Świat zwariował: oszaleli politycy, topnieją lodowce, ekologiczne kataklizmy i fanatyzmy religijne wyzierają z każdego kąta. Zaczynają się pandemie. Natura słusznie upomina się o swoje. Od czasu do czasu dobrze poszukać oddechu w surrealizmie. Już sto lat temu surrealiści odkryli prawdę o tym, że wiele dramatów współczesnego świata ma korzenie w przywiązaniu do konwencji i tradycji, w przekonaniu o nienaruszalności zastanych reguł gry. Dlatego wymyślali techniki, które panujący w głowach zmurszały porządek nieco przemeblowywały. Wpuszczały do naszych mózgów odrobinę świeżego powietrza. Surrealistyczne techniki mają tę zaletę, że spróbować ich może każdy. Nie wymagają talentu ani dyplomu. Jest ich oczywiście więcej niż wybór przytoczony przez Poradnik. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Na czas lektury Poradnika wyemigruj z rzeczywistości. Załóż, że wszystko lub prawie wszystko jest możliwe. Wprowadzaj w życie jak najwięcej zawartych w Poradniku wskazówek. Jeśli nie uda się od razu, próbuj dalej. Efekty przewyższą twoje najśmielsze oczekiwania!
1
Jak pracować
Najlepiej we śnie.
Jak donosił Breton w pierwszym Manifeście, francuski symbolista Saint-Pol-Roux każdego wieczoru przed pójściem spać wieszał na drzwiach sypialni tabliczkę z napisem: „Poeta pracuje”. Jedno z haseł inspirowanego surrealistami i sytuacjonistami paryskiego maja 1968 brzmiało: „Lepiej pracuje się we śnie, twórzcie senne komitety”. Wyrosły z surrealistycznej wyobraźni Roland Topor uważał, że osiem godzin snu jest daleko bardziej twórcze niż osiem godzin pracy. Sam chętnie wprowadzał tę zasadę w życie. Jego literacka i plastyczna twórczość pełna jest sennych fantazji.
2
Jak z oczywistości budować filozofię
Rozglądaj się wokół i zapisuj oczywistości, które – przeniesione na papier czy płótno – pozwolą ci spojrzeć na świat inaczej. Stawiaj proste pytania, które szybko okażą się pytaniami złożonymi.
Mistrzem takiej postawy był René Magritte. Rzadko opuszczając mieszczańską dzielnicę Brukseli, przedstawiał banalne domy i sprzęty w niezwykłej aurze. Reprodukowany dziś w nieskończoność portret fajki opatrzony podpisem „To nie jest fajka” stawia pod znakiem zapytania stosunek rzeczywistości do jej nazwania i odzwierciedlenia w sztuce. Problematykę tę Magritte podejmował wielokrotnie, choćby przeciwstawiając na płótnie obraz nieba słowu ciel. Czy – kpiąc z rozważań krytyków nad tym, co może kryć się za obrazem – sporządzając wizerunek oprawnej w zdobną ramę ceglanej ściany.
3
Jak wywoływać skandal
Jak najczęściej, jak najśmieszniej, bez używania przemocy. Skandal powinien wyzwalać śmiech, ukazywać względność konwencji, przebijać balon powagi.
