Giorgione, Tycjan, Śpiąca Wenus, ok. 1508–1510
olej, płótno, 108,5 × 175 cm,
Gemäldegalerie Alte Meister, Drezno
„Zdaje się on raczej mitem niż człowiekiem. Los żadnego poety na ziemi nie da się z jego porównać losem. Nie wie się o nim nic lub prawie nic; są nawet tacy, którzy przeczą jego istnieniu. Imię jego nie jest zapisane w żadnej księdze i są ludzie, którzy mu żadnego dzieła nie przypisują na pewne. Jednak cała sztuka wenecka zda się zapalona jego objawieniem”1.
W takich słowach włoski poeta Gabriele D’Annunzio opisał Giorgionego, renesansowego malarza, którego można postawić w jednym szeregu z najbardziej enigmatycznymi w dziejach sztuki artystami. Właściwie nic o nim nie wiadomo – nawet takie podstawowe informacje, jak data urodzin i śmierci, są raczej umowne niż pewne. Historycy, wciąż spierając się między sobą, próbują ustalić listę jego obrazów. Przypisywane mu dzieła stale poddaje się badaniom, mającym na celu potwierdzenie jego autorstwa. I może to ten brak pewności i aura tajemnicy sprawiły, że historia Giorgionego urosła do rozmiarów legendy.
Czar Wenecji
„Chyba jest tak, że oko kształtuje się w zależności od przedmiotów, jakie od młodości ogląda, więc i wenecki malarz widzi wszystko jaśniej i pogodniej niż inni ludzie. […] Kiedy w wysokim słońcu płynąłem przez laguny, ujrzałem najlepszy, najświeższy obraz weneckiej szkoły. Blask słońca olśniewająco wydobywał lokalne barwy, a strony cieni były tak jasne, że mogłyby nawet uchodzić za światło. To samo można by powiedzieć o odbiciach morskiej zieloności wód. Wszystko było jasnością, malowaną na jasno, a spieniona fala i światła błyskawicy przy tym potrzebne były tylko po to, by tu i ówdzie kropki nad i postawić”2.
W zaledwie tych kilku zdaniach Johann Wolfgang von Goethe zdołał uchwycić niepowtarzalną atmosferę Wenecji, która tak inspirowała artystów. Charakterystyczne miasto, poprzecinane licznymi kanałami, czarowało już w XV wieku. Wyobraźnię twórców rozbudzały mieniące się światło i falujące w wodzie wizerunki pięknych pałaców i nędznych ruder, które spowijała srebrzysta mgła, łagodząc ostre kontury. Weneccy malarze chcieli przenosić do swojej twórczości te zmysłowe spostrzeżenia, w czym pomagało im m.in. wykorzystywanie zasad perspektywy powietrznej i odkrywanie wielorakich możliwości kolorystycznych. Sztuka tworzona w Wenecji była subtelna i poetycka, nie brakowało w niej aury tajemniczości oraz inspiracji sztuką orientalną i północnym gotykiem.
Zamiłowanie do barw, światła i perspektywicznych eksperymentów dostrzegamy w obrazach Giorgionego. Nieliczne dzieła zdają się przemawiać do nas głośniej niż te lapidarne informacje o jego życiu, które się zachowały.
Mit o malarzu
Giorgione znaczy dosłownie „Wielki Jerzy”. Malarz faktycznie nazywał się Giorgio (w dialekcie weneckim Zorzi lub Zorzo), a końcówkę „-one” prawdopodobnie dodano dla podkreślenia jego pokaźnego wzrostu, choć możliwe, że taki przydomek miał być wyrazem uznania za wielki talent i zdolności. Badacze nie mają pewności co do nazwiska artysty, niektórzy podają „Barbarelli” lub „Barbarella”, inni nazywają go Giorgio da Castelfranco, nawiązując do jego rodzinnej miejscowości – Castelfranco Veneto. Giorgione przyszedł tam na świat w 1477, 1478 lub 1479 roku – te trzy daty najczęściej podaje się w różnych źródłach.
