„Roland Topor – mistrz obrazu i słowa. Przyjrzyjmy się jak wygląda Topor. Wzrostu – żadnego. Tendencja do tycia. Oczy wybałuszone – prawie wylatujące z orbit, no i ten śmiech, głośny, bardzo głośny, a taki śmiech to prawie brak wychowania. Ubrany przeciętnie (…) zawsze brudne buty i wymięte spodnie, i zarost, wyrastający z zastraszająca szybkością (…). Przepada za kotletem schabowym z kapustą, makowcem i wszystkim, czego nie cierpi przeciętny Francuz.”
– Roman Cieślewicz o przyjacielu1.
Roland Topor (1938-1997). Paryżanin. Artysta o polsko-żydowskich korzeniach. Rysownik, malarz, grafik i fotograf. Autor aerografii, kolaży, plakatów, ilustracji do książek. Aktor filmowy, reżyser teatralny. Scenarzysta, scenograf, projektant kostiumów. Twórca programów telewizyjnych, pomysłodawca gier planszowych. Prozaik i poeta. Satyryk. Jeszcze długo można by wymieniać. Pasuje do niego określenie „człowiek renesansu”, które – jako osobie z alergią na wszelkie etykietki i klasyfikacje – pewnie by mu się nie spodobało. Może w ostateczności zaakceptowałby bardziej humorystyczną minicharakterystykę – „człowiek orkiestra”. Przyjacielski i rodzinny. W ubiegłym roku obchodziliśmy dwudziestą rocznicę jego odejścia.
Pierwszy rysunek opublikował jako dwudziestolatek. Kilka lat później wystawiał już w galeriach w Paryżu, Berlinie, Amsterdamie, Sztokholmie, Londynie… W latach siedemdziesiątych dotarł do Nowego Jorku i Chicago. Na marginesie, w podróż do Ameryki udał się drogą morską, ponieważ panicznie (sic!) bał się latać. W ogóle nie przepadał za podróżami, ale kiedy już musiał opuścić Paryż, dla podtrzymania na duchu, sam sobie wysyłał do Francji pocztówki.
Nazywano go „skandalistą”, „mistrzem makabreski”, „anarchistycznym surrealistą”, ale był zbyt złożoną osobowością, by ująć sedno jego charakteru i dzieła w dwóch słowach.
Panoptikum Topora
Biograf Topora, Frantz Vaillant, określił jego twórczość mianem „kalejdoskopu koszmaru i makabry”. Wstąpmy na chwilę do galerii dziwów Rolanda Topora.
Zanim przejdziemy do sztuk plastycznych i wizualnych, obejrzymy jedyne w swoim rodzaju książki. W pierwszej gablocie, Kuchnia ludożerców, zbiór przepisów kulinarnych dla kanibali, pisany atramentem w kolorze zakrzepłej krwi. Obok, Sto argumentów na rzecz niezwłocznego samobójstwa, z „To najlepszy sposób, by upewnić się że żyję” na czele, i nie mniej kuszącymi „Do mnie należeć będzie ostatnie słowo” i „Zawsze chciałem władać martwym językiem”. Nieco dalej, Krótkie memento paniczne, które w pięćdziesięciu jeden punktach wylicza, czym jest życie i demaskuje relacje na linii jednostka – społeczeństwo. Antyutopia? Instrukcja dla władcy o dyktatorskich zapędach? Gorzka satyra, w której czytamy: „Dobry człowiek, to martwy człowiek”; „Jeśli społeczeństwo uchodzi za złe, to znaczy, że nie istnieje”; „Jedyny bunt, na jaki może się porwać jednostka, to przeżycie innych”. A tu coś mniej pesymistycznego, terapeutyczna, zapinana na guziki Księga Paniczna, której strony należy zapinać i odpinać. Jest też Rozprawa o metodzie, czyli książka, w której starannie zamazał słowo po słowie, tworząc dzieło „pobudzające do refleksji, w którym każde słowo staje się przeszkodą, którą należy usunąć”. Dalej Erika, tomik, na który składa się sto sześćdziesiąt stron i sto sześćdziesiąt słów. A tutaj – prawdziwe zaskoczenie – Topor bezczelnie podszywa się pod kobietę. Patrzymy na romanse – sztuk trzy – wydane pod pseudonimami Elisabeth Nerval, Maud Morel i Laurent Taupor.
