Popularność „Walentynek” – „Święta zakochanych” wykreowała w dzisiejszych czasach nieco mylny wizerunek św. Walentego – patrona miłości, trzeba jednak pamiętać, że zarówno w średniowieczu jak i czasach nowożytnych był on nade wszystko potężnym patronem osób cierpiących na epilepsję, histeryków i opętanych.
W świece starożytnym osoby chore psychicznie, dotknięte różnym typem szaleństwa i epilepsją uznawano za napiętnowane boską karą. Tajemnicze zachowanie i duchowe cierpienia miały być wynikiem złych uczynków, braku moralności, czy aktu zaniedbania wobec bogów. Chrześcijaństwo nie odrzuciło tej koncepcji, jedynie dokonało transformacji w myśl której supranaturalistyczne siły zdolne szafować chorobami przyjmują kostium demonów i diabłów. Epilepsję “leczono” za pomocą kastracji, trepanacji, a przede wszystkim za pomocą egzorcyzmów. Tak ciężkie i trudne do pojęcia schorzenia wymagały wówczas niejako dodatkowo wsparcia sakralnego czyli przypisanych im patronów, do najpopularniejszych należeli św. Walenty, św. Wit, św. Cyriak, św. Jan Chrzciciel i Trzej Królowie (!).
Św. Walenty żył w III wieku i pełnił urząd biskupi miasta Terni, w trakcie swojego życia miał dokonać wielu uzdrowień, z których najważniejsze stanowiło uleczenie dotkniętego padaczką syna rzymskiego mówcy Kratona. Kult świętego rozpoczął się w IV wieku, jednak największą popularność zyskał on dopiero w późnym średniowieczu. Leczniczy patronat wywodzono ze wspomnianego cudu, choć wydaje się, że niemałe znaczenie miało tutaj również samo imię świętego. Po pierwsze łacińskie określenie vale-valete stanowiło rodzaj pozdrowienia i było równoznaczne z „bądź zdrów”. Po drugie popularność Walentego mająca swoje źródło głównie w obszarze niemieckojęzycznym mogła wynikać dodatkowo z kojarzenia dwóch podobnie brzmiących słów: Valentin i czasownika fallen – oznaczającego w j. niemieckim „upadać, padać”.
Wielkość kultu świętego wpłynęła na samo nazewnictwo padaczki, którą zupełnie oficjalnie określano „chorobą św. Walentego”, „cierpieniem św. Walentego”, „niedomaganiem św. Walentego”, ale także „plagą św. Walentego”, „zemstą św. Walentego” czy „robotą św. Walentego”. Ostatnie nazwy mogą nieco dziwić czy też rozczarowywać, jednak są one odzwierciedleniem religijności ludowej, którą charakteryzowała wiara w odwracalność mocy świętych. Niebiańskich Lekarzy należało czcić i traktować bardzo poważnie, bowiem przywracając ludzi do zdrowia równie szybko zdolni byli odwrócić się od człowieka, który nie okazał im szacunku zsyłając chorobę nad którą mieli moc!
Już w najwcześniejszych ujęciach przedstawiano św. Walentego z księgą z zapisanymi egzorcyzmami i epileptykiem jako głównym atrybutem. Chory na padaczkę towarzyszący świętemu bywał ukazywany dość różnorodnie: jako znajdujący się w stanie napadu toniczno-klonicznego (tzw. dużego napadu charakteryzującego się m.in. utratą świadomości, napięciem wszystkich mięśni, krzykiem, drgawkami i śpiączką), w trakcie śpiączki po napadzie lub klęczącego już po wyzdrowieniu.
Dużą oryginalnością wyróżnia się późnośredniowieczna rzeźba ołtarzowa z kościoła w Maria-Wörth – św. Walenty zaskakującym gestem podnosi tu lewą ręką bezwładne ciało chorego chłopca, jakby wydobywał go z otchłani śmierci…
Wśród najsłynniejszych przedstawień św. Walentego wyróżnia się XV-wieczny obraz autorstwa Bartholomäusa Zeitbloma (XV w.), zbudowany z dwóch symultanicznych kwater. Kwatera prawa przedstawia moment gdy święty strofuje wyznawców pogańskiego bożka, znacznie jednak ciekawsza jest kwatera lewa ukazująca Walentego nakazującego opuścić demonowi ciało młodego mężczyzny. Leżącą postać z obrazu Zeitbloma od momentu powstania obrazu określano jako epileptyka, jednak obecnie zwraca się uwagę na podobieństwo ułożenia ciała chorego do pozy z czwartej fazy napadu histerii.
