Mecenasem artykułu jest:
Edward Okuń – dziś nieco zapomniany, za życia uważany był za jednego z największych indywidualistów wśród artystów polskich działających na przełomie XIX i XX wieku. Tworzył, swobodnie czerpiąc inspiracje z włoskiej sztuki renesansowej, dorobku angielskiego bractwa prerafaelitów oraz nurtu secesji. Zespolenie wszystkich tych pierwiastków w połączeniu z wielką wrażliwością Okunia i zamiłowaniem do dekoracyjności pozwoliło mu wypracować niepowtarzalny styl: baśniowy i ujmujący, przenoszący widza w inny wymiar. Jego uosobieniem stał się jeden z najlepiej znanych obrazów artysty – My i wojna. Dzieło stanowi jednak dopiero preludium zachęcające do zanurzenia się w fascynującym świecie sztuki Okunia…
Cienkie listwy dzielą szklaną taflę okna na mniejsze prostokąty. Szyba wydaje się pokryta delikatną mgiełką sprawiającą, że widziany przez nią krajobraz jest niewyraźny i obcy. To inny wymiar, którego łącznikiem ze światem znajdującym się po drugiej stronie okna stał się kruchy motyl. Przysiadł w rogu szyby, a jego delikatne skrzydła na chwilę zamarły w bezruchu. Świadkiem tego wydarzenia jest młody mężczyzna. Odwracając głowę ku nam – widzom, przerywa moment intymności, jaki towarzyszy tej chwili. Jego twarz zdradza odczuwane przez ułamek sekundy emocje: zaskoczenie i niepokój. Oto ktoś wkroczył do znanego tylko jemu świata wyobraźni, eterycznego i kruchego jak on sam. On – to Edward Okuń. Świat, do którego wstępujemy, skrywa się w ramach Autoportretu z motylem.
Powstały w 1902 roku obraz figuruje na nieskończenie długiej liście dzieł zaginionych i znany jest jedynie z czarno-białej reprodukcji. Nie najlepszej jakości fotografia szczęśliwie nie odbiera pracy tego, co najcenniejsze: niezwykle silnego ładunku emocjonalnego. Autoportret z motylem stanowi kwintesencję idei sztuki Edwarda Okunia: oto dwa światy współistniejące równolegle, choć nigdy się nie przecinające: rzeczywistość i świat wyobraźni, magiczny i subtelny, świat baśni – lepszy od tego prawdziwego. Okuń wybiera go jako swój naturalny. To w nim egzystuje, zamknięty niczym w szczelnym kokonie, starając się jak najmocniej odseparować od szarości, zła i banalności dnia codziennego.
W czasie pracy nad tym obrazem Edward Okuń miał już trzydzieści lat, był więc w pełni ukształtowanym malarzem, choć w jego przypadku nie można powiedzieć, że artystyczna świadomość była konsekwencją wypracowanych poszukiwań. Sposób, w jaki rozwijała się twórczość Okunia, był ściśle związany z jego osobistymi przeżyciami i stanowił ich indywidualną kontynuację. Można więc powiedzieć, że Okuń nosił sztukę w sobie i w sposób świadomy ją ujawniał.
Edward Franciszek Mateusz przyszedł na świat 21 września 1872 roku w Wólce Zerzeńskiej. Był pierworodnym synem Edwarda Okunia herbu Belina i Zofii z Radoszkowskich herbu Dołęga. Jako pięciolatek został osierocony przez ojca, a pięć lat później również przez matkę. Choć owdowiała Zofia wyszła powtórnie za mąż za warszawskiego przemysłowca Władysława Kremky’ego, po jej śmierci opiekę nad dwunastoletnim Edwardem i jego młodszą siostrą (również Zofią) przejęli dziadkowie od strony matki. Niewątpliwie tym, co odróżnia wspomnienia o młodzieńczych latach Edwarda Okunia od życiorysów innych artystów jest towarzyszący mu dostatek. Majątek odziedziczony po rodzicach zapewnił mu pełną swobodę wyboru życiowej drogi, dlatego też po roku spędzonym w warszawskiej Klasie Rysunkowej Wojciecha Gersona, przyduszony jej akademicką atmosferą, Okuń zdecydował się na przeprowadzkę do Krakowa, gdzie w 1891 roku rozpoczął studia w Szkole Sztuk Pięknych. Jednak również Kraków nie okazał się miejscem, w którym mógłby się odnaleźć.
