O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Kiedy zdjęcia Vivian Maier zostały po raz pierwszy opublikowane, większość jej znajomych i pracodawców z Chicago twierdziła, że nie miała ona profesjonalnych ambicji i odmawiała udostępniania swoich fotografii tym, którzy o to prosili. Nie zawsze tak było. Starania podejmowane przez Vivian w Nowym Jorku wskazują, że planowała karierę na rynku fotograficznym, często też pokazywała swoje prace. Pierwszym krokiem na drodze do działalności biznesowej było przygotowanie pocztówek we Francji, a w Nowym Jorku zrobiła kolejny, nabywając ulubiony przez profesjonalistów niemiecki aparat fotograficzny Rolleiflex TLR.

Vivian Maier, fotografia, Ciemność i światło, niezła sztuka

Vivian Maier, Ciemność i światło, Nowy Jork | 1954, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

Sprawne posługiwanie się nowym sprzętem nastręczało trudności, ale dwudziestosześcioletnia Vivian szybko je pokonała i nauczyła się w pełni wykorzystywać wszystkie wyjątkowe możliwości rolleiflexa. Aparat został zaprojektowany tak, że dało się nim niezauważenie robić zdjęcia, trzymając go na wysokości pasa. Dzięki temu, bez urządzenia zasłaniającego jej twarz, Vivian mogła nawiązać kontakt wzrokowy z fotografowanymi obiektami, kiedy tylko chciała. Kwadratowy kadr sprawiał, że odpadała konieczność zmiany ustawienia z poziomego na pionowe, a obiektyw umieszczony na wysokości talii pozwalał na robienie zdjęć większości modeli od dołu, co nadawało im bohaterski rys. To był prawdziwy przełom: okazało się, że kupując cichego i wytrzymałego rolleiflexa, Vivian dokonała idealnego wyboru. Wkrótce zaczęła tworzyć autoportrety z aparatem w dłoniach, prezentując się jako poważna fotografka.

Chociaż nic nie wiadomo o tym, by Vivian kiedykolwiek brała udział w zajęciach fotograficznych lub próbowała zdobyć formalne wykształcenie, w latach spędzonych w Nowym Jorku z rozmysłem starała się nawiązać kontakt ze środowiskiem fotograficznym. Nie zachowały się żadne materiały, z których mogła korzystać, ale przede wszystkim uczyła się, obserwując praktyków i nieustanne ćwicząc. Ze swoim godnym pozazdroszczenia nowym sprzętem podążała ścieżką typową dla aspirujących profesjonalistów, eksplorując wiele różnych gatunków, i bez wytchnienia przemierzała ulice, aby zdobyć biegłość w fotografowaniu i opanować nowe techniki. Po II wojnie światowej w całym mieście pojawiły się kluby i studia fotograficzne, które oferowały całodobowy wynajem ciemni. Dwa takie miejsca znajdowały się w pobliżu doskonale znanej Vivian stacji „el”, czyli naziemnej kolejki przy Fifty‑Ninth Street i Third Avenue. Pracowały w nich dwie wytrawne fotografki – Carola Hemes i Geneva McKenzie.

Ta pierwsza od dawna miała tam studio i wyspecjalizowała się w fotografii ślubnej i portretach sławnych ludzi. Vivian nawiązała z nią znajomość i starsza koleżanka po fachu pozowała jej w pracowni i biurze, pełnym pamiątek z Karlsruhe w Niemczech, skąd Hemes pochodziła.

Vivian sfotografowała też McKenzie, która pracowała dwie bramy dalej w zakładzie prowadzonym przez znanego fotoreportera Roberta Cottrola, szeroko reklamowanym jako najlepsze miejsce do nauki fotografii. Na portrecie McKenzie przygląda się negatywom zdjęć zrobionym przez Vivian kilka tygodni wcześniej. Kiedy w zakładzie Cottrola wybuchł skandal, McKenzie przeniosła się bliżej pełnego sławnych ludzi i reklam Times Square. W jej nowym studiu na West Forty‑Sixth Street pracowało grono utalentowanych osób, w tym Elliott Clarke, który zrobił zdjęcie na okładkę pierwszego numeru magazynu „Seventeen”, znany fotoreporter Marvin Koner, ilustrator Albert Staehle, twórca postaci Smokey Bear, a także obiecujący fotografowie Ronnie Ramos i John Wrinn. Ten ostatni popełnił samobójstwo w studiu, wypijając odczynniki fotograficzne. Hemes i McKenzie są, o ile wiadomo, jedynymi profesjonalistkami, którym Vivian zrobiła zdjęcia w ich pracowniach, i prawie na pewno pomagały jej w opanowani arkanów sztuki, nawiązaniu kontaktów z innymi fotografami i poszukiwaniu zleceń.

