Kees van Dongen, Portret Antoniego Cierplikowskiego w stroju wschodnim, przed 1927,
olej, płótno, 160 × 130 cm,
Muzeum Narodowe w Warszawie
„Doroczny paryski Salon Jesienny był wielkim wydarzeniem artystycznym, ale z pewnością jeszcze większym wydarzeniem towarzyskim. Publiczność pojawiała się na nim spragniona nowości i żądna sensacji po spokojnym sezonie letnim. Kto tym razem stanie się tematem rozmów na salonach? Widok czyjego dzieła wywoła wstydliwe pąsy na twarzach pań i panienek? W listopadzie 1927, jak każdego roku od blisko ćwierćwiecza, tłumy ciągnęły na Champs-Élysées. I skandal oczywiście był, ale wcale nie taki, jakiego się spodziewano. Nie nagość zszokowała wszystkich, nie zsunięte ramiączko sukni, nie portrety kochanek, nawet nie nowy ruch artystyczny rzucający wyzwanie starzejącym się mistrzom”.
Kontrowersje wywołał pochodzący z Holandii malarz Kees van Dongen, ceniony portrecista ówczesnych elit, sław, pięknych kobiet i autor wysmakowanych aktów. Artysta cieszył się już wieloletnią renomą i szacunkiem, chociaż własne środowisko zarzucało mu pogoń za pieniędzmi. Nikt nie sądził, że akurat on może stać się tematem obyczajowych polemik. A jednak! Tym razem sportretował w stroju Buddy swojego wieloletniego przyjaciela, który właśnie znajdował się u szczytu kariery, święcąc triumfy w Europie i za oceanem – najsłynniejszego na świecie fryzjera Antoine’a Cierplikowskiego. Był on prawdziwą gwiazdą, z rzeszą wiernych wyznawczyń, ale z racji uprawianego zawodu nie pasował do kanonu osób portretowanych. Dwa lata wcześniej, na balu Grand Prix księżnej Murat, Antoine olśnił znakomitych gości zaproszonych do paryskiej opery:
„Ach! Przepiękny strój o wielu odcieniach niebieskiego; na satynie i tiulu tuniki cudownie wyszyte czarujące niebiesko-złote postaci, a jaka fryzura, ten kask wysadzany szafirami, kolory od bladoniebieskiego aż po granatowy, prawie czarny, przechodzące przez wszystkie niuanse i tony pośrednie całej gamy błękitów; całość wymyślona i zrealizowana przez panią Sarę Lipską, naprawdę wielką artystkę.
Czy to pomysł jakiegoś nababa, przybyłego wczoraj do miasta, czy szaleństwo miliardera walczącego ze spleenem? Nie, ten Budda, który tak wszystkich zaintrygował, to Antoine, artysta fryzjer elit. Żeby zapomnieć o trudach swego zawodu, oddaje się rzeźbie i to jest dla niego osobistą satysfakcją, kaprysem duszy, fantazją gorącej wyobraźni, cały czas aktywnej, aby każdego roku z okazji gali w Operze czy charytatywnego przyjęcia wymyślić oryginalny kostium, który stanie się sensacją. Pojawić się na scenie teatru, nie figurując w programie, to jeden z pomysłów Antoine’a, który zdecydowanie ma monopol na niespodziewane przebieranki”.
Pojawienie się fryzjera wśród elit Paryża wywołało mieszane reakcje. Dominowało wymowne kiwanie głową nad zmianami obyczajowymi, które dopuszczały coś tak rewolucyjnego jak kontakty towarzyskie rzemieślnika z hrabiankami, księżniczkami, a nawet królowymi. I chociaż na przyjęciu w Ambasadzie Polskiej przybyłe z Warszawy arystokratki stanowczo odmówiły dzielenia stołu z fryzjerem, to ich francuskie odpowiedniczki nie były już tak niezłomne i dość szybko zaakceptowały obecność Antoine’a na przyjęciach, rautach i balach. Dzięki temu miały nieograniczony i priorytetowy dostęp do jego usług, a żadna kobieta nie mogła uważać się za elegancką i modną, jeśli nie miała fryzury od Antoine’a – najlepiej takiej stworzonej tylko dla niej. Szykowne stroje można było kupić u niezliczonych projektantów i projektantek, ale modną i unikalną fryzurę – tylko w jednym miejscu, co podkreślał Ernest Hemingway w liście do siostry:
„Jeśli chcesz się ostrzyc albo zrobić sobie trwałą ondulację, idź do Antoine’a na rue Cambon, jedynego porządnego fryzjera w Paryżu”.
