Galeria obrazów w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Elegancki mężczyzna tłumaczy ciotce: „To Targ koński Rosy Bonheur”. Starsza pani z dezaprobatą wskazuje płótno. Nie ma wątpliwości – autorka po prostu skopiowała litografię, która wisi w jej kuchni od dziesięciu lat. Zniesmaczona orzeka: „Jeśli to nie jest jawne oszustwo, to nic nim nie jest!”1.
Humorystyczny obrazek z takim dialogiem zamieściło w maju 1898 roku nowojorskie czasopismo satyryczne „Puck”. Gdyby oburzona ciotka nie była wyłącznie wytworem wyobraźni redakcji, w jej domu rzeczywiście od lat mogłaby wisieć reprodukcja Targu końskiego. Oryginalna kompozycja powstała niemal pół wieku wcześniej, a po wystawieniu w 1853 roku na paryskim Salonie natychmiast zrobiła furorę.
Marszand reprezentujący francuską artystkę zadbał o odpowiednią promocję, prawa do reprodukcji oraz znalezienie amerykańskiego kupca, który był skłonny zapłacić fortunę za obraz. Nazwisko Rosy Bonheur po obu stronach oceanu stało się synonimem artystycznego sukcesu. Sukcesu wyjątkowego – bo osiągniętego przez kobietę.
Publiczność w połowie XIX wieku zupełnie nie była na to przygotowana. Czasopismo „Kłosy”, które w styczniu 1866 roku poświęciło malarce artykuł na pierwszej stronie, dowodziło:
„Talent Rosy Bonheur to zjednoczenie potęgi pędzla mężczyzny-mistrza z figlarnością i lekkością cechującą pędzel kobiety. Aby bez pochlebstwa i bezstronnie ocenić całe piękno obrazów Rosy Bonheur, należy zapomnieć, że jest kobietą”2.
Doskonała malarka? Nie można było zaprzeczyć, ale tak trudno uwierzyć.
Ząb w kopercie
Czy Rosa mogła nie zostać artystką? Pewnie nie byłoby jej na świecie, gdyby nie lekcje rysunku, które Raymond Bonheur dawał pannie Sophie Marquis. Nad szkicownikiem szybko zakwitło uczucie, wkrótce przypieczętowane ślubem. W następnych latach rodzina powiększyła się o dwie córki i dwóch synów. Wszyscy bez wyjątku okażą się utalentowani artystycznie.
Rosa urodziła się 16 marca 1822 roku w Bordeaux jako pierwsze dziecko Bonheurów. Niełatwo było im związać koniec z końcem, utrzymując się z malarstwa ojca i lekcji pianina udzielanych przez matkę. Rodzina postanowiła więc poszukać szczęścia w Paryżu. Jak tu nie wierzyć w pomyślność swoich planów z takim nazwiskiem? Francuskie bonheur oznacza wszak szczęście, radość, powodzenie.
Pierwszy wyjechał Raymond Bonheur. Rosa miała wtedy sześć lat – i bardzo tęskniła. W listach słanych do męża Sophie wspominała o tym raz po raz, pisząc na przykład:
„Rosalie wysyła Ci w pudełeczku pierwszy ząb, który jej wypadł, oraz swój obrazek, obiecując jeszcze ładniejsze w przyszłości”3.
Przyszła malarka już wtedy namiętnie rysowała. Podpatrując ojca przy pracy, portretowała swoją lalkę (kukiełkę Puncha), a matka mogła ją przekonać do nauki tylko wspólnym ilustrowaniem abecadła.
A jednak nieszczęście
Po prawie roku do Raymonda dołączyli wreszcie Sophie, Rosa i jej młodsi bracia, Auguste i Isidore. Życie w Paryżu wcale nie było jednak prostsze, a narodziny kolejnego dziecka, Juliette, dodatkowo nadwyrężyły domowy budżet. Coraz więcej czasu Bonheura pochłaniała natomiast działalność w ruchu, do którego ochoczo dołączył.
Saintsimoniści głosili utopijne równościowe hasła o idealnym społeczeństwie. Być może ukształtowało to światopogląd Raymonda, który miał nowoczesne podejście do kształcenia córek i ich roli w świecie sztuki. Na pewno – wymagało wielu poświęceń ze strony jego najbliższych. Bonheur na pewien czas zamieszkał we wspólnocie założonej na obrzeżach Paryża, szukając odnowy duchowej, ślubując celibat i oddając się różnym rytuałom. Rodzina odwiedzała go raz w tygodniu, a wszystkie domowe sprawy spadały na głowę jego żony.
