Piękna i wykształcona. Prawdziwa nieziemska bogini – Juna. Kim była Józefina Szelińska, jedyna kobieta, której oświadczył się Bruno Schulz? Na fotografii autorstwa drohobyckiego artysty, którą Agata Tuszyńska rozpoczyna swoją książkę Narzeczona Schulza, widzimy Szelińską w skromnej czarnej sukience, odważnie odsłaniającej dekolt i ramiona. Jest królową, chociaż siedzi na kanapie. „Patrzę, jak nie patrzyłam dotąd na nikogo. Kusząco, wabiąco. Ale też z pewnością siebie, trochę nawet surowo. Jakbym za chwilę miała karcić poddanych. Nie wiem, czy to on sprawił, że tak wyglądam. Ale na pewno on wyreżyserował takie ujęcie. Taką mnie stworzył. Czy to więc jemu wtedy chciałam się podobać”1? Tak widział ją Schulz: młodszą o trzynaście lat nauczycielkę z prowincjonalnego miasteczka.
Pierwszy raz spotykają się przypadkowo na ulicy w Drohobyczu jesienią 1932 roku. Schulz jest oczarowany tajemniczą kobietą. Kilka miesięcy później za pośrednictwem przyjaciela prosi ją o pozowanie do portretu, a ona bez wahania się zgadza. Imponuje jej zainteresowanie starszego mężczyzny. Ich wieczorne spotkania, gdy Schulz odstawia na bok szkicownik, pastele i ołówki, wypełnione są rozmowami o literaturze i poezji. Oboje uwielbiają Rilkego i Tomasza Manna.
Artysta jest coraz bardziej zafascynowany nie tylko jej urodą (lubił porównywać ją do długonogiej gazeli), ale też intelektem. Szelińska staje się jego muzą. Nazywa ją Juną – to skrót od imienia mitologicznej bogini Junony, małżonki Jowisza. „Juna znaczy mężna. Juna opiekunka, matka prawie, biały anioł i długonoga antylopa, której można zwierzyć każdą słabość. Każdą małość i sekret”2.
Schulz szkicował jej portrety szybkimi pociągnięciami ołówka. To, co było najpiękniejsze w jej twarzy i osobowości, wydobywał pastelami. Jest tych portretów kilka: uśmiechnięta Juna w kapeluszu, surowa nauczycielka w idealnie skrojonej garsonce z poważną miną i portret na tle Drohobycza – miasta, które Schulz kochał i opisał w debiutanckim zbiorze opowiadań Sklepy Cynamonowe z dedykacją właśnie dla niej.
Autor Sanatorium pod Klepsydrą pracował zazwyczaj w swoim pokoju w rodzinnym domu przy Floriańskiej. Znajdowało się w nim niewiele mebli – łóżko, krzesła i stół, a na ścianach rysunki postaci w lubieżnych pozach; i Bruno leżący u ich stóp.
W rysach tych postaci Szelińska doszukiwała się twarzy kobiet, które często widywała na ulicy. Wzbudzało to w niej niepokój, tym bardziej, że dochodziły do niej słuchy, że jej ukochany bywa często w ich towarzystwie. Dręczyła ją myśl, czy była dla Bruna tą jedyną.
Podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy odwiedzali rodzinę Pilpów, z którymi przyjaźnił się Bruno. Na ścianach ich domu wisiały podobne szkice. „Największy popłoch wywoływał pastel, na którym naga kobieta wstępowała do wanny, a Murzyn nalewał dla niej z ciała bez głowy – krew. A u stóp kobiety twarze. I to znajome: Mundka, Staszka, Bruna”3. Takich szkiców Schulz stworzył znacznie więcej. Jerzy Ficowski pisał o nich: „Mamy tu do czynienia z rodzajem ikonolatrii – obrazochwalstwa – zmieniają się tylko twarze, wieczna kobiecość zmienia maski, wciąż pozostają sobą: kochanką Schulzowskiej wyobraźni (…) nie ma w tych rysunkach scen obscenicznych. Schulz nie przekracza nigdy tej granicy”4.
