Fizyka mówi nam, że istnieje materia, z której wszystko powstało, i antymateria, różniąca się zasadniczo od tej pierwszej ładunkiem elektrycznym. W wyniku zetknięcia się materii i antymaterii powstaje niewyobrażalna ilość energii, a same cząstki anihilują. Bardzo podobnie działa zetknięcie się geniuszu i szaleństwa.
Ogromna ilość energii widoczna jest w płótnach szalonych geniuszy i nad nią pochylimy się w tym tekście. Anihilacja to domena często tragicznej biografii szalonych twórców. Omijam szerokim łukiem definicje geniuszu i szaleństwa, pozostawiając je otwarte.
Mam bowiem nadzieję, że każdy z czytelników, podświadomie, dostrzega różnicę między ekstrawagancją wąsów Salvadora Dalego a niebezpiecznym szałem mordercy Richarda Dadda. O ile jednak od szaleństwa uciekamy (wszak choroba psychiczna to wciąż wśród nas powód do wstydu), o tyle każdy chciałby urodzić się geniuszem. Wielcy twórcy łączą w sobie te dwie cechy i może dlatego nas fascynują i będą fascynować; w końcu prawdziwa sztuka (jakakolwiek byłaby jej definicja) przekracza czas.
Świata widzenie
Truizmem będzie stwierdzenie, że artyści widzą świat inaczej. Rzeczą ciekawą jest jednak związek owego artystycznego widzenia z widzeniem świata osób niedomagających umysłowo.
Zwykły konsument piękna, zwany dalej osobą normalną, postrzega świat w sposób zaprezentowany powyżej. Ów świat jawi się jako całość. Nasz mózg (właściwie umysł, ale pozostawiam na boku owo rozróżnienie) dokonuje kategoryzacji, w której poszczególne elementy składają się w całość i w ten sposób możemy dokonać interpretacji. Na wrażenia zmysłowe (obraz na siatkówce) nakładamy odpowiednią etykietę językową. Osoby dotknięte np. przez autyzm, a także tzw. sawanci i tytułowi szaleni – genialni artyści widzą świat inaczej. Dla nich rzeczywistość jest złożona z detali (dlatego np. sawanci mogą zapamiętać zawartość książki telefonicznej).
Niestety w ich przypadku jest zablokowana zdolność pojęciowania, więc zasadniczo nie potrafią interpretować. Z artystami rzecz ma się podobnie. Nie ujmują oni rzeczywistości przez nadanie językowej etykiety. To, co sawanci robią spontanicznie, artyści osiągają dzięki pracy i szlifowaniu techniki. Jedni i drudzy widzą świat inaczej, a zwykli, normalni ludzie nie mają do niego dostępu.
Jacek Kaczmarski włożył w usta Witkacego słowa:
„Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym
I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym
W odróżnieniu od was, którzy, państwo wybaczą
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu”.
Saturn w Domu Głuchego
Francisco Goya ma 46 lat. Być może przeżywa kryzys wieku średniego. Z pewnością, z czasem częściowo traci wzrok, całkowicie słuch. Towarzyszą mu bóle głowy, częściowy paraliż i dezorientacja. Malarz usuwa się do swojej pustelni, która przez przypadek (po poprzednim właścicielu) nosi nazwę Domu Głuchego. Goya odcięty w pewien sposób od świata, odcięty od konwencji popada w obsesję starości i śmierci, pogłębianej przez związek z młodszą Leokadią Weiss. W ciszy miejsca i w ciszy wymuszonej chorobą malarz wchodzi w siebie, a to, co tam odnajduje, nie zawsze bywa piękne i przyjazne.
Może dlatego i my tak bardzo nie znosimy ciszy. Coś musi grać: radio, telewizor, mp3. W każdym razie nasz bohater ma już 73 lata i okres świetności dawno za sobą. Na ścianach domu maluje cykl, który znamy dziś pod nazwą „czarnych obrazów”. W jadalni (sic!) znajdował się najbardziej przerażający z nich Saturn pożerający własne dzieci.
