Uchodziła za wspaniały wynalazek techniczny, ewentualnie „potwora mody, narzuconego despotycznie całemu prawie światu niewieściemu”1. Miała stanowić oznakę postępu ludzkości, a jednocześnie zarzucano jej, że jest nienowoczesna. Czym naprawdę była krynolina i dlaczego budziła aż tak sprzeczne emocje?

Franz Xaver Winterhalter, Cesarzowa Eugenia w otoczeniu dam dworu | 1855, Château de Compiègne, Compiègne
Sama nazwa wywodzi się od lnianej tkaniny wzmacnianej końskim włosiem2. Tak określano również szorstką, sztywną halkę z włosianki. Krynolina jednak, w najbardziej rozpowszechnionym od połowy XIX wieku tego słowa użyciu, to nie halka, tylko stelaż, zwany też z francuska la cage, czyli klatką, podtrzymujący rozpiętą na nim szeroką spódnicę. Miał wiele wariantów. Najpopularniejszy to składana konstrukcja ze stalowych listew bądź drutu, często obszytych tkaniną i wygiętych w obręcze, połączonych ze sobą w pionie taśmami lub paskami materiału. Krynolinę wkładano na koszulę i zawiązywano w talii tasiemkami albo za pomocą specjalnych haczyków doczepiano do gorsetu.
Krynolinę wymyśliła kobieta
Ponoć była to Angélique Caroline Milliet, mieszkająca w Besançon we wschodniej Francji3. Musiała mieć zmysł do interesów – albo jej rodzina go miała, ponieważ zatroszczono się o opatentowanie wynalazku: najpierw w Paryżu 24 kwietnia 1856 roku, potem w Londynie w lipcu tego samego roku, następnie w Belgii. Agent rodziny Milliet ścigał na drodze sądowej tych, którzy próbowali na własną rękę zbić majątek na pomyśle Angélique.

Kobieta i sukienka | 1856, źródło: The New York Public Library
To ostatnie najlepiej udało się przedsiębiorczym braciom Thomson z USA, założycielom firmy Thomson & Co., która wkrótce stała się czołowym światowym producentem krynolin. Miała liczne przedstawicielstwa w Ameryce i w Europie, setki sklepów firmowych, gdzie sprzedawała swoje wyroby, tysiące reprezentujących ją agentów. W jednej tylko fabryce w Londynie zatrudniała około tysiąca robotnic i wypuszczała dziennie 4 tysiące gotowych stelaży4.
Bracia Thomson doszli do porozumienia z rodziną Milliet i w 1861 roku odkupili od niej patent za wielką sumę, stając się w ten sposób niekwestionowanymi już królami krynoliny. Jednak nie tylko oni ją wytwarzali, bo jak już była o tym mowa, ideę stelaża pod spódnicę można realizować na wiele sposobów: obręcze robiono więc nie tylko ze stalowych listew, ale też z drutu, wikliny, fiszbinów, próbowano nawet z kauczuku i gumy. Te ostatnie się nie przyjęły, bo kruszyły się, a nawet śmierdziały.

