„Wielbiciel barw jesiennych – skrzepłych jak w bursztynie
Alei, których liście opadłe szeleszczą.
Niknący przepych lata, wiatr dmący złowieszczo.
Kocha drzewa omszałe, ruiny, świątynie,
I raje wspomnień, które w słowach się nie mieszczą
Elegii – żyjąc w duszy skrzepłe jak w bursztynie.”
Jan Lemański Elegia (Władysławowi Wankiemu)
Jak można było zapomnieć te pochylone sylwetki, te zgaszone barwy, te urokliwe, rozmyte plamy dobranych z uczuciem kolorów? Rozwiały się we mgle czasu, osnuwając całunem zapomnienia wzruszające obrazy Władysława Wankiego, jednego z najbardziej obiecujących artystów przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.
Rodzina wielu talentów
Władysław Wankie urodził się w 1860 roku w Warszawie w mieszczańskiej, ewangelickiej rodzinie o holenderskich korzeniach. Stanowili oni artystyczną trupę śpiewaków i poetów, uciekających z rodzinnych stron ze względu na prześladowania religijne. Jego dziadkiem od strony matki był mistrz cechu piekarskiego, Wilhelm Gerlach. Natomiast rodzina ojca była w posiadaniu sporych majątków ziemskich na terenach Grodziska. Zresztą drugi dziadek Władysława, Samuel Wankie, znany był w Warszawie jako pierwszy budowniczy i konstruktor wiatraka „holendra”, na ulicy Młynarskiej, gdzie rodzina wiodła swój spokojny żywot. Matka Władysława zmarła przy jego narodzinach i chłopiec wychowywany był przez surową ciotkę Albertynę, która wpoiła mu sztywne purytańskie normy i zwyczaje. Ojciec, prawdopodobnie załamany po śmierci żony, prowadził swobodny tryb życia, który szybko doprowadził do zubożenia rodzinnego majątku. Mały Władysław wychował się więc w poczuciu opuszczenia i wstydu, wynikającego z braku pieniędzy na naukę. A był on ambitny. Zaraz po ukończeniu gimnazjum zapisał się do Klasy Rysunkowej, gdzie kształcił się pod okiem takich mistrzów jak Wojciech Gerson czy Aleksander Kamiński. Naukę umożliwiło mu przyznanie nadzwyczajnego zasiłku z budżetu Klasy Rysunkowej, gdyż ojciec prawdopodobnie nie wykazywał chęci finansowego wsparcia syna w tym zakresie.
Ulubieniec
We wspomnieniach kolegów Władysław Wankie zapisał się jako ulubieniec Gersona, który szczególny nacisk kładł na to, aby jego uczniowie posiadali perfekcyjny rysunek, a także zdolność malarskiego odzwierciedlenia natury. Władysław dobrze wspominał czas pod skrzydłami mistrza, którego uznawał za autorytet, podążający za nowoczesnymi nurtami, ale także znakomitego dydaktyka przygotowującego swoich uczniów do artystycznego rzemiosła. W tym czasie jego płótna zapełniały się sentymentalnymi scenami rodzajowymi z przedstawieniami wdzięcznych i pięknych panien w towarzystwie mężczyzn i rozbujałych kwieciem ogrodów, o bogatej i dopracowanej kolorystyce. Władysław posiadający świadomość swojej kruchej sytuacji finansowej tworzył je głównie na potrzeby niemieckiego rynku sztuki.
Po kilku latach, w 1880 roku, dwudziestoletni Władzio decyduje się na dalszy rozwój w dziedzinie sztuki i przeprowadza się do Krakowa, by tam pod okiem Aleksandra Gierymskiego i wielu innych twórców, studiować sztuki piękne. Warszawa uznawana była wówczas za miasto artystycznie nieco upadłe, a już na pewno stojące w cieniu ukochanego przez bohemę Krakowa. Młody artysta liczył również na krytyczne oko i język Jana Matejki. Ówcześnie szkoła Jana Matejki była w rozkwicie i cieszyła się dużą popularnością. Zaszczytem było uczyć się od tak poważanego twórcy.
Szkoła ta nie przyniosła jednak Wankiemu szczęścia. Czuł się tam źle, obco, a dzieła, które powstawały w tym czasie określał mianem „bez duszy”. Wiele było w nim goryczy i frustracji. Nie potrafił odnaleźć swego miejsca w cieniu nowego mistrza. Historyczne tematy narzucane na zajęciach, przytłaczały go i zniechęcały. Miał już w sobie gdzieś głęboko zaszczepiony romantyczny rys i ten wszechobecny historycyzm obrzydzał go i twórczo zabijał. Z tego okresu zachowało się kilkadziesiąt kartek ze szkicownika artysty. Szkice te pełne są ludzkich sylwetek i scen z życia, ale także motywów architektonicznych, słynącego z nich Krakowa. Charakterystyczną ich cechą jest precyzyjna i niezwykle wrażliwa kreska, z subtelnym modelunkiem walorowym. Po dwóch latach Władysław Wankie zdecydował się opuścić to artystyczne miasto i Polskę w poszukiwaniu dalszych artystycznych inspiracji.
