Zapraszam do przeczytania opowieści o obrazie Jacka Malczewskiego W tumanie – jest to rozdział przygotowywanej do druku przez poznański Dom Wydawniczy Rebis powieści pod tytułem Saga wielkopolska.
Ten przykuwający uwagę obraz, bez wątpienia jeden z najlepszych w całej twórczości jego autora, zapewne nigdy by nie powstał, gdyby pewien wielkopolski hrabia, miłośnik malarstwa nie zaprosił na dłużej do swego majątku pewnego artysty.
Wszystkie trzy zabory połączone w jedno. Oto Krakus urodzony w Kongresówce wybiera się z wizytą do podpoznańskiego Rogalina. Nie wiemy, co miało z tej ekskursji wyniknąć, co ewentualnie zostać namalowane i na co się obaj umawiali. Nie zachował się żaden zwyczajowy kontrakt między zleceniodawcą a zleceniobiorcą, który ustanawiałby i precyzowałby wszystko expressis verbis. Kto wie zresztą, czy w ogóle został kiedykolwiek sporządzony.
Letnie upały podobnie jak jesienne słoty nie sprzyjają podróżom. Nie chce się wcale wychodzić z domu, a cóż dopiero wybierać w daleką podróż z Krakowa do Poznania. Jacek Malczewski przyjął jednak zaproszenie od hrabiego Raczyńskiego, choć domyślamy się, iż nic mu jeszcze wtedy nie mówiła nazwa Rogalin. Może z wyjątkiem jednego, że urokliwe to miejsce pośród pól, jezior i lasów usytuowane jest wraz z pałacem gdzieś w pobliżu zamku Zamoyskich w Kórniku.
Słyszał oczywiście o braciach Edwardzie i Atanazym Raczyńskich, jednak wnuk tego pierwszego, noszący imiona Edward Aleksander zapisał mu się w pamięci bardziej z krążących w towarzystwie plotek na temat pewnego głośnego w swoim czasie romansu w najwyższych sferach polskiej arystokracji1 niż z obywatelskich zasług, które malarz szczególnie szanował i wysoko cenił. Gdzie obaj panowie się poznali? Zapewne nastąpiło to pod Wawelem, lecz w jakich okolicznościach? Od czego zaczęła się ich znajomość? Jakież to więzi ich połączyły? Czy była to przyjaźń, czy raczej interesowny kontakt pewnego miłośnika rodzimego malarstwa z wybitnym artystą? O czym rozmawiali? O czym do siebie pisali?
Trudno dziś na te pytania jednoznacznie odpowiedzieć. Mało prawdopodobne, by hrabia Raczyński osobiście pofatygował się odwiedzić pracownię Malczewskiego. Być może do spotkania doszło w salonie krakowskiego mecenasa sztuki i kolekcjonera malarstwa Ludwika Michałowskiego przy ulicy Brackiej albo na którymś z wernisaży? Mogło się też zdarzyć, że poznał ich z sobą Henryk Rodakowski, ówczesny prezes Towarzystwa Miłośników Sztuk Pięknych w tymże Krakowie? Fakt faktem, iż była to znajomość obustronnie korzystna, a jak miało się wkrótce okazać dla twórczości Jacka Malczewskiego2 w opisywanym przypadku niezmiernie inspirująca pod względem artystycznym. To on okazał się bowiem pierwszym, który odkrył i uchwycił na płótnie nieoczywiste piękno wielkopolskiego krajobrazu i, co więcej, w fenomenalny sposób umiał wykorzystać malarski potencjał jego głębiej ukrytej, zaklętej w formie ekspresyjności.
Ni to dzień, ni to noc. Widzenie jak ze snu. Przed oczami rozciąga się nizinny pejzaż: u naszych stóp piaszczysta droga i rozległe pole o stonowanej cézannowskiej gamie barw pochwycone w szerokie ramy. Nad nim w górnej połowie obrazu niebo letnią porą wypełnione chmurami. W tle czarna ściana sosnowego lasu. Właściwie jego jednolita linia, która szczelnie zamyka horyzont, przesłania go i na całej długości płótna odcina dalszy widok.
