Portret Madame X Johna Singera Sargenta – obraz, który zbulwersował cały Paryż, zniszczył reputację przedstawionej na nim kobiety i niemal doprowadził do ruiny młodego artystę, który, malując dzieło, miał nadzieję na błyskotliwą karierę i intratne zlecenia. Jak to możliwe? Co takiego zobaczyli widzowie podczas zwiedzania słynnego paryskiego Salonu w 1884 roku? Co było powodem zgorszenia miasta, które widziało już wszystko?
Cóż, czasami niewiele trzeba, by wywołać skandal. W przypadku portretu Madame X wystarczyło jedynie cienkie ramiączko sukni zsunięte zalotnie z kobiecego ramienia. Obraz, nad którym amerykański malarz pracował wiele miesięcy, uznano za nieprzyzwoity, ohydny, wręcz odrażający. Taki werdykt, wydany zarówno przez krytyków, jak i oburzoną publiczność, zamknął młodemu, dobrze rokującemu malarzowi drogę do dalszej kariery w mieście świateł (tak wówczas nazywano Paryż). To druzgocące niepowodzenie zmusiło go do wyjazdu do Londynu. Było też dla niego niemałym zaskoczeniem.
Wschodząca gwiazda Paryża
Debiut Johna Singera Sargenta na Salonie w 1877 roku był bowiem bardzo udany, a recenzje krytyków – przychylne. Także i publiczności spodobał się portret przyjaciółki malarza, Fanny Watts, wystawiony wówczas przez malarza. W kolejnych latach obrazy Sargenta przyjmowano w Salonie z coraz większym entuzjazmem. Przynosiły mu też one rozgłos, którego tak bardzo pragnął. Namalowany przez niego portret jego nauczyciela, Carolus-Durana, został okrzyknięty przez krytyków „jednym z najlepszych portretów Salonu”1.
Wyróżnienie, jakie za niego uzyskał, zagwarantowało mu też miejsce podczas kolejnego Salonu w 1880 roku. Od tej pory uważany był za wschodzącą gwiazdę paryskiego świata sztuki. Gazety rozpisywały się o młodym artyście, który podbijał Salon, a jego kariera nabrała rozpędu. Stał się też tematem rozmów nie tylko w pracowniach artystycznych Paryża, ale i wśród towarzyskiej elity miasta.
Zacznijmy jednak od początku. John Singer Sargent, z pochodzenia Amerykanin, przyszedł na świat 12 stycznia 1856 roku we Florencji. Jego rodzice kilka lat wcześniej przenieśli się do Europy, gdzie urodził się artysta i jego rodzeństwo.
W 1874 roku John rozpoczął naukę malarstwa pod okiem Charlesa Emile’a Duranda. Był bardzo utalentowanym uczniem. Doskonale opanował tradycyjne techniki malowania, jednak szybko odnalazł swą własną drogę tworzenia, która, choć nie wszystkim przypadła do gustu, na przykład portret córek Edwarda Darleya Boita określono mianem „czterech rogów i pustki”, ale pozwoliła mu szybko rozpocząć karierę artystyczną.
W tej zaś pomógł mu niewątpliwie udany debiut na słynnym Salonie. Od tego czasu młody artysta miał okazję wykazać się nie tylko wielkim talentem, ale też doskonałą techniką oraz wszechstronnością. Wybór tematów wystawianych prac był przez niego dokładnie przemyślany. Sargent chciał bowiem pokazać krytykom oraz paryskiej publiczności (swoim potencjalnym klientom), że nie tylko maluje doskonale, ale też to, że na płótnie potrafi uwiecznić wszystko.
Po sukcesie swego obrazu na kolejnej wystawie na Polach Elizejskich Sargent miał zagwarantowane miejsce w przyszłorocznej edycji Salonu. Zaczął więc szukać pomysłu na następne dzieło, które miało potwierdzić jego pozycję czołowego paryskiego portrecisty. Marzył bowiem o zleceniach płynących z najbogatszych domów miasta światła. Uznał, że furtką do jego sukcesu będzie portret pięknej, bogatej i wpływowej kobiety, znanej w całym Paryżu – Amélie Gautreau, którą był zafascynowany i oczarowany. Może nawet się w niej kochał.