Na obcej ziemi wśród swoich
W 1882 roku artysta osiadł w Monachium, wśród polskiej kolonii artystycznej. Monachium było wówczas dynamicznym, multikulturowym centrum sztuki, gdzie Władysław miał szansę poczuć i posmakować oddziaływania różnych tendencji artystycznych. Niemiecka sztuka cechowała się postromantycznymi tendencjami, ale także stanowiła mieszaninę wpływów takich nurtów jak idealizm, realizm, naturalizm czy wczesny symbolizm.
Wankie przez moment podejmował naukę na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, jednak nie miała ona charakteru regularnego, a i on sam nie posiadał statusu jej studenta. Jego nazwiska nie można znaleźć w rejestrze tamtejszych absolwentów. Być może poprzednie doświadczenia uniwersyteckie sprawiły, iż młody artysta postanowił czerpać od autorytetów jedynie to, co czuł, że sam potrzebuje. Ponadto, zgodnie ze wspomnieniami innych osób, studiował również u Aleksandra Wagnera, o którym wielokrotnie później wspominał z życzliwością i sentymentem, jednak o samych studiach milczał i on i pozostałe w archiwach dokumenty. Pewny jest tylko jego związek z grupą malarską skupioną wokół Józefa Brandta. Nie pobierał jednak nauk u tego artysty, ani nigdy nie starał się go naśladować. Zdecydowany wpływ na niego miała raczej obserwacja i nieformalne studia monachijskiego malarstwa niż otaczające go kręgi artystyczne.
Po drugiej stronie
Wrodzona erudycja, lekkie pióro i zainteresowanie sztuką doprowadziły Władysława do rozpoczęcia działalności w zakresie krytyki artystycznej. Po kilku latach pobytu w Monachium nawiązał współpracę z krakowskim czasopismem „Sztuka”, wydawanym przez Stanisława Tomkowicza. Tak powstał cykl „Listy z Monachium” realizowany poprzez korespondencje pocztową. Przedstawiał w nim rozwój sztuki monachijskiej, współczesne mu trendy i nurty, a także prezentował różnorodnych twórców. Wankiemu udało się zrealizować siedem takich listów.
Artysta podejmował również współpracę z innymi czasopismami polskimi takimi jak „Wędrowiec” czy „Tygodnik Ilustrowany”, gdzie relacjonował życie polskiej kolonii w Monachium, a także prezentował powstające tu malarstwo. Podczas swej dwudziestoletniej nieobecności w Polsce stale udzielał się na ojczystym gruncie. Przesyłał swoje prace na wystawy Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i Salonu Krywulta w Warszawie, ale także do krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. W tym okresie artysta tworzył głównie modne w Monachium sceny kostiumowe o centralnej kompozycji, przedstawiające zaloty młodych, pięknych dam i ich ułanów, w towarzystwie bujnych kwiatów o nasyconych barwach. Te naiwne i lekkie obrazy doceniane były w Polsce przez dawnego mentora Wankiego, Gersona, a także cieszyły się dużym powodzeniem na rynku sztuki amerykańskiej i niemieckiej. Ciekawym przykładem wpływu na malarstwo Wankiego coraz popularniejszej w Europie sztuki japońskiej jest obraz Dama i paw w ogrodzie, o charakterystycznych graficznych liniach, porządkujących kompozycję i rytmicznych, strefowych planach.
W latach 80. odbył podróż na wybrzeże Bałtyku, co wpłynęło na zmianę w stylu jego malarstwa, ale także podejmowaną przez niego tematykę. W 1888 roku nawiązał przyjaźń z Aleksandrem Gierymskim, który przebywał wtedy w Monachium. Pod wpływem tej znajomość rozpoczął głębokie studia nad malarstwem plenerowym oraz w większym stopniu zwrócił uwagę na kolor i światło, co zbliżyło go do osiągnięcia pełnej dojrzałości malarskiej i zwróciło jego twórczość w kierunku symbolizmu.
W krainie tulipanów
Władysław Wankie miał duszę podróżnika. Nic dziwnego, że w końcu postanowił odwiedzić ziemię swoich przodków. Spędził kilka chwil w Holandii, a na kolejny cel swej podróży wybrał zatokę Mont-St-Michel, w rybackiej osadzie Cancale. Malownicze, płaskie pejzaże piaszczystych plaż, wzbogacone sylwetkami kobiet, poławiających małże, czy pomagających rybakom to efekt jego tamtejszych doświadczeń i spostrzeżeń artystycznej duszy. Dzieła powstałe w tym okresie stanowią nowy etap malarstwa Wankiego. Tak zwane obrazy bretońskie cieszą oko bogactwem efektów świetlnych i barwnych, a także charakterystycznym sposobem kadrowania, przywodzącym na myśl pewną przypadkowość czy ulotność motywu. Całość buduje klimat ciszy i skupienia oraz harmonii człowieka z naturą w codziennej pracy.
