Jadąc z Zakopanego do Kościeliska, możemy podziwiać po lewej stronie panoramę Tatr. Warto na tej trasie zboczyć z głównej drogi i po około czterech kilometrach od centrum Zakopanego, gdy miniemy już Polanę Szymoszkową, zjechać w boczną uliczkę. Prowadzi ona do kompleksu wypoczynkowego Agencji Mienia Wojskowego „Rewita” (ulica Nędzy Kubińca 103). Po chwili zobaczymy dwupiętrowy gmach, wybudowany na planie łuku, z fasadą zwróconą na południe, czyli tatrzańskim szczytom. Budynek wzniesiono z cegły, ale nie zabrakło w nim detali, które przypominają, że jesteśmy na Podhalu. Gdy spojrzymy ku górze, dostrzeżemy w szczytach i nad oknami ostatniej kondygnacji góralskie słoneczka.
Takie budynki niewzniesione z drewna, ale mające cechy stylu zakopiańskiego inspirowanego tradycyjną architekturą i zdobnictwem góralskim nazywano murowanicami. Budynek jest położony 1050 metrów n.p.m. na zboczu Palenicy Kościeliskiej. Gdy powstał na początku XX wieku, umiejscowiony był na polanie, z której rozpościerał się widok na Tatry. Otaczał go świerkowy park, który z czasem zamienił się w gęsty las. Dlatego kiedyś widoczny z oddali budynek obecnie jest nieco ukryty.
Sanatorium Dłuskich często jest porównywane do sanatorium przedstawionego przez Thomasa Manna w Czarodziejskiej górze. Może wywołać także skojarzenia z filmem Grand Budapest Hotel (2014) w reżyserii Wesa Andersona: niekończące się wyłożone dywanami korytarze, sale kąpielowe z błyszczącymi kafelkami, przestronne lobby z nastrojowym światłem, do tego nutka staroświeckiego blichtru, a to wszystko w otoczeniu zjawiskowych gór. Sanatorium Dłuskich było polskim Grand Budapest Hotel, pierwszym luksusowym zakładem leczniczym w Zakopanem, którego wyposażenie zaprojektowali wybitni krakowscy artyści. Niestety czas nie obszedł się z nim łagodnie. Bryła budynku zachowała swój pierwotny kształt, ale wystrój wnętrz został bezpowrotnie utracony. Z pierwotnego wyposażenia zachowało się niewiele: lampa projektu Jana Rembowskiego (Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem), obrazy autorstwa tego samego artysty, które zdobiły wnętrza (Muzeum Narodowe w Krakowie), a także jeden z foteli z salonu. Jednak dzięki pozostałym opisom wnętrz i fotografiom można odbyć wyobrażoną podróż do sanatorium Dłuskich.
Na początku XX wieku nieuleczalna wówczas gruźlica i inne choroby płuc były bardzo poważnym problemem epidemicznym, często niszczyły zdrowie młodych ludzi. Właśnie dla nich powstało Sanatorium dla Chorych Piersiowych Bronisławy i Kazimierza Dłuskich. W ośrodku tym leczono pacjentów na wczesnym etapie gruźlicy, rekonwalescentów po rozedmie płuc, zapaleniu oskrzeli, zapaleniu płuc itp. Kuracjuszy poddawano leczeniu klimatyczno-higieniczno-dietetycznemu z wykorzystaniem metody doktora Hermanna Brehmera. Jej podstawą było oddychanie czystym, suchym górskim powietrzem, które – jak sądzono – miało zbawienny wpływ na płuca. Dlatego pacjenci część dnia spędzali, leżakując w drewnianych leżalniach (w sanatorium Dłuskich było takich aż trzy), na werandach, balkonach lub – jeśli mogli – spacerując po okolicy. Stan zdrowia miała poprawić także obfita, ale zdrowa dieta. W sanatorium spożywano pierwsze i drugie śniadanie, obiad z pięciu dań, podwieczorek i kolację z trzech dań, a przed snem pito mleko. Trzecim filarem kuracji były zabiegi wodolecznicze – nacierania, kąpiele i natryski. W ciągu roku w sanatorium kurowało się 250–500 pacjentów. W znacznej mierze były to osoby w wieku od dwudziestu do czterdziestu lat.