Nazwana w wieku XIX przez J. Charcota kloniczną lub błazeńską miała charakteryzować się „zamaszystymi ruchami, świadomym wykonaniem skrętu ciała, teatralnymi gestami naśladującymi namiętności, przerażenie, strach, nienawiść, itp.”. Łukowate wygięcie ciała chorego z obrazu jest jedną z póz czwartej fazy histerii zwaną „arc de cercle”, a nie ilustracją napadu toniczno-klonicznego. Obraz Zeitbloma wyraża zatem swoiste wymieszanie pojęć, a raczej obrazowe zrównanie napadu histerycznego i padaczkowego jako objawów jednej i tej samej choroby wywołanej przez demona.
W ujęciach, w których św. Walenty dokonuje egzorcyzmów istotnym było zaakcentowanie samej tej czynności, gdyż egzorcyzm symbolizował ważny moment powrotu osoby chorej do świata, był według Petera Browna „dramatem reintegracji”. Jak pisze Brown „człowiek, który został wyrzucony poza ludzką społeczność, był jej uroczyście przywracany”.
Z uwagi na fakt, iż epilepsję pojmowano nie tylko jako Boską Karę, ale także skutek działania demona, sam proces wyzdrowienia przedstawiano często w postaci diabła wylatującego przez usta z ciała chorego. Dodatkowo tzw. „demoniaków” czyli „oblężonych” czy „osaczonych” przez demony miał charakteryzować nieharmonijny układ ciała, gwałtowne, drapieżne ruchy i nieprzyzwoite gesty.
Na tle tego typu przedstawień dość niezwykle „brzmi” drzeworyt dewocyjny z niemieckiego Rufach z 1480 roku. Ukazuje on świętego uleczającego dwoje chorych, których ciała nie wykazują już jakiegokolwiek ruchu a ich twarze wydają się łagodne, bez śladu napięcia czy bólu. Można tym samym założyć, iż napad już minął, zaś oni sami trwają w stanie zbawiennej śpiączki. Autor drzeworytu ukazał w nim dodatkowy mocno symboliczny przekaz wiary w cudowne uzdrowienie przedstawiając wypędzone z ciał chorych demony. Znalazły się one ponownie w świecie, a pod wpływem działania błogosławionych sił, pozbawione bezpiecznego schronienia jakim był ludzki organizm wniknęły tym razem w ciała dwóch nieczystych zwierząt: kota i świni. Apoteozę uzdrowienia wzmacniają postacie kobiety i mężczyzny, najprawdopodobniej członków rodzin chorych niosących św. Walentemu w podzięce dary wotywne – krzyż, niesprecyzowany bliżej przedmiot i koguta. Tuż ponad głowami owych pielgrzymów wisi drążek, na którym wiszą wota złożone przez wcześniejszych pątników.
W tym pozornie prostym kompozycyjnie drzeworycie paradoksalnie została zawarta cała skomplikowana struktura wiary dawnych ludzi w leczniczą świętą moc, która jest zdolna pokonać demona czyli chorobę, czyni to jednak tylko wtedy gdy chory gotowy jest przeżyć ów proces duchowo, gdy jest do niego przygotowany, gdy prawdziwie wierzy w świętego a co najważniejsze potrafi w intencji uzdrowienia lub w podzięce za nie godnie wynagrodzić wszechpotężne sacrum. Sacrum, które wszak ma moc karania ale i obdarzania łaską dobra…
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Danse macabre. Taniec śmierci - 31 października 2024
- Kobieta i jej pies(ek). Kilka słów o ikonografii motywu w malarstwie XIV–XVII wieku - 25 sierpnia 2024
- O jednorożcu, dziewicy i śmierci - 9 sierpnia 2024
- Jean Fouquet „Madonna w otoczeniu serafinów i cherubinów” - 10 grudnia 2023
- Hieronim Bosch „Ogród rozkoszy ziemskich” - 29 października 2023
- Rogier van der Weyden „Św. Łukasz malujący Madonnę” - 14 października 2023
- Domenico Ghirlandaio „Portret starca z wnuczkiem” - 4 września 2023
- Peter Paul Rubens „Meduza” - 9 czerwca 2023
- Albrecht Dürer „Autoportret z kwiatem mikołajka” - 31 maja 2023
- Oczywista nieoczywistość kota w malarstwie i grafice średniowiecza oraz czasów nowożytnych - 31 maja 2023