Portret wizytówkowy kobiety w spódnicy w kształcie dzwonu | 1860, Victoria and Albert Museum, Londyn
W każdym razie rozmaite wersje la cage, jedna ponoć doskonalsza od drugiej, wciąż były opatentowywane, a następnie reklamowane w prasie lat 50. i 60. XIX wieku jako jeden z najbardziej sensacyjnych wynalazków ostatnich lat, dowód postępu nauki, techniki, i w ogóle przejaw genialności ludzkiego umysłu5. Coś, co zmieniło życie kobiet na zdecydowanie lepsze.
Istotnie, zmieniło. W latach 50. XIX wieku elegantki miały za co pokochać krynolinę. Angélique Caroline Milliet z własnego doświadczenia wiedziała, czego jej samej, siostrom, przyjaciółkom potrzeba. Uwolniła je od ciężkiego – i to jak najbardziej dosłownie – obowiązku wkładania pod spódnicę kilku, a nawet kilkunastu halek. Niektóre z nich były krochmalone na sztywno, inne szyto z tkaniny przetykanej końskim włosiem albo nawet wzmacnianej trzciną. Halki poszerzano dodatkowo za pomocą rzędów naszywanych horyzontalnie i obszywanych sznurkiem falban. Wszystko po to, by reprezentacyjna spódnica wierzchnia stroju damskiego stała jak dzwon, zaś wymóg ów wiązał się z obowiązującą linią sylwetki, tak zwaną klepsydrą, akcentującą atrybuty ciała zakodowane jako żeńskie, czyli: pełny biust, rozłożyste biodra i kontrastującą z nimi wąską talię.
Dyktatura klepsydry
Generalnie linia klepsydry pojawia się w modzie często, w różnych epokach i lokalizacjach, i na ogół wiąże się z tak zwanym zwrotem konserwatywnym w społeczeństwie. Jest odzwierciedleniem panującej zachowawczej ideologii, a bywa, że i autorytarnych form władzy. W XIX wieku „klepsydra” wróciła do mody równolegle z odejściem, a nawet zanegowaniem ideałów rewolucji francuskiej, restauracją monarchii we Francji oraz umocnieniem się pozycji Kościoła katolickiego. Wzorowane na strojach antycznych, przepasane pod biustem suknie, które stały się modne pod koniec XVIII wieku, za bardzo kojarzyły się już z republiką, a potem z epoką Napoleona. Po 1815 roku rozpoczął się w modzie kobiecej proces stopniowego obniżania linii stanu. Około 1825 roku definitywnie wrócił tam, gdzie było jego wyznaczone przez anatomię miejsce. Znów zaczęto uznawać szczupłość w pasie za jeden z głównych atrybutów kobiecej piękności, co dla elegantek oznaczało konieczność poddania się katuszom ciasno sznurowanego gorsetu. Są jednak sytuacje, gdy gorsetu ciaśniej zasznurować naprawdę już się nie da – łatwiej poszerzyć spódnicę, dzięki czemu talia optycznie wydaje się węższa niż w rzeczywistości.
Krynolina pozwoliła na znaczne powiększanie obwodu spódnicy – w dodatku bez uciekania się do dodatkowych źródeł pomocy w postaci tuzina sztywnych, ciężkich halek – ale nie była to jedyna jej zaleta. Jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało – ona uwolniła nogi!
Wcześniej biedne żeńskie kończyny, spętane masą materiału, zaplątane w halki, drobiły z wysiłkiem; teraz mogły już stawiać kroki znacznie swobodniej. Maria z Mohrów Kietlińska pisała o rodzinnej wycieczce w Tatry w latach 50.: „Dla mnie tylko jedno pozostanie zawsze zagadką: jak można było robić wycieczki górskie w […] krynolinach!!! […] Matka twierdziła wszakże, że to było najlepsze z ich «ekwipunku»! Krynolina trzymała z daleka długą suknię i nie plątała nóg przy chodzeniu”6.

William Henry Harrison, Komiks walentynkowy (Krynolina) | 1840, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Dostojna demokratka

Franz Xaver Winterhalter, Cesarzowa Austrii Elżbieta w dworskiej sukni galowej z diamentowymi gwiazdkami | 1865, Sisi Museum, Hofburg, Wiedeń
Kobiety kochały krynolinę również za to, że potrafiła przemienić nawet skromną suknię w strój księżniczki. Tu na marginesie można dodać, że także w dwudziestopierwszowiecznej kinematografii, gdy trzeba pokazać księżniczkę z bajki (albo kopciuszka przemienionego w księżniczkę), szczególnie podczas balu, w dziewięciu przypadkach na dziesięć wystąpi ona w sukni z szeroką, uwodzicielsko kołyszącą się spódnicą, przypominającą kształtem odwrócony kielich kwiatu.
Krynolina przydawała kobietom też dostojeństwa. Była jednocześnie reprezentacyjna, imponująca i kusząca. Stwarzając fizyczny dystans wokół postaci kobiety, prowokowała zalotników domniemaną niedostępnością.
A do tego wszystkiego stalowy stelaż pod spódnicę był tani, dostępny więc nie tylko dla najbardziej uprzywilejowanych klas społeczeństwa. Krynolinę wytwarzano przemysłowo na skalę masową. Niska cena produktu przyczyniła się do zwiększenia jego popularności: niezamożne kobiety też chciały wyglądać dostojnie.