„Życie jest jak mała gałązka wrzucona do ognia, która w chwili między wypuszczeniem jej z dłoni a dotknięciem płomieni ma przebłysk świadomości. To najstraszniejsza z powieści grozy.”
Przechodzimy do rysunków. Macha do nas Alfabet antropomorficzny. Ludzie-litery czy litery-ludzie? A dzisiaj jakieś nAdąsane, za to pani R w świetnej formie, prezentuje się nader elegancko.
Rozejrzyjmy się. Co widać na rysunkach Topora? Twarze. Zdekompletowane, pozbawione tożsamości, raz bardzo charakterystyczne, raz ogołocone z cech szczególnych. Jak upiorny refren wraca też symboliczna dekapitacja. Generalnie części ciała. Torturowane, zmultiplikowane, przemieszczone, pełniące przedziwne, odbiegające od powszechnej normy, funkcje. Hybrydyczne połączenie człowieka z człowiekiem, człowieka ze zwierzęciem, człowieka z przedmiotem. Metamorfozy ciała, anatomiczny chaos, tu czegoś za dużo, tam za mało; tu noga uzyskuje autonomię i ucieka od reszty ciała, tam, jak garb, na plecach wyrasta dodatkowy nos. Sobowtóry, bomba w wazie z zupą, piersi… dużo piersi.
Zerknijmy jeszcze na ekrany. Olbrzymie niebieskie dłonie chwytają małego chłopca z pulsującą obrożą na szyi. Alternatywna historia ludzkości. Stworzony w duecie z René Lalouxem przejmujący film animowany Dzika planeta został wyróżniony specjalną nagrodą jury festiwalu w Cannes. Obok czarno-biały obraz, przerażający grymas na twarzy mężczyzny spętanego kaftanem bezpieczeństwa, wzrok szaleńca, zduszony chichot – przecież to Roland Topor we własnej osobie i jego niezapomniana kreacja Renfielda w filmie Nosferatu: wampir. Na kolejnym monitorze człowiek przebrany za kota, parodiuje telewizyjne wiadomości. To autorski program Topora, Telekot, łączący animację z teatrem marionetek.
Mówiłam, człowiek orkiestra… Ilustracje czarno-białe i w kolorze, kredki, akryle, linoryty. Grafiki do baśni braci Grimm i Pinokia Collodiego. Ilustracje w książkach George Sand, Lwa Tołstoja i Marcela Aymé oraz w francuskim wydaniu zbioru aforyzmów Stanisława Jerzego Leca Myśli nieuczesane. Założone niby dla żartu satyryczne czasopismo „Hara-Kiri”, które osiąga niebotyczny nakład ćwierć miliona egzemplarzy. Piosenki „w dadaistycznym duchu”. Parafrazy i pastisze klasycznych dzieł przeznaczone na scenę i ekran kinowy. Projekty okładek płyt, plakaty muzyczne, a nawet ekologiczne. Chyba już nic Was nie zaskoczy, nawet to, że po utworzeniu francuskiej komórki Amnesty International Topor zaprojektował plakat dla tej organizacji. Ta jedna z najbardziej znanych grafik artysty – przedstawiająca mężczyznę, w którego twarz uderza młot – zdobi dziś mural w holenderskim mieście Maastricht.
(Nie)surrealista
Jeśli przyjąć, że surrealiści posługiwali się w swojej twórczości logiką snu, to uciekający od etykietki surrealisty Roland Topor eksplorował logikę brutalnego nieocenzurowanego sennego koszmaru. Z lekkim zażenowaniem przyznawał, że czerpie inspiracje ze snów. Bliscy pamiętają go zasiadającego zaraz po przebudzeniu do biurka, by zanotować pomysły, nim ulecą. Czasem tytułował rysunki, ale większość jego prac jest niezatytułowana, co zostawia ogromne pole dla wyobraźni i interpretacji.
Znaki rozpoznawcze twórczości Topora? „Okrutny liryzm”, karykatura, groteska, mroczne fantasmagorie. Nieoczywista, perwersyjna erotyka, człowiek jako zwierzę (dosłownie i w przenośni), krwiożercza przyroda. Hiperbolizacja, wisielczy humor i nonsens, jako środki do zdemaskowania ludzkiego fałszu, odarcia świata ze wzniosłości i ukazania go jako pułapki, więzienia.