Ostatecznie na skutek konfliktu z profesorem Jabłońskim Okuń zdecydował się wyjechać do Monachium. Miasto pod wieloma względami stanowiło fascynujące okno na świat sztuki. To właśnie tu, w lipcu 1893 roku, otwarta została wystawa monachijskiej secesji, która wzbudziła w artyście wiele pozytywnych emocji. Niespokojny duch gnał jednak dalej i na przełomie 1894 i 1895 roku Okuń wyjechał do Paryża. Podobnie jak wielu polskich artystów goszczących w mieście, na miejsce swojej edukacji wybrał Académie Julian. Jego nauczycielem został akademik Jean-Paul Laurens, jednak mieszkając w Paryżu nie sposób było uciec od pulsujących nowych tendencji rodzących się w sztuce. Nikt nie mógł pozostać obojętny wobec dzieł Henriego Matisse’a czy Paula Gauguina.
Wywołały one również emocje u Okunia – tyle że skrajnie negatywne. Malarz całkowicie odrzucał wszelkie przejawy nowoczesnych form w sztuce, nie akceptował ekspresjonizmu ani prymitywizmu. Ówczesny Paryż nie mógł mu zaoferować tego, czego pragnął i szukał, a to oznaczało konieczność wyruszenia w dalszą drogę.
Okuń wrócił do rodzinnych stron, by jesienią 1895 roku sprzedać odziedziczony po rodzicach majątek. Niestety uzyskane środki były znacznie skromniejsze niż związane z nimi oczekiwania. Jednak los podarował Okuniowi również to, co niematerialne: miłość. Niespodziewanie między Edwardem a Zofią Wandą Tolkemit rozbłysło wielkie, prawdziwie romantyczne uczucie. Rudowłosa, piękna i eteryczna Zofia była dla Edwarda muzą i bratnią duszą, ale także… jego kuzynką ze strony matki. Oficjalne przypieczętowanie związku wymagało więc udzielenia dyspensy, którą parze udało się uzyskać. Pobrali się w 1896 roku, ale ze względu na bliskie pokrewieństwo nigdy nie zdecydowali się na posiadanie potomstwa. Owocem ich związku stała się sztuka i nikt nie rozumiał tak dobrze artystycznych idei Edwarda jak Zofia – notabene jego ulubiona modelka.
W pierwszą wspólną podróż para udała się do Monachium. Okuń kontynuując swoją edukację zapisał się na zajęcia do Węgra Szymona Hollósy’ego. Czujnie obserwował również wszystkie wydarzenia artystyczne, jakie odbywały się w mieście. Szczególnie ważne stały się dla niego dwie wystawy: artystów tworzących w kręgu art nouveau oraz prerafaelitów – Dantego Gabriela Rossettiego i Edwarda Burne-Jonesa. Reminiscencje obu nurtów rytmicznie powracały w twórczości Okunia przez kolejne dekady. Ich dopełnienie nastąpiło wraz z kolejną podróżą artystyczną.
Był rok 1898, kiedy Edward i Zofia przyjechali na włoską wyspę Capri. Stąd po krótkim czasie przenieśli się do Rzymu. Niespodziewanie Włochy stały się dla Okuniów nowym domem na blisko dwadzieścia kolejnych lat. Zamieszkali w Villi Strohl-Fern w dzielnicy Monte Parioli. Oboje ulegli wpływom fascynującej kultury Italii, ale jednocześnie pozostali silnie związani z rodzimymi kręgami.
Polskie serca w Rzymie biły wówczas jednym rytmem przy Via dei Condotti 86, w osnutej legendami Caffè Greco. Otwarta w 1760 roku, najstarsza z rzymskich kawiarni od początku była miejscem spotkań światowej artystycznej i intelektualnej elity goszczącej w Wiecznym Mieście. Koncentrowało się wokół niej również środowisko polonijne: Juliusz Słowacki, Adam Mickiewicz, Henryk Sienkiewicz, bracia Maksymilian i Aleksander Gierymscy. Stałymi bywalcami tego miejsca przez lata byli również Okuniowie.