W swojej gorliwości Vivian sprawiała wrażenie osoby będącej wszędzie jednocześnie: szukała kolegów po fachu, by się od nich uczyć, nawiązać z nimi współpracę i dyskutować o sprawach zawodowych. Przyglądała się sesjom zdjęciowym z modelami i gwiazdami i fotografowała wszystko, od architektury przez drobne przestępstwa po martwą naturę. Od czasu do czasu stawała pod kościołami obok wynajętych fotografów i robiła zdjęcia młodym parom, chodziła też na pogrzeby, aby ponownie uwieczniać wdowy, nieczuła na okazywaną jej niechęć.

Vivian Maier, Pierwsze sprzedane zdjęcie, niezła sztuka

Vivian Maier, Pierwsze sprzedane zdjęcie, Central Park | 1953, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

W latach powojennych wzrosła też liczba szkół kształcących profesjonalnych fotografów. Wielu świeżo upieczonych absolwentów pracowało jako wolni strzelcy, chcąc robić zdjęcia, które można by sprzedać swoim modelom, agencjom i prasie. Ponieważ Midtown Manhattan słynął jako dobre miejsce do takich działań, Vivian przeniosła swoją fotograficzną bazę na Fifty‑Seventh Street. Znajdowała się tu siedziba School of Modern Photography, gdzie w 1953 roku Vivian wywołała swój pierwszy kolorowy film.

Vivian Maier, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier | 1956, źródło: John Maloof Collection, vivianmaier.com

Często zatrzymywała się przed tą uczelnią, a przy kilku różnych okazjach przekazywała aparat innym, aby zrobili jej zdjęcie w drzwiach budynku.

Chociaż z archiwum Vivian wyłania się obraz osoby uganiającej się za innymi fotografami i szukającej okazji w miejscach o komercyjnym potencjale, niewiele jest dowodów na jej konkretne cele lub osiągnięcia. Kilka zapisów potwierdza pojedyncze sprzedaże, jak w przypadku portretu atrakcyjnej pary przytulającej się w dorożce w południowej części Central Parku z 1953 roku. W rzeczywistości była to scena z marcowej sesji reklamowej, a modelka i model mieli na sobie lekkie ubrania, podczas gdy wszyscy inni nosili grube wełniane płaszcze. Vivian zrobiła tu pięć ujęć, a na kopercie z negatywem zaznaczyła jedną klatkę sprzedaną za „1.00 $”, co widocznie było jej standardową ceną. W tym przypadku klient, który zapłacił, pozostaje tajemnicą – mógł nim być reklamodawca, modelka lub model, właściciel powozu, a nawet osoba postronna.

Pod koniec 1953 roku, kiedy jej biegłość wzrosła, Vivian zaczęła eksperymentować ze światłem i kolorową kliszą; przeniosła się do pomieszczeń, aby robić portrety w stylu studyjnym. Czasem znajdowała klientów, polując w znajomych dzielnicach, i chociaż najczęściej fotografowała kobiety, od czasu do czasu spotykała mężczyzn, którzy bezczynnie siedzieli pod domem, przyglądając się światu.

Vivian Maier, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier Nowy Jork, 1954, źródło: John Maloof Collection, vivianmaier.com

Kiedy na rogu Seventieth Street i Third Avenue minęła osiemdziesięciotrzyletnią Rose Hamilton, uwieczniła ją swoim starym aparatem i dopisała krótką biografię. Kilka miesięcy później wróciła tam, tym razem trafiając do domu onieśmielającej starszej damy na sesję ze swoim rolleiflexem. Ta niezbyt wesoła wdówka pozuje w swojej uporządkowanej kuchni, podczas gdy Vivian postępuje zgodnie ze swoją procedurą stosowaną w wypadku takich portretów: trzy ustawienia, po jednym ujęciu na każde. Początkowo pozy były nienaturalne, a oświetlenie niewystarczające.

Do swoich prac portretowych fotografka włączyła kolor, urządzając salon z użyciem wzorzystych draperii, narzut i chust, którymi zasłaniała odrapane drzwi i meble. Chociaż wydaje się, że seria zdjęć powstała w różnych miejscach, Vivian zrobiła je w tym samym mieszkaniu. Podobnie jak we Francji, starannie wybierała rekwizyty – książki, lalki i artykuły gospodarstwa domowego – podkreślające osobowość i zainteresowania modelek. Rezultaty sesji pokazują, że ma wyczucie barwy i zamiłowanie do jasnych odcieni, delikatnych tkanin i profesjonalnego krawiectwa, gdy zmienia pokój w elegancki buduar w kolorze głębokiego szkarłatu, błyszczącego turkusu i intensywnego złota, dodając ręcznie robioną lalkę, jakością wykonania mogącą rywalizować z produktami Madame Alexander.