Surrealiści wierzyli, że skandal jest potężną bronią w walce z zastanym porządkiem. W latach sześćdziesiątych Breton, Buñuel i Duchamp ubolewali, że nie sposób już nikogo zaszokować. Czas pokazał, jak bardzo się mylili. Trudno zliczyć skandale wywołane przez surrealistów, ich prekursorów i następców. Nie wszystkie spełniały wymienione wyżej zalecenia. Oto kilka przykładów: rozróba w paryskim Théâtre de l’Oeuvre podczas prapremiery Ubu króla w 1896 roku, gdy ze sceny padło pierwsze „Grówno!”; przerwanie projekcji filmu Germaine Dulac Muszelka i pastor w 1928 roku w Studio des Ursulines; zaczepianie księży na ulicach…
Udanym skandalem była bitwa, jaka rozgorzała w 1925 roku w paryskiej restauracji Closerie des Lilas podczas jubileuszu sędziwego poety Saint-Pol-Roux. Surrealiści spotkali się tam z zachowawczą literacką socjetą, której prym wiodła małżonka wydawcy pisma „Mercure de France”, pisarka, pani Rachilde. Początek bijatyce dało rozdanie Listu otwartego, napisanego przez surrealistów do znanego z dewocyjno-nacjonalistycznych poglądów Paula Claudela, oraz wypowiedziane przez panią Rachilde wrogie uwagi pod adresem Niemców. Breton stanął w obronie Maxa Ernsta, wsparli go inni. Michel Leiris zwrócił się do zgromadzonych pod oknami gapiów z okrzykiem: „Śmierć Francji!”. Namówiony przez tłum do wyjścia na ulicę życie zawdzięczał przybyciu policji. Bilansem bankietu były rany odniesione przez gości oraz zdemolowane wnętrze: Breton wyrwał okno z zawiasów; Soupault – huśtając się na żyrandolu – wytłukł zastawę; pewien krytyk rozbił laską lustro. Policja aresztowała jednak nie młodych poetów, lecz sześćdziesięcioletnią panią Rachilde zdradzającą objawy histerii. Pozostały na placu boju jubilat poprosił o poprawiny. Surrealistów już nie zaproszono.
W wyniku skandalu wywołanego projekcją Złotego wieku Buñuela wicehrabia de Noailles, który film sfinansował, został wykluczony z ekskluzywnego Klubu Wyścigów Konnych, a papież zagroził mu ekskomuniką. Tradycję skandali kontynuował duchowy następca ruchu, Roland Topor.
W latach pięćdziesiątych, wziąwszy raz jeden udział w spotkaniu Bretona z młodymi adeptami ruchu w kawiarni Promenade de Vénus, zakłócił poważny nastrój pytaniem: „Czy mistrz może mnie poinformować, gdzie znajduje się toaleta?”. Po czym wyszedł i nie wrócił. Trzydzieści lat później wraz z Sarah Olivier (aktorką, piosenkarką, córką artysty Olivier Olivier, członka Grupy Panicznej) zostali wyrzuceni z Chez Pastel, ekskluzywnej paryskiej restauracji, za ciskanie w siebie frytkami.
4
Jak zwiedzać muzea
Najlepiej w odpowiednim stanie ducha, czyli otwartości na zachwyty rzeczami nieoczywistymi. Osiągnięciu tego celu sprzyjają kolekcje prowincjonalne i staroświeckie. Skrzypiące podłogi, zakurzone gabloty, natrętni pilnowacze pomogą zapomnieć o zewnętrznym świecie. Ale ukryte skarby można znaleźć i w słynnych gmachach. W Luwrze przejdźmy obojętnie koło Mony Lisy. Skupmy za to uwagę na wiszącym w kącie obrazku Paola Uccella.
Man Ray zwierzył się w swojej autobiografii, że pobyt w muzeum trwający dłużej niż godzinę przyprawia go o mdłości i zmęczenie. Twierdził, że po przeprowadzce z Nowego Jorku do Paryża tak był zajęty dadaistyczno-surrealistycznymi debatami, że do Luwru zajrzał dopiero po kilku latach.
Breton niezapomniane chwile przeżywał wieczorami w opustoszałym Muzeum Gustave’a Moreau. Mieszczące się w należącym niegdyś do artysty pałacyku w „niedobrej” dzielnicy, koło cmentarza Pre-Lachaise, wypełnione obrazami i rysunkami – których zamożny pan domu szczęśliwie nie musiał sprzedawać – niewiele zmienione od czasu śmierci domowników, emanowało aurą częściowo zachowaną do dziś. Szczególnych emocji dostarczało papieżowi surrealizmu spojrzenie Dalili, porównywane przezeń do wzroku mijanych na ulicy paryżanek. Siła owego spojrzenia była tak potężna, że Breton chętnie widział się w roli Samsona. Wraz z Philippe’em Soupaultem marzył, by zostać w muzeum na noc i podpatrywać zbiegłe z płócien fantastyczne postacie.