Jeśli ktoś potrafi za pomocą kilku pociągnięć ołówka zdefiniować, czym jest ironia losu, to jest to Roland Topor. Nagminnie parodiować motto Liberté, égalité, fraternité, pokazać, że ludzie nigdy nie byli i nie będą wolni i równi – to potrafi tylko ktoś bezkompromisowy i pragmatyczny, bystry obserwator, jak Topor świadomy mechanizmów historycznych oraz społecznych.
Uwielbiał gry słowne i artystyczne eksperymenty. Był awangardowy, choć nie cierpiał tego słowa.
„Moje rysunki są reakcją na zalew obrazów, które napierają na nas zewsząd. Obrazy niemożliwe, których nie ma w naturze, interesują mnie dużo bardziej. Pejzaż czy drzewo mogą być niezwykłe, zdumiewające, piękne, lecz nadal będą trwały, gdy mnie już nie będzie. Dzięki środkom mechanicznej reprodukcji, fotografii i wideo łatwo je uwiecznić. Ja jestem bardziej nietrwały, delikatny i nie mam nic poza ręką do zapisywania myśli, wrażeń, uczuć”2.
Aktor, Wojciech Pszoniak, tak wspominał przyjaciela:
„Trudno jest o Rolandzie mówić, tak jak trudno jest mówić o smaku czy kolorach. Był kompozycją, trójwymiarowym, pełnym ruchu, nietypowym obrazem. Uprawiając eklektyczną sztukę, pełną humoru i seksu, wybrał ryzykowną drogę artystycznego chodzenia po linie (…). Był do szpiku kości autentyczny, co znaczy, że dla kogoś, kto udaje – niebezpieczny. Był wielką indywidualnością o niesłychanej inteligencji. Trzeba być niezwykle wrażliwym, żeby wymyślić to wszystko, co on w swoich rysunkach robi z ciałem”3.
Dzieciństwo i dorastanie
Ojciec Rolanda Topora, Abram, urodził się w Warszawie w 1903 roku. Miał artystyczne aspiracje, interesował się rysunkiem i rzeźbą. Zdał egzaminy do Akademii Sztuk Pięknych, radził sobie świetnie. Jego talent został doceniony i otrzymał półroczne stypendium oraz możliwość wyjazdu na studia do Paryża, w którym nieoczekiwanie osiadł na stałe. Wkrótce ożenił się ze Zlatą Binsztok, na świat przyszła córka, a później chłopiec. Syn, który po ojcu odziedziczył odwagę i talent.
Późniejsze sukcesy syna cieszyły Abrama podwójnie, ponieważ sam był zmuszony zrezygnować z marzeń o byciu wielkim artystą. Musiał skupić się na utrzymaniu rodziny. Otworzył zakład kaletniczy, ciężko pracował, a w wolnych chwilach malował i rzeźbił. W 1941 roku został wywieziony do obozu dla żydowskich jeńców, z którego uciekł. Córkę Hélène i syna Rolanda ukrył w wiejskim gospodarstwie u krewnych w Sabaudii. Rodzina – nad którą najwyraźniej czuwała opatrzność – opuściła Paryż dzień przed akcją Vel d’Hiv, w wyniku której blisko dziewiętnaście tysięcy francuskich Żydów trafiło do obozu zagłady Auschwitz. Spośród nich wojnę przeżyło tylko dwadzieścia pięć osób, nie było wśród nich ani jednego dziecka.
Wojna odcisnęła na przyszłym artyście niezatarte piętno. Resztę życia obsesyjnie myślał o śmierci i uciekał przed końcem.
„Wszelkie wywody rasistów, antysemitów i ksenofobów, choćby nie wiem jak wyrafinowane, mają na celu ukrycie jednej prostej prawdy: że chcą mnie zabić”4, pisał w Myślach zawiązanych na supełek. Natomiast w literackiej quasi-biografii Bal na Ugorze notował: „Nie skończyłem nawet pięciu lat, gdy inni już usiłowali się mnie pozbyć (…) Uważałem się za nadzwyczaj miłego i odważnego, bo z narażeniem życia zgodziłem się schronić we własnej skórze, podejmując ryzyko, by tylko pozwolić sobie istnieć. Ja też uratowałem Żyda! (…) Nie mam zamiaru zapominać długu, jaki wówczas u siebie zaciągnąłem”5.