Przemęczona, zapracowana Sophie Bonheur w 1833 roku poważnie zachorowała i wkrótce zmarła. Od tej chwili Raymond sam musiał zapewnić dzieciom byt. Najmłodsza Juliette została odesłana do niani w Bordeaux, chłopcy – do szkół z internatem. Najstarsza Rosa nie odnalazła się ani w warsztacie szwaczki, ani w szkole. Satysfakcję i radość dawało jej tylko rysowanie.
Jak zostać malarką?
Jakie szanse na zostanie profesjonalną artystką miała zdolna nastolatka mieszkająca w Paryżu w pierwszej połowie XIX wieku? Akademia Sztuk Pięknych nie przyjmowała kobiet, a szkolnictwo prywatne nie było jeszcze zbyt rozwinięte. Pierwszą i ostatnią słynną francuską artystką była Élisabeth Vigée Le Brun, która zmarła w 1842 roku, a karierę rozpoczęła na długo przed rewolucją francuską.
Panny z wyższych sfer chętnie pobierały lekcje rysunku, jak przed laty matka Rosy. Rysowały w albumach ozdobne kwiaty, podczas podróży szkicowały ładne widoki, a w wolnych chwilach portretowały domowników. Ale zarabiać na sztuce? Malować wielkie kompozycje na inne tematy? Tym kobiety się nie zajmowały.
Choć Rosie brakowało pieniędzy, sprzyjały jej inne okoliczności. Po pierwsze, najlepszego nauczyciela miała w domu w osobie swojego ojca. Po drugie, Raymond Bonheur popierał edukację kobiet. Po trzecie, sam dobrze znał los artysty – i zdecydowanie cenił zarobek, jaki jego córka mogła w przyszłości zdobyć dzięki swojemu talentowi.
Króliki na Salonie
Raymond rozpoczął więc domowy kurs sztuki. Rano, przed wyjściem do szkoły, w której uczył, wyznaczał córce zadania. Rosa przez cały dzień rysowała gipsy, kopiowała sztychy, malowała martwe natury. Wieczorem ojciec oceniał jej postępy i dawał wskazówki. Potem zabrał ją do Luwru, by doskonaliła swoje umiejętności, kopiując dzieła dawnych mistrzów.
Wielki dzień próby nastał w 1841 roku. Dziewiętnastoletnia malarka zgłosiła swoje obrazy na Salon, najważniejszą wystawę sztuki w Paryżu. Prace zostały zakwalifikowane i niebawem zawisły obok pejzaży Raymonda. Choć ojciec sugerował, żeby córka podpisywała się jego imieniem, młoda artystka zaprotestowała. Chciała być Rosą Bonheur. W jej akcie urodzenia widniały co prawda imiona „Marie-Rosalie”, ale „Rosą” nazywała ją ukochana matka.
Na Salonie pokazała niewielkie prace zatytułowane Dwa króliki oraz Kozy i owca. Bardzo szybko znalazła tematykę, której zostanie wierna aż do śmierci, czyli właśnie świat zwierząt. Natura zawsze była jej bliska. W dzieciństwie wiele czasu spędzała razem z braćmi na świeżym powietrzu. Po przeprowadzce do Paryża nadal szukała kontaktu z przyrodą.
Artystyczna dynastia
Wkrótce Bonheurowie wynajęli większą pracownię przy rue Rumford (obecnie rue Lavoisier). Atelier szybko przeobraziło się w rodzinny warsztat połączony ze szkołą artystyczną. Okazało się bowiem, że bracia Rosy też zamierzają spróbować swoich sił na polu sztuki.
August zajął się malarstwem. Isidore wybrał rzeźbę, zainspirowany zresztą starszą siostrą. Tak, utalentowanej i pracowitej Rosie nie wystarczyło portretowanie zwierząt na płótnie i zaczęła eksperymentować z rzeźbą. Na Salonie 1842 roku pokazała zarówno obrazy, jak i figurkę owcy wykonaną z terakoty. W 1846 roku do rodzeństwa dołączyła Juliette – wzorując się na Rosie, postanowiła malować zwierzęta.
Artystyczna dynastia poszerzyła się jeszcze bardziej, gdy Raymond Bonheur poślubił młodą wdowę Marguerite. Urodzony z tego związku Germain odziedziczył talent po ojcu. Nawet syn z pierwszego małżeństwa Marguerite, Hippolyte Peyrol, zajął się rzeźbą. Temat? Oczywiście zwierzęta. Co więcej, w 1852 roku Hippolyte wziął ślub z Juliette (wystawiającą odtąd pod podwójnym nazwiskiem, Bonheur-Peyrol). W przyszłości ich synowie także zostaną artystami.