Claude Monet, Kobiety w ogrodzie, detal | 1866, Musée d’Orsay, Paryż
A za co nienawidzono krynoliny?
Najczęściej nie znosili jej mężczyźni. Chór publicystów cały czas atakował zaciekle, zarzucając wynalazkowi niewygodę i niepraktyczność – nie brał jednak pod uwagę tego, że krynolina zrodziła się właśnie z ducha praktyczności, bo, jak już o tym była mowa, w swoim czasie stanowiła dla kobiet spore udogodnienie. Ale panowie, którzy nigdy nie próbowali nosić na sobie uwieszonego pasa tuzina ciężkich, sztywnych halek, uważali, że stelaż jest niepraktyczny, bo kobieta w krynolinie zajmuje dużo przestrzeni, a w dodatku czasami sama nie widzi, co strąca spódnicą.

Szkice krynoliny Reada | 1859, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork
Krynolinie zarzucano ponadto nieekonomiczność i prowokowanie zbytku. To oskarżenie faktycznie miało pewne umocowanie w rzeczywistości. Fakt, sam stelaż był tani. Jednak to pozorna taniość, bo na efektownie rozpostarte na krynolinach szerokie spódnice, które były najbardziej charakterystycznym elementem mody lat 50. i 60. XIX wieku, szło bardzo dużo tkaniny. Góra sukni, dla kontrastu, była obcisła, ale sama jedna nie mogła uratować domowego budżetu. Na co dzień większość pań nosiła krynoliny umiarkowanych rozmiarów, lecz stelaże reprezentacyjne, na przykład dworskie toalety, miały dochodzić do dziesięciu metrów obwodu. Współcześni historycy zakwestionowali jednak te doniesienia, uznając na podstawie zachowanych stelaży, sukien oraz analizy fotografii z epoki, że mogły mieć najwyżej pięć bądź sześć7. To i tak całkiem dużo. Apogeum szerokości przypada mniej więcej na rok 1857. Potem la cage mogła się już tylko coraz bardziej zmniejszać i ograniczać.
Kolejny zarzut, z którym mierzyła się krynolina, to pomówienie o niemoralność. Ówczesna moda dopuszczała bez większego problemu – w sukniach balowych bądź wieczorowych – dekolty, nie tyle głębokie, co bardzo szerokie. Przy śmiało odsłoniętych ramionach i nisko wszytych rękawkach całość stroju balowego sprawiała wrażenie, jak gdyby suknia pod własnym ciężarem powoli osuwała się w dół, na ciele utrzymując się tylko wytężonym wysiłkiem woli właścicielki. Erotyka ubioru kobiecego na specjalne okazje w XIX wieku opierała się właśnie na kontraście pomiędzy obnażoną górą a szczelnie zakrytą, najlepiej do stóp włącznie, resztą ciała.

James Tissot, Portret panny L.L. | 1864, Musée d’Orsay, Paryż
O ile więc publiczne pokazanie ramion i dekoltu mieściło się w kanonie moralności jako wprawdzie czytelny, ale aprobowany motyw erotyczny, o tyle już zademonstrowanie nawet kawałka nogi uchodziło za nieskromność i skandaliczną prowokację. Tymczasem krynolina przez swoją lekkość i sztywną budowę nie tylko zalotnie kołysała się podczas chodzenia, ale też niekiedy odsłaniała nogi trochę powyżej kostki. W ogóle w takim rynsztunku trzeba było umieć chodzić. Olbrzymie obręcze bujały się, utrudniając utrzymanie równowagi. Konieczny był płynny krok, unikanie gwałtownych ruchów, które mogły spowodować niekontrolowane skoki spódnicy. Krynoliną, owszem, należało lekko kołysać, ale miał to być ruch wdzięczny i majestatyczny, a nie szalona huśtawka.
Przeciwnicy zwalczali więc krynolinę zaciekle. Tworzono na jej temat karykatury, puszczano w obieg budzące grozę, aczkolwiek wyssane z palca historyjki, na przykład o chudej pannie, którą pewnego razu wichura uniosła wysoko, bo krynolina jak balon napełniła się powietrzem. Biedne dziewczę spadło następnie z impetem na ziemię, ponoć strasznie się potłukło, przytomność odzyskało dopiero po trzech dniach i z płaczem zarzekało się, że już nigdy w życiu nie włoży tej okropnej la cage, która była przyczyną całego nieszczęścia. Z tego, co jednak wiadomo historykom, żadna elegantka nie uniosła się nigdy za sprawą krynoliny w powietrze.