Szczególnie rozbudzona wrażliwość artystyczna Edwarda Okunia powodowała, że był powszechnie znany w kręgach plastyków i literatów. Poszukiwał inspiracji w historii, sztuce minionych epok, muzyce i poezji. Liczne podróże po Italii zaowocowały serią prac natchnionych sztuką quattrocenta. To, co najmocniej zafascynowało Okunia w piętnastowiecznym malarstwie włoskim, to rozwój portretu, powszechna jego laicyzacja, a także wprowadzenie pejzażu jako tła. Doskonałym przykładem kondensacji tych idei jest Autoportret z żoną na tle Anticoli Corrado.
W partii centralnej widzimy popiersia małżonków w renesansowych kostiumach: Edward w ciemnym, aksamitnym kaftanie, pod którym nosi białą koszulę, Zofia w rdzawej sukni, ozdobionej złotym haftem wokół dekoltu, pasującej do koloru jej miedzianych włosów. Oboje upozowani z dostojną powściągliwością, znajdują się na tle maleńkiego średniowiecznego miasteczka. To, co odróżnia Okunia od dawnych mistrzów, to technika malarska. Pędzel jest prowadzony swobodnie i miękko, znacznie dłuższymi pociągnięciami, dzięki czemu finalnie artysta uzyskał efekt nieostrości i lekkiego przydymienia. Zabieg ten Okuń powtórzył rok później w obrazie Judasz.
Powielił również schemat kompozycyjny: na tle architektury miasta umieścił postać rudowłosego Judasza w diademie ze srebrników i czerwonym płaszczu. Z opuszczoną głową, mężczyzna zanurza się w myślach, a tragizm jego czynów symbolizują ciemne, burzowe chmury całkowicie przysłaniające niebo i przyduszające promienie słoneczne, które jeszcze oświetlają odleglejszą część miasta.
Zaskakującą kontrę do grupy dzieł parahistoryzujących Okunia powstałych podczas pobytu we Włoszech stanowią pejzaże. Będące zapisem letnich podróży do Abruzji, Toskanii czy na wybrzeże amalfitańskie, malowane są przy użyciu świeżych, soczystych kolorów. Przepełnione światłem i słońcem, intrygują wybranymi rozwiązaniami kompozycyjnymi. Okuń kadruje w sposób fotograficzny, spontanicznie. Dzieli się z widzem migawkami, jakie zapisały się w jego pamięci: lazurową wodą widoczną zza bujnej roślinności, owocującym drzewem pomarańczowym wyrastającym ponad ogrodzenie ogrodu, widokiem miasteczka obserwowanym przez otwarte okno. Pejzaże Okunia, tak niezwykle lekkie i swobodne, stanowią swoistą osobliwość w jego oeuvre. Choć dość liczne, zdają się formą emocjonalnej odskoczni od głęboko duchowego zaangażowania w sztukę.
Niczym echo regularnie w twórczości Edwarda Okunia powraca motyw niezrozumienia i mentalnego osamotnienia artysty. Cykl otwiera powstały w 1898 roku Sen Paganiniego. Inspirację, również pod względem kompozycyjnym, stanowiła dla Okunia legenda o włoskim skrzypku z przełomu XVII i XVIII wieku, Giuseppe Tartinim. Kompozytor i muzyk, rewolucjonista w kwestii techniki gry na skrzypcach, skomponował ponad sto siedemdziesiąt sonat, wśród których najsławniejszą jest Z diabelskim trylem. Zapis nutowy utworu miał się przyśnić Tartiniemu, gdy nocą przyszedł do niego diabeł, by zagrać mu swoją sonatę. Niezwykła historia doczekała się kilkukrotnego zilustrowania, zachwyciła również Edwarda Okunia.
Oto na brzegu łóżka pogrążonego w śnie Paganiniego przysiadła naga męska postać. Pochyla się ku muzykowi, by ten mógł lepiej usłyszeć dźwięk skrzypiec, na których gra. Ostre, szpetne rysy twarzy postaci napawają lękiem, ale jednocześnie hipnotyzująco przykuwają uwagę. Czyżby w ten sposób Okuń chciał zdradzić, że moc kreacji czasem miewa diabelskie źródła, od których artysta nie może się uwolnić? Gdy inspiracja nadchodzi, należy jej ulec, niczym skrzypek na zaginionym obrazie Nokturn, grający przy srebrnym świetle księżyca.
