Kochamy Kraków i zawsze czujemy się tam dobrze. Jest jakaś częstotliwość, na której nadaje to miasto, a do której jesteśmy tak bardzo dostrojone. Tu sztuką się oddycha, o niej się rozmawia i ją się czuje. Tu są nasze ukochane muzea, ukochane kawiarnie, ukochane zaułki. Zawsze doświadczamy tu magii. A podczas ostatniej wizyty w tym urokliwym mieście pojawił się jeszcze jeden powód, dla którego będziemy tu wracać z radością. Zupełnie nieoczekiwany. Plantonia. W zrewitalizowanej kamienicy z przełomu XIX i XX wieku mieści się niezwykły hotel, do którego zostałyśmy zaproszone.
Mówią o sobie, że są pierwszym wegańskim aparthotelem, i nie mają na myśli tylko serwowanej tu kuchni. Właściciele dołożyli troski, żeby wnętrze wyposażone było w meble wykonane z recyklingowych, ekologicznych materiałów. Stawiają także na lokalny design. Budują miejsce bardzo przyjazne dla gości, opierając się na filozofii zrównoważonego stylu życia.
My odkrywałyśmy Plantonię przede wszystkim jako niezwykle piękne miejsce pełne sztuki. Już po wejściu, w lobby przywitało nas unikatowe dzieło – jedyna praca Davida Hockneya w Polsce, która pochodzi z rodzinnej kolekcji właściciela budynku.
To zrobiło na nas ogromne wrażenie od pierwszej sekundy pobytu. Szybko okazało się, że na tym dziele nie kończy się przygoda ze sztuką we wnętrzach Plantonii. W każdym z pokoi możemy spotkać artystyczne wydruki, a na korytarzu wiszą prace m.in. Julii Mirny czy duetu Hekla Studio.
Po wejściu do pokoju od razu naszą uwagę przykuł fakt, że ściany nie są puste albo obwieszone grafikami z Ikei, jak to zwykle bywa w hotelowych pokojach. W Plantonii możemy podziwiać prace polskich grafików.
W naszej sypialni wisiał cudny kolaż i jak się okazało, była to praca Łukasza Kulety, tworzącego pod pseudonimem W wirażu kolażu, którego kojarzyłyśmy z plakatów do wystaw Królewski Rembrandt czy Splendor władzy dla Łazienek Królewskich w Warszawie.
Plantonia to miejsce, gdzie słowo „zaopiekowany” nabiera nowego znaczenia. Można odnieść wrażenie, że ktoś zgaduje wszystkie nasze potrzeby i zachcianki i stara się je spełnić, zanim przyjdą nam do głowy. Jest grota solna i siłownia, są zajęcia z jogi i warsztaty artystyczne. Sztuka zadomowiła się tu na stałe.
Lokalizacja aparthotelu też jest niezwykła – bardzo blisko stąd do bulwarów wiślanych. Wieczorny spacer prowadził nas u stóp Wawelu, przez Planty w kierunku Rynku Głównego. Zrobiłyśmy po drodze mały przystanek – weszłyśmy do kościoła św. Franciszka, by przyjrzeć się polichromii, którą zaprojektował Stanisław Wyspiański. Akurat byłyśmy świeżo po opublikowaniu naszego artykułu o Nasturcjach. Kraków w deszczu wyglądał magicznie i długo snułyśmy się jego uliczkami. A po powrocie mogłyśmy się nacieszyć plantońskimi wnętrzami.
Jeśli miałybyśmy określić doświadczenie Plantonii jednym słowem, to wybrałybyśmy Czułość. I to w każdym obszarze.
O ósmej rano drugiego dnia pobytu rozległ się dzwonek do pokoju. W drzwiach czekał ktoś z obsługi z torbą pełną smakowitości z pobliskiej piekarni Zakwas. Było to przepyszne wegańskie śniadanko z chlebem na zakwasie, którego zapach wypełniał cały pokój. Do tego kawka i mogłyśmy poczuć, że jesteśmy w siódmym niebie.
W Plantonii ma się poczucie, że ktoś o nas myśli. Było nam tak dobrze w tym miejscu, że czułyśmy się, jakbyśmy gościły u przyjaciela, który stara się zadbać o nas najlepiej, jak umie.
Następnego dnia przywitało nas piękne słońce, w którego promieniach mogłyśmy jeszcze intensywniej przyjrzeć się harmonii barw, z jaką wszystko zostało tu urządzone. I co tu kryć, trudno nam było się rozstać z tym miejscem, które Wam bardzo polecamy. A Plantonii dziękujemy z całego serca za cudowną gościnę.