Tajemnice krynoliny, źródło: Kultura.poznan.pl
A tak opisywał koszmarny sen elegantki Marceli Motty, poznański felietonista:
„Spódnicą możnaby zakryć całe Gopło, […] Nadbiega pan Henryk i bierze mnie do polki; tańczymy przyspieszonym taktem, […] Naraz przy skręcie, panie, panie, okropność, leżę na ziemi jak długa, a baron pode mną; zrywam się do góry, lecz padam znowu. Baron jęczał straszliwie; nadbiegają ze wszystkich stron, podnoszą nas; jam zdrowa, ale mon malheureux fiancé [mój nieszczęsny narzeczony], zawikłany we fałdy fatalnego ogona i obręcze krynoliny, padł tak nieszczęśliwie, iż złamał sobie obiedwie długie nogi”8.
Krynolina mogła więc zdaniem karykaturzystów zrujnować nawet małżeńskie prospekty.

Dobre i złe strony krynoliny | 1858, Museum of Fine Arts, Boston
Nie tylko niepraktyczność czy domniemana niemoralność krynoliny drażniły reformatorów damskiego stroju. La cage przyszła do Polski z Francji, o jej rozpropagowanie obwiniono (słusznie) cesarzową Eugenię, żonę Napoleona III. Generalnie polskich publicystów irytowała bezwzględna dyktatura Paryża w kwestii mody. Namawiali, by wspierać rodzimy biznes krawiecki i włókienniczy, ograniczając import dóbr luksusowych z zagranicy. Pismo dla kobiet „Bluszcz” apelowało w 1865 roku do czytelniczek:
„Możesz być piękną kobieto nasza ale tak, jak są piękne kwiaty ziemi twojej: piękną swojskim charakterem ich piękności skromnej, słodkiej, a cichego uroku pełnej. Nie rozwijaj się więc w bezwonnie strojną kamelią, nie wystrzelaj pysznie w ognisty kielich nietrwałego kaktusa, ani bądź narkotycznym kwiatem pomarańczy, lecz białą lilią z naszych stróg srebrzystych, płonącą różyczką naszych sadów sielskich, lub w cieniu gajów naszych niezapominajką zadumaną; […] ze stosu różnobarwnych płatków potrafisz zawsze wybrać sobie suknię piękną jak prostota, i nosić ją będziesz z czystym wdziękiem szlachetnej skromności”9.

Honoré Daumier, O przydatności krynoliny w oszustwach podatkowych | 1857, National Gallery of Art, Waszyngton
W duchu kreowania ideału swojskiej polskiej kobiety podejmowano w XIX wieku wielokrotnie, nigdy nie uwieńczone pełnym sukcesem, próby odrodzenia i uwspółcześnienia stroju szlacheckiego, który miałby się stać konkurencją dla modnych wzorów napływających z zagranicy. Proponowano więc ubiór typu: suknia wyrobu krajowego aż po szyję zapięta, a do tego odpowiednią fryzurę: włosy w dwudzielne warkocze splecione i wąską wstążeczką związane. Trudno się dziwić klęsce podobnych idei. Polki wolały być modne – nawet przyszłe działaczki społeczne, jak Anna Działyńska (późniejsza Potocka), która pisała w pamiętniku:
„Jednym jeszcze zmartwieniem moim w Paryżu była moja opłakana toaleta. Mama nienawidziła mody, uważała to za słabość charakteru, aby się do niej stosować, i bała się bardzo, abym nie nabrała upodobania w strojach. Otóż wówczas noszono olbrzymie krynoliny i maleńkie kapelusze; ja nie miałam krynoliny, tylko jak tyczka wyglądałam w mojej wąskiej czarnej sukience. Na głowie miałam przywieziony z Poznania dzwon, na łokieć średnicy, z piórami; palto długie jak seminarzysta; rzeczywiście, jak sobie moją niepoczesną figurę przypomnę w lustrze, to mi się dziś chce śmiać; ale wówczas śmiać mi się nie chciało, tylko rzewnie płakać. Na ulicy, jak tylko się pokazałam, biegali za mną ulicznicy krzycząc: La capsule! La capsule! [Wiadro! Wiadro!] i Yes, yes, milady – myśląc, że tylko Angielka może tak dziwacznie się ubierać. […] gdybym była ubrana jak wszyscy, sądzę, że niewiele by mnie toaleta zajmowała; a tak przeciwnie, przedmiotem snów moich i marzeń na jawie przez lat wiele była krynolina!”10.