Nie wiadomo nic o pierwszych latach życia malarza. Większość historyków uznaje, że około 1500 roku Giorgione przeniósł się do Wenecji, gdzie życie artystyczne i intelektualne było wówczas bardzo ożywione. Bogate miasto wyróżniało się polityczną stabilnością, ale i otwartością kulturową i intelektualną, więc Giorgione mógł nawiązać kontakty ze środowiskami najbardziej znaczących artystów i arystokratów. Być może uczył się nawet u Giovanniego Belliniego, co Giorgio Vasari uznaje za prawdopodobne, albo przynajmniej pracował w jego warsztacie3. Z pewnością sztuka Belliniego wywarła wpływ na twórczość malarza z Castelfranco Veneto.
Pierwsze prace Giorgionego malował na zamówienia osób prywatnych, ale w latach 1504–1505 stworzył jedno z nielicznych dzieł na zamówienie publiczne – obraz ołtarzowy przedstawiający Madonnę dla katedry w Castelfranco.
Artysta postanowił przełamać tu konwencje figuratywne typowe dla nastaw ołtarzy, rezygnując z wszelkich architektonicznych aluzji do kościelnego wnętrza. W tym dziele to krajobraz zdobywa „równoprawne miejsce, budzi się do życia i wchodzi w żywy stosunek z ludźmi”4. Nie mniejsze znaczenie w tej kompozycji ma nowa koncepcja koloru – ciepłe, złociste odcienie dodają scenie harmonii, „barwa zamienia się w światło i cień, w atmosferę”5.
W 1506 roku Giorgione stworzył portret Laury, który jest wyraźnym nawiązaniem do Portretu Ginevry Benci namalowanego przez Leonarda da Vinci. Sylwetki obu postaci kobiecych zostały ukazane na tle bujnej roślinności.
W latach 1507–1508 Giorgione wykonał malowidło do jednej z sal Pałacu Dożów oraz – wraz z Tycjanem – freski na fasadzie Fondaco dei Tedeschi, domu kupców niemieckich. Zmarł ponad dwa lata później, w 1510 roku, prawdopodobnie na dżumę, która wówczas szalała w Wenecji. Możliwe, że zaraził się od swojej kochanki. Ponad sto lat później dzieła Giorgionego będą bardzo poszukiwane i pożądane, co doprowadzi do produkcji falsyfikatów na ogromną skalę.
Wenus odpoczywająca
Na krótko przed śmiercią Giorgione rozpoczął pracę nad dziełem Śpiąca Wenus, które zainicjowało nowy kanon ikonograficzny w malarstwie europejskim: Wenus odpoczywającą. Obraz jest wyjątkowy, bo jego kompozycja – zarówno ukazanie Wenus we śnie, jak i przedstawienie jej na tle pejzażu – nie została zaczerpnięta przez malarza ze sztuki antycznej. Historykom nie udało się także znaleźć żadnego dzieła artysty współczesnego Giorgionemu, którym ten mógłby się zainspirować. Możliwe, że punktem wyjścia dla Giorgionego stały się figury wyryte na antycznych gemmach, niemniej jego ujęcie nagiej Wenus na tle krajobrazu było oryginale i dało początek bogatej tradycji ukazywania śpiącej bogini. Każdy kolejny mistrz, który tworzył własną wizję motywu Wenus odpoczywającej, odwoływał się do wzorca ustanowionego przez Giorgionego.
Erotyczny powab
Giorgione w całości poświęcił swoje dzieło nagiej kobiecie. Jedynie jego tytuł – Śpiąca Wenus – jest wyraźnym nawiązaniem do mitologii. Choć w sztuce XV i XVI wieku piękno nagiego ciała odgrywało znaczącą rolę, to akt sam w sobie nie stanowił głównego tematu obrazu czy posągu. Zakryta różnorodnymi atrybutami nagość była jedynie strojem dla bohaterów i bohaterek biblijnych, mitologicznych i historycznych. Zbigniew Herbert stwierdził, że:
„Ma rację Berenson, gdy upodobanie renesansowych mistrzów do aktu tłumaczy nie tylko pociągiem do wrażeń dotykowych i ruchu, ale także wymogiem ekspresji. Nagie ciała posiadają w najwyższym stopniu zdolność budzenia wzruszeń”6.