Fotoreportaże

Podobnie jak słynny fotograf uliczny Weegee, Vivian chętnie śledziła policjantów na służbie; od czasu do czasu szczegółowo opisywała w swoich notatkach zbrodnie, wypadki i awantury. Wałęsała się w pobliżu posterunków i peryferyjnych dzielnic, polując na okazje. Zdjęcia zrobione w Wigilię 1953 roku mogły być fotosami z filmu noir z tamtej epoki. Vivian przedstawiła pijackie niedole mężczyzny, którego zidentyfikowała jako Krugera. Dla większości młodych kobiet taki obiekt byłby odstręczający lub przerażający, ale jak potwierdziła jej przyjaciółka Anna Randazzo, Vivian niczego się nie bała. W rzeczywistości część fotografów ulicznych uważała takie wyczyny za rytuał przejścia.

Vivian Maier, książka, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier, Zbrodnia w Wigilię, Nowy Jork | 1953, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

Vivian zastosowała tu efekt przypominający zdjęcia Weegee’ego z lampą błyskową, co wymagało rolleiflasha z wbudowanym odbłyśnikiem, baterią i przewodem do synchronizacji oraz jednorazowych żarówek błyskowych. Jej archiwum jest pełne kryminalnych wątków, w tym zdjęć przynajmniej jednych zwłok. Wrażenie pogoni za niezdrową sensacją sprawiają szczególnie fotografie ludzi nieprzytomnych lub z ograniczoną świadomością, wykonane w zaułkach Bowery. Także te zdjęcia są dowodem wyraźnego naruszenia prywatności, ale w swoim dążeniu do autentyzmu Vivian nie wahała się dokumentować ludzi w najgorszym stanie. Mogła liczyć na to, że wyśle fotografie z aresztowań do agencji informacyjnych takich jak Associated Press i do „New York Timesa” – ale najprawdopodobniej uprawiała ten rodzaj fotografii dla zabawy lub jako wprawkę.

Sławni ludzie

Vivian Maier, Salvador Dali, książka, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier, Salvador Dalí, Nowy Jork | 1952, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

W fotoreportażach Vivian pojawiały się prace w stylu paparazzich; obsesyjnie polowała też na miejsca, gdzie kręcono filmy, i na kinowe premiery. Przepychała się łokciami przez tłumy fanów na schodach i balkonach, aby uzyskać idealne pozycje do sfotografowania największych gwiazd dnia. Na stykówkach Vivian kilka zdjęć sław sąsiaduje z fotografiami jej mentorek, co sugeruje, że dawały jej wskazówki lub znajdowały zlecenia; pojawia się tam również sama Vivian w agencjach prasowych, w garderobach i za kulisami.

Latem 1952 roku tuż przed budynkiem studia Hemes kręcono film Taxi. Relacja Vivian stanowi zakulisowe spojrzenie na pracę na planie filmowym pod dźwigarami kolejki naziemnej „el”. Następnego lata, kiedy George Cukor kręcił It Should Happen to You w Columbus Circle, Vivian uchwyciła kilka nieupozowanych zdjęć dublerki Judy Holliday, a następnie wyruszyła przez miasto do Hemes. Na premierze Bosej hrabiny prześlizgnęła się między policjantami i poszukiwaczami autografów, aby zrobić zbliżenie Avy Gardner. Na ulicy pstryknęła fotkę równie olśniewającej Lenie Horne.

Fotografia rodzinna

Na co dzień Vivian fotografowała swoich małych podopiecznych z równym autentyzmem i artyzmem jak inne obiekty. Czasami pracodawcy prosili ją o uwiecznienie szczególnych wydarzeń, które wymagały bardziej tradycyjnych kompozycji. Vivian często wykonywała takie zlecenia w dni wolne od pracy, ale brak zapisów dotyczących honorariów za nie. Oprócz wymaganych formalnych ujęć zwykle robiła też kilka nieupozowanych.

