Mania prześladowcza, groźby, listy z pogróżkami i zabójstwo. To nie zapowiedź najnowszego kryminału Katarzyny Bondy. To historia z życia, a właściwie ze sztuki wzięta. Historia dwóch artystów, których drażliwość, porywcze charaktery i duma doprowadziły do tragedii…
Jednym z tych artystów był nie byle kto, bo sam Xawery Dunikowski – wybitny polski rzeźbiarz, człowiek o niezwykłym talencie, ale też o szatańskim poczuciu humoru, porywczym charakterze i… dużej skłonności do wpadania w tarapaty. Jego oryginalne dzieła od początku wzbudzały kontrowersje i często nazywane były „gipsowymi straszydłami”. Dziś jednak wczesny etap twórczości artysty, z rzeźbami takimi jak Macierzyństwo czy Kobiety brzemienne, uznaje się za jedno z najbardziej interesujących zjawisk w sztuce europejskiej początku ubiegłego wieku.
Dunikowski był postacią specyficzną. Niski wzrost i drobną budowę ciała nadrabiał nie tylko olbrzymim talentem, lecz także osobowością. W świecie artystycznej bohemy słynął z barwnych, nierzadko mijających się z prawdą anegdot, konfliktowego charakteru, skłonności do awantur i dużych ambicji. Charakterek Dunikowskiego znany był nie tylko jego licznym przyjaciołom, z którymi często przesiadywał, dyskutował i „zapijał się wręcz niemożebnie” w krakowskich kawiarniach. Na jego liczne ekscesy pozwalały mu władze warszawskiej Szkoły Sztuk Plastycznych, której profesorem został w wieku niespełna trzydziestu lat, a nawet komunistyczny rząd, przymykający oko na wyrzucanie za drzwi ważnych oficjeli i publiczną krytykę socrealizmu.
Nie taki Dunikowski straszny, jak go Gottlieb maluje
Osobowość Dunikowskiego i emocje nim targające w niebywały sposób ujął także jeden z jego przyjaciół, Leopold Gottlieb, autor portretu rzeźbiarza. Obraz ten – olej na płótnie o wymiarach 76 na 92 cm należy do prywatnej kolekcji Krzysztofa Musiała.
Na portrecie tym widzimy Dunikowskiego, który rozsiadł się w fotelu na wprost widza. Ma lekko rozszerzone nogi, a jego ręce wspierają się na poręczach mebla. Nie jest to jednak człowiek relaksujący się w wygodnym fotelu.
Pierwszą myślą, jaka przychodzi do głowy, kiedy stanie się przed portretem rzeźbiarza, jest to, że model za chwilę wstanie i wyjdzie z ram obrazu. Jednostki o słabych nerwach wolałyby pewnie tego uniknąć, zważywszy na srogą minę, napięte rysy twarzy i przeszywające na wylot spojrzenie pana Xawerego. Dunikowski sprawia tu wrażenie buntownika, człowieka nieprzystępnego, groźnego, gniewnie patrzącego w stronę widza.
Jego postać, wypełniająca niemal cały kadr, tylko z pozoru przybiera bierną, nieruchomą pozę. Tak naprawdę jednak niemal zsuwająca się z fotela w kierunku dolnej krawędzi kadru sylwetka Dunikowskiego z nogami ukazanymi w śmiałym skrócie perspektywicznym wydaje się prowokować do konfrontacji. Ujęcie modela w taki sposób – przy jednoczesnym „zachowaniu pozorów spokojnej symetrii w ukazaniu ubioru – uwydatnia wzburzone, buntownicze i pełne niepokoju oblicze artysty” patrzącego na odbiorcę spod ściągniętych srogo brwi.
Ukazując tak groźną postawę przyjaciela, Gottlieb nie omieszkał jednak nieco z niego zażartować, co w pewien sposób zdaje się neutralizować negatywną energię malującą się w rysach twarzy i sylwetce portretowanego. Ów żart łagodzący nieco gniewny wizerunek Dunikowskiego to powtórzenie kształtu jego długich, sumiastych wąsów w kształcie muszki zawiązanej pod jego szyją.
Drugi bohater dramatu
Przenieśmy się jednak do innego muzeum. W Muzeum Narodowym w Warszawie niejeden widz stanął zapewne przed obrazem autorstwa drugiego bohatera naszej opowieści kryminalnej ze sztuką w tle – Wacława Pawliszaka.
Starszy od Dunikowskiego o niespełna dziesięć lat artysta, syn dyrektora finansowego warszawskiego Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, pobierał nauki u takich sław jak Wojciech Gerson, Jan Matejko, Józef Brandt czy Carolus-Duran. Dziś nieco zapomniany, kiedyś jednak ceniony w środowisku (wyróżniony m.in. na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1900 roku) za dobre warsztatowo obrazy batalistyczne, historyczne, dobrej klasy portrety oraz egzotyczne sceny rodzajowe. Rozmiłowany w kulturze Wschodu malował wiele egzotycznych scen rodzajowych, a w Stambule pracował nawet dla samego sułtana.