Wylano hektolitry atramentu, próbując interpretować to malowidło. Sam Goya nie nadał tytułów tym dziełom, co powinno być pierwszą przesłanką. Każdy, patrząc, może stworzyć własną interpretację. To coś na kształt owego braku etykiety językowej, o której wspomniałem powyżej. Owe malowidła (nie były to wszak obrazy na płótnie) długo pozostawały nieznane. To, że możemy je dziś oglądać w Madrycie, zawdzięczamy tamtejszym konserwatorom. Wracając do płócien (historię zdejmowania malowideł i cenzurowania erekcji Saturna pozostawiam do odkrycia Czytelnikowi), główną rolę gra tu czerń lub pustka jak w przypadku Psa.
To kolejna przesłanka interpretacyjna. Z czerni wyłania się starzec o wytrzeszczonych oczach pożerający bezwładne ciało. Makabryczność tego przedstawienia wychodziła poza wszelkie kryteria sztuki hiszpańskiej. Mówiono, że to obraz państwa pożerającego obywateli, co byłoby nawiązaniem do ówczesnej sytuacji politycznej. Mówiono, że to wytwór chorego umysłu, chociaż listy artysty z tego okresu, pełne trzeźwych sądów, przeczą tej hipotezie. W końcu mówiono, że Saturnem jest sam Goya. Obrzydliwy, zachłanny i zaborczy starzec nasyca głód szybkimi kęsami niczym zwierzę.
Jacek Dehnel w powieści Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya, odmalował inną interpretację. Poszedł on za teorią jednego z badaczy, który w 2003 roku postawił tezę, że słynne „Czarne obrazy” nie są autorstwa Francisca, ale Javiera Goi, syna słynnego malarza. Teoria opiera się na tym, że główny świadek twórczego procesu, Dom Głuchego, miał zostać rozbudowany dopiero z okazji wesela Mariano, wnuka Francisca, czyli po śmierci sławnego malarza. Jakkolwiek było, warto prześledzić tę interpretację Saturna. Ciężka atmosfera powieści oddaje słowami Javiera klimat panujący w domu. Ojciec, świadomy swojego geniuszu i używający życia, jest rozczarowany synem. Młody Goya jest tłamszony i wyśmiewany.
W końcu, po latach takiego traktowania, wyrzuca z siebie „destylat z najgorszych sennych koszmarów” w postaci malowidła Saturna. W tym kluczu Saturn pożerający własne dzieci to wyraz nienawiści do ojca i jednocześnie opowieść o powtarzającym się schemacie, w którym rodzice odbierają dzieciom życiową siłę. Dzieci zastępują rodziców, a podświadomość broni się przed tym. Ojciec (Saturn) pożera syna, a niszczący czas sprawia, że syn (Javier) postąpi ze swoim dzieckiem (Mariano) tak samo. Historia kończy się tym, że wnuk słynnego malarza sprzedaje Dom Głuchego, zbijając majątek na malowidłach dziadka, które w rzeczywistości stworzył jego ojciec.
Materia i antymateria. Energia i anihilacja. Goya jako geniusz, człowiek oświecenia i prymityw hołdujący niskim popędom ciała oraz dający się ponieść ciemnej stronie nieświadomości. Niech każdy zmierzy się z tym płótnem i pozna odpowiedź skrojoną na miarę swojej wiedzy i wyobraźni. Warto rozpocząć od mroku, który jest czymś zupełnie innym niż ciemność. Ale to już zupełnie inna historia i materiał na kolejne spotkanie z geniuszem i szaleństwem…
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Caravaggio „Narcyz” - 19 lipca 2021
- Jak trwoga to do… Madonna czasu zarazy - 20 marca 2020
- Medytacja na temat straty – Rembrandt „Powrót syna marnotrawnego” - 17 września 2017
- Metafizyka oblicza. Gustaw Gwozdecki - 24 maja 2017
- E = mc2. Francis Bacon - 6 lipca 2016
- Gierymski, Malczewski, Witkacy – metafizyczna podróż… - 13 czerwca 2016
- Spowiedź grzesznika. Michelangelo Merisi, znany jako Caravaggio - 29 kwietnia 2016
- Geniusz i szaleństwo. Francisco Goya - 15 kwietnia 2016
Bardzo lekko się czyta. Super wpis.
Bardzo ciekawy wpis, proszę o więcej!