„Ogniu ty, co tam w ziemi wnętrznościach, głęboko
Wrzesz, huczysz i potrząsasz kamienną opoką
Ty potęgo straszliwa, wstań! rwij ziemi łono,
Z rozdartych jej wnętrzności ruń lawą czerwoną (…)”.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Prometeusz
W Polsce Lubomir Tomaszewski został zapamiętany głównie dzięki rzeźbom kameralnym z porcelany, ale kolekcjonerzy ze świata znają inną stronę jego twórczości. Zmarły w 2018 roku artysta całe życie poszukiwał techniki pozwalającej na najlepsze dotarcie do odbiorcy, dlatego swoją wizję starał się realizować na coraz to nowe, a przy tym doskonalsze sposoby. Całościowe dzieło Lubomira Tomaszewskiego opiera się na paradoksach: rzeźby monumentalne są eteryczne, obrazy wydają się niemal monochromatyczne, a porcelana wkracza dynamicznie w przestrzeń. Wszystkie nowatorskie rozwiązania stosowane przez artystę łączy hipnotyzująca fascynacja siłą ognia, próba ukazania ruchu i nadrzędne pragnienie nawiązania relacji z widzem.
„Spowiedź do ludzi”
Według Lubomira Tomaszewskiego ostatnim etapem tworzenia dzieła sztuki powinien być kontakt z drugim człowiekiem, a zainteresowanie odbiorcy jest konieczne do zwieńczenia procesu twórczego. Takie podejście stało się podwaliną nurtu artystycznego, nazwanego przez samego artystę „emocjonalizmem”1. Zgodnie z nim Tomaszewski nadawał swoim pracom tytuły wskazujące możliwości interpretacyjne i odżegnywał się od abstrakcji2. Nawiązywanie porozumienia z tym, kto sięgnie po jego sztukę, powracało wielokrotnie w wypowiedziach artysty. Swoją sztukę nazywał wręcz „spowiedzią do ludzi”3. Czasem wybór adekwatnej techniki był determinowany tym, w jaki sposób najlepiej zbudować relację z osobą po drugiej stronie dzieła. Dlatego ceramikę, dzięki której stał się rozpoznawalny w Polsce, w Stanach Zjednoczonych porzucił na rzecz innych środków wyrazu, lepiej pasujących do potrzeb nowej publiczności.
Indywidualizm
Tomaszewski nigdy nie ustawał w tworzeniu. Co ciekawe najbardziej intensywnym etapem tworzenia stał się dla niego okres po osiemdziesiątym roku życia, kiedy już nie chciał rozpraszać się działalnością inną niż praca artystyczna i z wielkim zaangażowaniem walczył z upływającym czasem. Poszukując najtrafniejszego środka wyrazu, eksperymentował z technikami, a jego pracownia przypominała niezwykłe laboratorium4, gdzie przenikały się różne materiały w rękach człowieka o ogromnym doświadczeniu w pracy z nimi. Chciał tworzyć sztukę, jakiej nie tworzył nikt inny. Największe znaczenie miała dla niego indywidualność.
Był typem samotnika. Zamiłowanie do pracy w samotności sprawiło, że jego prace zyskały niepowtarzalny i rozpoznawalny styl. Tworzył unikatowe dzieła, ale ceną, jaką musiał zapłacić, był brak kontynuatorów, nigdy bowiem nie wykształcił uczniów ani następców, nawet wtedy, gdy wykładał w szkole w Stanach Zjednoczonych.
Ale zacznijmy opowieść od początku…
Prolog. Porcelana, jako pierwsze laboratorium
Podobnie jak inni dyplomowani artyści rzeźbiarze wykształceni tuż po II wojnie światowej, Lubomir Tomaszewski początkowo nie miał zbyt dużego doświadczenia z porcelaną, dlatego Zakład Ceramiki Instytutu Wzornictwa Przemysłowego stał się dla niego miejscem eksperymentów formalnych i technicznych. Fabryki, w których realizowano projekty, używały odmiennych składników, różniły się także systemem produkcyjnym i jego skalą. W projektach artyści musieli brać pod uwagę cały proces, uwzględniać odgórne wytyczne i uwarunkowania (np. tamponaż, technika dekoracyjna dająca efekt delikatnej złotej siateczki na szkliwie, stał się tak popularny, gdyż idealnie odpowiadał warunkom: minimalna ilość złota pozwalała wpisać produkt do wyższej kategorii cenowej, a dzięki temu produkcja takich wyrobów była bardzo opłacalna)5.