Z nastaniem nowego stulecia twórczość Pawliszaka stała się niepopularna, gdyż jego realistyczne obrazy przestały wpisywać się w założenia nowej sztuki, która teraz miała stanowić wyraz uczuć artysty i jego egzystencjalnych niepokojów. Odrzucony malarz stawał się coraz bardziej drażliwy, dumny, coraz częściej wywoływał konflikty, prowokował pojedynki i, jeśli wierzyć krążącym wówczas plotkom, powoli popadał w obłęd. Skutki tego okazały się fatalne.
Wystrzałowe popołudnie
18 stycznia 1905 roku Warszawa, podobnie jak i cała Europa Środkowo-Wschodnia, żyła jeszcze niedawną kapitulacją Rosji w wojnie z Japonią. A przecież już za kilka dni rozegrać się miały tragiczne wydarzenia krwawej niedzieli, która da początek rewolucji 1905 roku. Był to więc czas niepokoju i narastających konfliktów.
Na początku tego burzliwego roku Xawery Dunikowski, znany i ceniony polski rzeźbiarz, wraz z Janem Krywultem, właścicielem galerii sztuki mieszczącej się na rogu Nowego Światu i ulicy Świętokrzyskiej, przygotowywali w Warszawie wystawę prac tego pierwszego. Salon Krywulta, obok Zachęty, stanowił wówczas drugą poważną instytucję wystawową w stolicy. Środa, 18 stycznia, była kolejnym dniem pracy nad wystawą Dunikowskiego. Gdy tego dnia około godziny 16.00 obaj dżentelmeni pojawili się na obiedzie w znanej i lubianej restauracji Mieczysława Lijewskiego przy Krakowskim Przedmieściu, nikt nie spodziewał się dramatycznych wydarzeń, które za chwilę miały rozegrać się na oczach wszystkich zgromadzonych tam gości. Panowie zajęli przedostatni stolik z prawej strony głównej sali. Byli zajęci rozmową, kiedy nagle stanął przed nimi rzeczony malarz, Wacław Pawliszak.
Jak relacjonował w swych wspomnieniach Jan Krywult, Pawilszak ominął go i skierował się w stronę Dunikowskiego, zamierzając się do spoliczkowania artysty. Nie zdążył. Dunikowski bowiem „gwałtownym ruchem wyjął z kieszeni ubrania rewolwer i nim Pawliszak zdołał go uderzyć, padł strzał. Pawliszak zalany krwią runął na podłogę. Kula przeszła przez prawy policzek, wysadziła oko, przeszyła mózg i utkwiła w czaszce”. Dunikowski od razu zgłosił się na policję. Zatrzymano go w areszcie, z którego jednak wyszedł kilka dni później, zaraz po wpłaceniu niebagatelnej kaucji w wysokości dwóch tysięcy rubli. Pawliszaka zaś zabrano do pobliskiego szpitala św. Rocha. Rana głowy była jednak zbyt rozległa. Malarz nie dożył ranka. Osierocił jedyną córkę, Marię Eugenię.
Emocje Dunikowskiego, pędzel Gottlieba
Wkrótce po tym wydarzeniu Dunikowski wyjechał do Izraela. Towarzyszył mu Leopold Gottlieb, który właśnie w Jerozolimie w 1906 roku namalował wspomniany portret rzeźbiarza. Potwierdza to znajdująca się w prawym górnym rogu płótna sygnatura malarza, obok której widnieje napis „Jerusalem”.
Na portrecie widoczna jest charakterystyczna dla wczesnego okresu twórczości Gottlieba pogłębiona charakterystyka psychologiczna modela. Malarz sportretował przyjaciela tak znakomicie, że z obrazu niemal wypływają wszystkie emocje, cała złość i nieukrywane wzburzenie towarzyszące rzeźbiarzowi od feralnych wydarzeń sprzed roku.
Jak bowiem trafnie ujął to dziennikarz i publicysta Antoni Chołoniewski, celem twórczości Gottlieba jest wyraz. Artysta ten rezygnuje z akademickich schematów realistycznego przedstawiania postaci na rzecz stylu szkicowego, który zbliżony jest nieco do plakatu.
„Powłoka cielesna obchodzi go tyle, o ile w jej liniach zamknięta jest ta inność, która cechuje wybitnie indywidualne twarze ludzkie. Mówi o tym sam sposób malowania artysty, który stwarza głowę kilku zasadniczymi pociągnięciami pędzla”1.