Wiewiórka w pracowni
Na przydomowym tarasie Rosa zaczęła hodować modeli do swoich obrazów: kaczki, króliki, owcę, kozę. Po pracowni latały motyle i biegały szczury, a wiewiórka uwiła sobie gniazdo w popiersiu bogini Diany. Własna menażeria była malarce absolutnie niezbędna do pracy.
Bonheur wykonywała dziesiątki, setki, tysiące szkiców. Starała się przeanalizować naturalne ruchy zwierzęcia, odwzorować lśniące futro, uchwycić błysk w oku. W poszukiwaniu nowych tematów zwróciła się także ku większym zwierzętom. Na podparyskich polach obserwowała konie, byki, krowy.
Pierwszy przełom w jej karierze nastąpił już w 1845 roku. Dwudziestotrzyletnia artystka otrzymała na Salonie medal trzeciej klasy za kompozycję Orka. „Panna Rosa maluje prawie jak mężczyzna”4 – zawyrokował dwa lata później wpływowy paryski krytyk Théophile Thoré. W dziewiętnastowiecznym świecie sztuki była to najwyższa pochwała.
Pozwolenie na spodnie
„Męskie” malowanie i „męska” tematyka – za jaką uważano często duże zwierzęta, szczególnie konie – dopełniały „męski” wizerunek Rosy Bonheur. Ciemne spodnie i niebieska robotnicza bluza stały się jednym ze znaków rozpoznawczych malarki, podobnie jak krótkie włosy, zawsze ścięte na wysokości ucha, i papieros w dłoni.
Spodnie były praktycznym strojem roboczym dla malarki utrzymującej własną menażerię i pracującej często w plenerze. By móc się tak ubierać, Rosa musiała jednak… złożyć oficjalne podanie. W porewolucyjnej Francji noszenie przez kobiety męskiego stroju było od 1800 roku oficjalnie zabronione. Wyjątki robiono tylko z ważnych i uzasadnionych względów, najczęściej związanych ze zdrowiem.
„Jak widać, nie biegałam po Paryżu przebrana za chłopca, jak twierdzą niektórzy z moich biografów. Nie nosiłam spodni do czasu mojego pierwszego Salonu, po którym zacząłem chodzić do rzeźni i na targi, aby studiować tam woły i konie”5
– opowiadała Bonheur u schyłku życia.
Wielu gości malarki było szczerze rozczarowanych, gdy przyjmowała ich w swoim stroju wizytowym, czyli prostej ciemnej sukni.
Malarka idealna
Początek kariery Bonheur splótł się ze specyficznym momentem we francuskiej polityce. Po abdykacji króla Ludwika Filipa I w 1848 roku ustanowiono II Republikę Francuską. Nowe władze chciały zamówić dzieło, które pokazywałoby odcięcie się od dawnych, konserwatywnych wzorców i zwrot ku przyszłości, ale równocześnie trafiałoby w gusta publiczności i kojarzyło się z trwałością, pokojem, stabilnością.
Młoda kobieta malująca realistyczne zwierzęta na tle francuskiego krajobrazu wydawała się wyborem idealnym. Tym bardziej że o Rosie Bonheur było coraz głośniej. Właśnie w tamtym roku artystka odniosła kolejny sukces na Salonie: pokazała aż sześć obrazów i dwie brązowe figury. Za jedną z kompozycji, przedstawiającą woły w Owernii, otrzymała złoty medal pierwszej klasy. Wyrabiała sobie markę czołowej animalistki. Na tej samej wystawie można było obejrzeć portret ambitnej malarki namalowany przez Auguste’a Bonheura.
Niebawem Rosa otrzymała od republikańskiego ministra zamówienie opiewające na niebagatelną sumę 3000 franków. Tak powstało jedno z jej najsłynniejszych dzieł, czyli Orka w Nivernais (1849). Wielkoformatowa kompozycja (133 × 260 cm) przyciągała uwagę rozmachem i świeżością. Artystka uwolniła się od sentymentalnej nuty. Słoneczny pejzaż, sylwetki wołów, grudy ziemi – każdy element dowodził znakomitego warsztatu malarskiego. Realistycznie oddana, zwyczajna scena wiejskiej pracy tchnęła pod jej pędzlem szlachetnością i harmonią. Zadanie zostało wykonane z nawiązką.