Rzeczy niepospolite
Tomaszewski myślał nie tylko o pięknej formie, ale również o funkcjonalności rzeczy, które tworzył. Projektując serwis do kawy, uwzględnił naturalną motorykę dłoni i przesuwanie się środka ciężkości w dzbanku, w miarę jak jest opróżniany6. Był dla siebie bardzo wymagający. Sam wyznaczał sobie tak ścisłe wymagania pod względem technicznym, ale właśnie dzięki temu osiągał niespotykane wcześniej rezultaty7. Dodatkowo podkreślał pokrewieństwo formy serwisu do syntetycznej rzeźby zwierząt8. Tomaszewski chciał realizować te same cele zarówno w projektach użytkowych, jak i artystycznych. I udało się – serwis zdobył nagrodę na pierwszych Międzynarodowych Targach Wzornictwa Przemysłowego w Paryżu, wzbudzając szerokie zainteresowanie na świecie9. Pokonywanie technicznych ograniczeń stało się dla Tomaszewskiego fascynujące samo w sobie i wystarczyło do wyzwolenia kreatywności.
Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka
Artyści w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego uczyli się fachu przez doświadczenie, więc poznanie technicznych właściwości materiału stało się jednym z celów, dla których zlecano im projektowanie statuetek10. Jednocześnie dzięki temu mogli wyrażać swoją twórczą ekspresję w czasie, gdy nie mieli możliwości realizacji rzeźby monumentalnej.
Projekty Lubomira Tomaszewskiego są bliskie abstrakcji organicznej, ponieważ w lapidarny sposób ukazują istotę danego zwierzęcia czy postaci, a nie realny kształt11. W przedstawieniach ludzi najlepiej widać ewolucję sposobu, w jaki artysta wykorzystuje techniczne możliwości masy porcelanowej. Zaczynając od uproszczenia, dąży do syntezy formy. Arabka, opracowana około 1959 roku, oddziałuje na zmysły liniami pionowymi12. W późniejszej Damie z lustrem uproszczenie balansuje na granicy deformacji, a rzeźba wchodzi w niezwykłą grę z przestrzenią13. Wkraczanie rzeźby w otoczenie wróci jeszcze w późniejszych realizacjach monumentalnych, ale wtedy artysta będzie wykorzystywać już zupełnie inne materiały.
Odchodząc od koloru
Tomaszewski dobierał kolorystykę swoich statuetek w taki sposób, aby dekoracja uwypuklała ich walory rzeźbiarskie14. Stosował czyste barwy: czerń, czerwień, żółć, jednocześnie odżegnywał się od skojarzeń ze sztuką Pieta Mondriana15. Kolory tworzyły klimat i dopełniały wyraz takich figurek jak Śpiewaczka czy Siłacz. Z czasem jednak artysta dojrzał do tego, by dekoracja nie przysłaniała ekspresji formy, zaczął więc wybierać białą porcelanę, bo pozwalała cieszyć się niezakłóconym kształtem. Po latach przyznawał, że dla niego figurki mogłyby pozostać bez dodatkowej dekoracji16. Stopniowo zmierzał do rezygnacji z koloru, co doprowadziło do tworzenia niemal monochromatycznych technik obrazowania na papierze.
Spotkanie po latach
Po ceramikę Lubomir Tomaszewski sięgnął ponownie, gdy nawiązał współpracę z ćmielowską manufakturą AS Ćmielów. Przygotował wówczas nowe wzory statuetek, kierując się tylko własną kreatywnością, nie zważając na ograniczenia organizacyjne czy ideowe. Stworzył figurki kotów oraz liczne postaci, które ciekawie wypadają zestawione z wzorami sprzed lat. Spacer, ukazujący postać w ruchu, z rozwianymi włosami, kojarzy się z ikoną lat 60., czyli Dziewczyną w spodniach.
Choć Dziewczyna w spodniach jest statyczna, mocno osadzona na nogach, a za całą jej ekspresję wystarcza jedynie kucyk, to z obu figur bije podobna energia. Nieco zmienioną postawę Felka marynarza powtarza Mały urwis. Najbardziej inspirującym zwierzęciem okazał się jednak chart, którego charakterystyczna sylwetka zainspirowała artystę także przed laty. W Toalecie porannej spódnica postaci okala przestrzeń, a całość jest zgeometryzowana i oparta na liniach pionowych. Ten sam pomysł formalny znalazł zupełnie inny wyraz we współczesnej figurce Dafne – zatańcz ze mną. Spódnica rozwiewa się odważnie i szeroko, linia jest płynna, a ruch sugestywny. Tej pracy Tomaszewski nadał podwójny tytuł, chcąc zachęcić odbiorcę do dialogu i poszukiwania własnej interpretacji.
