale także dla osób z jego otoczenia… Dokąd więc płynie statek na obrazie Hieronima Boscha? Czy przedstawia zwykłych ludzi opętanych swoimi grzechami, czy też ukazuje autentycznych szaleńców wygnanych na margines tzw. „zwykłego świata”. W tym kontekście ich samotność i droga ku śmierci nie tyle wzbudza szyderczy uśmiech, co uczucie przerażenia i grozy.
Statek głupców to część tryptyku, którego elementy zostały rozmontowane i trafiły do różnych muzeów: Śmierć skąpca (National Gallery of Art, Waszyngton), Wędrowiec (Museum Boijmans Van Beuningen, Rotterdam) oraz Alegoria nieumiarkowania (Yale University Art Gallery), która prawdopodobnie stanowiła dolną część Statku głupców i została od niego odcięta.
Bibliografia:
Brant S., Okręt błaznów, tłum. A. Lam, Pułtusk 2010.
Foucault M., Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, tłum. H. Kęszycka, Warszawa 1987.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Danse macabre. Taniec śmierci - 31 października 2024
- Kobieta i jej pies(ek). Kilka słów o ikonografii motywu w malarstwie XIV–XVII wieku - 25 sierpnia 2024
- O jednorożcu, dziewicy i śmierci - 9 sierpnia 2024
- Jean Fouquet „Madonna w otoczeniu serafinów i cherubinów” - 10 grudnia 2023
- Hieronim Bosch „Ogród rozkoszy ziemskich” - 29 października 2023
- Rogier van der Weyden „Św. Łukasz malujący Madonnę” - 14 października 2023
- Domenico Ghirlandaio „Portret starca z wnuczkiem” - 4 września 2023
- Peter Paul Rubens „Meduza” - 9 czerwca 2023
- Albrecht Dürer „Autoportret z kwiatem mikołajka” - 31 maja 2023
- Oczywista nieoczywistość kota w malarstwie i grafice średniowiecza oraz czasów nowożytnych - 31 maja 2023
Jedyny na świecie tryptyk składający się z 4 części 😛