„Kolor niebieski – podpowiadał usłużnie dziewiętnastowieczny poradnik sztuki ubierania się dla kobiety – najłagodniej działający pod względem światła na nasze oko, posiada cechy zimnego spokoju, godności a zarazem jest symbolem prawdy i stałości”1.
Sama barwa sukni nie poczyni jednak w kwestii urody modelki cudów, potrzebne jest do tego łaskawe spojrzenie zręcznego portrecisty, bo przecież to właśnie w jego rękach spoczywała ta magiczna moc „korygowania” wizerunków, którą dzisiaj niemal niepodzielnie władają wszechmocne programy do retuszu zdjęć. Józef Simmler w dziewiętnastowiecznej Warszawie nie miał sobie równych wśród portrecistów. Językiem sprzed ponad stulecia można to było dyskretnie wyrazić zgrabną frazą:
„Simmler był i pozostał dotąd jednym z największych polskich portrecistów. Temperament tego twórcy nie zachowywał się wobec natury z bezwzględnym obiektywizmem”2.
Dzięki zagranicznym podróżom i sumiennym studiom Simmler zdobył znakomity warsztat, a fascynacja francuską sztuką juste milieu sprawiła, że był rozważny i romantyczny.
Pozowały mu tuzy ówczesnej finansjery, członkowie niepodległościowego podziemia i… rosyjscy urzędnicy. Na płótnach Simmlera do dziś możemy podziwiać splendor fabrykanckich córek Kronenberg, uwodzicielski wzrok aktora Troszla, dumne czoło przedsiębiorczego Braumana czy łagodne spojrzenie wiekowej hrabiny Sobańskiej. Zyskiwał nie tylko miano „portrecisty XIX-wiecznej Warszawy”, ale też coraz liczniejsze zamówienia. Pracownię artysty odwiedzali dziennikarze, donoszący na łamach „Gazety Warszawskiej” o postępach w pracy nad kolejnymi dziełami.
Jednym z najpiękniejszych i najciekawszych wizerunków jest portret Aleksandry Zatlerowej. Kim była strojna dama o sennym spojrzeniu, którą w 1862 roku sportretował w błękitnej sukni mistrz? Poszukiwania czas zacząć.
Śledztwo wokół generałostwa Zatler prowadzi mnie w sam środek wojny krymskiej, a dokładniej mówiąc – w epicentrum afery o niegospodarność, której rzekomo winien miał być intendent armii rosyjskiej, generał major Borys Zatler. Na szczęście sąd oczyścił wojskowego z zarzutów, choć przy okazji upomniał go w sprawie zaniedbań w kancelaryjnych formalnościach3. Na tym ślad by się urwał, gdyby nie skrupulatni urzędnicy, sporządzający w 1854 roku spis mieszkańców Warszawy.
Wśród zadrukowanych petitem kolumn mieszczących nazwiska warszawiaków sprzed półtora stulecia figuruje Zatler Borys, generał-major, a tuż pod nim Zatler Teodor, prowiantmajster4. O małżonce – ani słowa. Jest za to reklama. Pośród anonsów pracowni kapeluszy, składów towarów kolonialnych i krawców męzkich (!), znalazła się i oprawiona w laurową rameczkę informacja:
„MAGAZYN MEBLI
JAKÓBA SIMMLER
przy ulicy Mazowieckiej Nr. 1346”5.
Zbieżność nazwisk jest nieprzypadkowa. Jakub był ojcem Józefa. Zatem szukając portretowanej, dotarłem znów do malarza. Jak widać, w XIX wieku świat był mały, choć jednocześnie na tyle rozległy, żeby zgubić gdzieś jakiekolwiek ślady po generalskiej żonie. Na szczęście przetrwał portret. Na perłowoszarym tle siedzi kobieta w średnim wieku, zerkająca na widza cokolwiek speszonym i sennym wzrokiem ożywionym blikiem w perłowym kolczyku. Dłonie – po simmlerowsku – smukłe i zgrabne, skromnie złożone, suknia – po simmlerowsku – bynajmniej daleka od skromności. Światło ślizga się po jedwabnej krepie albo miękko rozlewa po koronkowej mantyli.
Obraz stanowi jeden z wielu malarskich popisów barwnej wirtuozerii malarza, ale dzięki wnukowi artysty wiemy, że pod spektakularną tiulową mantylą czai się wstydliwy sekret portretowanej i dowód kompozycyjnej finezji malarza. Wiekowy Stefan Spiess podzielił się z muzealnikami historią dzieła malowanego przez dziadka: „[…] generałowa Aleksandra Zatler, Rosjanka, była kobietą garbatą; malarz tak zręcznie upozował ją do portretu, że defektu tego nie widać”6. Postępowaniu portrecisty trudno się dziwić, wszak, jak pisano na początku XX wieku:
„[…] estetyka Simmlera nie uznawała rzeczy brzydkich, […] ordynarnych, to też model każdy w interpretacji malarskiej artysty nabierał jakiejś szlachetności, jakiegoś arystokratycznego wyrafinowania, jakiejś pięknej stylowości wdzięku bardzo specjalnego”7.