Tajemnicza Madame X
To właśnie ona – Virginie Amélie Avegno Gautreau (zazwyczaj używała tylko drugiego imienia), młoda i piękna Kreolka urodzona 29 stycznia 1859 roku w Nowym Orleanie, jest bohaterką słynnego portretu Sargenta. Jej ojciec zginął w 1862 roku w bitwie pod Shiloh, a kilka lat później zmarł także jej młodszy brat. W wieku 8 lat Amélie wraz z matką zamieszkała w Paryżu, gdzie pozostała do końca życia.
Gdy jako nastolatkę wprowadzono ją do towarzystwa, Paryż ją pokochał. Była nieskończenie piękna, wysoka, posiadała nienaganną figurę, kuszące, kobiece kształty, gładką skórę, przywodzącą na myśl antyczne posągi2. Podobno szaleli za nią mężczyźni z całego miasta, wielu starało się o jej rękę. Wśród nich był także ponad dwa razy od niej starszy, bogaty paryski bankier, Pierre-Louis Gautreau, którego poślubiła w wieku 19 lat. Jako jego żona mogła sobie pozwolić na wszystko: najlepsze kosmetyki (bo i tych używała, niezgodnie z panującą wtedy zasadą, że kobiece piękno powinno być naturalne), drogie stroje prosto z atelier znakomitych projektantów mody. W połączeniu ze znakomitym gustem pozwalało jej to błyszczeć w towarzystwie, urzekać otoczenie, w którym się pojawiała.
A pojawiała się praktycznie wszędzie, gdzie warto było się pokazać. Bywała w operze, na balach, przyjęciach, herbatkach, kolacjach i innych spotkaniach towarzyskich, zawsze wzbudzając zainteresowanie, nie tylko przedstawicieli jej warstwy społecznej, ale też „zwykłych” paryżan. Każdy chciał ją zobaczyć, każdy był ciekaw jej słynnej urody. Pisano o niej w prasie, komentując jej stroje i toaletę, w tym słynny lawendowy odcień skóry, który uzyskiwała za pomocą specjalnego proszku.
Dopracowany wizerunek Amélie inspirował artystów, zarówno malarzy, jak i rzeźbiarzy, którzy zasypywali ją prośbami o pozowanie, analizowali jej wizerunek czy też rozpisywali się w swych dziennikach na temat urody i wyjątkowości tej kobiety. Wizerunek ten stanowił też wyraz kosmopolitycznego Paryża3 z czasów belle époque.
Dzieło życia
Zarówno w przypadku Johna Sargenta, jak i Amélie Gautreau można powiedzieć, że portret Madame X to obraz, który diametralnie zmienił ich życie.
Amélie była dwudziestotrzyletnią, świeżo upieczoną mężatką, kiedy w domu swego ginekologa i, podobno, kochanka, Samuela-Jeana Pozziego, spotkała Johna Singera Sargenta, rozpoczynającego karierę malarza amerykańskiego pochodzenia. Gdy ten ją zobaczył, od razu zapragnął, by pozowała mu do portretu. Tego portretu, który miał otworzyć mu drzwi do wielkiej kariery artystycznej. Amélie, świadoma, jak duże znaczenie może mieć portret dla osoby jej pokroju, początkowo się nie zgodziła. W Paryżu było zresztą wielu bardziej znanych i poważanych portrecistów, spośród których prawdopodobnie każdy marzył o tym, by uwiecznić na płótnie „piękność Gautreau”. Dopiero po długich staraniach, wielu prośbach i wstawiennictwie kilkorga wspólnych znajomych (m.in. Pozziego, którego Sargent sportretował) kobieta przystała na propozycję młodego artysty.