Józef Simmler, Portret Emilii Włodkowskiej | 1865, Muzeum Narodowe w Warszawie
Krynolina nie tylko wywarła decydujący wpływ na modną sylwetkę kobiecą połowy XIX wieku, ale zrobiła też rewolucję w tym, co noszono pod spódnicą. Przyczyniła się do wejścia w powszechne użycie długich majtek, tak zwanych pantalonów. Składały się z dwóch nogawek, niezszytych, lecz złączonych paskiem w talii. Nie były nowym wynalazkiem, ale do tej pory noszono je raczej rzadko, na ogół wkładano na szczególne okazje, na przykład do jazdy konnej. Za sprawą krynoliny pantalony dostąpiły rehabilitacji – zyskały chlubne zadanie chronienia dam przed zimnem, podmuchami wiatru i bezczelnymi podglądaczami. Również z powodu krynoliny w modę weszły kolorowe (zamiast białych) pończochy, dopasowane barwą do sukni.

Wenus z Milo i „Gibson Girl”, źródło: Blog.polona.pl
Krynolina ewoluuje

Grafika z magazynu „Petit Courier des Dames” | 1854, zbiory Fundacji Nomina Rosae
W czasach swego panowania krynolina zmieniała stopniowo kształt. Na początku, w latach 50. XIX wieku, stelaże budowano na bazie koła i kształtem przypominały dzwony bądź kopuły. Noszono wtedy spódnice o jednakowej długości, zarówno z przodu, jak i z tyłu, z naszytymi w kilku lub nawet kilkunastu rzędach szerokimi, zachodzącymi na siebie falbanami, co podkreślało horyzontalność całej modnej sylwetki. Falbany usztywniano podszewką i przyszytym na brzegach sznureczkiem. Przy tym projektanci wzorów przeznaczonych na tkaniny dbali, by w każdym przypadku ornament rozpostarty na krynolinie prezentował się jak najkorzystniej. Kiedy modne stały się rzędy falban naszywanych na całej długości spódnicy, materiał na nie tkany był tak, że dopiero po ułożeniu go w fałdy wzór ukazywał się w całej okazałości.

Nowe urządzenie dla pokojówek dostosowane do obecnego stylu mody | 1857, źródło: The New York Public Library, Nowy Jork
W latach 60. krynoliny zostały spłaszczone z przodu – co miało ponoć ułatwić kobiecie dojście do przedmiotów stojących przed nią – i jednocześnie wydłużyły się z tyłu. Nakładane na nie spódnice nie były już krojone tak jak poprzednio, z prostych pasów materiału, układanych lub marszczonych w talii. Nowa moda wymagała, by były teraz szyte z klinów rozszerzających się ku dołowi i przechodziły w tren. Stan sukni uległ lekkiemu skróceniu, czyli podniosła się nieco talia. Szerokie falbany zaczęły wychodzić z mody.
W tej dekadzie zaczęto powszechnie stosować do barwienia tkanin świeżo wynalezione barwniki syntetyczne – anilinowe. Kobiety mogły więc wybierać, i robiły to chętnie, kolory zdecydowane i jaskrawe, w zestawieniach dość gryzących, na przykład czerwony z niebieskim. Największy zachwyt wzbudzały jednak stroje jednokolorowe: ciemnozielone, krwistoczerwone, fioletowe. Ogólna zasada była taka: jaśniejsze, pastelowe kolory przeznaczano na cieplejsze pory roku, zaś zimowe stroje szyto z tkanin w barwach głębokich albo ciemnych.
Abdykacja
Moda – wiadomo – nie lubi stagnacji. Nie od tego jest. Wszystko więc przemija, po latach jednak często wraca w zmienionej formie. Krynolina trzymała się dzielnie przez niemal dwa dziesięciolecia, mimo skomasowanego ataku karykaturzystów, higienistów i piewców praktyczności. Większość kobiet ją lubiła, ponieważ nawet skromnym sukniom nadawała efektowny wygląd. Niestety chór głosów krytycznych wciąż przybierał na sile. W prasie wciąż rozprawiano o tym, jakie to trudności powoduje krynolina przy wsiadaniu do powozów, a nawet codziennym przechodzeniu przez drzwi i w ogóle poruszaniu się. Pisano, że robotnice, chcąc wyglądać jak damy, zakładają krynoliny do pracy w fabrykach i w związku z tym coraz częściej zdarzają się wypadki, bo obszerne spódnice wciągane są w tryby maszyn. Zaś damy stojące zbyt blisko kominka podpalają sobie falbany itp., itd.