Z nowych projektów to w Marzycielce najwyraźniej widać operowanie masą porcelanową i kształtowanie jej w taki sposób, aby gotowa realizacja ukazywała prawdę materiału. To wyróżnia tę figurkę i łączy ją z monumentalnymi rzeźbami artysty, w których wykorzystanie gotowego materiału i jego właściwości determinowało ostateczną formę.
Duet z naturą
W Stanach Zjednoczonych Lubomir Tomaszewski jest najczęściej kojarzony z monumentalnymi rzeźbami wykonanymi z naturalnych materiałów, dopełnianych stopem metali. Najczęściej rzeźbiarz wychodził od kawałka skały czy drewna, który miał stanowić centralną część figury.
Kamień mógł latami leżeć w pracowni, zanim artysta po niego sięgnął i osadził w metalu, rozwijając zastany kształt do figuratywnego przedstawienia. Tomaszewski uważał, że dopełniając naturalną formę, może współpracować z naturą17. Ten zamysł widać w gotowych realizacjach, gdzie rzeźby umieszczone w plenerze współgrają z konarami drzew i kamiennymi postumentami18. Najczęściej te przedstawienia wydłużonych sylwetek ludzi pochłoniętych tańcem i muzyką znajdują się w parkach i w prywatnych kolekcjach, w tym w zbiorach Laurence’a Rockefellera czy Jimmy’ego Cartera.
Tradycja asamblażu
Do spajania gotowych elementów w nowy obiekt Tomaszewskiego prawdopodobnie zainspirowały asamblaże powojennych amerykańskich artystów. W 1961 roku w Museum of Modern Art odbyła się duża wystawa asamblaży, na której prezentowano prace z obu stron Atlantyku, od europejskiej awangardy sprzed I wojny światowej po współczesne dzieła wykonane w Stanach Zjednoczonych19.
Wiele z prac włączono do kolekcji MoMA, gdzie Tomaszewski mógł je podziwiać. W swoich rzeźbach dążył jednak do innego efektu, gdyż kawałek drewna lub skały traktował jako punkt wyjścia do realizacji dzieła w technice, którą opracował na własne potrzeby. Jego rzeźby sprawiają wrażenie, jakby artysta, ingerując w naturalny fragment, kierował uwagę odbiorcy na nowe znaczenie i jednocześnie ukazywał treść już zawartą w danym elemencie wybranym z przyrody.
Podobnie jak rzeźby kameralne, pełnowymiarowe realizacje Lubomira Tomaszewskiego są esencjonalne i przekazują jedynie istotę idei, bez dopowiedzeń i szczegółów. W rzeźbie zatytułowanej Paganini artysta użył wypłukanego konaru, aby stworzyć ażurową postać muzyka, równie delikatną jak kaprysy i wariacje wirtuoza. Z kolei Chopin jest inspirowany znajdującym się w Parku Łazienkowskim pomnikiem Wacława Szymanowskiego.
Metal zamiast farb
W innych realizacjach Tomaszewski zacierał granice między malarstwem a rzeźbą poprzez nadanie trójwymiarowemu obiektowi walorów malarskich. Metalowe elementy pokrywał ciekłym stopem innych metali kolorowych. Choć sam proces przypomina malarską technikę pouringu, to jest o wiele bardziej ryzykowny i trudny ze względu na wykorzystanie roztopionych, płynnych metali20. Już sam akt tworzenia przy użyciu ognia, palnika i rozgrzanych metali rozpala naszą wyobraźnię. Ten unikatowy sposób pracy z metalem pozwolił osiągnąć w rzeźbie zróżnicowane faktury i odcienie, co dawało efekty niemal światłocieniowe. Rzeźbiarz nazwał tę technikę metodą „mokrego brązu”21. Inspiracje tańcem i lekkością dodatkowo podkreślają tytuły, takie jak: Baletnica, Tęczowy taniec czy Motyli taniec.
Z ognia i dymu
Najważniejsze tematy Tomaszewski powierzył bardzo trudnemu technicznie medium. Prace, które wykonywał na papierze w technice ognia i dymu, stanowią jeszcze nieodkrytą część jego twórczości. Pierwsze dzieła wykonywał w latach 70. XX wieku, eksperymentując z techniką. Wtedy powstał pierwszy taki obraz zatytułowany Prometeusz. Środki użyte do przedstawienia tytana odwołują się do treści mitu. Wcześniejsze eksperymenty pozwoliły artyście uzyskać efekt ulotności, na jaki nie pozwoliłoby wykorzystanie farb czy innych technik malarskich. Do odwzorowania na papierze artysta wykorzystuje destrukcję i balansuje na granicy zniszczenia podobrazia. Obrazy w odcieniach dymnej szarości tylko pozornie wydają się efemeryczne. Równolegle z doskonaleniem techniki artysta szukał sposobu na utrwalenie swojej pracy22, efemeryczność więc jest tylko wrażeniem, koniecznym przy przekazywaniu niematerialnej wizji23.