I nawet kiedy było już po wojnie, kiedy z dziecka zamienił się w młodego, a później dojrzałego mężczyznę, widmo śmierci towarzyszyło mu każdego dnia. Pisał za życia Wspomnienia pośmiertne, był niepoprawnym hipochondrykiem. Czas, zegar, kartka z kalendarza, cmentarz – te atrybuty toposu vanitas często pojawiają się na jego ilustracjach. „Czemu nie przyspieszyć roku 2000 o dwa lata? Co nas obchodzi rok 1998? A 1999? Nikt ich nie będzie żałował. Przynajmniej przestanie rosnąć deficyt ubezpieczeń społecznych, podczas dwóch wymazanych z mapy fikcyjnych lat nikt się nie postarzeje ani nie umrze”6 – pisał.
Wróćmy jednak do dzieciństwa, już wtedy Roland celnie spostrzegł, że jedyną receptą na nieśmiertelność jest sława, zapisanie się w pamięci przyszłych pokoleń. Choć był bardzo inteligentny i oczytany, w szkole radził sobie różnie. Był bardzo słaby z matematyki, część przedmiotów przewidzianych w programie szkolnym zupełnie go nie interesowała. „Postanowił zostać budowniczym marzeń i hodowcą słów”7.
W liceum należał do grupy „biernych awanturników”, miał zwyczaj spóźniać się na pierwsze lekcje. Do końca życia miał odwrócony zegar biologiczny, pracował do późna, spędzał całe noce w kawiarniach, spał do popołudnia. Roland Topor nie zdał matury. Z wydarzeniem tym wiąże się anegdota, która świetnie go charakteryzuje.
„W czerwcu 1955 roku Roland stawił się na egzamin maturalny. Pod koniec pierwszego dnia wrócił do domu z rysunkiem w dłoniach. Rodzina bardzo się niepokoiła. Wszyscy oczekiwali go niecierpliwie. Abram pyta, jak poszło. Wtedy Roland podaje mu kawałek papieru: „To dziewczyna, która siedziała obok mnie – mówi po prostu. – Reszta poszła mi słabo”8.
Nie przeszkodziło mu to jednak dostać się do prestiżowej uczelni École des Beaux-Arts, do której egzaminy wstępne zdał wzorowo (matura nie była wówczas warunkiem koniecznym). Abram był bardzo dumny z syna, który podjął naukę na prestiżowej uczelni vis-à-vis Luwru. Jednak sam Roland szybko odczuł, że program uczelni i wykładowcy jakby zatrzymali się w czasie i ignorują nowe prądy w sztuce. Zamiast rozbudzać ciekawość oraz kreatywność artystów, tłumiono ją. Miało się to nijak, do głoszonego przez Rolanda motta: „To, co naprawdę tworzy historię sztuki, to skandal i prowokacja”. Mimo to był studentem aż dziewięć lat. Uniknął dzięki temu służby wojskowej i wysłania na front w Algierii. Mógł też jako tako wiązać koniec z końcem dzięki licznym zniżkom i studenckim przywilejom. Chyba najbardziej cieszyło go, że w czasie studiów nawiązał trwałe przyjaźnie i kontakty z przyszłymi literatami, poetami, artystami.
Pierwszy mały sukces Topora – w lipcu 1958 roku jego rysunek trafił na okładkę pisma „Bizarre”. Nie zarobił ani centa. Szybko pojął, że trudno będzie się utrzymać z rysowania. Próbował sił jako dziennikarz, zatrudnił się jako nauczyciel i zwolnił jeszcze tego samego dnia.
Od chichotu do paniki
Postanowił poświęcić się sztuce. Zarabiał słabo, albo wcale, przez pewien czas domowy budżet spoczywał na barkach jego nowo poślubionej żony. Był jednak cierpliwy i konsekwentny, pomysły tryskały z niego jak z fontanny, mimo chwil zwątpienia, wierzył, że osiągnie sukces.
