Wszyscy, którzy interesują się malarstwem, dobrze znają ten obraz z kolekcji Prado: Las meninas, czyli Panny dworskie Diego Velázqueza. Tytuł zupełnie nie odpowiada treści dzieła i nie wiem, kto i dlaczego w połowie XIX wieku zmienił stary tytuł, o wiele trafniejszy (Obraz rodziny), na te „panny”, które wcale nie są tu najważniejsze.
Obraz pokazuje pewien epizod z życia codziennego infantki i jej najbliższego otoczenia. Widzimy również parę królewską, a nawet samego malarza. Jest tu więc sporo bohaterów, ale nie jest to typowy reprezentacyjny, pozowany portret zbiorowy. To raczej próba podpatrzenia i uchwycenia w czasie i przestrzeni chwil życia dworskiego i samego malarza.
Diego zaprosił wszystkich do swojej pracowni i utrwalił ten moment, posługując się zdumiewającą kompozycją. Zdumiewającą? No tak, bo odwrócił kota ogonem: zamiast zniknąć, by zająć właściwe miejsce malarza, odszedł na chwilę od sztalug i włączył się w gromadkę portretowaną. Przystanął z boku, za plecami kilku osób, tak jakby chciał w równym z nią stopniu zostać dostrzeżony przez widza.
Przy tym chyba nie ma takiego drugiego obrazu na świecie, na którym na kawałku płótna widzimy taką głębię, tyle planów. To genialny obraz z rodzaju tych wciągających do środka.
Można by długo rozważać zalety warsztatowe tego dzieła, jak również wyliczać kolejno postacie tu ukazane, bo udało się uczonym je wszystkie zidentyfikować – ale ja chciałabym skupić się na małej infantce, głównej bohaterce dzieła.