Podobnie rzecz ma się w portrecie Dunikowskiego – model wyłania się tu z niedookreślonej płaszczyzny. Dzięki temu uwaga widza skupia się na postaci rzeźbiarza, na kształcie jego sylwetki, układzie rąk, smukłych dłoni, na mimice twarzy, które razem robią piorunujące wrażenie.
Nastawienie Gottlieba na ów wyraz przejawia się także wąską gamą kolorystyczną jego prac. Portret Dunikowskiego utrzymany jest w palecie chłodnych tonów, przełamanych bieli, szarości i zieleni oraz przechodzących w popiele jasnych brązów. Duże plamy barwne obwiedzione są zaś miękkim, płynnym, nienarzucającym się, lecz wyraźnym konturem.
Tak właśnie widział przyjaciela Leopold Gottlieb, znakomity malarz, grafik i rysownik, najmłodszy brat innego znanego twórcy – Maurycego Gottlieba. Urodzony w 1879 roku w Drohobyczu artysta, absolwent krakowskiej ASP, gdzie studiował pod okiem Jacka Malczewskiego i Teodora Axentowicza, szybko przeniósł się do Monachium, a potem do Paryża, by wkrótce stać się twórcą znanym także w innych miastach Europy, takich jak Warszawa, Lwów, Berlin czy Wiedeń. Był pomysłodawcą krakowskiej Grupy Pięciu; znano go także w paryskim środowisku Montparnasse’u. W 1906 roku objął katedrę malarstwa w Szkole Sztuki i Rzemiosła Bezalel w Jerozolimie.
Awanturnik numer trzy
Zaledwie kilka lat później w Paryżu okazało się, że nie tylko Dunikowski wykazywał skłonność do awantur. 12 czerwca 1914 roku w paryskim Parc des Princes Leopold Gottlieb, autor portretu rzeźbiarza, stanął bowiem do pojedynku o pewną niewyjaśnioną, w zasadzie do dziś „niesprecyzowaną kwestię honoru”. Przeciwnikiem był jego rodak, a do niedawna także przyjaciel – malarz Mojżesz Kisling.
W konflikt pomiędzy mężczyznami zaangażowani byli przedstawiciele paryskiego Montparnasse’u, w którego kręgach obracał się Gottlieb. Wśród nich znaleźli się sekundanci Leopolda: malarz Diego Rivera i krytyk André Salmon oraz sekundujący Kislingowi malarz Conrad Moricand i lekarz Raymond Barrieu. Arbitrem pojedynku był zaś niejaki pan Dubois.
Walka trwała około godziny. Panowie najpierw oddali po jednym strzale z pistoletu, a gdy oba okazały się niecelne, rozpoczęli pojedynek na szable, w wyniku którego Gottlieb został ranny w podbródek, Kisling zaś – w nos. Ten ostatni swą ranę nazwał czwartym rozbiorem Polski, ogłaszając się przy tym zwycięzcą sporu. Gottlieb wycofał się z godnością.
Kilka miesięcy później był już w Polsce, służąc w legionach Piłsudskiego. Zajmował się tam m.in. rysunkową dokumentacją życia w wojsku. Znane są portrety żołnierzy jego autorstwa, scenki z ich codziennego życia czy sceny batalistyczne, zaprezentowane po raz pierwszy w 1917 roku w Lublinie na Wystawie Legionów Polskich.
W dorobku Gottlieba, prócz licznych portretów znanych z pogłębionej charakterystyki psychologicznej modeli, znaleźć można obrazy o tematyce religijnej, biblijnej, rysunki ukazujące sylwetki postaci pogrążonych w pracy czy dzieła podejmujące tematy historyczne.
Zbrodnia w afekcie
Wróćmy jednak do kryminalnej historii w życiorysie Dunikowskiego. Tragiczne wydarzenia, które rozegrały się w restauracji Lijewskiego, były finałem dłuższego konfliktu pomiędzy Dunikowskim i Pawliszakiem. Jak wspomina Jan Krywult, malarz nie mógł pogodzić się z faktem, że jego obrazy nie zostały przyjęte na doroczną wystawę Towarzystwa Zachęty. Nietrudno się domyślić, że jednym z członków jury oceniającego prace był Xawery Dunikowski, zaledwie trzydziestoletni, choć już wtedy niezwykle poważany w środowisku artystycznym, profesor warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych.
Oburzony odmową przyjęcia jego prac na wystawę Pawliszak, który, jak podaje ówczesna prasa, miał ponoć problemy psychiczne i cierpiał na manię prześladowczą, wystosował obelżywy list do członków jury. Niestroniący od sporów Dunikowski nie omieszkał odpowiedzieć malarzowi, że „od niepoczytalnego satysfakcji nie żąda”, co tylko zaogniło konflikt. Od tej pory Pawliszak zaczął szukać sposobności do konfrontacji i publicznie mówił o zamiarze spoliczkowania przeciwnika, by sprowokować pojedynek. Był to jeden z argumentów przytoczonych w wyroku sądowym, w którym zwolniono Dunikowskiego z odpowiedzialności za śmierć Pawliszaka, a samo zdarzenie uznano za zbrodnię w afekcie.