Paryż miał – jak powiedział Cieślewicz – kłopot z Toporem. Jak zaszufladkować niepokornego artystę, jak nazwać, do jakiego zaliczyć nurtu, co dać na okładkę, by wypromować jego albumy i pisarstwo, a jednocześnie nie oszukać odbiorcy? Podobno Francuzi nie lubili makabrycznego, krwawego i „czarnego” humoru. A jednak, znalazło się wielu, których Topor intrygował. Szybko stał się ulubieńcem dziennikarzy, trafił do telewizji. Nie nadawał się do konserwatywnych kręgów artystycznych, nigdy się nie podporządkowywał, przeciwnie rozsadzał ramy. Długo czuł się pomijany, choć gardził poklaskiem, jak każdy artysta, chciał być doceniony. „Początki były trudne. Jego rysunki określano jako dziwne, makabryczne, w złym guście i ciągle odrzucano”. Nie wpisywał się we francuskie poczucie humoru.
Opowiadał o życiu w sposób prosty i prześmiewczy. Nierzadko szokujący i niecenzuralny – ale przede wszystkim pozbawiony pruderii i hipokryzji. Wesołkowatość to tylko połowa jego osobowości. Pod skorupką dowcipu i śmiechu kryje się strach, który – paradoksalnie – można oswoić właśnie śmiechem. Topor definiował śmiech, jako reakcję alergiczną na rzeczywistość i ucieczkę od niej. Dlatego jego rysunki śmieszą i straszą.
„W książkach i rysunkach niczego nie atakuję, raczej posługuję się pewnymi tematami czy postaciami, które wydają mi się śmieszne, bo nie zdają sobie sprawy z własnej banalności.”
Jacques Coutureau wspominał: „Jego śmiech był sposobem na oswojenie rozpaczy (…) nie krył rozpaczy i traktował ją jako rzecz niezbędna do istnienia”9. Z jego twórczości – zgodnie z myślą „wszystko prawdziwe, co się źle i szybko kończy”10 – z jednej strony emanuje fatalizm i pesymizm, z drugiej Topor stawiał pomiędzy tragizmem i komizmem znak równości.
Zarówno literackie jak i ilustrowane prace Topora charakteryzują się skondensowaną formą. Każdy rysunek opowiada jakąś historię, anegdotę. To twórczość mocno symboliczna, ale również na swój sposób fabularna. Bohaterowie Topora – nierzadko będący alter ego autora – są na tyle charakterystyczni, że w latach sześćdziesiątych ukuto termin homo topor.
Pisałem, by nie stracić przyjemności rysowania…
Uważał, że malowanie daje większą wolność niż pisanie i jest bardziej zmysłowe. „Pisarz znajduje zwykle w obrębie języka pewne pole swobody. Reguły gramatyczne, uzależnienie od wydawców i wiele innych rzeczy powoduje jednak, że trudniej jest mu osiągnąć taką wolność, jaką odczuwa malarz kładący farby na obrazie we własnym pokoju, nawet jeśli jest to pokój w domu wariatów”11. Mimo to nie umiał obejść się ani bez rysowania, ani bez pisania. „Wiem, że gdybym tylko rysował, brakowałoby mi pisania – i na odwrót”12. „Pisałem, by nie stracić przyjemności rysowania. I by językowymi grami wykroić sobie obszar bez boga i śmierci, wolny od moralności i powagi. Plac zabaw, niepodlegający żadnym prawom”13.
Pół żartem, pół serio mówił, że zwrócił się ku literaturze tylko dlatego, że pisarzy ceni się bardziej od grafików, a o naszym kraju pisał „W Polsce istnieje coś, co nazwałbym zakręconym barokiem. Ludzie mają tu duże doświadczenie we wszechpanującej schizofrenii”.
Największy literacki sukces Topora? Powieść Chimeryczny lokator, przetłumaczona na niemal trzydzieści języków i zekranizowany przez Romana Polańskiego. Rozpad osobowości, zagadka tożsamości, egzystencjalne rozterki tak pięknie rozwinięte i sparafrazowane w adaptacji filmowej w książce brzmią „Co było nim, tylko nim? Co różniło go od innych? Co było jego punktem odniesienia, jego etykietką? Co pozwala mu powiedzieć: «To ja», albo «To nie ja»”. Książka była inspirowana epizodami z życia autora. Topor miał problemy z sąsiadami. Absurd wkroczył w rzeczywistość, kiedy sąsiad oskarżył go, że swoim śmiechem straszy jego dzieci i pogłębia nerwicę jego żony, sprawa skończyła się w sądzie.
„Dokonał wynalazku na miarę Witkacego czy Gombrowicza, czyniąc z ust wentyl bezpieczeństwa, z którego buchał diabelskim chichotem prosto w pysk pustej powadze, napuszonej prozaiczności”14.