Niezupełnie jednolita. Jeśli spojrzeć na ten ciemny pas jako na rozciągającą się od jednego do drugiego końca zwartą całość, wiodąc wzrokiem ku prawej stronie czarna ściana lasu nagle rzednie, otwierając za sobą w prześwitach między pojedynczymi drzewami bardziej rozległą perspektywę. Lecz tam widać kolejną, dokładnie taką samą, litą ścianę ciemnego lasu w funkcji ciągu dalszego. Mamy tu po mistrzowsku zaaranżowaną przez malarza grę postrzegania, które organizuje i wyzwala napięcie między tym, co zamknięte, a tym, co się przed zamkniętym dla oczu otwiera.
Wokół jak okiem sięgnąć bezludna pustka, lecz to złudzenie tylko, bo w martwą nieruchomość krajobrazu – na pierwszym planie tuż przy nas – raptownie wdarł się ruch czegoś, co unosi wokół siebie ładunek zagadkowej energii. Czy to znak budzącego się życia? A może tylko wir kolejnego zamętu: centryfuga zdolna rozerwać kajdany, jakimi skute zostały zniewolone na mocy nieznanego wyroku postaci?
Kim są owe spętane widma? Spoglądamy, nie bez zaskoczenia, na postać skutej kajdanami kobiety otoczonej przez krąg młodych ludzi, dzieci jeszcze. Umieszczeni w obrazie niczym zapowiedź tego, co niechybnie nadejdzie. Wszyscy oni wirują bezwolnie niczym zjawy, krążąc w powietrzu i unosząc się tuż nad ziemią. Uniesienie i upadek. Ona i oni. Realni w swojskim wielkopolskim pejzażu i nierealni, widmowi jednocześnie. Cała ta grupa wyłania się prosto z malarsko ukazanej natury i łączy z nią, będąc jej organiczną cząstką.
Przedziwny, zaskakujący obraz: ojczysty pejzaż z surrealnym wydarzeniem w centrum. Niektórzy dopatrują się w nim przedstawienia figury zwodniczej Południcy, w wierzeniach ludowych groźnego demona letniego skwaru, wywołującego pomieszanie zmysłów i obłęd u tych, których spotka na drodze. Inni, powołując się na bon mot malarza: „Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”, widzą przedstawioną przez niego na obrazie personifikację Polonii w otoczeniu to wznoszącego się, to upadającego na ziemię jej potomstwa.
W moim przekonaniu jedno odczytanie nie wyklucza drugiego. Obie te na swój sposób uprawnione interpretacje dają się z sobą pogodzić, jeśli wziąć pod uwagę symboliczny, a więc hojnie wyposażony w wiązkę różnych sensów, wieloznaczny charakter tego malarstwa.
Czy czegoś podobnego spodziewał się gospodarz Rogalina? W odróżnieniu od innych dobroczyńców malarzy i artystów hrabia Edward Aleksander Raczyński zapewne nie dawał Malczewskiemu żadnych szczegółowych wskazówek ani tym bardziej wiążących dyspozycji co do tego, jaki obraz ma powstać i jakiego efektu oczekuje. Wiedział, iż prowadzenie ręki artyście to gorzej niż pęta, kajdany dla jego sztuki. Niewykluczone, że dobrze znał i zapamiętał kategoryczne zdanie wytrawnego znawcy sztuki, jakim był jego dziadek Atanazy, na temat uzurpatorskiego przymuszania twórców, by ci koniecznie umieścili to czy owo w obrazie, przez domorosłych mecenasów patronujących zamówionemu dziełu.