Znamienne dla twórczości Okunia jest to, że lwia część dzieł traktujących o inspiracji i związanych z nią wewnętrznych przeżyciach artysty ma muzyczne konotacje. Malarz odniósł się do nich jeszcze kilkukrotnie, m.in. w funeralnej, niezwykle symbolicznej kompozycji Cztery struny skrzypiec. Wśród ułożonych na katafalku kwiatów spoczywają samotne skrzypce, jedyny materialny ślad obecności grającego na nich niegdyś skrzypka. Nikt o nim nie pamięta, a kondukt żałobny stanowią tylko cztery postacie kobiece w czarnych welonach – personifikacje strun, na których grał skrzypek. Jedna ze strun – natchnienie – towarzyszy muzykowi na powstałym w 1904 roku obrazie Filistrzy. Ubrana w czarną, tiulową suknię dziewczyna opiera delikatnie dłoń i brodę na ramieniu muzyka, swoim gestem dodaje mu otuchy. Ma zamknięte oczy, dzięki czemu jeszcze silniej wsłuchuje się w jego grę. Jest jedyną uczestniczką dawanego przez niego koncertu. Publiczność, tytułowi filistrzy, pogrążyła się w śnie znudzenia i ignorancji. Jej letarg niezrozumienia będzie trwał wiecznie, bo nigdy nie pojmie, czym jest sztuka dla artysty.
Artysta mówi swoim malarstwem o tym, co dla niego trudne i bolesne, z jakimi emocjami dane jest mu się mierzyć na co dzień. Po każdej z prób ich uzewnętrznienia powraca do bezpiecznego świata wyobraźni. Stąd też przedstawienia baśniowych rycerzy stawiających opór złu (Walka dobra i zła ze zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku), rusałek (Rycerz i rusałka, w kolekcji Muzeum Pałac Herbsta, oddział Muzeum Sztuki w Łodzi) czy tajemniczych niewiast (Musica Sacra, w kolekcji prywatnej). Niezwykle istotną z dróg eskapizmu było dla Edwarda Okunia ilustratorstwo.
W 1899 roku w sławnym warszawskim salonie Aleksandra Krywulta została otwarta pierwsza indywidualna wystawa Edwarda Okunia. Przedsięwzięcie okazało się sukcesem i przyniosło malarzowi rozpoznawalność na rodzimym gruncie. Zaowocowało również rozwinięciem znajomości z Zenonem Przesmyckim, który zaproponował Okuniowi trwającą do 1907 roku współpracę ilustratorską przy czasopiśmie „Chimera”. Od tej pory rozkochany w poezji artysta stał się jednym z głównych plastyków pracujących dla periodyku.
Dziś za sztandarowy przykład kooperacji Okunia z „Chimerą” jest uznawana ilustracja, która ozdobiła okładkę 20/21 numeru czasopisma z 1904 roku. Noc, przedstawiona jako piękna brunetka o orlim nosie, ukazana została z profilu. Na jej upiętych włosach jest niby-korona, ozdobiona złotymi makówkami, a dookoła niej wijący się serpentynami szal. W tle gwiazdy zdobią granatowe niebo. Projekt jest kwintesencją stylu ilustratorskiego Okunia, nacechowanego licznymi odniesieniami do nurtu secesji. Artysta uwielbiał wykorzystywać giętką niczym roślinna wić linię, a także kobiece personifikacje.
W pierwszym etapie współpracy z „Chimerą” rysunki Okunia powstawały jako przerysy znanych już publiczności obrazów, jego dorobek ilustratorski szybko się jednak rozrastał. Okuń uwielbiał twórczość Maurycego Maeterlincka, Juliusza Zeyera czy Gabriela d’Annunzio, ale również polskich poetów: Leopolda Staffa i Jana Kasprowicza. Zresztą artystyczne fascynacje były w tym przypadku obustronne, gdyż Staff i Kasprowicz nakłonili swojego wydawcę, właściciela Księgarni Polskiej we Lwowie, Bernarda Połonieckiego, by to właśnie Okuń zilustrował ich tomiki poezji. Ilustracje do utworów Kasprowicza Okuń wykonywał niejednokrotnie, również na łamach wspomnianej „Chimery”. Często zadanie to było karkołomne, gdyż do mieszkającego w Rzymie artysty listy z wierszami poety docierały partiami, nie miał więc możliwości zapoznania się z całością tekstu przed przystąpieniem do pracy.