Jak arka Noego
Wraz z zamówieniem na Orkę w Nivernais Rosa zaczęła zyskiwać niezależność finansową. Gdy w 1849 roku zmarł Raymond Bonheur, otrzymała propozycję, by objąć po nim posadę nauczycielki rysunku. Mogła pochwalić się pewnym doświadczeniem zdobytym w domu (gdzie uczyła młodsze rodzeństwo), a także, dzięki kontaktowi z Anną Zofią Czartoryską, w Hôtelu Lambert (prawdopodobnie udzielała tam lekcji Izabeli Czartoryskiej, później Działyńskiej).
Rosa potrzebowała również własnej przestrzeni. Najpierw wynajęła przestronną pracownię tuż przy dworcu kolejowym na Montparnassie, potem jeszcze większe atelier, zaprojektowane specjalnie dla niej, przy rue d’Assas, niedaleko Ogrodu Luksemburskiego. Jej menażeria rozrastała się o kolejne zwierzęta: psy, osła, wydrę, a nawet małpę.
Paryski korespondent „Kroniki Wiadomości Krajowych i Zagranicznych” relacjonował w styczniu 1857 roku:
„W atelier panny Bonheur, jak w arce Noego, różnych zwierząt widzieć można po parze. Ogromna jej pracownia tak urządzona, że służy zarazem za stajnię i oborę, a liczna rodzina kóz białych przechadza się czasem między sztalugami i płótnami”6.
Wcale nie koloryzował. Na rycinie opublikowanej w „L’illustration. Journal universel” w maju 1852 roku widać, że pierwsze atelier również połączone było bezpośrednio z pomieszczeniem dla zwierząt.
Nathalie
Gdy przypatrzymy się uważniej tamtej grafice, dostrzeżemy przy sztalugach nie jedną, a dwie kobiety. Rosa Bonheur i Nathalie Micas stawały się już wtedy nierozłączne. „Niech nasze dzieci zawsze będą razem. Widzisz, jak bardzo się kochają”7 – miał powiedzieć Raymondowi Bonheur ojciec Nathalie, na łożu śmierci błogosławiąc związek ich córek.
Przelotnie poznały się już w dzieciństwie. Dwa lata młodsza Jeanne Sarah Nathalie Micas była dziewczynką o słabym zdrowiu, oczkiem w głowie swoich rodziców. Gdy Raymond Bonheur otrzymał zamówienie na jej portret, rodziny szybko się do siebie zbliżyły. Pani Micas otoczyła Rosę matczyną troską, a Nathalie stała się jej najbliższą przyjaciółką, uczennicą i towarzyszką podróży. Studia do Orki w Nivernais Bonheur zbierała w Nièvre (w tytule pojawia się historyczna nazwa regionu), gdzie wyruszyła właśnie z Nathalie.
Po śmierci najpierw pana Micasa, a potem Raymonda Bonheura przyjaciółki znalazły w sobie oparcie. Panna Micas stała się asystentką i pomocnicą malarki. Wzięła na siebie także codzienne obowiązki i opiekę nad zwierzętami. Niebawem Rosa zaproponowała Nathalie i jej matce, by wspólnie zamieszkały.
Galopem po sukces
Wystawiać obrazy na Salonie to jedno, znaleźć na nie kupca – to drugie. Zamówienia publiczne nie zdarzały się często, ale w połowie XIX wieku zaczął kształtować się nowoczesny rynek sztuki. Narodziny kapitalizmu, wynalazki ułatwiające kontakty międzynarodowe czy rozwój prasy ilustrowanej zmieniły warunki gry.
Rosa przykuła uwagę Ernesta Gambarta, wpływowego marszanda, Belga z pochodzenia, od lat rozwijającego interesy w Londynie. To on kupił kolejny wielki – i metaforycznie, i całkiem dosłownie – obraz Bonheur, czyli Targ koński. Gigantyczna kompozycja miała 5 m szerokości i 2,5 m wysokości. Dynamiczna scena z wierzgającymi rumakami została przez krytyków okrzyknięta najlepszym dziełem pokazywanym na Salonie w 1853 roku.
Artystka przed długi czas wykonywała studia na targu w Paryżu. Głównymi bohaterami obrazu są masywne konie o lśniącej sierści, a kupcy i ujeżdżacze schodzą tu na dalszy plan.
„Sprawił on wielkie wrażenie i słusznie. Konie półnaturalnej wielkości, z zadziwiającą energią, prawdą i siłą narysowane. Pojąć trudno, że to kobieca ręka szkicowała te ogniste szkapy z rozwianymi grzywami!…”8
– relacjonował na gorąco korespondent „Czasu”.
Publiczność pokochała proponowany przez Bonheur efektowny realizm.