Sterowanie Malczewskim? Wolne żarty. Żaden zleceniowy konformizm w przypadku tego akurat malarza nie wchodził w grę. Jacek Malczewski należał do tych artystów, którzy jak oka w głowie strzegą własnej wolności twórczej. A do tego, odrywając się od pracy w krakowskim atelier i wybierając w odwiedziny do Rogalina, miał za sobą niedawne zeszłoroczne doświadczenie w postaci nieudanego bezdusznego Autoportretu z paletą – olejnego płótna skrojonego na miarę, które zamówił u niego ekscentryczny hrabia-kolekcjoner Ignacy Korwin-Milewski3. Chytry dwa razy traci…
Wychodzi na to, że hrabia Raczyński, nie zaglądając artyście przez ramię, nie żądając wedle własnego widzimisię i niczego mu nie narzucając, otrzymał od niego nieporównanie więcej: prawdziwe dzieło sztuki o nieprzemijającej wartości, a nie wystudiowany niczym u fotografa autoportret wziętego malarza z jego własnoręcznym podpisem wykonany na obstalunek.
Dorzućmy do tego wszystkiego jeszcze jedno intrygujące spostrzeżenie. Otóż wizja zawarta W tumanie wykazuje niewątpliwe powinowactwo z innym wspaniałym obrazem: Melancholią. Owo uderzające widza podobieństwo dotyczy nie tylko tematu, lecz także samego sposobu przedstawienia, zwłaszcza użytego układu kompozycyjnego. Można by nie tyle nawet potraktować je jako przymiarkę, uboczną wersję, swoiste épreuve d’art, ile uznać za pełnoprawny element serii. Zbieżność obu tych wybitnych dzieł wzmacnia dodatkowo fakt, iż pejzaż W tumanie powstał w okresie, w którym Malczewski pracował właśnie nad Melancholią4.
Przekorny niedowiarek mógłby jednak wysunąć pod naszym adresem wątpliwość: a może płótno W tumanie nie ma nic wspólnego z Raczyńskim i Wielkopolską? Skąd pewność, iż hrabia przyczynił się pośrednio do powstania dzieła? I co do tego wszystkiego miałaby mieć wizyta w Rogalinie? O to, że ma, zadbał sam malarz. W górnym prawym rogu obrazu znalazł się istotny dla jego genezy, uczyniony własnoręcznie przez autora, dopisek: ROGALIN 1893. Na odwrociu płótna zaś widnieje tytuł wraz z autografem: „W tumanie/J.Malczewski 1894”.
P.S. Ciekawe, jak potoczyły się dalsze losy gospodarza i gościa. Otóż obaj nie utracili z sobą kontaktu. Niedługo po pobycie malarza w Rogalinie nie kto inny, jak właśnie Edward Aleksander Raczyński wybrany został prezesem elitarnego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie (1894), zaś Jacek Malczewski objął stanowisko profesora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (1895). To tam w swej pracowni instruował swoich studentów:
„Malujcie tak, żeby Polska zmartwychwstała”.
- Edward Aleksander Raczyński (1847–1926) był synem Rogera Raczyńskiego, owocem głośnego w swoim czasie pozamałżeńskiego romansu z piękną księżną Zenaidą z Hołyńskich Lubomirską. Aby uczynić go ślubnym potomkiem, ojciec zawarł fikcyjne małżeństwo z Marią Gottschall, która zgodziła się być jego metrykalną matką. Edward Raczyński zasłużył się wielce kulturze polskiej, tworząc przez lata znakomitą kolekcję malarstwa usytuowaną przez jej właściciela w Rogalinie pod Poznaniem. ↩
- Jacek Malczewski (1854–1929) malarz, autor Melancholii, Błędnego koła i setek innych znakomitych obrazów, najwybitniejszy reprezentant symbolizmu w malarstwie polskim. ↩
- Ignacy Korwin-Milewski (1846–1926), milioner, arystokrata, mecenas sztuki, znany niegdyś kolekcjoner malarstwa polskiego; często zamawiał prace u najwybitniejszych artystów, których hojnie opłacał. ↩
- Melancholia powstawała w latach 1890–1894. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jacek Malczewski „W tumanie” - 4 marca 2022