Okuń regularnie wystawiał swoje prace i nie przeszkodziły mu w tym problemy ze wzrokiem, jakie miewał od czasu wypadku rowerowego, którego doznał w 1901 roku. Rok później odbyła się jego wystawa monograficzna w warszawskiej Zachęcie, a w 1903 roku w Łodzi. Również jako ilustrator Okuń cieszył się coraz większym uznaniem: od 1906 roku współpracował z monachijskim pismem secesyjnym „Jugend”.
Mimo licznych obowiązków znajdywał również czas, by w zaciszu swojej pracowni malować ukochaną żonę. W 1907 roku ukończył jeden z najpiękniejszych jej portretów, dziś w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Rudowłosa Zofia ubrana w oliwkową, obszytą białą koronką pelerynkę oraz ozdobiony jasnoróżowymi kwiatami słomkowy kapelusz zawiązany pod brodą przy pomocy dużej śnieżnobiałej kokardy, przystanęła na tle zadrzewionego parku. Jej jasna cera kontrastuje z pełnymi, ciemnobrzoskwiniowymi wargami i wibrującym lazurem oczu. Spojrzenie Zofii jest chłodne i uważne, tylko pozornie bezpośrednio wymierzone w widza. W rzeczywistości kieruje je znacznie głębiej, za nas, jakby dopatrując się czegoś pozornie niedostrzegalnego. Obraz jest popisem mistrzowskich umiejętności Okunia i pozwala odkryć jego malarstwo z zupełnie odmiennej perspektywy.
Tworząc, Okuń uwielbiał oddawać się pracy w sposób totalny. Przenikał powstające dzieło, przygotowywał się do jego namalowania z precyzją godną naukowca. Tak też było na przełomie 1913 i 1914 roku, gdy wydawnictwo Gebethner i Wolff zleciło mu wykonanie ilustracji do Faraona Bolesława Prusa. Lektura książki była dla Okunia niewystarczająca i przed przystąpieniem do prac wymusił na wydawnictwie organizację i sfinansowanie jego wyjazdu do Egiptu. Owocem podróży były dwadzieścia dwie ilustracje, w tym karta tytułowa. Do realizacji projektu książki wówczas jednak nie doszło. Jego finalizacja nastąpiła… sto lat później, w 2014 roku, przy okazji publikacji bibliofilskiego wydania powieści.
Czasy I wojny światowej niosą ze sobą wiele luk w biografii Okunia. Po jej zakończeniu w życiu artysty i jego żony nastąpiły liczne zmiany. Para zdecydowała się na powrót do Polski, a przypieczętowaniem tej decyzji był zakup kamienicy przy warszawskim Rynku Starego Miasta nr 12. Była ona dla Okunia domem, ale także pracownią i magazynem dzieł. O tym, że artysta swój nowy dom traktował w sposób szczególny, świadczy fakt, jak wiele uwagi poświęcił na zaprojektowanie jego wnętrz, a także polichromii zdobiących elewację.
Przez kolejne dwie dekady Okuń często pokazywał swoje prace na wystawach, był postacią powszechnie szanowaną w środowisku. Pełnił funkcję wiceprezesa Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i przez niemal dwa lata był dyrektorem w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, w której również uczył.
Czas mijał, ale Edward Okuń nie szedł z jego duchem. Nie ulegał modernistycznym modom i tendencjom, wierny sobie i swoim ideałom spotykał się z szacunkiem, ale też malejącym zainteresowaniem.
Nastała II wojna światowa, a kamienica Okuniów długo stawała jej opór. Dopiero w 1944 roku, w trakcie powstania warszawskiego, małżonkowie zdecydowali się uciec z Warszawy, a ich dom uległ całkowitemu zniszczeniu. Wraz z nim część dzieł artysty zgromadzonych w piwnicznym magazynie.
Okuniowie zamieszkali w Skierniewicach. Tu niespodziewanie 17 stycznia 1945 roku siedemdziesięciotrzyletni Edward został zastrzelony jako przypadkowy przechodzień na ulicy. Pochowano go na Cmentarzu Powązkowskim w grobie ojca.
Wraz z Edwardem Okuniem odeszła pewna epoka w sztuce. Malarz zadziwiał baśniowym światem, który kreował. Czerpał z minionych stylów, ale nie ulegał im w pełni, transponował do swojego malarstwa tylko to, co uważał za najwartościowsze. Przez blisko pięćdziesiąt lat aktywności malarskiej tworzył w sposób różnorodny, pozornie niespójny, ale właściwy tylko sobie, odróżniający go od wszystkich artystów polskich tego okresu.