Mimo że we współczesnych surowych salach muzealnych zmysłowe sceny już tak nie fascynują, a z pewnością nie zaskakują i nie zawstydzają, to – jak słusznie zauważa Herbert – (wciąż) posiadają zdolność budzenia wzruszeń. Wenus namalowana przez Giorgionego „jest obdarzona erotycznym powabem”7, naszą uwagę przykuwa szczególnie jej smukłe, swobodnie ułożone na tkaninach ciało o mleczno-kremowym odcieniu skóry. Bogini ma przymknięte oczy, śni, a więc jest „nieobecna”.
Motyw Wenus śpiącej w ogrodzie lub miejscach, gdzie „wiecznie panuje wiosna”, występował w rzymskich poematach ślubnych, w których „boginię miłości, otoczoną putti, budzi ze snu Kupidyn, by wzięła udział w weselu, któremu poświęcono utwór, i wspomogła miłość dwojga ludzi”8. Podobny motyw pojawiał się także w szesnastowiecznej poezji łacińskiej. Niektórzy badacze uważają, że Śpiąca Wenus Giorgionego mogła zostać namalowana jako ilustracja do takiego utworu na zamówienie Jeronima Marcella, który w 1507 roku poślubił Morosinę Pisani9.
Łagodność i zmysłowość w sennym krajobrazie
W obrazie Giorgionego wyczuwa się leniwą atmosferę gorącego dnia. Naga bogini oparła głowę na prawym ramieniu, a lewą dłoń ułożyła na łonie. To zmysłowy, ale nienachalny gest. Łagodne linie piersi, brzucha i nóg przechodzą harmonijnie w pagórki i wyżyny wypełniające przygaszony, senny krajobraz.
Płynność linii przełamują jedynie fałdy tkanin – jednej w kolorze czerwonego wina i drugiej srebrzystej, lśniącej. Ten kontrastowy akcent tylko podkreśla pełnię harmonii człowieka i natury. Scena z nagą, pogrążoną w spokojnym śnie Wenus jest sensualna, ale ma też „refleksyjny, niemal filozoficzny charakter”10. Pięknie opisał ją krytyk sztuki Mieczysław Sterling w swojej książce Malarstwo włoskie:
„[Giorgione maluje] śpiącą nagą kobietę o formach nad wyraz szlachetnych, liniach płynnych, jakich nie znała sztuka Rafaela ani Leonarda. Ani falista płynność linii, ani wyszukana subtelność kształtów nie starają się zbliżyć form ciała do posągu. Śpiąca jest wykwitem piękna życia, jak niebo, góry, polana, na której leży. Ta sama poświata, w cieniach ciepła, w świetle żółtawa, pokrywa pejzaż i ciało śpiącej”11.
Znikający Kupidyn
Przez swoją nagłą śmierć Giorgione nie zdołał ukończyć obrazu przedstawiającego śpiącą Wenus. Prawdopodobnie spod jego pędzla wyszła postać bogini i znajdujący się za nią głaz, a Tycjan, który był współpracownikiem zmarłego mistrza, namalował pejzaż w tle i małego Kupidyna u stóp kobiety.
Postać skrzydlatego chłopca musiała zostać usunięta podczas prac restauratorskich w XIX wieku ze względu na zły stan tej części płótna, ale w świetle podczerwonym wciąż można dostrzec jego twarz i fragment ciała. Obecność amorka w tej scenie pozwala jednoznacznie identyfikować śpiącą kobietę jako Wenus, choć nie wiadomo, czy taka ingerencja Tycjana była zgodna z zamysłem Giorgionego12.
Spuścizna marzyciela
Choć Giorgione żył krótko, zaledwie około trzydziestu lat, i pozostawił po sobie niewiele prac, to zdołał wywrzeć wyraźny wpływ na sztukę. Ikonograficzna oryginalność jego Wenus odpoczywającej odniosła zaskakujący sukces, stając się jednym z ulubionych motywów w kolejnych wiekach. Malarza ceniono za podkreślenie znaczenia krajobrazu w malowanych scenach, spopularyzowanie świeckich tematów, znakomite oddanie przestrzeni przez umiejętne stosowanie perspektywy powietrznej czy budowanie poetyckiej atmosfery obrazów za pomocą kolorów, światła i modelunku kompozycji.