Gambart zapłacił za obraz kolosalne pieniądze (40 000 franków), ale wiedział, że to dobra inwestycja. Trafił na żyłę złota. Bonheur była bardzo pracowitą artystką, a malowana przez nią tematyka – uniwersalna i zawsze w cenie. Tak narodziła się relacja biznesowa, ale i przyjacielska, która miała trwać kolejne pół wieku.
Od Londynu po Nowy Jork
Ernest Gambart zdawał sobie dobrze sprawę, jak ważne są reklama i wizerunek reprezentowanej przez niego malarki. Rosa miała zaś potencjał: młodziutka, a tak zdolna, z artystycznej rodziny… Dodajmy do tego jeszcze krótkie włosy, spodnie oraz zwierzęcą menażerię w pracowni – i przepis na sensację salonów gotowy.
Z taką malarką Gambart mógł nawet pomyśleć o podbiciu zagranicznych rynków. W 1855 roku zorganizował wyjazd Rosy i Nathalie do Londynu, a rok później – dłuższy objazd po Anglii i Szkocji. Zadbał o odpowiednie spotkania, wywiady i kontakty artystyczne, a także dostarczenie malarskich inspiracji. Na obrazach Bonheur zaczęły się pojawiać szkockie krajobrazy, zielone klify i kudłate, długorogie bydło, z którego słynął region Highlands.
Pokaz Targu końskiego w Anglii okazał się strzałem w dziesiątkę, podobnie jak sprzedaż graficznych reprodukcji obrazu. Rosa namalowała nawet pomniejszoną wersję kompozycji, z której prościej było wykonać rycinę. Autorska replika została zakupiona przez angielskiego kolekcjonera za 25 000 franków i ofiarowana londyńskiej National Gallery.
Jeszcze bardziej łakomym kąskiem był rynek amerykański. Właściciele nowych fortun nie skąpili pieniędzy na sztukę z Europy. Wkrótce znalazł się kupiec odpowiednio zamożny, by nabyć od Gambarta oryginalny obraz Bonheur. Tak jedno z jej największych arcydzieł trafiło do Stanów Zjednoczonych. Do kolekcji nowojorskiego Metropolitan Museum przekazał je Cornelius Vanderbilt II, który w 1887 roku kupił Targ koński na aukcji za ponad 50 000 dolarów.
Oaza w By
Obrazy Bonheur osiągały ceny, o których artystka nigdy nie marzyła. Popyt na mniejsze i większe kompozycje ze zwierzętami tylko rósł, niezależnie od zawirowań politycznych. Choć II Republika upadła w 1852 roku – gdy prezydent Ludwik Napoleon Bonaparte został Cesarzem Francuzów jako Napoleon III – Rosa otrzymała kolejne zamówienie rządowe. Za 20 000 franków zakupiono od niej Sianokosy w Owernii (1855), nagrodzone złotym medalem na wystawie światowej w Paryżu w 1855 roku.
W takiej sytuacji Rosa mogła pomyśleć o kupnie własnej posiadłości. W 1859 roku nabyła Château de By niedaleko lasu Fontainebleau, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Paryża. Najbliższe miasteczko, Thomery, było połączone ze stolicą linią kolejową. Cena? 50 000 franków. Artystkę przekonały malownicze położenie, bliskość natury i rozległy teren umożliwiający hodowlę dowolnych zwierząt. Nawet lwów – ale o tym za chwilę.
Bonheur przeprowadziła się tam z Nathalie oraz jej matką. Innego życia nie wyobrażała sobie chyba już żadna z nich. Rosa potrzebowała zaś pomocy zaufanych osób w gospodarowaniu jej nową posiadłością – oraz jej czasem. Malarka cieszyła się niesłabnącą popularnością, a do By zaczęli napływać liczni goście. Bonheur nie lubiła jednak zbyt wielu oficjalnych wizyt, pompy i nadmiernego rozgłosu. Priorytetem pozostawały dla niej malarstwo i kontakt ze zwierzętami.
„Geniusz nie ma płci”
Paryska opinia publiczna była zgodna: takie arcydzieło jak Targ koński powinno zostać odpowiednio nagrodzone. Według obowiązujących na Salonie zasad nie można było jednak otrzymać ponownie takiego samego wyróżnienia, a Rosa dostała już w przeszłości medal pierwszej klasy. Taki artystyczny triumf w normalnym przypadku otwierał drogę do odznaczenia krzyżem Legii Honorowej. „Normalnym” – to znaczy męskim.