Gdy Antoine pozował van Dongenowi do portretu, miał już za sobą otwarcie pierwszego salonu w Stanach Zjednoczonych, w domu towarowym Saks przy Piątej Alei. Było to ukoronowanie jego wieloletnich wysiłków. Chłopak z Sieradza, Antek Cierplikowski, stał się królem Paryża, napoleonem ondulacji, chopinem fryzjerstwa, papieżem lokówki, a to za sprawą odważnej fryzury na garsonkę (z fr. à la garçonne, czyli na chłopczycę). Zjeżdżały do niego kobiety z całego świata, a on od początku skupiał wokół siebie grono oddanych klientek zwanych żartobliwie „cyrkiem Antoine’a”. Do jego klientek należały m.in.: Sarah Bernhardt, Isadora Duncan, Mata Hari, Josephine Baker, Marlene Dietrich, Greta Garbo, Bette Davis, królowa Rumunii Maria oraz królowa Egiptu Nazli.
Wszystko, czego dotknął, zmieniało się w sukces zawodowy i finansowy. Był fryzjerem, producentem kosmetyków, wydawcą ekskluzywnego pisma o modzie, projektantem kostiumów teatralnych, peruk, designerem, rzeźbiarzem, wynalazcą. Od wyjazdu z Polski na początku XX wieku ani na chwilę nie przestał ciężko pracować i nie miał najmniejszego zamiaru pozostawać w cieniu. Chciał, żeby jego zawód był tak samo ceniony jak zawód projektanta mody. Dzięki niemu fryzury przestały być dodatkiem, a stały się ważną częścią stylizacji. Był pewny siebie i swojego talentu. Uważał się za artystę. Zresztą zanim całkowicie poświęcił się fryzjerstwu, z powodzeniem wystawiał na paryskim Salonie Niezależnych swoje rzeźby powstające pod okiem Xawerego Dunikowskiego, który był jego najbliższym przyjacielem.
Lubił być zauważany, więc zawsze wyróżniał się strojem i zachowaniem. W czasach ciemnych surdutów i meloników nosił białe ubrania, skórzane sandały lub buty na szklanych obcasach. Farbował włosy na blond i błękit, wypróbowując najpierw odcienie farb na swym charcie, który także trafił na obraz van Dongena. Opisy spacerów Antoine’a w towarzystwie Sary Lipskiej i niebieskiego psa trafiały do kronik plotkarskich, podobnie jak opisy jego kamienic, wiejskiej posiadłości, kubistycznego samochodu, samolotu transportowego, którym latał do Krakowa, czy najnowocześniejszego na świecie salonu fryzjerskiego mieszczącego się pod numerem piątym przy rue Cambon, z fontanną do mycia włosów, barem i cateringiem.
Ekscentryczny Antoine zjednywał sobie coraz więcej wielbicieli. Paryż był idealnym miejscem dla kogoś o tak wielkiej wyobraźni, talencie artystycznym, wyczuciu stylu i mody. Szybko stał się przyjacielem i mecenasem artystów. Z wieloma znał się jeszcze z czasów, gdy wszyscy klepali biedę na Montmartrze. A ponieważ to on zaczął zarabiać duże pieniądze jako pierwszy, chętnie wspomagał kolegów, których kariery rozwijały się nieco wolniej – Picassa, Modiglianiego, Foujitę, Kislinga, Dunikowskiego, Lipską, Januszewskiego czy Kanelbę. Kupował ich obrazy, wieszał je w salonie i sprzedawał bogatym klientkom. Modiglianiemu urządził wystawę, a jego ulubioną modelkę, Lunię Czechowską, zatrudnił jako manikiurzystkę. Jej portret wisiał jeszcze w latach 60. XX wieku w biurze Antoine’a. Krąży legenda, że to właśnie ten obraz Modiglianiego genialny fryzjer zabrał ze sobą do Polski, gdy zdecydował się wrócić na stałe do kraju na kilka lat przed śmiercią.
Gdyby Antoine pozostał w tym kręgu towarzyskim, nie wychodząc poza Montparnasse, na który z czasem przenieśli się artyści, nadal pobłażliwie patrzono by na jego ekstrawagancję, z lubością korzystając z jego fryzjerskich usług w ekskluzywnym centrum Paryża. Tymczasem Antoine ośmielił się sięgnąć po więcej. Już na początku lat 20. XX wieku zaczął pojawiać się na kostiumowych balach w Wenecji, najczęściej na zaproszenie hrabiego Volpiego, co skrupulatnie odnotowała w swoich pamiętnikach księżna Ghika, słynna wcześniej jako kurtyzana Liane de Pougy:
„Cała ta wesoła i zdeprawowana banda przyszła do mojego pokoju, żeby przygotować się przed wyjściem na bal. Najprzystojniejszy, jak zawsze, był Pierre Meyer, przebrany za Szkota, w cudownym krótkim kilcie, wysoki, z opalonymi nogami i pogodną chłopięcą twarzą. Jedna para (!) była pierrotami z różowymi różami w ustach. Antoine, fryzjer, przebrany za wspaniałą bizantyjską cesarzową, a za nim jego ukochany w stroju Chińczyka. Antoine miał pozłacaną gondolę ze świecami i kwiatami, w której byli muzycy. Antoine jest bogaty”.