Vivian Maier, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier Grenoble, Francja | 1959, źródło: John Maloof Collection, vivianmaier.com

Opiekując się Joan na Riverside Drive, Vivian poznała wiele rodzin zamieszkałych w budynku i często proszono ją o robienie zdjęć na niekończących się przyjęciach urodzinowych i świątecznych. W lutym 1953 roku wraz z Joan wspięły się po dwóch kondygnacjach schodów, by wziąć udział w walentynkowej imprezie u Sydneya i Lucii Charlat. Ich dzieci zachowały żywe wspomnienia niani, która wymagała od nich zwracania się do niej per „Mademoiselle”. Jedna z sióstr, Joan Charlat, pamięta Vivian jako staromodną, dobrze wychowaną i elegancką, ale sztywną i beznamiętną. Podczas tego przyjęcia fotografka wykonała portret dwóch sióstr Charlat. Widząc go po raz pierwszy sześćdziesiąt pięć lat później, Joan Charlat – jakby powtarzając opinię Anny Randazzo – wykrzyknęła, że zdjęcie dokładnie odzwierciedla ich odmienne osobowości. Joan ze śmiałym spojrzeniem stoi wyprostowana za krzesłem, na którym siedzi urocza mała damulka, jej siostra Carol. Pozy obydwu dziewczynek ukazują ich różne temperamenty i sposoby bycia.

W wielu sytuacjach Vivian wykonywała zlecenia realizowane zazwyczaj przez wynajętych profesjonalistów. Rodzina Joan posiadała słynną nowojorską restaurację serwującą steki i zleciła Vivian zrobienie dwóch całych rolek wnętrza lokalu. Przez dziesięciolecia jedno z tych zdjęć było przekazywane członkom rodziny jako idealnie oddające oryginalny wygląd restauracji i nikt nie zdawał sobie sprawy, że wykonała je niania.

W maju 1953 roku rodzice Joan poprosili Vivian o sfotografowanie pierwszej komunii ich córek udzielanej przez znanego na całym świecie biskupa Fultona Sheena. Ubiegłej wiosny Sheen pojawił się na okładce magazynu „Time” i był gwiazdą własnego, wysoko ocenianego programu w telewizji. Podczas uroczystego śniadania fotografka postępowała zgodnie ze standardową dla tego rodzaju imprez procedurą, zużywając wiele rolek filmu, ale kiedy Joan i jej kolega otrzymali wyjątkowy przywilej pozowania na kolanach szacownego kapłana, Vivian uchwyciła jedyny w swoim rodzaju moment w jednym kadrze. Wiele osób uważało, że jej wieloletnia praktyka poprzestawania na pojedynczych ujęciach wynikała z oszczędności, ale chociaż mogło to być prawdą w innych sytuacjach, w tym wypadku nie musiała się liczyć z kosztami. Po prostu była pewna siebie.

Podczas gdy dzieci patrzą bezpośrednio w obiektyw, wzrok Sheena powędrował w bok, a Vivian prawdopodobnie doceniła tę niedoskonałość. Następnie przygotowała próbne odbitki zdjęć komunijnych i zamówiła powiększenia w formacie 20 × 25 cm na lepszym papierze. Rodzina otrzymała dwa finalne zestawy zdjęć. Nawet jeśli nie była to profesjonalna umowa, wszyscy tak ją potraktowali.

Vivian Maier, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier, źródło: John Maloof Collection, vivianmaier.com

Pocztówki

Niektóre wprawki wskazują, że Vivian interesowała się fotografią modową i reklamową, ale jej najpoważniejszym komercyjnym przedsięwzięciem było rozpoczęcie produkcji pocztówek. We Francji pracowała nad tym pomysłem z Amédée Simonem i próbne widokówki, które wykonał na podstawie jej pejzaży, wydrukowano na wysokiej jakości papierze z miejscem na adres na odwrocie. Jej nieproporcjonalnie duży nacisk na zdjęcia krajobrazowe świadczy o tym, że początkowo – przynajmniej do pewnego stopnia – zainteresowała się fotografią jako możliwością zarabiania pieniędzy. Po powrocie do Nowego Jorku tworzyła miejskie pejzaże, aby dodać je do swojego portfolio, i przygotowała biznesplan. Okazało się, że na przeszkodzie stanęło niezadowolenie Vivian z lokalnego studia, czyli najprawdopodobniej atelier Genevy McKenzie. Planując zmianę, napisała do Simona z Saint‑Bonnet list z propozycją stałej współpracy:

„Zastanawiam się, czy mimo dzielącej nas odległości nie moglibyśmy robić interesów. Mam koleżankę, która bardzo dobrze wywołuje moje filmy, ale jej próbne odbitki nie są rewelacyjne. Szczerze mówiąc, wolałabym zobaczyć ładną pracę, taką jak Twoja, a jak niewątpliwie pamiętasz, jestem wymagająca. Wpadłam na pomysł, że może wyślę Ci moje zdjęcia do powiększenia. Jestem gotowa. Powiedziano mi, że nie trzeba płacić cła. […] Mam stosy dobrych ujęć, które mogłabym Ci wysłać listem poleconym. Zrobiłam je moim niemieckim aparatem Roller‑Flex [sic], zmagam się też z moim kochanym starym pudełkiem, które dało mi tyle frajdy.”