Nie inaczej stało się z żoną rosyjskiego oficera. Już sam fakt, że Aleksandra Zatler była żoną carskiego generała, jest brzemienny w skutki. Weźmy pod uwagę datę powstania obrazu – rok 1862, czyli poprzedzający wybuch powstania styczniowego. W swoich pamiętnikach Fryderyk hrabia Skarbek notował, że już „koniec roku 1860 i początek 1861 były zapowiedzą nieszczęść, jakie w nieodległej przyszłości dotknąć nas miały”. Atmosfera wciąż była napięta, bowiem „rząd rosyjski, tak surowy w postępowaniu swoim, okazywał się pobłażliwym względem demonstracji krajowych i gdy po wywarciu pierwszej srogości nad wzburzonym lecz bezbronnym ludem, zląkł się i złożył na chwilę władzę swoją w ręce jego”8. Ustępstwa będą jednak chwilowe.
Po której stronie politycznej barykady okopał się Simmler? Na przestrzeni zaledwie kilku lat będzie, jak wspomniałem, portretował zarówno carskich notabli, nie wyłączając nawet samego – delikatnie mówiąc, niezbyt przez Polaków lubianego – generała Fiodora Berga, jak i powstańczego naczelnika Warszawy – Aleksandra Waszkowskiego. Można zatem przypuszczać, że Simmler jedną ręką dawał Bogu świeczkę, a drugą – diabłu ogarek. W swojej sztuce umiejętnie balansował między kostycznym neoklasycyzmem a romantycznymi uniesieniami. Najwyraźniej upodobanie do horacjańskiego złotego środka prezentował także w kwestiach politycznych: publicznie nie krytykował zaborczej władzy, a nawet przyjmował od niej intratne zlecenia, choć prywatnie bolał nad upadkiem niepodległościowego zrywu.
Portret Zatlerowej szczęśliwie przetrwał powstańczą zawieruchę, choć w katalogu wystawy pośmiertnej Józefa Simmlera, zorganizowanej przy Krakowskim Przedmieściu w roku 1868, wśród prac eksponowanych nie figuruje9. Biorąc pod uwagę, że był nadal w rękach portretowanej, możemy przypuszczać, że sama generałowa nie wyraziła zgody na publiczny pokaz. Z czasem zmieniła jednak zdanie, skoro – zgodnie z ostatnią wolą pani Zatler – dzieło wpisano w 1910 roku do inwentarza warszawskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, a stamtąd trzy dekady później zostało przeniesione do kolekcji Muzeum Narodowego10. Zanim to jednak nastąpiło, jeszcze w latach międzywojennych, kiedy malarstwo XIX wieku chętnie kwitowano pogardliwym mianem pacykarstwa, portret eksponowano na kilku wystawach krajowych, a w 1930 roku wyjechał nawet do szwedzkiego Malmö. Podczas wojny dzieło zostało zapewne skradzione, skoro siedem lat po zakończeniu działań figurowało na liście „dzieł wywiezionych”; co ciekawe, w odwilżowym 1956 roku pojawia się nagle na wystawie w Moskwie11, po której wraca do Warszawy.
Meandry losów obrazu są niemal tak zmienne jak kolejne opinie na temat samego Simmlera. O ile jedni piali peany na cześć mistrza, orzekając, że „był to malarz naprawdę wielkiej miary”, który „niesłusznie uległ deprecjacji”12, to inni utyskiwali na idealistyczne wyrafinowanie i brak charakteru. Dla estetycznych radykałów złoty środek nie był bynajmniej dziesiątką na artystycznej tarczy.
„Józef Simmler jest przed Matejką największym w Polsce malarzem historycznym” – pisano w czasach I wojny światowej, dodając, że był on także „najlepszym niezaprzeczenie portrecistą”13, choć nie milkły głosy zgoła przeciwne. Eligiusz Niewiadomski stwierdził wprost, że:
„Simmler wyda się nam bezbarwny, czarnobronzowy, przykry w każdym tonie”, choć nawet tak nieprzejednany krytyk był skory przyznać malarzowi niezaprzeczalną zasługę – „był pierwszym artystą, który przyniósł na grunt warszawski kulturę artystyczną Zachodu”14.
Do listy simmlerowskich zasług dopisać można jeszcze jedną: brak malarskich uprzedzeń. Czas okazał się sędzią, uniewinniającym malarza od zarzutu czczego pacykarstwa i przyznającym mu estetyczną rację. Podobnie jak rację miała Aleksandra Zatler, wybierając się na sesję portretową w błękitnej sukni.
- Szyk! Czyli sztuka ubierania się gustownie. Poradnik dla kobiet, Warszawa 1890, s. 21. ↩
- T. Jaroszyński, Józef Simmler, Warszawa 1915, s. 27. ↩
- Polacy i ziemie polskie w dobie wojny krymskiej, red. J.W. Borejsza, G.P. Dąbiak, Warszawa 2008, s. 240–241. ↩
- J. Ungler, Skorowidz mieszkańców miasta Warszawy z przedmieściami na rok 1854, Warszawa 1854, s. 383. ↩
- Ibidem, strony nienumerowane. ↩
- Józef Simmler. Katalog wystawy monograficznej. Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 1979, s. 56–57. ↩
- T. Jaroszyński, Józef Simmler, Warszawa 1915, s. 27. ↩
- F. Skarbek, Pamiętniki Fryderyka hrabiego Skarbka, Warszawa 2009, s. 374–375. ↩
- Katalog wystawy pośmiertnej ś. p. Józefa Simmlera, Warszawa 1868. ↩
- Józef Simmler. Katalog wystawy monograficznej, Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 1979, s. 56. ↩
- Ibidem. ↩
- T. Jaroszyński, op. cit., s. 6. ↩
- Ibidem, s. 30. ↩
- E. Niewiadomski, Malarstwo polskie XIX i XX wieku, Warszawa 1926, s. 103. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023