Petrus Christus, Złotnik w warsztacie, 1449
olej, deska, 100,1 × 85,8 cm, Metropolitan Museum, Nowy Jork
Niderlandzka precyzja, chłód i dbałość o szczegóły. Tak określa się styl Petrusa Christusa. Zapomina się jednak o miękkości pędzla, pewnej liryczności i łagodności w przedstawianych przez niego scenach. Materia, w której się poruszał, czyni go mistrzem renesansu Północy oraz czołowym malarzem Brugii. Ten XV-wieczny malarz, kojarzony jest z twórczością Jana van Eycka, Roberta Campina czy Rogiera van der Weydena, to właśnie w oparciu o ich twórczość i wiedzę wypracował swój własny styl i technikę.
Główną cechą jego malarstwa jest jednak zagadkowość i iluzjonizm. Przykładem tego jest obraz z 1449 roku, łączący w sobie symbole religijne ze scenami rodzajowymi – Złotnik w warsztacie.
Obraz przedstawia złotnika na dworze króla Franków Chlotara II, św. Eligiusza. Ów święty jest patronem cechu złotników z Brugii, którzy zamówili u Petrusa wykonanie wizerunku świętego.
Artysta w ciekawy sposób sportretował mieszczan, w ich bogatych strojach, na tle prostego warsztatu jubilerskiego. Widzimy tu trzy centralnie namalowane postacie wchodzące ze sobą w interakcję. Każdy gest i spojrzenie to ukryta tajemnica. Artysta stosuje w swej malarskiej precyzji ukryte znaczenia namalowanych scen, pojedynczych przedmiotów. Wprowadza widza w swoistą magię i iluzję.
Główną postacią obrazu, jest siedzący na wprost widza jubiler, patron złotników – św. Eligiusz. Po jego lewej stronie stoi para młodych ludzi. Mężczyzna obejmuje prawą ręką kobietę, co wskazuje na bliskość pary. Dowodem na ich zażyłość jest praca wykonywana przez jubilera, czyli ważenie złotego pierścionka zaręczynowego, z czerwonym oczkiem. O zaręczynach ma również świadczyć czerwona szarfa, pas wijący się na stole. Szarfa nawiązuje do kościelnej stuły łączącej dłonie małżonków podczas ślubu. Również kolorystyka strojów i kotary to symbole miłosne i pełne nadziei. Kobieta odziana w złotą suknię z zielonymi, floralnymi aplikacjami, wykończonymi przy rękawach i trójkątnym dekolcie czerwoną lamówką. Sznurowany dekolt uwidacznia białą koszulę. Na głowie ciekawe nakrycie. To rodzaj kornetu z welonem, wyszywanego drobnymi perłami i spiętego złotą szpilką. Młody mężczyzna w dekoracyjnym berecie i niebieskim kaftanie obszytym futrem. Jubiler zaś odziany jest w czerwoną suknię i proste nakrycie głowy.
Spojrzenia całej trójki spotykają się by dać sobie i nam znaki. Jubiler patrzy na młodą kobietę, ta zaś, z wyciągniętą lewą ręką w jego kierunku, zerka mu prosto w oczy. Narzeczony z góry obserwuje bacznym wzrokiem scenę pomiędzy swą narzeczoną, jubilerem a ważeniem pierścionka. Całość splata się w hipnotyzującą grę spojrzeń.
A wszystko w scenerii magazynu, sklepu, z rozświetlającymi to małe pomieszczenie klejnotami, kryształami, naczyniami szklanymi, metalicznymi oraz narzędziami jubilerskimi. Na stole widzimy wagę jubilerską, kształtki czy złote monety. Prawdziwe jednak skarby ukrywają się na półkach za naszymi bohaterami. Wieko ich tajemnicy odkrywa przed nami zielona kotara.
Czarna skrzynka, wyłożona czerwoną materią, skrywa szereg drogocennych pierścionków z pośród których na uwagę zasługuję jeden, z podwójną oprawą w dwa kamienie. Dalej mamy czarny futerał z serią kaboszonów – klejnotów nie oszlifowanych i nie oprawnych. Feeria barw kieruje nas w stronę drobnych, białych pereł, które na chwilę uspokajają nasz wzrok i dają mu odpocząć. Na uwagę zasługuje oparty o ścianę koralowiec czy stojące obok niego naczynie na hostię ze złotą, cebulastą kopułą, przykrywką zakończoną rzeźbą pelikana rozdzierającego własną pierś, by nakarmić młode. Symbolizował on najwyższe poświęcenie, a w kontekście sakralnym był znakiem ofiary Jezusa, lub też w dosłownym znaczeniu znakiem eucharystycznym symbolizującym krew Chrystusa. Na przymocowanej do ściany nad pierwszą półką czarnej materii, widzimy trzy brosze ze złota, pereł i drogocennych klejnotów jak rubiny czy szafiry. Odchodząc na chwilę od owych precjozów, zwróćmy nasz wzrok ku postaci narzeczonego i jego biżuterii. Jego kapelusz bowiem zdobi brosza, podobna do tej z jubilerskiego warsztatu. Sznur korali dzieli i rozdziela dwie półki. Na górnej półce widzimy dzbany i kolejne naczynia metalurgiczne.