Zachwycony malarz przystąpił do pracy. Po cichu marzył, że powtórzy historię Édouarda Maneta, którego Olimpia wywołała wielkie poruszenie na Salonie w 1865 roku i tym samym zapewniła mu sławę. Zaplanował najmniejszy szczegół swego dzieła. Wybrał płótno o ogromnych rozmiarach 208,6 na 109,9 cm, by obraz nie został niezauważony pośród tysięcy innych prac wystawianych podczas trwania Salonu. Posiadając dostęp do garderoby swej modelki, wybrał dla niej kreację, w której miała pozować. Zdecydował się na najbardziej szykowną i elegancką suknię wieczorową zaprojektowaną przez Felixa Poussineau4. Kreacja ta miała spełnić dwa zadania: po pierwsze podkreślać urodę i kobiece atuty Amélie, po drugie zaś – umożliwić malarzowi wykazanie się zdolnościami i talentem. Przy okazji jej barwa posiadała pewną wartość symboliczną: czerń bowiem uznawano za oznakę uczciwości i skromności, stąd też była kolorem noszonym przez kupców czy służących, z drugiej strony zaś u schyłku XIX wieku kolor ten zaczęto uważać za oznakę „niebezpiecznej seksualności”5. Strój, w którym miała pozować Amélie, ukazywał zatem jej dwa oblicza: skromnej, statecznej żony i matki oraz czarującej, pełnej wdzięku i kokieterii młodej kobiety świadomej swej urody.
Nad portretem madame Gautreau Sargent pracował w jej letnim domu w Bretanii. Rozpoczął wstępne szkice, których powstało około trzydziestu – ukazywały one kobietę w różnorodnych pozach i zostały wykonane za pomocą różnych technik. Na jednym z nich, przechowywanym dziś w Harvard University Art Museum, piękna Amélie, wyczerpana wielogodzinnym pozowaniem, przedstawiona została na kanapie w pozycji półleżącej. Na innym zaś (również z harvardzkiego muzeum) paryżanka siedzi na tej samej kanapie, przytrzymując dłonią plik kartek, które wydają się za chwilę zsunąć z jej kolan6.
Sargent, pochłonięty malowaniem pani Gautreau, miał jednak trudności ze znalezieniem odpowiedniej pozy dla swej modelki. W każdej bowiem pełna uroku Amélie wyglądała inaczej, w zależności od pory dnia, oświetlenia zmieniał się jej kolor włosów, odcień skóry, spojrzenie – niełatwo było oddać na płótnie jej niezwykłą urodę. Wiele trudności sprawiło też namalowanie jej alabastrowej cery, która, skontrastowana z czernią sukni, prezentowała się zbyt blado, niemalże trupio. W dodatku pani Gautreau była niezwykle kapryśna i trudna we współpracy. Nudziło ją wielogodzinne pozowanie.
Musiały minąć długie miesiące, zanim Sargent wybrał odpowiednią pozycję dla swej muzy (strasznie zresztą niewygodną: z jedną ręką opartą o niewielki stolik, nieco zbyt niski, by wesprzeć się na nim wygodnie, a także z odwróconą głową, by ukazać piękny profil i długą szyję7), a samo dzieło przybrało ostateczny kształt.
Małe ramiączko i wielki skandal
Obraz został wreszcie ukończony w 1884 roku. Wtedy też Sargent wystawił go podczas kolejnej edycji Salonu. Był przekonany o wyjątkowości swego dzieła, które miało oczarować widzów. Tak się jednak nie stało…
Mało kto wie, że namalowana na Salon wersja słynnego płótna różni się nieco od tej, którą znamy dziś z wystawy w nowojorskim Metropolitan Museum of Art. Początkowo bowiem Sargent namalował madame Gautreau z ramiączkiem jej sukni zsuwającym się zalotnie z jej nagiego ramienia w taki sposób, jakby za chwilę i sama suknia miała opaść, odsłaniając pierś damy. To właśnie ten niewielki detal stroju był przyczyną wielkiego skandalu, jaki wybuchł podczas słynnej wystawy w 1884 roku. Paryska publiczność, tak przecież otwarta na różne, czasem niewybredne rozrywki, jak choćby oglądanie w kostnicy ciał zamordowanych osób8 czy wizyty w domach publicznych, od których roiło się w mieście9, uznała obraz za gorszący, prowokujący, wulgarny.
Praca Sargenta okazała się tym bardziej oburzająca, że modelką była kobieta należąca do towarzyskiej elity. Zarówno widzom, jak i krytykom nie podobała się też obcisła, suknia pani Gauterau, tak bardzo przylegająca do ciała, że nasuwać mogła myśl, iż nie ma pod nią halki. Było to szczególnie wyzywające. Powszechną dezaprobatę budziła również „trupia bladość” oraz poza modelki, sugerująca jej bezwstydność i obojętność wobec swego negliżu10. Zarówno krytycy, jak i widzowie uznali obraz za okropny, obrzydliwy i straszny11.