Uczucia, jakie żywił do domostwa Moreau, były jednak wyjątkiem, bo muzeów nie lubił i nie chciał, by po jego śmierci kolekcja z ulicy Fontaine’a do nich trafiła. W 2003 roku aukcja jego zbiorów – mimo zorganizowanych przez Jacquesa Derridę protestów przed i w środku budynku Christie’s – doprowadziła do prawie całkowitego ich rozproszenia. Tylko niewielka część trafiła do Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Centrum Pompidou, gdzie stanowi dziś zaskakujące centrum ekspozycji.
Podczas wojennej emigracji w geometrycznym Nowym Jorku francuscy surrealiści odnajdywali nieistniejącą na ulicach metropolii cudowność w dramatycznie upozowanych scenach wypchanych zwierząt w Muzeum Historii Naturalnej. W dwudziestym pierwszym wieku miejsce to dalej zachowuje atmosferę przebrzmiałej epoki.
Od muzeów sztuki surrealiści woleli gabinety figur woskowych. Odegrały one ważną rolę choćby w filmie René Claira Cudowna podróż z 1925 roku: o północy ożywają figury z Muzeum Grévin, by postawić przed sądem głównych bohaterów. W tymże muzeum właśnie Breton wypatrzył opisaną – i sfotografowaną – w Nadji woskową kobietę zapinającą podwiązkę.
5
Wędrowanie bez celu
Włóż wygodne buty. W zależności od aury zabierz ze sobą parasol bądź kapelusz chroniący przed słońcem, by warunki pogodowe nie rozpraszały twojej uwagi. Zostaw w domu telefon, weź aparat fotograficzny, notes i coś do pisania. Wyjdź na miasto, stawiaj czoła niespodziankom. Zapomnij o czasie. Nie wyznaczaj sobie celu ani trasy. Daj się uwodzić ulicom, zaułkom, parkom. Unikaj dzielnic turystycznych. Nie szukaj przejawów nowoczesności, lecz raczej budynków, które obrosły aurą. Obserwuj mijane miejsca i przechodniów, patrz na życie miasta jak na tajemniczy spektakl. Rób zdjęcia z nieoczywistej perspektywy, fotografuj ruchliwe place o świcie, gdy nie ma na nich nikogo. Twoje fotografie winny budzić zdziwienie, że trywialnego miasta nie sposób na nich rozpoznać. Od czasu do czasu wstąp do kawiarni. Dalej obserwuj, wdawaj się w rozmowy z nieznajomymi, notuj spostrzeżenia. Jeśli ktoś za oknem przyciągnie twoją uwagę, wyjdź natychmiast z lokalu i rusz jego tropem. Wróć do domu dopiero wówczas, gdy zmęczenie nie pozwoli ci kontynuować włóczęgi. Nie odsłuchuj nagranych wiadomości, nie czytaj mejli ani smsów. Połóż się spać i pozwól, by wrażenia z wędrówki powróciły w snach. Nazajutrz wykorzystaj je w twórczy sposób.
Efektem spacerów o świcie były fascynujące surrealistów paryskie zdjęcia Eugène’a Atgeta z początku dwudziestego wieku, pokazujące puste i emanujące dziwną aurą ruchliwe w ciągu dnia ulice, kawiarnie, parki. Miejską wędrówkę bez celu opisał Edgar Allan Poe w Człowieku tłumu (1840). Narrator podąża za spostrzeżonym przez okno kawiarni niczym się niewyróżniającym przechodniem. Jak w transie przemierza za nim „złe” i „dobre” dzielnice, aż po nocy marszu daje za wygraną, bezradny wobec tajemnicy miasta i przewodnika.
Wizerunek flâneura, miejskiego obserwatora uosabiającego ducha nowoczesności, nakreślił Charles Baudelaire w Paryskim splinie (1869), a rozwinął Walter Benjamin. Literatura surrealistyczna wyrosła z błądzenia po mieście z głową otwartą na przejawy cudowności. Breton, Aragon, Soupault, Desnos, Crevel wierzyli, że cudowność spotkać można wszędzie: w parkach, kawiarniach, łaźniach, tanich kinach i teatrzykach, obskurnych hotelikach z pokojami na godziny, na dworcach i sklepowych wystawach. Pielgrzymki do owych „miejsc wybranych” wprawiały młodych poetów w szczególny stan ducha, pozwalający uchwycić poezję codzienności.