Doktorostwo Kazimierz i Bronisława Dłuscy
Doktorostwo Dłuscy to postacie o życiorysach zdecydowanie wykraczających poza ramy ich epoki. Kazimierz Dłuski początkowo nie wybrał medycznej ścieżki kariery, zdecydowanie bardziej angażowały go kwestie polityczne i niepodległościowe. Od nastoletnich lat uczestniczył w działalności konspiracyjnej przeciwko carskiej Rosji, z tego powodu wydalono go ze szkół w Petersburgu i Odessie. Zamieszkał w Warszawie, gdzie współtworzył ruch socjalistyczny na ziemiach polskich i współpracował z Ludwikiem Waryńskim. Dla władz carskich stał się przez to przestępcą politycznym i został zmuszony do opuszczenia kraju. Wyjechał do Genewy, a następnie do Paryża. Tam podjął studia w dziedzinie nauk politycznych, planował rozpocząć pracę w charakterze dyplomaty, ale i to uniemożliwiły mu władze carskie. Dlatego w 1885 roku zdecydował się na studia medyczne. Po ich ukończeniu w 1891 roku rozpoczął praktykę lekarską w Paryżu.
Podczas studiów medycznych Kazimierz poznał Bronisławę Skłodowską. Pochodziła ona z warszawskiej rodziny, w której bardzo ceniono edukację. Była o dwa lata starszą siostrą przyszłej noblistki Marii. To ona jeszcze przed słynną siostrą podjęła studia na paryskiej Sorbonie. Musiała wyjechać do Francji, ponieważ w zaborze rosyjskim kobiety nie mogły studiować medycyny. Maria wspierała siostrę finansowo w czasie studiów, pracując jako guwernantka. Bronisława wybrała jako specjalizację ginekologię, a w 1894 roku obroniła tytuł doktorski na podstawie dysertacji poświęconej karmieniu niemowląt piersią. Dłuscy zawarli związek małżeński w 1890 roku. Ich paryskie mieszkanie stało się miejscem spotkań Polonii, widywano tam Ignacego Paderewskiego, Józefa Piłsudskiego, Władysława Mickiewicza.
W 1898 roku Dłuscy przenieśli się do Galicji. Ich celem stało się założenie nowoczesnego, pierwszego na tak wysokim poziomie sanatorium, w którym leczono by choroby płuc. Aby poznać najnowsze metody leczenia sanatoryjnego, Kazimierz wyjechał na praktykę do szwajcarskiego Davos, odwiedził także ośrodki we Francji i Niemczech. W celu zebrania funduszy na budowę sanatorium w 1899 roku powołano spółkę akcyjną. Zyskała ona osiemdziesięciu trzech akcjonariuszy, w tym Ignacego Paderewskiego i Henryka Sienkiewicza. Poza pracą w sanatorium w charakterze lekarzy Dłuscy angażowali się również w wiele inicjatyw społecznych, m.in. Kazimierz był współtwórcą Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i prezesem Towarzystwa Muzeum Tatrzańskiego. W 1918 roku Dłuscy wyjechali do Francji, a potem osiedli w Warszawie. Tam także do końca życia działali w organizacjach społecznych i medycznych, na przykład Bronisława współtworzyła Instytut Radowy.
Leczenie poprzez piękno
W sanatorium doktorostwa Dłuskich pacjenci mogli poczuć się nie jak w szpitalu, lecz nowoczesnym, eleganckim hotelu. Budynek powstał w latach 1900–1902 według projektu krakowskiego architekta Wandalina Beringera. Kuracjusze mieszkali w większości w jednoosobowych pokojach, wszystkie miały widok na południe, więc były dobrze oświetlone i można było podziwiać z nich góry. Pokoje urządzono skromnie, ale przede wszystkim higienicznie. W prospekcie reklamowym można było przeczytać, że pokoje mają wentylację. Dbając o przepływ powietrza, wykonano w oknach zaokrąglone narożniki. Poza tym wszystkie meble zostały wyprodukowane z materiałów pozwalających na ich dezynfekcję, a podłogę pokryto łatwym do utrzymania w czystości linoleum. Na każdym piętrze znajdowały się łazienki i toalety. W budynku zainstalowano windy, elektryczne oświetlenie, kanalizację, centralne ogrzewanie, wewnętrzne telefony, dzwonki i telegraf. Na miejscu znajdowały się gabinety lekarskie, apteka, laboratorium i sala operacyjna. Być może teraz na nikim nie robi to wrażenia, ale na początku XX wieku było to bardzo nowoczesne wyposażenie.