„Treść jego obrazów nie łączyła się z żadną wiadomą opowieścią, idylle swoje czerpał ze siebie i przepajał je kolorem ciepłym, barwną atmosferą, złocistą, a zarazem przesłoniętą gorącym cieniem brązu. Zanurzone w niej czerwienie nabierały mocy szkarłatu, żółte tony zdawały się pomarańczowymi lub złotymi, napięcie barw wzmagało się, a przy tym granicą kolorów nie były zakreślone kształty przedmiotów jak w malarstwie Florencji – barwy wychodziły poza granice rzeczy, roztapiały się w atmosferze, tworząc to, co nazywamy kolorytem”13.
W twórczości Giorgionego nie było wielkich przełomów – może żył za krótko, a może ich nie potrzebował, tak jakby od początku był w pełni ukształtowanym artystą. Tworzył bezpośrednio na płótnach, nie tracił czasu na szkice i wstępne studia. Wystarczyła mu własna wyobraźnia i kilka kolorów. Mieczysław Sterling nazwał go „marzycielem, który malował wyłącznie własne fantazje – ludzi w pejzażu, połączonych muzyką, zadumą, marzeniem”14. Trudno znaleźć piękniejsze słowa na podsumowanie opowieści o tym enigmatycznym malarzu.
Bibliografia:
1. Casu S.G., Franchi E., Franci A., Wielcy mistrzowie malarstwa europejskiego, Warszawa 2005.
2. D’Annunzio G., Ogień, Lwów 1910.
3. De Rynck P., Jak czytać malarstwo. Rozwiązywanie zagadek, rozumienie i smakowanie dzieł dawnych mistrzów, Kraków 2005.
4. Ekielska A., Akt w malarstwie, Warszawa 2015.
5. Herbert Z., Barbarzyńca w ogrodzie, Warszawa 2004.
6. Kesselhut U., Giorgione, Warszawa 1976.
7. Peccatori S., Zuffi S., Klasycy malarstwa. Giorgione, Warszawa 2006.
8. Sterling M., Malarstwo włoskie, Warszawa 1933.
- G. D’Annunzio, Ogień, Lwów 1910, s. 61. ↩
- J. Goethe, Podróże włoskie, Wenecja 1786, cyt. za. U. Kesselhut, Giorgione, Warszawa 1976, s. 5. ↩
- U. Kesselhut, Giorgione, Warszawa 1976, s. 7. ↩
- Ibidem, s. 9. ↩
- Ibidem. ↩
- Z. Herbert, Il Duomo, w: Barbarzyńca w ogrodzie, Warszawa 2004, s. 58. ↩
- A. Ekielska, Akt w malarstwie, Warszawa 2015, s. 56. ↩
- P. De Rynck, Jak czytać malarstwo. Rozwiązywanie zagadek, rozumienie i smakowanie dzieł dawnych mistrzów, Kraków 2005, s. 141. ↩
- Ibidem. ↩
- A. Ekielska, op. cit., s. 56. ↩
- M. Sterling, Malarstwo włoskie, Warszawa 1933, s. 103. ↩
- P. de Rynck, op. cit., s. 140. ↩
- M. Sterling, op. cit., s. 102–103. ↩
- Ibidem, s. 102. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Chemnitz jako Europejska Stolica Kultury 2025 roku z dużą ilością dobrej sztuki - 18 grudnia 2024
- Malowanie dla Mengelego. Poruszająca historia Diny Gottliebovej-Babbitt - 10 listopada 2024
- Édouard Manet „Balkon” - 1 sierpnia 2024
- Witkacy „Portret Ireny Krzywickiej” - 20 lipca 2024
- Claude Monet. 7 faktów o tym artyście, o których nie mieliście pojęcia - 23 czerwca 2024
- Od ubrania do tożsamości. Moda w obrazach Johna Singera Sargenta - 20 czerwca 2024
- Wyjątkowy jubileusz: 250. urodziny Caspara Davida Friedricha - 19 maja 2024
- Caspar David Friedrich – mistrz nastrojowego pejzażu - 6 maja 2024
- Joaquín Sorolla „Spacer brzegiem morza” - 8 marca 2024
- Pionierka architektury modernistycznej – Barbara Brukalska - 3 marca 2024
W młodości gdzieś przeczytałem ,że na ostateczny kształt obrazu miało trzech malarzy Oprócz Giorgiona ,Tycjan z pejzażem i Durer który dodał draperię na pierwszym planie .Czy udział Durera jest potwierdzony współczesnymi badaniami ? Stefan Żuchowski