Wierni wezwaniu Rimbauda do dépaysement (zmiany miejsca), błądząc po Paryżu bez celu, surrealiści wcielali w życie ideę „automatycznej wędrówki”, sprzyjającej przemianie codziennej rutyny w królestwo wyobraźni. Benjamin Péret – na sporządzonej przezeń mapie osadzając Paryż w środku Oceanu Spokojnego w wianuszku zgłodniałych rekinów – podniósł poprzeczkę topograficznej oniryczności o stopień wyżej.
Z zamiłowania do włóczęg po mieście wyrosła trylogia surrealistycznego Paryża: Wieśniak paryski Aragona, Nadja Bretona i Ostatnie noce paryskie Soupaulta. Ich narratorzy cierpliwie wyczekują spotkań z tajemniczą nieznajomą, fascynują ich szemrane postacie nocnego życia i miejsca „osobom z towarzystwa” obce. Aragon składa hołd królestwie przechodniów – pasażom, owym „ludzkim akwariom”, „świątyniom chwili przelotnej”, inkubatorom współczesnej mitologii.
Magia ulicy hipnotyzowała Bretona, który z niejasnych dla siebie powodów co dzień koło trzeciej po południu zjawiał się na bulwarze La Bonne Nouvelle. Irracjonalne zwyczaje dzieliła z nim Nadja, spacerująca zwykle po dziesiątej dzielnicy, a także Georgette z Ostatnich nocy paryskich, szerokim łukiem omijająca bastion surrealizmu, Montmartre. Przemierzane podczas włóczęgi bez celu miasto bywa w surrealistycznej literaturze oprawą spektaklu rodzącego się uczucia, jak w Miłości szalonej Bretona. Do obsesji surrealistów nawiązali w latach sześćdziesiątych „dryfujący” po europejskich miastach sytuacjoniści. I Georges Perec, opisujący w Człowieku, który śpi (1967) trwające blisko rok wałęsanie się po Paryżu.
6
Zapisywanie snów
Przy łóżku trzymaj notes z długopisem, ołówkiem bądź dyktafon lub smartfon. Dyktafon i smartfon mają tę przewagę, że można ich używać po ciemku. Natychmiast po przebudzeniu zapisz sen, jaki tej nocy śniłaś/eś. Jeśli go nie pamiętasz, zrób wysiłek, by sobie przypomnieć. Nigdy nie wstawaj zaraz po obudzeniu. Pozwól swojej podświadomości balansować na granicy snu i jawy. Stan ten daje najwięcej pewności, że przypomnisz sobie sen. Do zapisywania snów wykorzystuj też przebudzenia w środku nocy (wtedy najporęczniejszy będzie dyktafon). Korzystaj ze smartfona, jeśli wspomnienie snu dopadnie cię w ciągu dnia. Przelane na papier czy ekran komputera sny dowiodą potencjału wyobraźni drzemiącego w umysłach nawet najbardziej racjonalnych. Pozwolą ci nie tylko lepiej poznać samą/samego siebie, wejrzeć we własne kompleksy i wyparte pragnienia, lecz także dostarczą twórczej inspiracji.