Wobec tak krytycznych opinii i skandalu, jaki wywołał namalowany przez Sargenta obraz, mąż oraz rodzina pani Gautreau domagali się wycofania pracy z wystawy. Nie było to jednak możliwe aż do zakończenia Salonu. Dopiero wtedy autor portretu mógł go zabrać do swojej pracowni, gdzie przemalował płótno, umieszczając feralne ramiączko na swoim miejscu.
Na niewiele się to jednak zdało. Jako winowajca skandalu Sargent zmuszony został do opuszczenia miasta światła, w którym był skompromitowany i nie mógł liczyć na żadne zlecenia. Na miejsce swego zamieszkania wybrał Londyn. Zabrał ze sobą obraz, który trzymał pod kluczem w swej pracowni przez wiele lat.
Różne oblicza madame Gautreau
W efekcie skandalu wokół portretu Madame X Amélie Gautreau nie tylko stała się obiektem kpin całego Paryża, ale też bezpowrotnie utraciła swą pozycję w wyższych sferach miasta. I choć w końcu na zawsze wycofała się z życia towarzyskiego, wcześniej robiła wszystko, by jak dawniej brylować na salonach. W wyniku tych starań w ciągu kilkunastu kolejnych lat powstało kilka portretów, które miały sprawić, że ludzie zapomną o tym namalowanym przez Sargenta i o wywołanym przezeń skandalu. Plan się wprawdzie nie powiódł, jednak do dziś możemy podziwiać różne wizerunki Madame X.
Jednym z nich jest wystawiany dziś przez Musée d’Orsay w Paryżu obraz Gustave’a Courtoisa, przedstawiający panią Gautreau w białej, zwiewnej sukni z… opadającym ramiączkiem.
I choć artyście znakomicie udało się uchwycić urodę swojej modelki pozującej z profilu w luźno spiętym koku, to niestety portret nie wzbudził większego zainteresowania podczas Salonu w 1891 roku, na którym został wystawiony.
Amélie zapragnęła więc kolejnego płótna. Tym razem portret paryżanki namalował Antonio de la Gandara. Znajdujący się dziś w prywatnych rękach obraz ukazuje trzydziestoośmioletnią wówczas kobietę w białej sukni odkrywającej ramiona i plecy. Modelka wygląda tu niezwykle kobieco, romantycznie i subtelnie.
Wart przypomnienia jest także inny portret madame Gautreau namalowany przez samego Sargenta w 1883 roku, w tym samym czasie, w którym powstawał słynny wizerunek Madame X.
Na tym niewielkim płótnie, zatytułowanym Pani Gautreau wznosząca toast, Amélie ukazana jest, jakżeby inaczej, z profilu. Zafascynowany urodą Amélie artysta pokazał jej piękne, zmysłowe ciało w blasku świec, który łagodzi jej rysy. Ten jeden z najpiękniejszych wizerunków pani Gautreau znajduje się dziś w Gardner Museum w Bostonie.
Jednakże chyba najbardziej zaskakującym obrazem przedstawiającym Amélie Gautreau jest… niedokończona kopia portretu Madame X wystawiana dziś w londyńskiej Tate Gallery.
Wykonał ją sam Sargent, prawdopodobnie niepokojąc się o stan oryginalnego płótna, które wielokrotnie przemalowywał, szukając najlepszego ujęcia swej modelki. Na nieukończonym obrazie brakuje pechowego ramiączka, co mogłoby sugerować, że artysta miał wątpliwości, w jaki sposób je namalować12.
XX wiek przyniósł ponowne zainteresowanie obrazem Johna Singera Sargenta. Na początku ubiegłego stulecia portret Madame X uznano za arcydzieło, które chętnie pokazywano na różnego rodzaju wystawach, a po każdej z nich obraz zyskiwał coraz większą popularność. W 1905 roku pracę Sargenta zaprezentowano w Carfex Gallery w Londynie – publiczność mogła zobaczyć portret Amélie Gautreau po raz pierwszy od feralnego Salonu z 1884 roku. Do tej pory był on bowiem zamknięty w londyńskiej pracowni artysty.