W przeszłości tylko pojedyncze kobiety zasłużone podczas wojen mogły liczyć na ten przywilej. Artystka? Nigdy. W 1853 roku pojawiały się jednak coraz donośniejsze głosy, że kto jak kto, ale Rosa Bonheur na pewno zasługuje na takie wyróżnienie. „Ale projekt nie przeszedł” – informował korespondent krakowskiego „Czasu”. „Pomów o tej sprawie z kobietą w Paryżu, a powie ci z pewnością, «że przesąd jak zwykle pokonał sprawiedliwość»”9.
Bonheur musiała poczekać jeszcze kilkanaście lat. Dopiero w 1865 roku cesarzowa Eugenia, gdy pod nieobecność Napoleona III sprawowała władzę jako regentka, przyznała najsłynniejszej francuskiej malarce tytuł Kawalera Legii Honorowej. Podczas wizyty w By osobiście wpięła w jej suknię złoty krzyż z czerwoną wstążeczką, podkreślając przy tym: „Geniusz nie ma płci”10. W 1894 roku Rosa Bonheur jako pierwsza kobieta w historii otrzymała kolejny stopień odznaczenia – tytuł Oficera Legii Honorowej.
Lew w atelier
Dobrą passę przerwała wojna francusko-pruska, która wybuchła w 1870 roku. W ciągu kilku tygodni sytuacja we Francji zmieniła się całkowicie. Napoleon III kapitulował, proklamowano powstanie III Republiki, a wojska pruskie otoczyły Paryż. Po zakończeniu oblężenia stolicą znów wstrząsnęły walki, tym razem wewnętrzne, które przeszły do historii jako Komuna Paryska.
Tragiczne doświadczenia przeobraziły wewnętrznie malarkę. „Wcześniej tak długo skupiałam się na spokojnych zwierzętach, teraz zaczęłam interesować się lwami i tygrysami”11 – wspominała Bonheur. Początkowo właściciel popularnego paryskiego teatru umożliwił jej obserwację oswojonej lwicy Pierrette. Potem Bonheur na krótko sprowadziła tygrysa do By.
Wielkie koty zdominowały wtedy obrazy Bonheur. Malarce nie wystarczało wypożyczanie modeli tylko na pewien czas lub oglądanie ich z daleka w ogrodzie zoologicznym. W 1885 roku jej menażeria powiększyła się o dwa lwiątka. Wychowywana od małego lwica Fathma stała się ulubienicą artystki. Zamykana w klatce tylko nocą, w ciągu dnia chętnie przesiadywała w atelier.
Na Dzikim Zachodzie
Równie silnej inspiracji dostarczyła Bonheur dopiero wystawa światowa w 1889 roku. Symbolem przygotowywanego z rozmachem wydarzenia stała się wieża Eiffla, która od tamtej pory miała górować nad panoramą Paryża. Wśród atrakcji znalazło się również Wild West Show, czyli widowisko cyrkowe stworzone przez legendę Dzikiego Zachodu, pułkownika Williama Fredericka Cody’ego.
Znany lepiej pod pseudonimem Buffalo Bill, Cody zyskał sławę jako doskonały traper i zwiadowca podczas wojny secesyjnej. Barwna mieszanka kowbojskich i indiańskich popisów przyciągała tysiące widzów. Do rzeszy zafascynowanych amerykańską kulturą i przyrodą należała także Rosa Bonheur. Nie trzeba było jej długo namawiać, gdy otrzymała możliwość malowania w obozie Buffalo Billa.
Na jej obrazach pojawili się wtedy nowi bohaterowie: wojownicy w tradycyjnych indiańskich strojach dosiadający dzikich mustangów. Malarka zaproponowała także sportretowanie pułkownika. Tak powstał portret konny Cody’ego, reprodukowany potem na plakatach reklamujących pokazy Wild West Show.
„Nieodstępna towarzyszka”
Niespodziewane atrakcje wystawy światowej pozwoliły Rosie oderwać myśli od straty, która spotkała ją właśnie w tamtym roku.
„W ostatnich latach spędzała zimy w Nicei, lecz czyniła to wyłącznie z powodu zdrowia przyjaciółki i wieloletniej nieodstępnej towarzyszki panny Micas, która zarządzała jej domem, miała dar poskramiania dzikich zwierząt i bez jej opieki dom artystki byłby popadł w zaniedbanie. W roku zeszłym śmierć wydarła jej tę opiekunkę i przyjaciółkę, co ją pogrążyło w wielkim smutku”12
– pisał w 1890 roku „Czas”.