Nieprzypadkowo pisywano o Okuniu jako o rycerzu, który urodził się za późno. Rzeczywiście był romantykiem w popularnym rozumieniu tego pojęcia, zamykającym się w świecie swojej sztuki.
Doskonałą puentę jego wędrówki przez świat stanowi ostatni z autoportretów z żoną, powstały między 1917 a 1923 rokiem obraz My i wojna. W plątaninie drapieżnych, uskrzydlonych wężo-smoków idą Okuniowie. Edward, ubrany w czarną pelerynę skrywa pod jej połą swoją żonę. W sposób symboliczny i dosłowny odseparowuje ich od panującego na zewnątrz okrucieństwa. To jednak próbuje przeniknąć do ich świata. Uosabia je postać starej kobiety o złowrogiej twarzy, idącej krok w krok za Okuniami. Pochylona staruszka w niepokojącym geście próbuje zajrzeć pod pelerynę i zmącić spokój mikroświata, jaki tworzy okrycie. Nie udaje jej się to, ale zdaje się nie dawać za wygraną i zamierza nadal czaić się tuż obok. Jak się okaże wiele lat później, w końcu wygra, wraz ze strzałem padającym w styczniowy dzień w Skierniewicach.
Bibliografia:
1. Bąbiak G., Metropolia i zaścianek: w kręgu „Chimery” Zenona Przesmyckiego, Warszawa 2002.
2. Biernacka M., Literatura – symbol – natura. Twórczość Edwarda Okunia wobec Młodej Polski i symbolizmu europejskiego, Warszawa 2004.
3. Biernacka M., Okuń Edward Franciszek Mateusz, w: Słownik artystów polskich i obcych w Polsce działających. Malarze, rzeźbiarze, graficy, t. 6, red. K. Mikocka-Rachubowa, M. Biernacka, Warszawa 1998.
4. Szczepańska A., „Chimera”. Tekstowa kolekcja Zenona Przesmyckiego, Gdańsk 2008.
5. Teksty o malarzach. Antologia polskiej krytyki artystycznej 1890–1918,
red. W. Juszczak, Warszawa 1976.
6. Zagrodzki J. , Symbolizm w sztuce Edwarda Okunia, Łódź 1987.
Mecenasem artykułu jest firma:
Domeny.pl
Domeny.pl należą do grupy H88, której celem jest zapewnienie Klientom prostych, przyjaznych i komplementarnych usług hostingowych. Już od 20 lat wspierają klientów w sieci. Inwestycja w infrastrukturę i otwartość na nowe usługi pozwoliła na rozwój. Dziś są jedną z najlepiej rozpoznawalnych polskich marek na rynku usług hostingowych i rejestracji domen internetowych. Są właścicielem międzynarodowej platformy z najszerszą ofertą certyfikatów SSL. Oferują kompleksowe usługi internetowe: domeny, hosting, certyfikaty SSL, serwery VPS, serwery dedykowane. Domeny.pl to marka stawiająca na rozwój i ciągłą poprawę jakości obsługi. Proponują rozwiązania dla grup kapitałowych i bezpieczne strategie dla każdego typu działalności.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Albert Lipczinski „Bransoletka” - 23 maja 2024
- Aleksander Gierymski „Katedra w Amalfi” - 5 kwietnia 2024
- Aleksander Gierymski „Siesta włoska II” - 28 września 2023
- Henryk Rodakowski „Portret Leonii Blühdorn” - 4 sierpnia 2023
- Konrad Krzyżanowski „Portret żony artysty” - 28 lipca 2023
- Caravaggio „Głowa Meduzy” - 13 stycznia 2023
- Michał Anioł „Tondo Doni” - 25 listopada 2022
- Sandro Botticelli „Wenus i Mars” - 25 marca 2022
- Edgar Degas „Mała czternastoletnia tancerka” - 4 lutego 2022
- Tycjan. Mistrz w służbie największych - 15 sierpnia 2021
Lwowska Księgarnia należała do Bernarda POŁONIECKIEGO, a nie do Bernarda Potockiego, jak zostało mylnie umieszczone w Waszym tekście.
Dziękuję Panie Marku za uwagę, ma Pan absolutną rację. Już poprawiliśmy. Ukłony, Dana