Surrealiści rejestrowali sny z wielkim oddaniem. Breton od 1919 roku notował „pukające w okno” urywki zdań, cisnące się do głowy w chwilach przebudzeń. Malarz Gordon Onslow Ford trzymał pod poduszką notes, by spisywać senne marzenia w stanie pół snu, pół jawy. Służyły mu potem za „wskazówki” przy komponowaniu rysunków i obrazów. Pismo „La Révolution surréaliste” zamieściło wiele opisów snów artystów oraz członków i sympatyków ruchu:
„Zamiast córki mam syna. Strzelił sobie w głowę, ktoś go opatrzył, lecz zapomniał zabrać rewolweru. Strzelił jeszcze raz. Siedzę przy stole ze znajomymi. Nagle wchodzi ktoś, kogo nie widzę, i mówi do mnie: »Twój syn strzelił sobie w głowę siedem razy, ale nie umarł«. Dopiero wtedy ogarnia mnie wielka rozpacz i odwracam się, by ukryć płacz” (Paul Éluard); „Pewnego wieczoru wchodzę do sypialni i widzę siebie siedzącego na łóżku. Jednym ciosem unicestwiam zjawę, która skradła mi mój wygląd. W tej samej chwili na progu staje matka, podczas gdy drzwiami vis-à-vis wchodzi jej sobowtór, ogromnie do niej podobny. Krzyczę na całe gardło, ale zjawia się mój brat – także w towarzystwie swego sobowtóra – i każe mi zamilknąć. (…) Jestem na brzegu morza na plaży podobnej do Palm Beach w towarzystwie znajomej o imieniu Nadia. Chcąc dla zabawy mnie przestraszyć i sprawdzić, czy zmartwię się jej śmiercią, Nadia, która świetnie pływa, postanawia udać, że się topi. Topi się jednak naprawdę i przynoszą mi jej zwłoki. Wybucham strasznym płaczem, lecz humor szybko poprawia mi wymyślenie prostej gry słownej: Nadia, najada, napita nad wyraz” (Michel Leiris);
„Siedzę przy stole z osobami, które pomieszkują w wiejskiej posiadłości mego wuja L… Jemy wyśmienity omlet przyrządzony przez mojego brata A… Wchodzi ksiądz, wiejski ksiądz, którego czerń wywołuje we mnie straszliwy niepokój. Dowiadujemy się o czyjejś śmierci. Oczywiście wszyscy biesiadnicy zaraz wstają i przechodzą do sąsiedniego pokoju, by zjeść drugi omlet lepiej przysmażony. Korzystam z sytuacji, by ukradkiem smakować to, co zostało z omletu odrzuconego, ciesząc się na myśl, że potem zjem swoją część nowego omletu, którą z pewnością mi zostawią. Niestety, gdy siadam za stołem, okazuje się, że zostawiono mi tylko mały kęs. Łatwo się pocieszam, bo ten omlet wyraźnie jest przypalony…” (Max Morise).
Niekiedy konkretny sen był bodźcem do napisania wiersza czy filmowego scenariusza, choćby Psa andaluzyjskiego Buñuela i Dalego. Często emanująca z zapisów snów atmosfera pomagała w oddaniu owego je ne sais quoi, charakteryzującego najlepsze przykłady surrealistycznej sztuki. W Piękności dnia, Widmie wolności czy Dyskretnym uroku burżuazji Buñuela sekwencje snów pokazane są tak, jakby były częścią jawy. Wprowadzają niepewność, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna życie.
7
Co i jak jeść
Wymyślaj przepisy sprzeczne z zasadami książek kucharskich. Jak czarownica w magicznym kotle, mieszaj słodycz, sól, gorycz i kwas. Z gotowania czyń performance. Przywiązuj wagę do wyglądu potraw: niech się prezentują równie zaskakująco, jak surrealistyczne stroje! Jeżeli smak zawiedzie, pociechą będzie uczta dla oka. Rób z dań dzieła sztuki.
Kulinarną wyobraźnię surrealistów rozbudził Lewis Carroll w Alicji w Krainie Czarów: „Kucharka zdjęła z ognia gar z zupą i naraz jęła ciskać w Księżnę i dziecko wszystkim, co tylko miała pod ręką. Najpierw poleciała dusza od żelazka, a potem istny grad patelni, talerzy i odważników”. Zupa zawierająca głównie pieprz; ciasteczko powodujące rośnięcie bądź karlenie w zależności od tego, gdzie je ugryźć; podwieczorek bez końca u Zwariowanego Kapelusznika, u którego jest zawsze szósta po południu – po takiej lekturze banalne posiłki raz na zawsze przestają być banalne.
W Ubu królu presurrealista Alfred Jarry motorem zbrodni uczynił nigdy nienasycone brzucho tytułowego bohatera, który morduje prawowitego władcę i sięga po koronę, skuszony wizją częstszego jadania kiszki. Akcja toczy się w mitycznej Polsce – stąd wariacje na temat naszych potraw:
„Rotmistrz Opas: Hej, Matko Ubico! A cóż nam dziś dasz dobrego?
Ubica: Oto menu.
Ubu: Oho! Wreszcie coś ciekawego.
Ubica: Zupsko polskie, szponder z rastrona, cielak, kurak, pasztet pieski, pipek indora, mus ruski…
Ubu: No, no, nie tak ostro, starczy już tego, jak myślę. Chyba że masz tam coś jeszcze?
Ubica (ciągnąc dalej): Bomba, sałata, frukty, tuk z rury, łamańce, topinambur, kalafior à la grówno”. I tak dalej. Ukłon pod adresem jedzenia i trawienia Jarry złożył nawet w chwili ostatecznej, na łożu śmierci prosząc o wykałaczkę. Z próby dorównania Carrollowi i Jarry’emu surrealiści wyszli zwycięsko. Kwestie kulinarne przewijały się przez historię ruchu od początku. Manifest z 1924 roku – nim stał się wykładnią filozofii autora – miał być przedmową do zbioru automatycznych tekstów Bretona o apetycznym tytule Rozpuszczalna ryba. Podczas wernisażu Wystawy Surrealistycznej w Londynie w 1936 roku Dylan Thomas częstował gości serwowanym w filiżankach ugotowanym sznurkiem. „Słaba czy mocna?” – pytał. Obraz Joana Miró na początku wieczoru zdobił wędzony śledź, usunięty później ze względu na zapach.
Na zainicjowanej przez Bretona w tym samym roku paryskiej Wystawie Przedmiotów Surrealistycznych Dalí pokazał Telefon homara, którego słuchawkę przykrywa tytułowy skorupiak. Pomysł zrodził się ze wstrętu, jaki artysta żywił do słuchawek ciepłych i lepkich, nieznanym pokoleniom użytkowników telefonów komórkowych, a także z miłości, jaką każdy Katalończyk darzy owoce morza.
Kulinarną wyobraźnię Dalego rozbudzał jego kolekcjoner, ekscentryczny arystokrata Edward James, fantazjujący na temat surrealistycznego przyjęcia, podczas którego stojące na stole karły podtrzymywałyby kandelabry. Wśród dań wyobrażał sobie ryby faszerowane czerwonym mięsem, marchew wyglądającą jak zielony groszek oraz serwowane w wiaderku z lodem gorące ostrygi. (…)
Jak wszystkie tematy, także i rozkosze podniebienia René Magritte traktował przewrotnie. Na młodzieńczym obrazie Przyjemność z 1927 roku odziana w dziewiętnastowieczny strój smutna dziewczynka rozszarpuje żywego ptaka. Portret poświęca daniu uwagę zarezerwowaną zwykle modelom ludzkim. Martwa (?) natura przedstawia talerz z plastrem szynki spozierającej na nas badawczym okiem.
Mistrzem pokazywania wykwintnych kolacji jako metafory społecznego porządku był Luis Buñuel. W Złotym wieku (1930) szereg absurdalnych zdarzeń punktujących arystokratyczne przyjęcie stanowi błyskotliwą ilustrację tezy filmu o końcu pewnej epoki. Gospodarze i goście – w obawie przed zakłóceniem zasad savoir-vivre’u – nie reagują na muchy oblepiające twarz pana domu ani na przejeżdżający przez salon wóz z pijanymi wieśniakami. Groteskowe zachowanie państwa naśladuje służba, serwująca aperitify nawet wówczas, gdy z kuchni wypada pokojówka w płomieniach.
Anioł zagłady (1962) pokazuje, co się dzieje, gdy w sytuacji ekstremalnej idzie w zapomnienie dobre wychowanie. Po zakończeniu eleganckiej kolacji jej uczestnicy z niewyjaśnionych przyczyn nie są w stanie opuścić willi gospodarzy (skądinąd zabawną aluzję do tej fabuły zawarł Woody Allen w komedii z 2011 roku, O północy w Paryżu). Odgrywane na początku wieczoru role legną w gruzach, ktoś popełni samobójstwo, wszystkim opadną noszone przy stole maski. Tak jak w Aniele zagłady goście nie mogą opuścić willi, tak w Dyskretnym uroku burżuazji (1972) zamożne i pretensjonalne towarzystwo nie może spożyć wspólnego posiłku. Poddawane jest najróżnorodniejszym próbom, od nagłej śmierci właściciela restauracji począwszy, na nękających większość osób strasznych snach skończywszy. Okazuje się jednak, że nawet nocne mary da się przegnać za pomocą smacznej przekąski. W finałowej scenie obudzony z koszmaru ambasador Mirandy pędzi do lodówki i wcina płat szynki. Tyle że nie mamy pewności, czy to nie kolejny sen… (…)
Salvador Dalí znawcą kuchni nie był. Mówienie o jedzeniu wykorzystywał do tworzenia własnej legendy: zwykł wychodzić z surrealistycznych spotkań przed końcem, tłumacząc, że zaprzyjaźnieni arystokraci czekają na niego z ucztą ostrygową. Po czym wracał do domu, gdzie – jak reszta bandy – wcinał sardynki. (…) W latach czterdziestych chętnie uczestniczył w hollywoodzkich balach, dobrze współgrających z jego fascynacją kiczem. Promował na nich surrealizm, przypisując sobie główną zasługę w jego narodzinach i obwołując się jego samozwańczym ambasadorem. W zachowanych filmowych migawkach z Nocy w surrealistycznym lesie z 1941 roku Gala dźwiga na głowie tekturowy łeb jednorożca, sławna para zostaje obdarowana bardzo niezadowolonym i nieumiejącym się jeszcze bronić tygryskiem, podczas gdy ciekawi francuskiej kuchni amerykańscy gwiazdorzy próbują jeść skaczące po stole żaby. Epizod ten zrodził się może z Dżdżystej taksówki, którą Dalí umieścił przed wejściem na paryską Międzynarodową Wystawę Surrealizmu w 1938 roku. Tyle że tam planowane wpierw żaby w złotych koronach zostały zastąpione pełzającymi po siedzącym w aucie manekinie ślimakami (zjedzonymi przez organizatorów po zamknięciu ekspozycji).
Leonora Carrington i Remedios Varo, surrealistyczne artystki należące do najoryginalniejszych postaci epoki, znalazłszy się podczas drugiej wojny w Meksyku, leczyły wojenną traumę ćwiczeniem wyobraźni. Celowi temu służyło między innymi eksperymentowanie w kuchni, miejscu, które – tak jak artystyczna pracownia – idealnie nadaje się do obalania obowiązujących reguł.
W Niebiańskim pokarmie Varo siedząca w wieży postać o rysach autorki zmieloną materią gwiezdną karmi zamknięty w klatce księżyc. Dla Carrington związki między sztuką a gotowaniem były tak oczywiste, że malowała sporządzaną przez siebie jajeczną temperą. W jej obrazach (Aromatycznej kuchni babki Moorhead czy Domu naprzeciwko) przyrządzanie potraw jest czynnością magiczną. Ich składniki – czosnek, kukurydza, kapusta, bakłażan, marchew i papryka – łączą tradycje poznanej w dzieciństwie kuchni irlandzkiej z meksykańską. W Aromatycznej kuchni… tajemniczy nastrój zwiększają postacie zakapturzonych kucharzy i górującej nad nimi wielkiej gęsi. Kto kogo zje – nie wiadomo. We wczesnym obrazie Posiłek Lorda Lichtarza arystokratyczne przyjęcie służy satyrze na wyższe sfery: wykwintne damy wcinają pieczone dziecko. W powieści Trąbka do słuchania gotowanie w kotle staje się drogą do metafizycznej przemiany.