Nathalie zmarła w czerwcu 1889 roku. „Wieloletnie nieodstępne towarzyszki” nie należały do rzadkości na przełomie XIX i XX wieku. W Ameryce zjawisko to zyskało nawet określenie „małżeństwo bostońskie” – w ten sposób nazywano kobiety, które prowadziły wspólne życie, razem podróżowały i mieszkały. Wiele takich przykładów można było znaleźć w świecie artystycznym lub naukowym. Co ważne, były akceptowalne społecznie i nie oceniano ich jeszcze w kategoriach relacji lesbijskiej. Związki tego rodzaju mogły mieć jedynie charakter partnerski, ale też romantyczny lub erotyczny. Najczęściej zachowało się zbyt mało śladów, które pozwalałyby to jednoznacznie ocenić.
W przypadku Bonheur i Micas wyraźnych dowodów głębszego uczucia nie brakuje. Malarka w swoich wspomnieniach wielokrotnie podkreślała, jak ważny był dla niej ten związek. Przyznawała na przykład, że życie towarzyskie, które prowadziły podczas pobytów w Nicei, „zaowocowało pewnymi propozycjami małżeństwa – i to nawet kilkoma. Oczywiście szybko je odrzuciłyśmy. Jak mogłybyśmy się rozstać? Obietnice, które złożyłyśmy na łożu śmierci Ojca Micasa, były świętą przysięgą”13. Micas wspierała karierę Bonheur niczym oddana żona. Wiadomo też, że była zazdrosna o relację Rosy ze śpiewaczką operową Caroline Carvalho.
Szczerość i bezpośredniość zwierzeń Rosy Bonheur nie pozostawiają wątpliwości: z Nathalie Micas łączyła ją po prostu miłość, a relacja, jaką razem stworzyły, była w ich oczach równa małżeństwu. Otwarcie mówiła o tym u schyłku życia Annie Klumpke, swojej drugiej miłości.
Amerykańska niespodzianka
Starsza pani Micas zmarła lata wcześniej, w 1875 roku. Rosa utrzymywała stały kontakt z wieloma członkami swojej rodziny – nieustannie wspierała ich finansowo i nie szczędziła rad – ale wszyscy mieli już własne sprawy, kariery, plany. Po śmierci Nathalie nagle pozostała w By sama – dopóki do drzwi nie zapukała pewna Amerykanka.
Anna Elizabeth Klumpke pochodziła z San Francisco, ale już w dzieciństwie przeniosła się do Europy z siostrami i matką, która chciała zapewnić córkom jak najlepszą edukację. Poświęciła się malarstwu. Studiowała w Académie Julian, cenionej paryskiej szkole prywatnej przyjmującej kobiety. Dodajmy na marginesie: w tym samym czasie, gdy uczyły się tam między innymi Anna Bilińska i Maria Dulębianka.
Z wizytą w By pojawiła się w 1889 roku jako tłumaczka amerykańskiego wielbiciela autorki Targu końskiego. Przez następne kilka lat prowadziła pracownię portretową w Bostonie, ale pozostawała w kontakcie z malarką i regularnie z nią korespondowała. Bonheur była dla Klumpke legendą, wzorem, ikoną. Anna dla Rosy – powiewem entuzjazmu i młodości. Dzieliły je trzydzieści cztery lata.
Spadkobierczyni
W 1898 roku Klumpke rozpoczęła pracę nad portretem Bonheur, która zaprosiła ją na ten czas do By. Wkrótce Rosa zaproponowała młodszej malarce, by dzieliła z nią ostatnie lata życia i napisała jej biografię. Przekonywała, że będzie się mogła wiele nauczyć u boku tak doświadczonej artystki jak ona.
Anna miała wypełnić w życiu Rosy lukę po Nathalie. Pewnego dnia artystka zaprowadziła Klumpke do pokoju zmarłej partnerki, gdzie wyznała: „Czym byłoby moje życie bez jej miłości i oddania! A jednak ludzie próbowali oczerniać naszą miłość”14. Według niej problemu nie stanowiły kwestie obyczajowe, ale finanse. Bonheur uczyniła Micas swoją spadkobierczynią i to samo zamierzała zrobić dla Klumpke.
„Gdybym była mężczyzną, poślubiłabym ją [Nathalie] i nikt nie wymyśliłby tych wszystkich głupich historii. Miałabym rodzinę, a moje dzieci byłyby spadkobiercami i nikt nie miałby prawa narzekać”15
– deklarowała Rosa.
W testamencie zapisała cały majątek drugiej towarzyszce. Choć Anna na pewno zetknęła się z „małżeństwami bostońskimi” – podobnych przykładów nie brakowało choćby w kręgu Académie Julian – miała początkowo duże wątpliwości. Nie chciała rezygnować z własnej kariery, bała się także posądzenia o interesowność. Przekonana przez Rosę, zamieszkała jednak w By.