Dłuscy byli również zwolennikami terapii poprzez spotkania, zabawę lub lekturę, więc w sanatorium – poza wspólnymi posiłkami – odbywały się koncerty, przedstawienia teatralne i kabaretowe, można było też skorzystać z czytelni czy oddać się modlitwie w kaplicy. Wszystkie te aktywności były możliwe dzięki kunsztownie zaprojektowanym pomieszczeniom wspólnym – dwóm jadalniom, salonowi ze sceną, salonowi muzycznemu z fortepianem, czytelni i kaplicy.
W pierwszym etapie (1902–1906) tworzenia dekoracji wnętrz właściciele postanowili ozdobić ściany polichromiami. W jadalni, kaplicy i gabinetach lekarskich wykonał je młody krakowski artysta, uczeń Stanisława Wyspiańskiego – Tymon Niesiołowski. Dekoracje inspirowane były światem natury – wyobrażały przeskalowane i przestylizowane kwiaty i rośliny tatrzańskie – lub góralskim zdobnictwem. W jadalni ściany zdobiły rośliny przypominające szczawik zajęczy i gałązki limby, w kaplicy znalazły się motywy religijne i gałązki ostu, w gabinecie lekarskim serca, z których wyrastają wijące się linie. Na korytarzach polichromie wykonał Jan Rembowski, młody krakowski artysta, a także kuracjusz zakładu leczniczego. Ukazywały one powiększone osty i gałązki limby. W salonie, który pełnił też funkcję teatralną, w tle sceny umieszczono widok Tatr pędzla Stanisława Jasieńskiego, lwowskiego scenografa i malarza. W takim otoczeniu namalowanych limb, ostów i widoków tatrzańskich pacjenci nawet w deszczowy dzień, gdy nie mogli spacerować, czuli otaczającą ich górską przyrodę.
Pierwszym spójnie dekorowanym pomieszczeniem w sanatorium Dłuskich była mała jadalnia znajdująca się na drugim piętrze. Przez nią przechodziło się do dużej jadalni. Autorem mebli, boazerii, stolarki drzwi i lamp był pochodzący z góralskiej rodziny, ale też wykształcony w dziedzinie rzeźby w Krakowie – Wojciech Brzega. Polichromie wykonał Wiktor Gosieniecki z Poznania, wielki miłośnik stylu zakopiańskiego. Artyści wspólnie stworzyli pokój będący kwintesencją tego stylu. Brzega inspirował się ludowymi stołami, ławami, zydlami i łyżnikami, ich kształty powtórzył w wyposażeniu jadalni. Nie zabrakło w jego projektach góralskich motywów słoneczka czy arkad z chłopskiej chałupy. Gosieniecki w polichromii także wykorzystał zdobnicze motywy góralskie: zygzaki, rozetki, serca, gałązki.
Druga część prac dekoratorskich w sanatorium przypadła na lata 1909–1910. Dłuscy uzyskali wówczas wsparcie finansowe od Marii Słodkowskiej-Curie i Piotra Curie, którzy ofiarowali im 20 000 franków z Nagrody Nobla i Ozyrysa. W 1909 roku zlecenie prac zaproponowano Towarzystwu Polska Sztuka Stosowana. Stowarzyszenie to działało od 1901 roku w Krakowie. Zrzeszało artystów, projektantów, teoretyków, a także przedsiębiorców, którzy chcieli wspierać rozwój polskiej sztuki użytkowej. Czynili to poprzez organizowanie wystaw, wydawanie czasopisma, tworzenie kolekcji polskiego rzemiosła artystycznego i nawiązywanie nici współpracy między projektantami a zleceniodawcami. Z ramienia towarzystwa do realizacji zlecenia Dłuskich przystąpili dwaj młodzi krakowscy artyści – Karol Frycz i Henryk Uziembło, a także zaangażowany już wcześniej Jan Rembowski.
