Mieszkając w Paryżu wymyślił nowy rodzaj kredek pastelowych i ze sprzedaży swojego pomysłu żył dwa lata. Regularnie przesiadywał przy tych samych stolikach w kawiarniach Udziałowej czy Ziemiańskiej, ale wynalazł też nową technikę druku wypukłego – ceratoryt. Jako pasjonat matematyki wydawał ponadto własnym nakładem ukazujące się w zeszytowej oprawie pisemko „Reformy walutowe”1. Miał być to jego wkład w naprawę gospodarki świeżo odrodzonej Rzeczypospolitej. Opracował także nowy rodzaj mydła do mycia warzyw, mięsa i ryb przed gotowaniem2. Wynalazek ten, objaśniony w specjalnej broszurze, zwrócił uwagę amerykańskich businessmanów, lecz równocześnie uczynił z jego autora przedmiot zjadliwych żartów i karykatury.
Feliksa Jabłczyńskiego – bo o nim tutaj mowa – nawet artyści uznawali za dziwaka i odludka. Zapamiętali go jako chodzącego cały rok w jednym ubraniu, budzącego politowanie myśliciela, który siedząc nad kawą z papierosem, nieustannie targał spiczastą bródkę, mamrocząc lub śpiewając coś pod nosem.
W wydanej już po śmierci Jabłczyńskiego, poświęconej mu publikacji zbiorowej graficy i literaci pisali o nim z wyraźnie wyczuwalną nutą pobłażliwej protekcjonalności. Tymi słowami znany grafik i publicysta, Franciszek Siedlecki, scharakteryzował swojego kolegę po fachu:
„Pokazywał się ludziom w tłumie kawiarnianych gości, wśród których na jednego artystę przypadało stu pospolitaków, od których tym tylko był różny, że palił trzy razy więcej papierosów, spijał pięć razy więcej kaw czarnych i trzy razy mniej uznawał potrzebę szczotek do obuwia i do ubrania. W kapeluszu […] nasuniętym na oczy, stale uzbrojone w szkła, jak dach dla nosa, usianego kępkami włosów i porządnie aczkolwiek zgoła nie alkoholicznie zgrubiałego – w palcie jednym i tym samym na cztery sezony […], z brodą małostrzyżoną, ale spiczastą, przepisowo malarską – pouczał swym zachowaniem, że jest «oryginałem», «dziwiakiem». Z tymi epitetami odprowadzono go do grobu.”3