Kpił z literackiego dydaktyzmu i uważał za sztuczny podział na książki dla dzieci i dorosłych. „Bronił prawa młodych czytelników do świata wyobraźni, cenił sobie dziecięcą fascynację okrucieństwem i zamiłowanie do absurdu”15. Wspólnie z kilkuletnim synem Nicolasem, stworzył ilustrowaną książeczkę, Połamany ludzik – wyjątkowy dialog ojca z synem.
Rysunek dziecka, ale też nieukończone dzieło, „tytuły, notatki, bazgroły (…) palce w kreskach i plamach tuszu (…) notatki w książkach, zakreślone cytaty, sny, zdjęcia rodzinne (…) rysunki na zaparowanej szybie, arabeski wysikane na śniegu (…) kamuflaże, tatuaże (…) nucona piosenka, wymyślona melodia (…) znaki szczególne, piętna, ostatnie życzenia i słowa”16 – w każdej z tych rzeczy dostrzegał iskrę sztuki.
Podglądacz życia
U Topora „czary przeplatają się z grozą, a realizm z fantazją (…) Makabryczne rysunki i straszne historyjki są niby snute z przymrużeniem oka przypowiastki filozoficzne, pełne humoru i determinacji moralitety”17.
Choć trzymał się z dala od polityki, był świadomym obywatelem, a część jego prac można nazwać zaangażowanymi. Jego rysunki pojawiały się we francuskich i zagranicznych czasopismach: „L’Express”, „Libération”, „Le Monde”, „Charlie Hebdo”, „Elle”, „Die Zeit”, „Esquire”, „The New York Times”. Polscy czytelnicy poznali Topora w latach siedemdziesiątych dzięki czasopismom „Przekrój” oraz „Szpilki”, które drukowały jego rysunki i opowiadania. Przez pewien czas cieszył się w Polsce większą popularnością niż we Francji. Polskiej wystawy doczekał się w 1974 roku, kilkakrotnie odwiedził kraj przodków.
W komicznym Pamiętniku starego pierdoły z właściwą sobie dozą absurdu opisuje życie początkującego artysty:
„Wreszcie […] udało nam się wyszukać uroczą pracownię […] Tak mniej więcej wyglądała nasza sytuacja. Nie taka znów tragiczna, jakby się mogło wydawać. Szczury były niczym miłe domowe zwierzątka, wcale nie gorsze od kotów, których nigdy nie znosiłem, a co do brudu i biedy, to stanowiły odmianę po tych luksusowych hotelach, w których nie wolno mi było malować. Poza tym lubię swój naturalny zapach. Pomiędzy młodymi artystami panowała godna podziwu solidarność. Potrzebowałem sztalug – Matisse podarował mi swoje. Łóżka? Mac Orlan i Carco we własnych osobach dostarczyli mi je w środku nocy. Stołu i krzeseł? Toulouse-Lautrec uparł się zapłacić za nie z własnej kieszeni. Leautaud ofiarował nam nawet kota. Nie mogłem mu odmówić. Na szczęście wkrótce zdechł. Żyliśmy sobie jak w bajce”.
Zostawił po sobie niezliczoną ilość pomysłów na różnym etapie realizacji i artystycznych kuriozów. Założyciel Towarzystwa Geografii Wyimaginowanej, które miało na celu opublikowanie Wielkiego Atlasu Świata Wyobraźni w niekończącej się ilości tomów. W 1962 roku wraz z Fernandem Arrabalem, Alejandro Jodorowskym i Jacquesem Sterbergiem powołał do życia nietypową grupę artystyczną. Bez programu manifestu i regulaminu. Ten (anty)ruch artystyczny to znana dziś na całym świecie Grupa Paniczna. Nie tyle od paniki, co bożka Pana, pół kozła, pół człowieka, symbolizującego nieokiełznaną erotykę, wolność i chaos. „Miłość, humor, pomieszanie. Pan to wszystko, to kosmos”18. Motto grupy brzmiało: „Panikuję, więc jestem”, był to swoisty styl życia. Jedynym zobowiązaniem było cytowanie bożka Pana w każdym z dzieł, ale nawet tej zasady założycielskiej nikt nie przestrzegał.