Tłumaczenie fragmentu listu Vivian Maier do Amédée Simona

Przekonanie Vivian, że w całym Nowym Jorku nie znajdzie odpowiedniego wykonawcy i musi nawiązać współpracę z partnerem zza Atlantyku, ujawnia podstawową przeszkodę, jaką fotografka napotkała u progu komercyjnej kariery: gdy próbowała zbilansować koszty i zyski, nie była w stanie praktycznie myśleć z powodu swojej trudnej do opanowania tendencji do perfekcjonizmu. Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek brała pod uwagę alternatywną karierę na gruncie sztuk pięknych, mimo głębokiej wiary we własny talent. W liście do Simona pisała z przymrużeniem oka: „Często patrzę na moje arcydzieła z Champsaur” i „Mam stos, naprawdę wielki stos zdjęć i jeśli sama tak uważam, to nie są złe”. Dopóki Vivian dążyła do mistrzostwa w posługiwaniu się aparatem, nie skupiała się zbytnio na wywoływaniu zdjęć, a brak biegłości w tej dziedzinie jeszcze bardziej utrudniłby jej zrealizowanie profesjonalnych ambicji.

Ciemnia

W Nowym Jorku Vivian sama wywołała większość swoich czarno‑białych zdjęć i zrobiła ich odbitki, ale korzystała też z usług profesjonalistów. Miała w zwyczaju składać negatywy w pergaminowych kopertach opatrzonych datą i kilkoma adnotacjami; prawie nigdy nie wpisywała imion ani nazwisk swoich obiektów. Na kopertach zaznaczała, które zdjęcia chce wywołać, potwierdzając zarazem, że zdecydowana większość miała pozostać jedynie w negatywie. Jak było powszechnie przyjęte, przycinała swoje kwadratowe klatki w pionie, aby uwypuklić główne obiekty i dostosować się do prostokątnego formatu standardowego papieru fotograficznego. Często próbowała różnych podejść, wykonując odbitki z tego samego negatywu, jak na zdjęciu z 1954 roku, na którym drobna starsza pani w cieniu innej zwraca się do potężnego dozorcy parku. Kobieta odwraca wzrok w kierunku Vivian, w chwili gdy ta naciska migawkę. Vivian przycięła w pionie pierwotnie kwadratowy negatyw, a następnie eksperymentowała, robiąc mniejsze lub większe zbliżenie. Ostatecznie wybrała do oprawy i zawieszenia na ścianie wersję najmniej przyciętą z lewej strony.

Vivian Maier, Rolleiflex, fotografia, niezła sztuka

Vivian Maier, Rolleiflex, fot. dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

W miarę jak Vivian czuła się coraz pewniej ze swoim rolleiflexem, zmieniała więcej ustawień w aparacie. Jej stykówki potwierdzają ugruntowaną umiejętność: tworzenie dobrze skomponowanych kadrów, których nie trzeba było przycinać. Niektórzy fotografowie spekulują, że duża matówka rolleiflexa (5,7 cm), która pozwalała na widzenie obiektu prawie jak odbitki w rozmiarze portfela, pomogła jej tworzyć tak udane negatywy. Wyglądało na to, że kwadratowy format pozwolił się w pełni objawić talentowi Vivian, a dzięki nieustannej praktyce poczyniła duże postępy. Według nowojorskiego fotografa i użytkownika rolleiflexa Dana Wagnera robienie zdjęć tym aparatem wymaga przezwyciężenia trudności, jaką stwarza fotografowanie obiektu odwróconego poziomo w wizjerze. Wyjaśnia on, że „złożoność tego aparatu pomaga fotografom nauczyć się utrzymywania intensywnej koncentracji, radzenia sobie z wieloma zmiennymi technicznymi i chwytania ulotnych chwil, które decydują o genialności. Włożony w to wysiłek daje poczucie spełnienia i chęć do dalszej pracy”.


Ann Marks, Vivian Maier, książka, biografia, Wydawnictwo Znak, niezła sztuka
Fragment pochodzi z książki:

Ann Marks

Vivian Maier. Niania, która zmieniła historię fotografii »

Wydawnictwo Znak Literanova
Kraków 2023



Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz