Toskania cudownie pachnie słońcem, ziemią, wiatrem, oliwnymi gajami i drżącym od upału powietrzem, w którym unoszą się zapierające dech w piersiach aromaty dopływające z winnych piwniczek, pomieszane z duszącymi zapachami kadzideł ze starych kościołów. Pachną zbocza porośnięte lasami sosnowymi oraz kasztanowymi, nad Morzem Tyrreńskim i nad mariną unosi się delikatna słona bryza.
Igor Mitoraj nie mógł pozostawać obojętny na subtelną woń cyprysów, na specyficzny zapach murów starych kamienic dookoła piazza Duomo, popołudniami oddających nagromadzone w ciągu dnia ciepło, na nagrzany słońcem kamień, z którego zbudowane jest miasto. Do oszałamiającej mieszanki dodać trzeba zapach typowych dla regionu ziół: mięty, estragonu, rozmarynu i szałwii, aromaty owoców cytrusowych, lawendy i winogron, a także zapach opalanych drewnem pieców, w których rosną chleby, spody do pizzy oraz podpłomyki.
Wczesnym rankiem piazza Duomo wypełnia kojący, a zarazem intensywny zapach kawy z ekspresu, bez której Włosi nie wyobrażają sobie początku dnia. Trudno się dziwić, że Igor poczuł niemal natychmiastową więź z Pietrasanta, oszołomiony, ale jednocześnie zachwycony konglomeratem niesamowitych zapachów.
Jest poza tym w Toskanii, w jej klimacie, pejzażu, atmosferze, coś jeszcze, czego nie da się opisać słowami. Zapach tak ulotny, że niemożliwe jest jego schwytanie i uwięzienie w ciasnej klatce zdań. Przemykający po starych kamiennych murach oświetlanych południowym słońcem, kryjący się w bramach oraz zaułkach, zatrzymujący się na chwilę na placu i płynący dalej, owijający całe miasteczko niewidzialną, ale wyczuwalną mgiełką. Towarzyszył mi podczas pobytu w Pietrasanta, budził wraz z szumem rzeki w Valdicastello, nie znikał podczas wędrówek śladami artysty. Jestem pewna, że Igor też go czuł.
W 1985 roku, po siedemnastu latach krążenia między Francją a Pietrasanta, Mitoraj kupił dom w światowej stolicy marmuru, schowany za wysokim, pomarańczowym murem – drugim po zieleni kolorem Toskanii – i błękitną bramą. Idąc od strony Valdicastello, można zobaczyć jego górne kondygnacje, z poziomu ulicy wprawne oko dostrzeże jedną z rzeźb artysty stojących w ogrodzie. Willa Igora przy via Garibaldi jest imponująca. Podzielona na dwie części; domową i atelier, ma w sobie wszystko, o czym Maestro całe życie marzył. Przestronną, jasną, świetlistą pracownię, w której można swobodnie tworzyć i przechowywać gotowe rzeźby, wielką kuchnię oraz strefę domową.
Artysta bardzo cenił ogromną powierzchnię pracowni przy ulicy Garibaldiego. Nie lubił rozstawać się ze swoimi pracami i chciał mieć je na wyciągnięcie ręki, a taką możliwość stwarzał olbrzymi, ponaddwustuletni dom, który Mitoraj sam pomału odnawiał. Mógł w nim przechowywać nie tylko na bieżąco tworzone prace czy gotowe rzeźby, czekające na wysyłkę do zamawiających, których lista z każdym rokiem się wydłużała. Olbrzymia powierzchnia domu i pracowni pozwalała Igorowi również na sprowadzanie oraz gromadzenie własnych prac, zwłaszcza tych wczesnych, sprzedanych przed laty, a następnie odkupionych od kolekcjonerów. Artysta był do nich szczególnie przywiązany, pragnął, aby powróciły do niego niczym dawni, zawieruszeni gdzieś w wirze życia przyjaciele…
Rezydencja przy via Garibaldi położona jest w niewielkiej odległości od centrum miasta, co z pewnością stanowiło jeden z powodów, dla których Igor kupił ten stary, zniszczony wówczas dom. Blisko stąd do odlewni, blisko do ulubionego baru rzeźbiarza, mieszczącego się w kamienicy, w której kiedyś mieszkał Michał Anioł, i nazwanego na cześć renesansowego twórcy. Do włoskiego miasteczka, zlokalizowanego zaledwie czterdzieści kilometrów od Pizy i sto kilometrów od malowniczego Prato oraz sto dwadzieścia od obleganej dziś przez turystów Florencji, przyjeżdżał nie tylko ów największy rzeźbiarz w historii, aby wybierać marmur w pobliskiej Carrarze. Pietrasanta było również miejscem pobytu innych znanych artystów: Marino Marini i Henry Moore mieli tu swoje pracownie, a Amedeo Modigliani i Joan Miró, szukali artystycznego natchnienia, co miało dla Igora ogromne znaczenie. W centralnej części domu Igora Mitoraja mieści się kuchnia, jak w większości włoskich willi. Tętniące emocjami miejsce spotkań, przygotowywania posiłków i centrum świata. Przestrzeń krzyżowania się smaków oraz aromatów, fascynujące laboratorium zapachów, pełne typowych włoskich produktów. Mitoraj najbardziej spośród nich cenił mętną oliwę, z kawałkami owoców, którą sam produkował w małym gaju na terenie posiadłości.