Niebieski salon projektu Jana Rembowskiego
Skromny dotąd salon, będący też salą teatralną, został na nowo zaprojektowany przez Rembowskiego. Najistotniejszym elementem jego wyposażenia stał się cykl witraży i obrazów. Ich tematyka ściśle związana była z Tatrami, przenosiła też widzów w świat mitologii góralskiej. Na dłuższej ścianie salonu, naprzeciwko okien, artysta umieścił namalowany na płótnie tryptyk pt. Świt, ukazujący górali kroczących po łące, zwróconych w kierunku sceny teatralnej, w której tle znajdował się widok Tatr. Po przeciwnej stronie, między oknami, znalazły się dwa malowidła przedstawiające dzieci góralskie idące po łące w tym samym kierunku co górale. Treść obrazów powiązana była ze scenami na witrażach: centralny prezentował tytułową Wieszczkę Tatr z chłopcem przechodzącym pośród powiększonych roślin. W bocznych oknach w górnej części umieszczono wyobrażenia lecących kaczek. Z okien rozpościerał się widok na Tatry. Przypuszcza się, że inspiracją dla Rembowskiego były sztuki osnute na kanwie legend góralskich – Królowa Tatr Adolfa Walewskiego i Nietota. Księga tajemna Tatr Tadeusza Micińskiego. Zarówno te, jak i pozostałe witraże w sanatorium wykonano w słynącym z wysokiej jakości artystycznej zakładzie witrażowniczym Stanisława Gabriela Żeleńskiego w Krakowie.
Salon został zaprojektowany w odcieniach szaroniebieskich. Obrazy skomponowano w tonacji jasnoniebieskiej, jasne były też barwy witraży, jedynie lecące kaczki miały kolorystykę opalizującą, mieniącą się. Szaroniebieskimi uczyniono też ściany, podłogę z linoleum, obicia mebli i kurtynę. Ściany pokryła polichromia, w tonacji zielononiebieskiej ze złoceniami. Ukazywała ona przestylizowane pawie pióra i spinki góralskie, szczelnie wypełniała wolną przestrzeń ścian, zdobiła także ościeża okien. Tworzyła odrealnioną, bajkową atmosferę. Kuracjusze mogli odnieść wrażenie, że znaleźli się w centrum scenicznej scenografii do sztuki osnutej na kanwie legend góralskich.
Witraże, obrazy, polichromie salonu charakteryzowały się bujnością i fantazyjnością. Rembowski skontrastował z tymi elementami wyposażenie wnętrza – stolik, krzesła, fotele, taborety. Te sprzęty o bardzo prostych kształtach wykonano z drewna dębowego i pomalowano na kolor szaroniebieski. Rembowski zadbał o najmniejsze szczegóły – obudowę grzejnika wykonano z ażurowej kraty i kafelków, a żyrandole z metalowych gwiazdek. Na stolikach umieszczono niebiesko-zielone wazony, zaprojektowane przez wybitnego twórcę secesyjnej ceramiki Stanisława Jagmina. Rembowski dopracował także wystrój przedsionka i korytarza przed wejściem do salonu. Składały się na niego oryginalne boazerie, stolarka drzwi, barierka przy schodach. Ze snycerką współgrały wiszące lampy oraz latarnie wykonane z kutego żelaza i kryształów górskich. Klatkę schodową rozjaśniały witraże ukazujące powiększone irysy.
Świetlisty salon muzyczny projektu Henryka Uziembły i bajkowa biblioteka projektu Karola Frycza
Z salonu można było przejść do salonu muzycznego. Jego wystrój zaprojektował Henryk Uziembło, twórca projektów wnętrz, plakatów, witraży, artysta malarz. Salon muzyczny składał się z dwóch części – koncertowej, z fortepianem i popiersiem Ignacego Paderewskiego, oraz salonowej. Ściany o barwie żółtej zdobiła polichromia utrzymana w tonacji pomarańczowej i złotej. Linie faliste dzieliły ściany na prostokątne przestrzenie, wypełnione motywami wieńców i kompozycjami inspirowanymi pękami pawich piór. Jarzenie się gorących barw wzmagał witraż, również ukazujący stylizowane pawie pióra – w kolorze pomarańczowym, rdzawożółtym i różowym. Do salonu zaprojektowano komplet białych mebli z żółtą tapicerką. Uziembło w tym wnętrzu podkreślił intensywne kolory polichromii i obić mebli, wprowadzając przedmioty dopełniające wystrój wnętrza – żyrandole i kinkiety ze zwisającymi sznurami szklanych paciorków, kryształowe owalne lustra usytuowane między pomieszczeniami, biały kominek z ażurową kratą ze złoconego brązu oraz mozaikę nad kominkiem.