Ich związek rozpadł się w 1937 roku. Juna nie mogła znieść tego, że jej ukochany zwleka z przeprowadzką do niej, do Warszawy. Ich plany małżeńskie też legły w gruzach, mimo że to dla niej wystąpił z żydowskiej gminy. Zdecydowała o rozstaniu, a tę decyzję przypłaciła próbą samobójczą. Nigdy już do siebie nie wrócili, chociaż Bruno szukał z nią kontaktu, wysyłał listy, ale ona na nie nie odpowiedziała.
Juna nie była jedyną kobietą, którą zafascynowany był Schulz, ale z pewnością on sam znajdował się w centrum jej całego życia. Po jego tragicznej śmierci w Drohobyczu w 1942 roku nie związała się już z żadnym innym mężczyzną. Przez lata nie mogła sobie wybaczyć, że nie uratowała go przed śmiercią. Dręczyła się myślami, że może gdyby wtedy wsiadła do pociągu, pojechała do niego, może jej ukochany Bruno by żył.
Tą nieszczęśliwą miłość ukrywała aż do śmierci. Odkryła ją tylko przed pisarzem, Jerzym Ficowskim, który, zafascynowany twórczością Schulza, szukał jakichkolwiek informacji o nim. Przez blisko pół wieku korespondowała z Ficowskim, ale z dużą ostrożnością dawkowała mu informacje o związku z Schulzem. Nie chciała, by w swojej książce Ficowski wymienił ją z imienia i nazwiska; wolała być tajemniczą panią „J”. „Nic światu o sobie nie ma do powiedzenia. Wyrzekła się swojej przeszłości i swojego imienia. Muza NIC”5.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Camille Claudel i Auguste Rodin – pasja, namiętność, dramat - 13 lutego 2020
- Kochał sztukę i kochał kobiety. Witkacy i jego muzy - 17 stycznia 2020
- Sztuka Kobro, sztuką przyszłości - 22 października 2017
- Wiedziałem, że zakochałem się w niezwykłej dziewczynie. Maria Stangret widziana oczami Tadeusza Kantora - 11 marca 2017
- „Boże! Odbierz mi wszystko, (…) ale za to daj mi możność wypowiedzenia się artystycznego i sławę.” Zofia Stryjeńska i jej walka o bycie artystką - 12 lutego 2017
- Jacek Malczewski i jego słynne słowa: „Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała” - 13 listopada 2016
- Józefina Szelińska, jedyna kobieta, której oświadczył się Bruno Schulz - 9 sierpnia 2016
- Jeżeli Zakopane, to tylko Witkacy! - 10 czerwca 2016
Peut-être le tournant avec Debora Vogel ? L ” oiseau ne continua pas avec lui . De cela , un trou noir en Bruno Schulz . Des ondes noires créatives, sa fin était prédestinée . La mère de Debora Vogel déclencha tout cela en refusant la demande de Bruno . Puis , plus rien ne fût comme avant , Bruno Schulz étant un homme romantique . Mais les ondes sont immortelles et surtout celles de Debora Vogel et Bruno Schulz
Ce ne fût pas ce nazi qui tuait Bruno Schulz d ‘ une balle dans la tête , c’est le subconscient de Bruno Schulz qui arma ce pantin .
Oh, dokładnie tak wyobrażałam sobie partnerkę Artysty. Artysty prawdziwego, błądzącego w oceanie własnych przemyśleń, fobii, fetyszy. Niezrozumiałego, wycofanego z życia publicznego Introwertyka. Muza NIC niepewna swojej roli, zaplątana w sidła egzystencji nieujarzmionej, nieznającej siebie, nieokreślonej. Balansowała na granicy szaleństwa. Pragnienie bezpieczeństwa, wewnętrzny głos każący uciekać, stykał się z ogromną fascynacją, napięciem, tajemnicą. Współcześnie powiedzielibyśmy toksyczna relacja, patrząc z boku przykleilibyśmy łatkę chory związek. Ale myśle, że było w tym coś więcej, że Muza NIC i Bruno doświadczyli dużo więcej, niż większość z nas.
Lubię kulturę i wszelką sztukę . Martwi mnie to ,że głównymi nagrodami literackimi jest nagradzana poezja która nie zasługuje na żadne nagrody , a są pomijani nawet nie nominowani bardzo dobrzy poeci ! Kiedy to się zmieni ?