Po techniki na papierze artysta sięgnął dopiero w drugiej połowie życia. Oprócz tematów, które podejmował też w innych mediach, wśród obrazów można po raz pierwszy znaleźć dzieła otwarcie czerpiące z doświadczeń życiowych artysty. Papier idealnie nadał się do ukazania autobiograficznych motywów i pewnego życiowego podsumowania. Obrazy dotyczące II wojny światowej trafiły do kolekcji Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Historii Żydów Polskich Polin24. Przedstawiają one sceny rozgrywające się w Polsce, na przykład płonącą Warszawę. Wizualnie kojarzą się z kikutami drzew, jakie zostają po pożarze lasu, lub spalonym drewnem po zniszczeniu miasta25. W tej samej technice artysta przedstawił również atak na Pearl Harbor i zamach na World Trade Centre.
Opisując nowatorskie techniki stosowane przez Lubomira Tomaszewskiego, można posługiwać się jedynie określeniami nadanymi przez samego artystę, który swoje prace na papierze opisywał jako tworzone „ogniem i dymem”26. Różnice między nimi są wyraźnie widoczne27, gdyż obrazy „palone” kojarzą się ze zniszczeniem, pożogą, niebezpiecznym żywiołem, a obrazy „dymne” przywodzą na myśl wizję, niedopowiedzenie, zmienność, ulotny moment. O ile ogień służył do ukazania ludzi, wydarzeń i mitów, o tyle dymem artysta częściej obrazował tematy znane z realizacji monumentalnych i ceramiki, takie jak Lekkość tańca czy Czapla śnieżna.
Najnowszą, ostatnią techniką, którą artysta rozwijał, był tłuczony lub młotkowany papier. Brakuje jednak adekwatnej nazwy do opisu dzieł w ten sposób tworzonych. Do kolejnych poszukiwań Tomaszewskiego zainspirowała współczesna Warszawa, którą mógł podziwiać, gdy przyjechał do Polski po wielu latach, na początku XXI wieku28. Obrazy w tej technice tworzył przez ostatnie cztery lata życia.
Wierność inspiracjom
Lubomir Tomaszewski nawet na własne inspiracje umiał patrzeć twórczo, dzięki czemu te same motywy obecne w jego dziełach wykonanych w różnych technikach mogą wywoływać odmienne wrażenia. Poruszał się w obrębie własnych zainteresowań, znajdując oryginalne sposoby wyrazu. Muzyka, sylwetki ludzi i natura przewijają się przez całą twórczość artysty, jego nowatorstwo polega na poszukiwaniu kolejnych ujęć, a w podejmowaniu tych samych tematów widać rozwój idei.
Sylwetki zwierząt uproszczone do syntetycznych form widzimy w kameralnej rzeźbie ceramicznej. Nawet gdy artysta po latach wraca wprost do tego samego motywu, to wyraz jest już inny – te same inspiracje dają różne efekty. Byk afrykański z porcelanowej figurki nie przypomina późniejszej o pół wieku rzeźby Dzika siła (2005).
Fascynacja muzyką i tańcem, widoczna w licznych rzeźbach powstałych w Stanach Zjednoczonych i dziełach w technice mokrego brązu, znalazła nowy wyraz w figurkach ceramicznych projektowanych po 2004 roku. Postaci ludzi w ruchu artysta odwzorowywał na wiele sposobów: czy to w masie porcelanowej, czy łącząc skałę i drewno ze stopem metali, czy utrwalając eteryczny zarys sylwetki stworzonej z dymu. Technika zawsze była podporządkowywana wizji.
Prometeusz niosący porozumienie
Podobnie jak w porcelanie łatwo zniszczyć formę rzeźby, jeśli nie zostaną uwzględnione właściwości masy porcelanowej, a w technice mokrego brązu jedna kropla rozgrzanego metalu powoduje nieodwracalne zmiany, tak w przypadku prac na papierze ostateczny efekt wymaga ogromnej precyzji i błyskawicznej reakcji. Tworzenie w ten sposób przypomina ujarzmianie żywiołu i jest próbą zapanowania nad ogniem. Może to dlatego Lubomir Tomaszewski tak często wracał do postaci Prometeusza.