Willa w Pietrasanta jest nie tylko pełna aromatów, ale i nietypowych, tajemniczych przedmiotów. Igor kupował je w klimatycznych sklepikach, położonych na uboczu głównych arterii miast, ściągał z różnych stron świata, przywoził z podróży. Antyki, nadgryzione zębem czasu perełki, artysta tropił również na… regionalnych kiermaszach używanych przedmiotów. (…)
Igor był również uważnym czytelnikiem. Wzdłuż ścian jego domu stoją białe regały z niezliczonymi książkami, w nowych i starych wydaniach, które Igor czytał w wolnym czasie, zatapiając się z przyjemnością w lekturze na ulubionym patio. Potknąć się można o jego prace i o rzeźby kolegów po fachu. Na ścianach wiszą obrazy; wśród nich grafiki Kantora, z którymi nie rozstawał się nigdy, zabierając je nawet w dalekie podróże. Przeszłość widoczna jest tutaj niemal na każdym kroku: drewniane podłogi i deski sprowadzone spod Verdun specjalnym wagonem, pochodzące z 1914 roku, blat stołu z fragmentów mozaiki oraz starego szkła, kominek z XV wieku… Dom zawieszony w przestrzeni, między tym, co było, jest i będzie.
Obie części willi są z jednej strony całkowicie przeszklone. Za szklanymi fasadami Igor pił poranną kawę w ulubionym ciemnym fotelu, przechadzał się po urządzonym w klasycznym stylu salonie, z ciemnymi, solidnymi meblami, przeglądał albumy z obrazami, sięgał do półek z książkami. Na zachwycającym patio w dużych, solidnych donicach posadzone są krzewy. Blat ogrodowego stołu, zrobiony z ceramicznych kafelków, nosi ślady odciśniętego kubka po kawie. Maestro lubił siadywać na patio zwłaszcza w czasie sjesty, kiedy Pietrasanta, a wraz z nim całe Włochy, zamierały na kilka godzin.
Magiczny, oryginalny dom przy via Garibaldi, polecony Igorowi przez kolumbijskiego rzeźbiarza i malarza Fernanda Botero, jakby na niego czekał. Mitoraj zaczął swoją przygodę z Włochami już w 1979 roku, w związku z paryskim zamówieniem. Aby przygotować prace do wystawy w galerii Artcurial, przyjechał na rok do Pietrasanta, do słynnych na cały świat odlewni artystycznych, wykonujących rzeźby w brązie i marmurze. Już wtedy nie mógł uwolnić się od magii tego miejsca, ale czy przypuszczał, że zamieszka w Pietrasanta na stałe? Igor przez lata pracował w kilku wspólnych atelier, miał swoje zaprzyjaźnione odlewnie, nocował w hotelach i na prywatnych stancjach, krążył między Włochami a Francją, a dom czekał. Schowany za wysokim murem, otoczony bujnym ogrodem, praktycznie niewidoczny od strony ulicy, wiódł swój tajemniczy żywot za gęstym żywopłotem. Czy Igor zwracał na niego uwagę wcześniej? Czy już wtedy myślał o tym, że czas płynie i pora zakotwiczyć się gdzieś na zawsze?
Mitoraj miał trzydzieści cztery lata, kiedy pierwszy raz znalazł się w spokojnym, cichym, zapomnianym przez czas włoskim miasteczku. U szczytu swoich artystycznych możliwości, w kwiecie wieku, a jednocześnie z potężnym bagażem doświadczeń, zgromadzonych jeszcze w Polsce, a potem we Francji. Człowiek dojrzały, w pełni ukształtowany, zarazem otwarty na to, co przyniesie los. Na tyle jednak już dorosły, aby zacząć myśleć o tym, by w końcu gdzieś zapuścić korzenie. By móc wreszcie powiedzieć „wracam do domu”. Nie do pracowni, nie do Bateau-Lavoir, nie do hotelu. Do domu. Przebywając w Pietrasanta, doskonale rozumiem jego decyzję. Wiem, co czuł, zanurzając się we włoskim rytmie życia. Przez ułamek sekundy widzę otaczające mnie plac i stare kamienice, które pamiętają Michała Anioła, oczami artysty i nie mam już wątpliwości. Igor musiał tu zostać.
Górujące nad miasteczkiem wzniesienie można obserwować z kawiarnianego stolika: od tej strony jest łagodne, porośnięte lasami, rankiem kładą się na nim pierwsze promienie słońca. Na doświadczenie prawdziwego piękna Monte Altissimo trzeba jednak czekać do późnego popołudnia, gdy toskańskie słońce pomału chowa się za kamienicami na placu i bardzo wolno na okręcie dnia przypływa zmierzch. Robi się ciemno, niebo z soczystego różu przechodzi w fiolet, gdy nagle góra rozbłyska ciepłym pomarańczowym, jaskrawym światłem, oświetlana ostatnim promieniem słońca. Ułamek sekundy niedającego się z niczym porównać zachwytu udało mi się uchwycić na zdjęciu towarzyszącym mi nieustannie podczas pisania tej książki. Czas jakby darowany, który przemknął szybciej, niż zdążyliśmy się nad nim zastanowić. Oświetlona jasnym, ciepłym, łagodnym popołudniowym światłem góra jest niczym odległa dobra kraina. Nie ma w sobie nic z dawnej grozy, towarzyszącej mieszkańcom miasta od niepamiętnych czasów i dopiero gdy słońce całkowicie zajdzie, poczuć można na plecach dreszcz dawnych lęków. (…)
Dla Igora kamień był osobną istotą, organizmem, niezależnym bytem. Był „kamieniem żywym”, którego oddech czuł za każdym razem, zbliżając się do marmurowych bloków.
*fotografie w większości nie pochodzą z książki, a ze zbiorów Fundacji Niezła Sztuka
Agnieszka Stabro
Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2022