Wyeksponowanie portretu Antoine’a w centralnym miejscu wystawy w Paryżu było zapewne przemyślaną prowokacją obu artystów. Nie potrzebowali lepszej reklamy. Ale czy tym razem nie posunęli się za daleko? Zapanowała powszechna konsternacja. Kto odważy się na otwartą krytykę? Kto narazi się na niełaskę u mistrza fryzjerstwa i u najmodniejszego portrecisty? Choć całe miasto huczało od plotek, oficjalne negatywne opinie się nie ukazywały.
Pojawiały się recenzje postępowych krytyków, którzy doceniali wartość artystyczną obrazu, rozwodząc się nad przyciągającą wzrok kolorystyką. Chwalono wirtuozerię van Dongena, konstatując, że w pełni zasługuje na uznanie i nagrody, które otrzymuje. Podkreślano, że obraz robi ogromne wrażenie, spychając w cień dzieła innych malarzy, które wisiały na ścianach wokół:
„To Antoine, fryzjer. Zatrzymali się przed tym zaskakującym księciem wschodnim, siedzącym ze skrzyżowanymi nogami, ubranym w spodnie, jedna ręka zwieszona, z palcami wydłużonymi przez złote ozdoby. Płótno wydawało się malowane szafirami. I przyćmiewało bezlitośnie wszystkie sąsiednie obrazy, które stały się zaledwie papierem. Ono jedno żyło i rozświetlało przestrzeń.
– Niech pani spojrzy, jak to jest wykonane – powiedział Ptyx do zachwyconej młodej kobiety. Zobaczyli czysty błękit mórz południowych, rozprowadzony na płótnie nożem. Miejscami przebijała ochra wyciśnięta prosto z tuby”.
Mimo to z dnia na dzień w Paryżu coraz wyraźniej słychać było wzmagający się szum oburzenia, początkowo cichy, nieśmiały, jakby wciąż zastanawiano się, jaka reakcja byłaby adekwatna do tej sytuacji. Czy wystarczy tylko skwitować ją pogardliwym milczeniem? To zapewne zabolałoby Antoine’a najbardziej. W końcu jednak znalazł się krytyk, który nie wytrzymał i odważył się wyrazić publicznie to, co wielu myślało lub wypowiadało w prywatnych konwersacjach. Malarz, dziennikarz i pisarz Michel Georges-Michel w popularnym „Le Quotidien” grzmiał oburzony:
„Widzieliśmy już wszystkie kolory w malarstwie, a nawet wszystkie kształty.
A jednak mały wielki portret wystawiony w tym roku przez pana van Dongena i zawieszony na honorowym miejscu wywołał skandal. Och! Nie głośny skandal, nie. Gorzej… Czy to dlatego, że sportretowany pan nosi tylko naszyjnik z niebieskich kwiatów i przyjął ulubioną przez Buddę pozycję?
Nie, nie. Nagość, od dawna, została uznana za akademicką, zatem przyzwoitą, nawet gdy jest autorstwa pana van Dongena, który pewnego dnia zostanie uznany za klasyka, jak, nie przymierzając, pierwszy lepszy kubista. Non. Ale jeśli dawni malarze uwieczniali wielkich panów lub żebraków, jeśli malarze Trzeciej Republiki przedstawiali prezydentów, polityków lub wielkich uczonych czy poetów jak to robił Bonnat, piękne panie lub sławne aktorki, które malował de La Gándara, to pan van Dongen, on, wystawia, na samym środku sali głównej… portret fryzjera. Znak czasów! Bo ten fryzjer podobno jest sławny. To on wymyślił modę na podgalane karczki i doradził swoim klientkom regulowanie brwi, aby upodobniły się do jakiejś chińskiej figurki lub rysunku wariata”.
Stało się jasne, że portret fryzjera, wystawiony na prestiżowym salonie sztuki w Paryżu, był trudny do zaakceptowania wyłącznie z uwagi na osobę, którą przedstawiał. Za pierwszą krytyką poszły kolejne: „Dokument naszej epoki, ukazujący, jakimi marionetkami jesteśmy”; „Damski fryzjer przebrany za bożka, dostrzegamy wałki do loków wokół jego głowy”; „Pustka czy myśl za tą maską niewzruszoną”; „Co za żart na zimno, który rozkojarzy zwiedzających, mamy ochotę krzyczeć: Bravo!”; „Jeśli w sztuce szukamy tylko rozrywki, pójdziemy prosto do „Antoine’a” van Dongena”; „Antoine? Podobno to jakiś modny fryzjer, a wydaje się, że to hermafrodyta, Antoine i Kleopatra w jednym, przygnieciony diademem, naszyjnikami przykrywającymi nagi tors, bransoletami obciążającymi ramiona, spódnica z haftowanego jedwabiu, na której spoczywają dłonie ze złotymi paznokciami”.