Fatalne skutki?
Tragiczny wypadek z 18 stycznia 1905 roku nie przeszedł jednak bez echa. Rozpoczynająca się dwa dni później w Salonie Krywulta wystawa prac Dunikowskiego stanęła pod znakiem zapytania. Część opinii publicznej żądała od organizatora natychmiastowego jej zamknięcia, grożąc zniszczeniem rzeźb. Krywult nie dał się zastraszyć, wystawy nie zlikwidował, jednak liczba odwiedzających była minimalna, recenzje zaś – bardzo różne. Niektórzy recenzenci doceniali warsztat artysty, opanowanie kształtu, ekspresyjność rzeźb, inni zaś zarzucali mu pretensjonalność i nadmierne filozofowanie.
Na tym jednak skończyły się konsekwencje kryminalnej afery w życiu Dunikowskiego. Choć groziła mu co najmniej kilkunastoletnia zsyłka na Syberię, za sprawą historycznych zawirowań artysta nie poniósł kary za swą zbrodnię. Ludzie zaczęli żyć wybuchem rewolucji 1905 roku i zdarzenie z 18 stycznia szybko popadło w zapomnienie.
Tu kończy się historia tragicznego epizodu w życiu Xawerego Dunikowskiego. Epizodu, którego pamiątką jest portret rzeźbiarza namalowany przez Leopolda Gottlieba. Obraz ten jest nie tylko swego rodzaju dokumentem przypominającym o dramatycznym wydarzeniu sprzed ponad 111 lat, lecz także dziełem pełnym pasji i emocji – dwóch czynników, które nieustannie towarzyszą sztuce, prowadząc niekiedy nawet do zbrodni. Wiadomo to wszak od czasów Caravaggia.
Bibliografia:
1. Chołoniewski A., Na wyżynach sztuki. Krakowska wystawa jubileuszowa, „Życie i Sztuka” 1904, nr 502.
2. Dunikowski na Salonie u Krywulta, audycja radiowa Andrzeja Matyni, Polskie Radio, 16.01.1972.
3. Galeria Mistrzów Polskich. Malarstwo, rysunek, rzeźba z kolekcji Krzysztofa Musiała, Łódź 2016.
4. Kossowska I., Leopold Gottlieb. Dostępny w internecie: http://culture.pl/pl/tworca/leopold-gottlieb.
5. Malinowski J., B. Brus-Malinowska, W Kręgu École de Paris. Malarze żydowscy z Polski, Warszawa 2007.
6. Sołtysik M., Fatum?, „Palestra” 2003, nr 7–8.
7. Szubert P., Xawery (Ksawery) Dunikowski. Dostępny w internecie: http://culture.pl/pl/tworca/xawery-ksawery-dunikowski.
8. Tanikowski A., Wizerunki człowieczeństwa, rytuały powszedniości. Leopold Gottlieb i jego dzieło, Kraków 2011.
- A. Chołoniewski, Na wyżynach sztuki. Krakowska wystawa jubileuszowa, „Życie i Sztuka” 1904, nr 502. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Leonardo da Vinci „Madonna wśród skał” - 12 lipca 2020
- Od wiejskiego samouka do rzeźbiarza światowej klasy – historia Konstantego Laszczki - 22 stycznia 2017
- Leonardo da Vinci „Ostatnia wieczerza” - 14 grudnia 2016
- Artysta w kryminale, czyli historia „Portretu Xawerego Dunikowskiego” - 11 grudnia 2016
- Łódź, sztuka i Leonardo DiCaprio, czyli historia Stanisława Szukalskiego - 16 października 2016
- Awantura o piękno, czyli dlaczego trzy piękne boginie pokłóciły się o jabłko - 3 kwietnia 2016
- ♫ Piękno budzące zgorszenie, czyli tajemnica obrazu „Madame X” Johna Singera Sargenta - 11 marca 2016
- Sztuka cerkiewna źródłem inspiracji współczesnych artystów - 27 listopada 2015
- Kolaże, frotaże i połączenia nieoczywiste. Max Ernst innowatorem w sztuce - 8 października 2015
Rzeźby Dunikowskiego zawsze robiły na mnie wielkie wrażenie. Tak zostało do dziś. Ciekawy artykuł.
Dziękuję za ten fascynujący artykuł. Pojedynek Kisslinga /Gottlieba to dla mnie zaskakujący i nieznany dotąd fakt 🙂
Super!