Dłuscy zmienili również wyposażenie skromnej początkowo czytelni i biblioteki. Zaprojektował je Karol Frycz – malarz, scenograf, projektant wnętrz. Podobnie jak salon muzyczny pomieszczenie było podzielone na dwie części – w przejściu między nimi znalazł się przysadzisty filar. Czytelnia i biblioteka były zatopione w nastrojowym półcieniu. Pomieszczenie wypełniły mahoniowe kanapy, fotele, krzesła, stoliki, przeszklone szafy biblioteczne. Ściany w dolnej części wyłożono boazerią, nad którą znajdował się pas liliowo-szarej polichromii. Ukazywał on woluty układające się w kształty serc, wypełnione strzępiastymi liśćmi, i wachlarze ułożone ze stylizowanych pawich piór. Projektant rozjaśnił wnętrza punktowym światłem rozchodzącym się ze szklanych latarenek.
Polichromie, boazerie i meble szczelnie wypełniały wnętrze. Całość wyglądała dekoracyjnie i fantazyjnie. Wrażenie odrealnienia wzmagały detale dopełniające wyposażenie wnętrza. Przy wejściu stanął grzejnik zamaskowany kafelkami, w jego górnej części umieszczono mozaikę przedstawiającą trzy wygrzewające się koty. Zegar zdobiły metalowe plakiety ukazujące słońce z twarzą. W górnych partiach okien, z których rozpościerał się widok na Tatry, umieszczono witraże z papugami siedzącymi na wolutach–gałęziach. Wydaje się, że wyobraźnia projektanta nie miała granic. Dzięki jego zabiegom biblioteka i czytelnia sprawiały wrażenie wyrwanych z bajkowej opowieści, która przenosiła pacjentów sanatorium na chwilę spod Tatr w świat fantazji. Widać, że pomieszczenia te projektował scenograf teatralny.
Dłuscy kierowali sanatorium przez szesnaście lat. Po ich wyjeździe do Paryża sanatorium było zarządzane przez kolejnych dyrektorów lekarzy. W 1928 roku budynek został nabyty przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. Wówczas przeszedł gruntowny remont, podczas którego usunięto wyposażenie z początku XX wieku. Po ponad dwudziestu latach od jego powstania wystrój wnętrz wydawał się już niemodny, nowoczesny człowiek gustował w przestronnych białych wnętrzach i minimalistycznych metalowych meblach. Witraże, polichromie, mozaiki – wszystko to były już staroświecczyzną. Kolejny remont przeprowadzono po II wojnie światowej. W latach 70. XX wieku do gmachu z czasów Dłuskich dobudowano nowe skrzydło w formie wielopiętrowego bloku. Wymieniając wyposażenie sanatorium Dłuskich, bezpowrotnie straciliśmy kawałek historii polskiego projektowania, wybitne dzieło wnętrzarskie epoki Młodej Polski.
Bibliografia:
1. Henry N., Uczone siostry. Rodzinna historia Marii i Broni Skłodowskich, Wrocław 2016.
2. Makowska U., Zakopiański Berghof, „Konteksty” nr 1, 2013.
3. Reinhard-Chlanda M., Witraże w sanatorium dra Dłuskiego w Zakopanem, w: Witraże secesyjne. Tendencje i motywy, red. T. Szybisty, Kraków–Legnica 2011.
4. Sidor A., Historia Sanatorium Dłuskich w Kościelisku, https://muzeumtatrzanskie.pl/zostanwdomu-historia-sanatorium-dluskich-w-koscielisku.
5. Wójcik A., Mikrokosmos polskiej sztuki stosowanej przełomu XIX i XX wieku. Wystrój wnętrz sanatorium i willi doktorostwa Bronisławy i Kazimierza Dłuskich w Zakopanem, „Quart” nr 9, 2018.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka