Wielki słownik języka polskiego, z beznamiętnością właściwą wielkim słownikom, wyjaśnia, że: najweselszy barak w obozie socjalistycznym to zwrot: „pot. żart.”1. Twórczość Wojciecha Grzymały, jednego z istotnych aktorów na scenie kultury polskiej od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku, też da się en masse określić jako „pot. żart.”. I to nie tylko w odniesieniu do satyrycznych rysunków, publikowanych w Szpilkach, Karuzeli, Problemach, ITD, Radarze2, od których Wojciech Grzymała zaczynał swój ponadczterdziestoletni związek ze sztuką. Także wtedy, gdy artysta zajmował się cyzelowaniem małych form przestrzennych czy biżuterii, między czaszkami o rubinowych oczach szelmowsko uśmiecha się Kot z Cheshire, wprost ze świata opisanego przez Lewisa Carrolla. A ten kot-dziwak, jak pamiętamy, zaczyna się i kończy szerokim uśmiechem. Tak szerokim, że dorównującym słownikowemu określeniu: „pot.żart.”. Jednym ze społecznych zobowiązań sztuki, z którymi radzi ona sobie najmarniej, jest ten, by tak potrafiła przedstawiać, udawać, opowiadać, by jej pojawianie i zniknięcie wywoływało szeroki uśmiech3.
Grzymała we wszystkich rodzajach technik – a uzbierało się ich niemało przez tyle lat – ilustracyjnych czy rzeźbiarskich zawsze szuka dystansu wobec dosłowności. I bardzo często jest to dystans żartobliwy. Dokładniej, dystans od żartu – znów jak Kot – niespodziewanie się zjawiający. Bo potem, po chwili, kiedy nauczymy się już samodzielnie szukać tego, co rozluźnia, co nadaje własne, nieplanowane przez nikogo znaczenie, okaże się, że nie o chichot czy żart chodzi, ale o bezecną sztukę metaforyzacji. Zdolność do zachowań metaforycznych, do dodawania nowych znaczeń jest zdolnością adaptacyjną, od której w znacznej mierze zależy jakość naszego życia, niezależnie od tego, w jakich czasach i stronach je przeżywamy. Biografia artysty jest tego doskonałym przykładem. Obecna wystawa w Płockiej Galerii Sztuki jest wystawą-powrotem. Wojciech Grzymała to doskonały przykład tego, że inteligentny absolwent nieprzypadkowej szkoły w Płocku (w tym wypadku Jagiellonki) da sobie radę gdziekolwiek, nawet na antypodach4. Jak wielu rysowników publikujących pod koniec „epoki dobrobytu”, Grzymała, który zdążył zostać redaktorem Szpilek w 1980 (na chwilę zanim Ludowa Historia wkroczyła tam wraz ze stanem wojennym i nakazem cenzury), pod koniec lat 80. zaczynał po raz drugi, jako Czterdziestolatek z Europy Wschodniej „za wielką wodą”.
W tym aspekcie biogram Grzymały wyprzedził to, co przydarzyło się reszcie rodaków, którzy od początku lat 90., chcąc nie chcąc, musieli się nauczyć żyć w nowym świecie. Każdy dorosły może sobie sam odpowiedzieć, czy łatwo jest na tym świecie zachować dar obserwacji tego, co paradoksalne, absurdalne, niemożliwe, a co przecież dzieje się na naszych oczach. A w dodatku tak go potrafić pokazać i opowiedzieć, by zachowało to smak „pot. żart.”.
Dziś niemal nieczytelna jest rola, jaką odegrały w PRL środowiska skupione wokół czasopism, kabaretów, teatrzyków studenckich etc., traktowanych przez władze jako „zło konieczne” czy „wentyl bezpieczeństwa”. Było to miejsce szczególnie intensywnej gry, zarówno ze strony tych, którzy tam publikowali, występowali czy redagowali, jak i tych, których zadaniem była urzędowa kontrola5. W takiej niejasnej sytuacji formowały się indywidualne postawy, preferujące szybkość trafnego domyślenia się ukrytych intencji. W kolejnej epoce, w realiach świata zachodniego, te same umiejętności okazały się być podstawą inteligencji emocjonalnej, najbardziej cenionych interpersonall skills, od posiadania których zależy odniesienie sukcesu.
Wielu Czterdziestolatków dzięki takiemu treningowi doskonale poradziło sobie na globalnych wodach światowego kapitalizmu, nie tracąc pozycji w świecie kultury6. Sądząc po zgromadzonych na wystawie rysunkach z wielu anglojęzycznych czasopism jest to też przypadek Wojciecha Grzymały.
Dość trudno podpowiedzieć jeden, najlepszy sposób zwiedzania wystawy, na której sąsiadują ze sobą prace z okresu ponad czterdziestu lat, w dodatku robione w tak różnych okolicznościach.
Zawsze warto zwrócić uwagę na juwenilia. Przyjrzeć się rysunkom dwudziestokilkulatka, wysyłanym na Konkurs rysunku satyrycznego „Młodzi 75” (katalog Klub MPiK Rzeszów maj-czerwiec 1975). Kreślone czarnym tuszem i piórkiem, akcentują to, co wyróżnia z tłumu krępych postaci w kufajkach, beretach i kapeluszach, drepcących w stronę jaśniejącej dwuzłotówki, kiedy tylko usłyszą: Hej, dzień się budzi! Tak, bez dwóch zdań PRL przesadnie promował materialistyczne zachowania stadne7, ale mimo to udało się, aż do początków transformacji, zachować postawę kogoś próbującego (jak śpiewał dekadę później zespół KSU) iść pod prąd, co prawda kogoś narysowanego grubą kreską (w okularkach, z książką), ale jednak różniącego się od otoczenia8. Na innym rysunku z tego okresu widzimy postać Młodego, którego tylko dwa grube łańcuchy, uwiązane do sterty dóbr (od zegara z wahadłem, przez rozkosznie pojemną butelkę Napoleona, po mały domek i auto) powstrzymują, by nie polecieć w stronę emblematycznej lemmy: Młodości! ty nad poziomy wylatuj…. Wzruszająca jest ostrość widzenia, którą daje młodość9.
Lubiącym nostalgie po dekadzie gierkowskiego rozwoju, dużo radości da wypatrzenie drobnych fantasmagorii, takich jak rekin z galową górniczą czapką na zębie. Trzeba było jakoś odreagować, najlepiej surrealnie, bo rekinów było w PRL-u mniej niż także niewidywanych „cytrusów na święta”10.
Dość szybko ustalił się styl rysunkowy Grzymały. Często widać w pracach fascynację fakturą, która sama prowadzi rękę, ustala kompozycję całości. Zapewne nawyk opracowywania dużych partii prac przy pomocy nakładanego aerografem intensywnego koloru bierze się z podobnych skłonności do powtarzania ruchu. Kolor nadaje pracom Grzymały plakatowej wyrazistości i bardzo dobrze wypada wtedy, gdy są to okładki płyt gramofonowych czy plakaty filmowe. Oprócz prac pełnych koloru, operujących grubym konturem, są też prace bardziej delikatne. Czy hiperrealistyczne studium portretowe głowy w okularach, w znacznej mierze wytartej gumką, narysowaną w tym samym kadrze, to praca wynikła z niemożności powstrzymania odruchu ręki, wciąż coś ołówkiem cieniującej, czy też diagnoza stanu powszechnej bezmyślności? O to trzeba pytać autora.
W graficznym ouvre Grzymały widać nawyk znany każdemu, kto usiłuje żyć z rysowania dla gazet, by zbyt pochopnie nie rezygnować z motywu, raczej do niego wracać, szukać nowych kadrów dla podobnej metafory. Grzymała chętnie wraca do motywów roślinnych, związanych z ziemią, uprawą, sielskością, ekologią. Wiele z nich daje okazje, by wykorzystać możliwości delikatnie cieniującego aerografu. Przywiązanie do ornamentalnego, meandrującego żyłkowania odnajdziemy też w niewielkich studiach rzeźbiarskich. W nich powróci, już chyba jako wyraz najbardziej prywatnej skłonności, maniera akcentowania form: korzeni, kłączy, macek, czegoś niepokojąco oplątującego, przerastającego każdą wyraźną, codzienną postać rzeczy.
Nie da się, oglądając wystawę, oddzielić warstwy biografii artysty od czysto estetycznego wrażenia. Obydwie się uzupełniają i tłumaczą. Warto na to, co widać w salach Płockiej Galerii Sztuki, patrzeć jak na dorobek wrażliwego, ironicznego, radzącego sobie polskiego inteligenta, żyjącego w ciekawych czasach na przełomie XX i XXI wieku. I warto pamiętać, że jest to wystawa-powrót, po latach do swojego Miasta11. Powrót z tarczą12.
- Dodając, że chodzi o: „ten z krajów dawnego bloku państw socjalistycznych w Europie, który miał stosunkowo więcej swobody, a obywatele pomimo ucisku umieli zachować poczucie humoru”. Dzisiejszy spór o to, czy takie sformułowanie było rozpowszechnianym przez peerelowski aparat propagandy sprytnym zabiegiem socjotechnicznym, czy też cechą kultury tego okresu, wynikającą z narodowego charakteru, jest nierozstrzygalny (nie widać, by obecne dziś w polityce ugrupowania chciały go skutecznie rozstrzygnąć). Zdanie o najweselszym baraku słyszało się powszechnie przez całą dekadę lat 70. Zwykle wtedy, gdy trzeba było się pocieszyć lub wytłumaczyć sobie coś, czego nie sposób było zrozumieć. A więc dość często. ↩
- Podtytuł, starannie edytowanego graficznie, pisma Radar: Miesięcznik pracy twórczej wyjaśnia, ile nas dzieli od tamtej epoki. ↩
- Nie jest to wina sztuki, raczej dość opresyjnego charakteru cywilizacji zachodniej i tragiczności Historii najnowszej. Sztuka, zbyt prostodusznie naśladując te cechy „najlepszego ze światów”, mimowolnie staje się sztuką poważną, wstrząsającą, tragiczną, przeintelektualizowaną (choć związek między myśleniem a powagą to związek urojony, przekonanie „pot. żart.”). Niestety, galerie sztuki współczesnej, podobnie jak muzea i opery, wciąż bardziej kojarzą się ze smętną powściągliwością niż z dobrą zabawą. ↩
- Uwaga dydaktyczna: oczywiście jak nie spocznie na laurach. Oficjalny biogram artysty tak referuje lata po maturze: (… studied at the National School of Languages (diploma in tourism and economy) and the Academy of Catholic Theology in Warsaw (philosophy, history of art, comparative religion, anthropology, politics, sociology, languages). Czyli, droga młodzieży, coś robić trzeba także w realu nie tylko na fejsie (nawet po maturze). ↩
- Czesław Miłosz w Zniewolonym umyśle wyliczył kilka odmian gry z Ketmana, zachowań pozwalających za cenę wieloznaczności zachować część osobistej niezależności. Historia rysunku prasowego i satyrycznego w PRL, widziana z perspektywy miłoszowskiej figury Ketmana, wciąż czeka na napisanie. ↩
- Wielkim Mistrzem takich ortodoksyjnie inteligenckich postaw pozostaje Marian Eile, założyciel i redaktor powojennego Przekroju, o którym Agnieszka Osiecka napisała, że był to „(…) właściwie cudotwórca (…), który starał się, żeby jakoś przetrwać stalinizm, nie ubłociwszy kaloszy i nie przestając jeść ryby dwoma widelcami” ( cyt. za: A. Osiecka, Szpetni czterdziestoletni, Warszawa 1985, s. 43). ↩
- nie to, co teraz :). ↩
- Co zostało z etosu inteligencji w XXI wieku, pozostaje niezbadaną i nienarysowaną jeszcze zagadką. ↩
- O ile jeszcze w 2019 daje. Autor mógłby powtórzyć ten sam rysunek kolażowo wklejając jakąkolwiek gazetkę reklamową z dowolnego sklepu „nie dla idiotów”. Różnica w odbiorze wynikałaby z tego, że bez smartfona w ręku dziś nie wszyscy wiedzieliby, skąd pochodzi cytat. A poza tym, po latach dynamicznego wzrostu PKB, nie zostałoby na rysunku dostatecznie dużo wolnej przestrzeni, by bohater się nie udusił. ↩
- Warto sprawdzić, z którego roku pochodzi ten chyba niepublikowany rysunek. Jeśli jest starszy od filmu Spielberga z 1975 roku, to można go potraktować jako niejasne przeczucie własnego losu, który z kraju fedrujących górników zaprowadzi na Południową i Północną Wyspę Nowej Zelandii. Gdyby dzisiejsi samorządowcy potrafili coś więcej niż czuwać nad przetargami i nadzorować budżet, to biorąc pod uwagę, że przez Płock wciąż płynie niepokojąco głęboka rzeka, powinni zlecić Wojciechowi Grzymale narysowanie krótkiej historii o ostatnim rekinie PRL-u, który nawykł do odżywiania się socjalistycznymi w treści Górnikami, Hutnikami, Włókniarkami i krąży biedak, zagubiony, od lat w toni koło Tumu. ↩
- Po wielu przygodach i ratujących życie „rękoczynach”. ↩
- Cieniowaną aerografem i cienką, prześwitująca ironią. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Blow-up an Idea! Themersonowie 2019 - 30 października 2019
- Sztuka ediakarańska, czyli Filum labyrinthi, sive formula inquisitionis - 21 października 2019
- Zimna wojna. Komiks czy elegia? - 24 lutego 2019
- „Rękoczyny” Wojciecha Grzymały - 16 stycznia 2019
- Awangardowe małżeństwo – Franciszka i Stefan Themersonowie - 15 października 2018
- „Przestarz. Dziś książ.”, Piotr Naliwajko i sekrety jego obrazów - 13 kwietnia 2016
- Tylko radość pozostaje. O malarstwie Kiejstuta Bereźnickiego - 24 listopada 2015
- Deliryczny Nowy Jork - 7 kwietnia 2014
Czy ilustracja podpisana: “Wojciech Grzymała, Tygodnik Studencki ITD” przedstawia Korę Jackowską?