Ironiczne komentarze, choć pozostające w mniejszości, pojawiały się coraz częściej i już wydawało się, że portret Antoine’a na Salonie Jesiennym był właśnie tą kroplą, która przepełniła czarę goryczy, gdy inne, jeszcze bardziej spektakularne wydarzenie, odebrało wszystkim głos, a odzyskawszy go, musieli uznać się za pokonanych. Oto Antoine stał się bohaterem sztuki teatralnej Coiffeur pour dames napisanej przez duet rozchwytywanych autorów dramatycznych Paula Armonta i Marcela Gerbidona. Premiera miała miejsce na początku grudnia 1927 roku. W rolę Maria, postaci wzorowanej na Antonim Cierplikowskim, wcielił się uwielbiany przez paryską publiczność Max Dearly. Komedia ukazująca zawrotną karierę pasterza owiec podbijającego serca paryżanek jako fryzjer okazała się wielkim sukcesem. Widzowie byli zachwyceni poczuciem humoru, jakim wykazał się Antoine, który nawet odegrał główną rolę w jednym przedstawieniu, a dochód z tej inscenizacji przeznaczono na cele charytatywne. Sztuka została zekranizowana, i to dwukrotnie – w 1932 i 1952 roku. W Polsce trafiła w 1930 roku na deski Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie pod tytułem Napoleon ondulacji.
Słynny fryzjer nie przestawał zaskakiwać coraz bardziej ekstrawaganckim zachowaniem – sypiał w szklanym łóżku przypominającym trumnę, zrzucał kwiaty nad rodzinnym miastem, wybudował sobie szklany dom, w którym urządzał oszałamiające przyjęcia. A gdy wezwał go Hollywood i jego pobyty w Ameryce zaczęły się przedłużać, paryżanie zatęsknili za tą barwną postacią.
Antoine uznał cel za osiągnięty. Odtąd portret wisiał w jego apartamencie, nad szklanym łóżkiem zaprojektowanym przez Sarę Lipską. Dopiero w latach 60. XX wieku podarował go Muzeum Narodowemu w Warszawie, gdzie można go podziwiać do dziś. Dla siebie zachował wykonany na specjalne zamówienie gemmail (witraż, który powstał na podstawie obrazu).
Szybko zapomniano o kontrowersjach wokół dzieła van Dongena. Nie był to jedyny portret Antoine’a wykonany przez niego. Drugi, dużo mniejszy, przedstawiał mistrza haute coiffure w trakcie pracy i zdobił salon w Cannes. Król fryzjerów został również sportretowany przez innych artystów – Sarę Lipską, Xawerego Dunikowskiego, Feliksa Topolskiego, Jeana-Gabriela Domergue’a, Izraela Schora czy Rajmunda Kanelbę. Portret Antoine’a w kostiumie księcia perskiego autorstwa Bolesława Czedekowskiego trafił do Muzeum Teatralnego przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.
Antoine po latach wrócił do swego rodzinnego miasta – Sieradza. Stracił fortunę, zamieszkał w skromnym domu przy ulicy Wierzbowej, gdzie nie było nawet łazienki, a ubikacja znajdowała się w podwórzu. Po śmierci został pochowany na lokalnym cmentarzu.
Cytaty w tłumaczeniu autorki pochodzą z książki:
Marta Orzeszyna
Antoine de Paris. Polski geniusz światowego fryzjerstwa. Ekscentryk. Milioner. Artysta »
Wydawnictwo REBIS
Poznań 2019
A może to Cię zainteresuje:
- Kisling – Serce Montparnasse’u - 21 września 2024
- Sto twarzy Marii Lani - 29 stycznia 2023
- Sara Lipska. Polka, która oczarowała Paryż - 1 marca 2022
- Kees van Dongen „Portret Antoniego Cierplikowskiego w stroju wschodnim” - 18 czerwca 2021
Hejka…:-)
Ciekawa notka o Mistrzu Cierplikowskim znajduje się książce M.Borucki. Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat. Część 2. Wyd.Muza.2016
Z pozdrowieniami,
Andrzej
PS.
Gdyż wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka chwała jego jak kwiat trawy. Uschła trawa, i kwiat opadł…
Tak, ponieważ pan Borucki bardzo skrupulatnie skorzystał z ksiązki pani Marty Orzeszyny, wystarczy zajrzeć do bibliografii. Własciwie to sobie tę książkę streścił.