„Nie wiadomo nawet w przybliżeniu, ile rysunków zostawił, bo rysował bez przerwy i na wszystkim: na papierze, pończochach, kończynach w gipsie, obrusach w restauracjach, zmieniając plamy wina w zalążki postaci. Był hojny: rysunki rozdawał przyjaciołom i wykupował, gdy byli w finansowych tarapatach. Wiecznie wszystkim stawiał i umarł bez grosza. Wycofał się z gry, zmykając przed sześćdziesiątymi urodzinami i trzecim tysiącleciem. Podobno ostatnią przed wylewem noc spędził z przyjaciółmi, opowiadając o śnie, który miał być początkiem nowej książki”19.
Polska badaczka i tłumaczka Topora – można by rzec, toporolożka – Agnieszka Taborska ujęła sedno jego artystycznej drogi w słowach: „W sztuce widział grę, pomagającą wrażliwym jednostkom żyć w represyjnych społecznościach, oraz cudowne kłamstwo, uczące patrzeć na świat innymi oczyma”.
Roland Topor. Żyd ateista. Feminista i masochista. Miłośnik kobiet, dwukrotnie żonaty (z Madeleine, którą nazywał Mado oraz Fabienne Daval; w ostatnich latach życia towarzyszyła mu partnerka Marie Binet). Mieszczuch, który „wolał miasta od wsi, a ludzi od drzew”. Humorysta i moralista. Pan w meloniku. Pan z cygarem. Wróg konformizmu, banału i „myślowych gotowców”. Erudyta i błazen. Hedonista i rozrzutnik. Mężczyzna o uśmiechu psychopaty. Entuzjasta powieści kryminalnych. Fetyszysta. Zafascynowany patafizyką i skatologią człowiek, dla którego nie istniały tematy tabu. Mistrz puenty. Jego ostatnie utwory to napisane na kilka dni przed śmiercią krótkie opowiadania Kim jest Roland Topor? oraz Trup w moim łóżku. Wariat. Wizjoner. Artysta totalny. Geniusz. Człowiek o niezliczonych obliczach.
Topor. Idol. Żywy paradoks. Człowiek wielowątkowy. Rozchodził się na boki, pączkował, wszędzie było go pełno. Choć twierdził, że człowiek jest ostatecznie niczym, był wszystkim.
Do 30.09.2018 roku trwa wystawa prac Rolanda Topora w Museum Folkwang »
- R. Cieślewicz, Topor, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1975. ↩
- R. Topor, Koniec końców, cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- Cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- R. Topor, Myśli zawiązane na supełek, cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- R. Topor, Bal na ugorze, przeł. A. Taborska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2010. ↩
- R. Topor, Rok 2000, cyt za: A. Taborska, Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- F. Vaillant, Roland Topor. Zduszony śmiech, przekład M. Kowalska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009. ↩
- Ibidem. ↩
- Cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- R. Topor, Bal na ugorze, przeł. A. Taborska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2010. ↩
- Wywiad z Rolandem Toporem, A słów tak łatwo zmienić się nie da, cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- R. Topor, Cieszyć się wolnością, cyt, za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- R. Topor, Bal na ugorze, przeł. A. Taborska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2010. ↩
- A. Taborska, Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- Ibidem. ↩
- R. Topor, Manifest autoszkoły, cyt. za: Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- A. Taborska, Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
- Cyt. za: F. Vaillant, Roland Topor. Zduszony śmiech, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009. ↩
- A. Taborska, Abecadło Topora, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2005. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga – malarstwo Mary Cassatt - 21 listopada 2024
- Frida Kahlo „Ja i moje papugi” - 8 kwietnia 2024
- Jan Lebenstein i jego malarski bestiariusz - 8 września 2023
- Edvard Munch „Madonna” - 9 grudnia 2022
- „Epickie oko gruzińskiego życia”. Niko Pirosmani i jego dzieło - 4 września 2022
- Bruno Schulz. Malarz, pisarz, geniusz - 11 lipca 2022
- Kiedy depresja przeradza się w sztukę - 22 lutego 2022
- Nie pozwolisz żyć czarownicy. Wiedźmy w malarstwie - 27 października 2021
- Podszepty wyobraźni. Andrzej „Dudi” Dudziński i jego świat - 22 września 2020
- Amedeo Modigliani „Jeanne Hébuterne w żółtym swetrze” - 12 stycznia 2020