Każdy z odbiorców jego sztuki musiał kojarzyć imię mitycznego tytana. Podejmując popularny i zarazem uniwersalny temat, artysta szukał przestrzeni, na której może spotkać się ze swoim widzem. Uważał, że abstrakcja nie dotrze tak bezpośrednio do widza, jak pierwotne tematy i żywioły. Łącząc fascynację ogniem, techniczną precyzję i uniwersalny temat, traktował sztukę jako drogę do porozumienia z drugim człowiekiem.
Mecenasem artykułu
jest:
Galeria van Rij funkcjonuje na polskim rynku sztuki współczesnej jako jedna z najciekawszych przestrzeni sztuki, znajduje się w postindustrialnej przestrzeni starej malarni porcelany Świt Ćmielów. Ma na swoim koncie znaczący sukces – swoją działalność rozpoczęła, inaugurując największą w Europie wystawę prac światowego formatu artysty i designera, założyciela i duchowego przywódcy ruchu emocjonalizmu, Lubomira Tomaszewskiego. W przestrzeni Galerii van Rij co roku odbywa się przynajmniej jedna solowa wystawa starannie wybranego polskiego lub zagranicznego artysty.
- E. Bobrowska, Fenomen zwany Lubomir Tomaszewski, w: Lubomir Tomaszewski. Nowy Jork, Paryż, Warszawa, Ćmielów b.d., s. 72. ↩
- Ibidem, s. 126. ↩
- Ibidem, s. 124. ↩
- Ibidem, s. 64. ↩
- B. Banaś, Polski New Look, Warszawa 2001, s. 118. ↩
- L. Tomaszewski, Nowoczesny serwis do kawy czarnej i białej, „Wiadomości Instytutu Wzornictwa Przemysłowego”, nr 8, 1962/3, s. 8. ↩
- C. Frejlich (red.), Rzeczy niepospolite. Polscy projektanci XX wieku, Kraków 2013, s. 187. ↩
- J. Olejniczak, Dzieje Zakładu Ceramiki i Szkła, Prace i Materiały Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, z. 127, Warszawa 1988, s. 24. ↩
- Ibidem, s. 72. ↩
- Ibidem, s. 38. ↩
- Ibidem, s. 44. ↩
- I. Kozina, Polski design, Warszawa 2015, s. 61. ↩
- J. Olejniczak, op. cit., s. 42. ↩
- I. Kozina, op. cit., Warszawa 2015, s. 64. ↩
- E. Bobrowska, op. cit., s. 88. ↩
- M. Czyńska, Skala nie gra roli, w: Lubomir Tomaszewski. Nowy Jork, Paryż, Warszawa, Ćmielów b.d., s. 122. ↩
- K. Benson, w: Lubomir Tomaszewski. Nowy Jork, Paryż, Warszawa, Ćmielów b.d., s. 128. ↩
- M. Sołtys, Lubomir Tomaszewski. Ogień, dym i skała, Olszanica 2018, s. 87. ↩
- por. W.C. Seitz, The art of assemblage, Nowy Jork 1961. ↩
- E. Bobrowska, op. cit., s. 71. ↩
- Ibidem, s. 106. ↩
- M. Sołtys, op. cit., s. 106. ↩
- E. Bobrowska, op. cit., s. 77. ↩
- M. Sołtys, op. cit., s. 32. ↩
- E. Bobrowska, op. cit., s. 75. ↩
- K. Berson, op. cit., s. 126. ↩
- E. Bobrowska, op. cit., s. 75. ↩
- M. Sołtys, op. cit., s. 108. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Józef Mehoffer „Cynie” - 10 marca 2023
- Kobiety wokół Józefa Mehoffera - 6 listopada 2022
- „Cud się dłoniom wymyka”. Zbliżenie na ołtarz mariacki Wita Stwosza - 23 lutego 2022
- „Wymalowani sztuką tkacką”. Arrasy wawelskie – ich piękno, znaczenie i sensacyjne losy - 28 marca 2021
- Poskramiacz ognia. Nieznane oblicze Lubomira Tomaszewskiego - 7 sierpnia 2020
- Ćmielów – świątynia porcelany - 27 czerwca 2020
- Lubomir Tomaszewski. Wielki architekt formy - 18 listopada 2018
- Jak artyści tworzyli selfie przed wiekami - 26 lipca 2016
- Bydgoszcz, z wizytą u Leona Wyczółkowskiego - 28 czerwca 2016
Szczególnie przypadły mi do gustu rzeźby. Są wspaniałe. Przebija przez nie ogromny talent plastyczne, ale też szczególna wrażliwość artystyczna.