Augustus Leopold Egg, Towarzyszki podróży | 1862, Birmingham Museum & Art Gallery, Birmingham
Trudno też w krynolinie podróżować pociągiem – pani modna zajmuje aż trzy miejsca, jakież to nieekonomiczne. Towarzyszący kobietom panowie musieli siedzieć bokiem i uważać, żeby nie uszkodzić cennych koronek i kwiatków przypinanych do spódnicy. Poza tym trudno mijać się w tłumie, gdy połowa tego tłumu ma na sobie imponujących rozmiarów obręcze. Sugerowano, że baron Haussmann nie dlatego likwiduje w Paryżu plątaninę małych uliczek, tworząc szerokie arterie, by pozbawić ewentualnych rewolucjonistów szansy barykadowania się w zaułkach, lecz z wrodzonej galanterii – żeby eleganckiemu towarzystwu chadzało się wygodniej11.
Krynolina nagle została uznana za nienowoczesną i ten straszny zarzut przypieczętował jej koniec. Musiała się coraz bardziej ograniczać, zrobiła się płaska z przodu i wydłużona z tyłu, w dalszej kolejności tył spódnicy został podniesiony i udrapowany. Tak zrodziła się tiurniura, która jednak wcale nie miała lepszej prasy niż swoja poprzedniczka: przyrównywano ją do garbu wielbłąda, nazywano kuprem paryskim – ale to już inna opowieść i następny rozdział w fascynującej historii mody.
Biblioteka:
1. Dobkowska J., Wasilewska J., W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku, Warszawa 2016.
2. Gernsheim A., Victorian and Edwardian Fashion. A Photographic Survey, New York 1981.
3. Kietlińska z Mohrów M., Wspomnienia, oprac. I. Homola-Skąpska, Kraków 1986.
4. List D.-J., Mademoiselle Angélique Caroline Milliet. Did She Invent the Steel Skeleton Petticoat?, „Costume”, R. 54, nr 1, s. 81–107.
5. Moda, „Bluszcz” nr 1, 1865, dodatek „Ubiory i roboty”.
6. Motty M., Listy Wojtusia z Zawad, „Dziennik Poznański”, numer sylwestrowy, 1865; za: M. i L. Trzeciakowscy, W dziewiętnastowiecznym Poznaniu, Poznań 1982, s. 184.
7. Potocka z Działyńskich A., Mój pamiętnik, Warszawa 1973.
- „Potwór ówczesnej mody, narzucony despotycznie całemu prawie światu niewieściemu przez wszechwładną cesarzową Eugenię – krynolina albo klatka «cage», w latach 1867 i 1868 panowała jeszcze, ale już znać było, że chyli się ku upadkowi, tak jakby przepowiednia upadku świetnej Francji. Byłam jeszcze na pensji, kiedy szkaradna ta moda rozkwitała, więc dosyć późno i w znacznie skromniejszym rozmiarze przywdziałam ten ohydny balon”. M. z Mohrów Kietlińska, Wspomnienia, oprac. I. Homola-Skąpska, Kraków 1986, s. 243. ↩
- Z francuskiego: crin – końskie włosie, lin – len. Podobnie jest po włosku: crino – końskie włosie, lino – len. ↩
- D.-J. List, Mademoiselle Angélique Caroline Milliet. Did She Invent the Steel Skeleton Petticoat?, „Costume”, R. 54, nr 1, s. 81–107. ↩
- A. Gernsheim, Victorian and Edwardian Fashion. A Photographic Survey, New York 1981, s. 46. ↩
- J. Dobkowska, J. Wasilewska, W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku, Warszawa 2016. ↩
- M. z Mohrów Kietlińska, op. cit., s. 320–321. ↩
- A. Gernsheim, op. cit., s. 47. ↩
- M. Motty, Listy Wojtusia z Zawad, „Dziennik Poznański”, numer sylwestrowy, 1865; za: M. i L. Trzeciakowscy, W dziewiętnastowiecznym Poznaniu, Poznań 1982, s. 184. ↩
- Moda, „Bluszcz” nr 1, 1865, Dodatek „Ubiory i roboty”, s. 1. ↩
- A. z Działyńskich Potocka, Mój pamiętnik, Warszawa 1973, s. 44. ↩
- J. Dobkowska, J. Wasilewska, op. cit. ↩
Artykuł sprawdzony przez system Antyplagiat.pl
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:

- Wzlot i upadek krynoliny - 27 lutego 2025
- Dlaczego nie było wielkich artystek? - 19 lipca 2024