W latach 90. artysta był niezwykle aktywny w swej twórczości. Pod kierunkiem Louisa Bollera i Stanisława Janowskiego uczestniczył w tworzeniu malarskiej panoramy Tatr, a w 1898 roku uczestniczył w tworzeniu panoramy Tysiąclecia Węgier wraz z grupą węgierskich artystów. W tym czasie, w jego twórczości, poza motywami natury, pojawia się również ujęcie śmierci, nieszczęścia i ludzkich tragedii. Tak powstają tryptyk Zbrodnia, czy obraz Mogiła samobójcy.
Powrót do ojczyzny
Wraz z nadchodzącą jesienią, w 1903 roku Wankie powraca do kraju, do Warszawy, gdzie już pozostaje. Obraca się w kręgach Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i zostaje członkiem tego ugrupowania artystycznego, a kolejno pełni funkcje jego Komitetu i opiekuje się zbiorami malarstwa. W Warszawie znów jest bardzo aktywny. Dołącza do ugrupowania warszawskich malarzy i rzeźbiarzy „Odłam”, zostaje współtwórcą i prezesem Stowarzyszenia „Pro-Arte”, reprezentującym skrajnie konserwatywne poglądy artystyczne, wynosząc na piedestał dziewiętnastowieczny realizm i symbolizm. Kontynuuje ponadto swoją działalność dziennikarską udzielając się jako współredaktor działu artystycznego i recenzent wystaw w czasopiśmie „Świat” i „Kurierze Warszawskim”, gdzie pisze na tematy związane ze sztuką i aktualnymi wydarzeniami kulturalnymi stolicy.
Dobry czas
W Warszawie Wankie był dość popularny. Jego malarstwo było uznawane za niezwykle nowoczesne i nowatorskie, mimo iż on sam coraz częściej zwracał się ku tradycjonalistycznej sztuce, czego wyrazem była jego aktywność w stowarzyszeniu „Pro-Arte”. Na wystawach stowarzyszenia wystawiał obrazy z różnych etapów swojej twórczości. Przeważały jednak dzieła z okresu bretońskiego takie jak Rybaczki czy Ostrygarki. Pod koniec życia zarzucano mu rutynę i skostniałość malarską, jednak jego dzieła wciąż cieszyły się powodzeniem na rynku sztuki.
Niewiele wiadomo o życiu prywatnym artysty. Jego oddanie sztuce zdawało się pochłaniać całe życie i posiadany czas. Niezwykle aktywny na płaszczyźnie życia zawodowego, Wankie zapisał się w pamięci warszawiaków jako elokwentny dziennikarz, kształtujący ówczesne prądy.
Zapomniany
Władysław Wankie zmarł 23 stycznia 1925 roku w Warszawie, a na ceremonii jego pogrzebu zebrała się cała elita kulturalna ówczesnej stolicy. Pochowano go w rodzinnej mogile na cmentarzu ewangelicko-augsburskim. Nie wiadomo dlaczego już po kilku latach od śmierci artysta został niemal całkowicie zapomniany, mimo iż był tak popularny na rynku sztuki. Wiele jego dzieł zaginęło, część znajduje się w prywatnych zbiorach. Współcześnie wciąż niewiele mówi się i pisze o jego twórczości. A przecież warto rozmarzyć się nad jego romantycznymi i ulotnymi kompozycjami doli ludzkiej i chłonąć bijący od nich spokój i harmonię.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Vincent van Gogh „Jedzący kartofle” - 28 maja 2021
- Frida Kahlo „Autoportret z cierniowym naszyjnikiem i kolibrem” - 16 czerwca 2019
- Vincent van Gogh „Gwiaździsta noc” - 25 marca 2019
- Józef Pankiewicz. Żył, aby tworzyć - 4 listopada 2018
- Zapomniany poeta. Władysław Wankie - 30 lipca 2017
- Piotr Michałowski, historia niezwykłego amatora, którego dzieło trafiło do Luwru - 14 maja 2017
- Vincent van Gogh. Artysta o wielu twarzach - 30 marca 2017
- Zygmunt Waliszewski, „Zygą” zwany. Artysta, który ścigał się ze śmiercią - 5 marca 2017
- Filozof wśród malarzy – Tadeusz Makowski - 1 listopada 2016
- Witold Wojtkiewicz. Dandys, poeta, wizjoner - 2 października 2016
Pani Paulino, obraz opisany jako “Bretonki nad morzem” własność Muzeum Narodowego w Gdańsku, pochodzi ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. To dwa różne muzea!
Pani Paulino, obraz opisany jako “Bretonki nad morzem” własność Muzeum Narodowego w Gdańsku, pochodzi ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. To dwa różne muzea!
Dziękuję, bardzo celna uwaga. Poprawione 🙂
Dzięki, wielkie dzięki za ten tekst! Wspaniały artysta, mam jego mały album, kupiony niegdyś w warszawskim Muzeum Narodowym; wywarł na nas wielkie wrażenie. Jego twórczość wydaje mi się wprost idealna, doskonała, oczywiście te późne, wysmakowane, dojrzałe dzieła. A wszystkie bez wyjątku po prostu… urocze. Pozdrawiam serdecznie Autorkę artykułu!
Niesamowite, że tak mało znany!