Wszystkie te przedmioty służyły nie tylko celom symboliczny, ale jako że obraz był zamówiony przez cech złotników można się pokusić o tezę, iż poniekąd miała to być reklama gildii z Brugii.
Ważnym przedmiotem, łączącym całość i wprowadzającym w obraz jego bohaterów i widza, jest wypukłe lustro stojące na stole. Ten czynnik to celowy zabieg Petrusa, znany mu z dzieła Jana van Eyck Portret małżeństwa Arnolfinich. Chodziło tu o zaznaczenie przestrzeni obrazowej. W lustrze bowiem odbija się scena dziejąca się poza warsztatem, na rynku. W lustrzanym odbiciu widzimy dwóch spacerujących po rynku mężczyzn. Jeden z nich na lewej dłoni trzyma sokoła. Ptak ów ma nawiązywać do lenistwa jako jednego z siedmiu grzechów głównych oraz jest to symbol pychy i chciwości. I tak dwa obrazy, ten w pracowni jubilerskiej i ten z lustrzanego odbicia, należy ze sobą porównać. Pełną cnót pracę cechu złotników, z niedoskonałościami świata zewnętrznego. Ciągle należy też pamiętać, że jest to obraz zamówiony i musiał być podporządkowany swoistej równowadze pomiędzy wizją artysty a zleceniodawcy. Jedno z najważniejszych dzieł w historii sztuki, dzieł Niderlandów i XV wieku, jest w swym malunku nasycone wieloma wątkami, symbolami i alegoriami, które należy ostrożnie odczytywać i ciągle badać.
Złotnik w warsztacie jest jednym z niewielu dzieł sygnowanych i datowanych przez artystę, o czym dowiadujemy się patrząc poniżej dziejącej się i wciąż nieodgadnionej do końca historii. Petrus Christus w ciekawy sposób podpisywał swoje dzieła, używając greckiego chrystogramu XPI (Chri[stus] – imię Chrystusa jako nazwisko malarza), zawsze w dobrze widocznych miejscach swoich obrazów.
Petrus Christus
Złotnik w warsztacie, 1449
olej na desce, 100,1 × 85,8 cm
Metropolitan Museum, Nowy Jork
Bibliografia
1. Burckhardt J., Kultura odrodzenia we Włoszech, przeł. M. Kreczkowska, Warszawa 1991.
2. Fisher C., Flowers of the renaissance, Londyn 2011.
3. Genaille R., Monkiewicz M., Ziemba A., Encyklopedia malarstwa flamandzkiego i holenderskiego, Warszawa 2001.
4. Murray P. L., The art of renaissance, Londyn 2006.
5. Portret. Funkcja, forma, symbol, pod red. A. Marczak-Krupa, Warszawa 1990.
6. Słownik terminologiczny sztuk pięknych, pod red. K. Kubalska-Sulkiewicz, Warszawa 2007.
7. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 2003.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Bartolomeo Veneto „Portret młodej kobiety jako Flory” - 17 grudnia 2021
- O doświadczeniu nowoczesności. Wywiad z dr. Krzysztofem Cichoniem - 29 sierpnia 2021
- Franz Xaver Winterhalter „Portret Katarzyny z Branickich Potockiej w stroju orientalnym” - 7 maja 2021
- Sztuka i percepcja wzrokowa. Psychologia twórczego oka - 12 października 2015
- Cztery nowoczesności. Teksty o sztuce i architekturze polskiej XX wieku - 23 sierpnia 2015
- Agnolo Bronzino „Portret Eleonory Toledańskiej z synem Janem” - 7 maja 2015
- Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow - 24 kwietnia 2015
- Alina Szapocznikow. Przerafinowane rozdygotanie - 27 marca 2015
- Tycjan „Portret Ranuccio Farnese” - 5 marca 2015
- Prerafaelici i Legenda króla Artura - 22 lutego 2015
Komentarz bardzo ciekawy.
Dziwią błędy ortograficzne – ważenie a nie warzenie !!! . Sokół piszemy z małej litery jako rzeczownik pospolity typu wróbel , sikorka itp.
Dziękujemy za uwagi – poprawione 🙂 To artykuł z zamierzchłych czasów, kiedy jeszcze nie mieliśmy edytorek 🙂