Na zawsze razem
Rosa Bonheur zmarła w ramionach Anny 25 maja 1899 roku. Zgodnie ze swoją wolą została pochowana w grobie Nathalie i jej matki. Klumpke musiała się zaś zmierzyć z niezadowoleniem i rozczarowaniem rodziny, która kwestionowała testament malarki.
Anna stała się opiekunką pamięci Rosy Bonheur. W By stworzyła szkołę artystyczną jej imienia. W 1908 roku wydała wspomnienia poświęcone najsłynniejszej malarce poprzedniego wieku, a w 1922, w stulecie jej urodzin – przekazała jeden z namalowanych przez siebie portretów Bonheur do kolekcji Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.
Klumpke zmarła w 1942 roku w San Francisco, dokąd wróciła pod koniec życia. Po wojnie jej prochy zostały przeniesione na cmentarz Père-Lachaise w Paryżu. Tak jak życzyła sobie Rosa: na wieczność miała spoczywać przy Nathalie i Annie.
Bibliografia:
1. At the Art Museum, „Puck” nr 1105, 1898.
2. Dzimira-Zarzycka K., Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki, Warszawa 2022.
3. Hewitt C., Art is a Tyrant: The Unconventional Life of Rosa Bonheur, London 2020.
4. Klumpke A., Rosa Bonheur: The Artist’s (Auto)Biography, tłum. G. van Slyke, A. Arbor, Ann Arbor 2001.
5. Korespondencja z Paryża, „Kronika Wiadomości Krajowych i Zagranicznych” nr 17, 1857.
6. Łempicki A., Rosa Bonheur, „Czas” nr 107, 1890.
7. M.G., Rosa Bonheur, „Kłosy” nr 31, 1866.
8. Stanton T., Reminiscences of Rosa Bonheur, New York 1910.
9. Z.M., O tegorocznej wystawie obrazów w Paryżu, „Czas” nr 200, 1853.
- At the Art Museum, „Puck” nr 1105, 1898. ↩
- M.G., Rosa Bonheur, „Kłosy” nr 31, 1866, s. 1. ↩
- T. Stanton, Reminiscences of Rosa Bonheur, New York 1910, s. 13. Zob. także: C. Hewitt, Art is a Tyrant: The Unconventional Life of Rosa Bonheur, London 2020, s. 23. ↩
- Cytat za: C. Hewitt, op. cit., s. 101. ↩
- A. Klumpke, Rosa Bonheur: The Artist’s (Auto)Biography, tłum. G. van Slyke, A. Arbor, Ann Arbor 2001, s. 113. ↩
- Korespondencja z Paryża, „Kronika Wiadomości Krajowych i Zagranicznych” nr 17, 1857, s. 3. ↩
- A. Klumpke, op. cit., s. 127. ↩
- Z.M., O tegorocznej wystawie obrazów w Paryżu, „Czas” nr 200, 1853, s. 1. ↩
- Ibidem. ↩
- A. Klumpke, op. cit., s. 173. ↩
- Ibidem, s. 182. ↩
- Ad. Ł. (Adam Łempicki), Rosa Bonheur, „Czas” nr 107, 1890, s. 1. Zob. także: K. Dzimira-Zarzycka, Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki, Warszawa 2022, s. 143–145, 192–195. ↩
- A. Klumpke, op. cit., s. 188. ↩
- Ibidem, s. 232. ↩
- Ibidem. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- „Geniusz nie ma płci”, czyli jak Rosa Bonheur podbiła Paryż (i nie tylko) - 30 kwietnia 2024
- Anna Rajecka. Pierwsza Polka na Salonie - 17 marca 2024
- Pani Mysza i jej świat. Michalina Krzyżanowska - 4 lutego 2024
- Hanna Rudzka-Cybis. Malarka, kapistka, profesorka - 6 października 2023
- Niebieskooka Mewa, czyli Maria Ewa Łunkiewicz-Rogoyska - 10 sierpnia 2023
- 10 dzieł Matejki, które warto znać - 23 czerwca 2023
- Julian Fałat „Na statku – Colombo, Ceylon” - 23 czerwca 2023
- Jacek Malczewski „Portret narzeczonej” - 16 czerwca 2023
- Michalina Janoszanka. Baśnie, święci i blask Malczewskiego - 11 czerwca 2023
- Camille Claudel i jej polskie siostry po dłucie - 14 maja 2023