To właśnie podczas wystawy w Carfex obraz spodobał się cesarzowi Wilhelmowi II, który zapragnął pokazać dzieło Sargenta na specjalnej wystawie w Berlinie. Malarz przystał na tę propozycję dopiero w 1909 roku, kiedy to Madame X przewieziono do stolicy Prus. Obraz prezentowano także na wystawie we Włoszech (1911) oraz w San Francisco na Międzynarodowej Wystawie Panama-Pacyfik (1915). Stamtąd w 1916 roku przetransportowano go do Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, które zakupiło pracę amerykańskiego malarza za cenę 1 000 funtów (ok. 5 000 dolarów). To tam obraz stał się znany jako portret Madame X i jest dziś podziwiany przez miłośników sztuki z całego świata.
Mecenasem artykułu z cyklu
„Piękno i Sztuka”
jest:
- D. Davies, Bez ramiączka. John Sargent i upadek Madame X, Warszawa 2007, tłum. J. Pierzchała, s. 93. ↩
- D. Davies, op. cit., s. 41. ↩
- Ibidem, s. 65. ↩
- Ibidem, s. 133. ↩
- Ibidem, s. 134. ↩
- Ibidem, s. 136. ↩
- S. Sidlauskas, Painting Skin. John Singer Sargent’s Madame X, „American Art.” 2001, vol. 15, nr 3, s. 10. ↩
- D. Davies, op. cit., s. 168. ↩
- M. Gurowska-Adamczyk, M. Orzeszyna, Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle époque, Warszawa 2012, s. 333. ↩
- D. Davies, op. cit., s. 180. ↩
- Ibidem, s. 185. ↩
- Ibidem, s. 266. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Leonardo da Vinci „Madonna wśród skał” - 12 lipca 2020
- Od wiejskiego samouka do rzeźbiarza światowej klasy – historia Konstantego Laszczki - 22 stycznia 2017
- Leonardo da Vinci „Ostatnia wieczerza” - 14 grudnia 2016
- Artysta w kryminale, czyli historia „Portretu Xawerego Dunikowskiego” - 11 grudnia 2016
- Łódź, sztuka i Leonardo DiCaprio, czyli historia Stanisława Szukalskiego - 16 października 2016
- Awantura o piękno, czyli dlaczego trzy piękne boginie pokłóciły się o jabłko - 3 kwietnia 2016
- ♫ Piękno budzące zgorszenie, czyli tajemnica obrazu „Madame X” Johna Singera Sargenta - 11 marca 2016
- Sztuka cerkiewna źródłem inspiracji współczesnych artystów - 27 listopada 2015
- Kolaże, frotaże i połączenia nieoczywiste. Max Ernst innowatorem w sztuce - 8 października 2015
Świetny artykuł o baardzo mało znanym w Polsce malarzu (tak samo jak Winslow Homer). Jego akwarele malowane we Wenecji i na Korfu są tak samo wspaniałe jak portrety znanych angielskich osobistości rysowane węglem. Krytycy jego dzieła pozostali nieznanymi a ich krytykanctwo pod adresem talentu Sargenta w obliczu pseudoartystycznej golizny która była wszechobecna w salach muzeów nawet w tamtych czasach powinna budzić politowanie… Nadęte matrony z wachlarzami których m² na każdej wystawie było pełno nie dorastały do świeżego spojrzenia na portret “Madame X”.
Niezwykle interesujący artykuł. Opisana historia daje świadectwo temu, że sztuka jest żywa. Potrafi silnie oddziaływać na emocje. Nawet w swoim skromnym hobby doświadczyłam tego, że najlepsze intencje autora niekoniecznie odnoszą pozytywny skutek u odbiorcy (w tym osoby portretowanej). I nie chodzi tu wcale o niedostatki warsztatu, lecz raczej o różne punkty widzenia każdego z nas. Różne emocje, wewnętrzne rozterki, dylematy. Tak jak w życiu kroczymy różnymi drogami, które prowadzą do innych celów. Dlatego różny mamy stosunek do napotykanych zdarzeń, inaczej je interpretujemy. Dziękuję za ten tekst. Trafił idealnie w moje rozterki 🙂