Do historii surrealizmu Carrington weszła dzięki młodzieńczemu opowiadaniu Debiutantka, umieszczonemu przez Bretona w Antologii czarnego humoru. Nie chcąc uczestniczyć w wydanym na jej cześć przyjęciu, tytułowa debiutantka wysyła w swoim zastępstwie zaprzyjaźnioną hienę, która zjadła wcześniej pokojówkę i pysk zakryła sobie jej twarzą. Dopiero pod koniec wieczoru hiena nie może opanować łakomstwa, pożera twarz-maskę i zbrodnia wychodzi na jaw.
Nim Carrington stała się słynną artystką, podziw Bretona wzbudziła posmarowaniem sobie w restauracji stóp musztardą. Preludium do zabaw meksykańskich były dla niej dwa lata spędzone przed wybuchem wojny z Maxem Ernstem w Saint-Martin-d’Ardèche na południu Francji. Płatała tam kulinarne figle, zaskakując gości rostbefem w ostrygach, zającem faszerowanym ostrygami i tapioką udającą kawior. Wkładała im do łóżek żywy drób i podawała na śniadanie omlety z dodatkiem ich włosów, dyskretnie ściętych podczas snu. Był to sygnał, że nadszedł czas, by wizyta dobiegła końca. „O piątej po południu, gdy przychodziła pora rozpoczęcia gotowania, czułam się jak opętana” – wspominała później. Inspiracje czerpała z angielskiej książki kucharskiej z szesnastego wieku.
Gdy w 1940 roku Ernst – jako obywatel Rzeszy – został po raz drugi internowany, Carrington przeżyła załamanie nerwowe, objawiające się między innymi wielodniową głodówką. Po czym sprzedała dom za butelkę brandy i rozpoczęła pełną dramatycznych przygód drogę do Meksyku. Tam, na ulicach pełnych sprzedawców egzotycznych dla Europejki ziół i przypraw, zamknęło się koło kulinarnych fascynacji. Przedtem jednak w listach wysyłanych po aresztowaniu Ernsta do ich wspólnej przyjaciółki, malarki Leonor Fini, chętnie odwoływała się do kulinarnych metafor, pisząc choćby o „dobrze utuczonym kurczaku, który zastygł w tanecznej pozie w purée z kaczych wątróbek”.
Pod koniec życia Leonora Carrington stołowała się w Mieście Meksyk w popularnej wśród robotników jadłodajni, mającej podstawową zaletę: nikt jej tam nie rozpoznawał! Kiedy odwiedziłam ją w 2000 roku – przywożąc przemycone z Polski suszone grzyby – okazało się, że całkiem przestała gotować. „Osoby gotujące są wykorzystywane przez rodziny. Od kilku lat mąż musi radzić sobie sam. Niestety wszystko przypala” – takie były ostatnie słowa, jakie na temat kuchni usłyszałam od jednej z najoryginalniejszych jej mistrzyń.
Tego, że surrealistyczne gotowanie może mieć funkcję terapeutyczną, dowiodła wizyjna fotografka Lee Miller. W ucieczce przed demonami przeszłości (gwałtu, którego ofiarą padła w dzieciństwie, i wojny, po której zakończeniu fotografowała stosy ciał w obozach zagłady) od połowy ubiegłego wieku począwszy względny spokój odnajdywała w kuchni. Jej desery à la Mack Sennett (autor slapstickowych komedii, których bohaterów bombardują ciastka z kremem) były „pyszne i zgrabne w locie”. Kotleciki cielęce zawinięte w walentynkowe złotka, kalafior w kształcie piersi z kwiatami ogórecznika w miejscu sutków, relisz śliwkowy podany z pomidorkami koktajlowymi i ciemnozielonym majonezem czy „perski dywan” (kombinacja pomarańczy z kandyzowanymi fiołkami) sprawiały przyjemność i oku, i podniebieniu. Ku rozpaczy domowników w salonie Lee Miller piętrzyły się sterty przepisów wyrwanych ze znalezionych w poczekalniach pism.
Jedna z anegdot opowiadanych przez gości surrealizującej malarki, poetki i twórczyni przedmiotów, Erny Rosenstein, dotyczyła wydanej przez nią w warszawskim mieszkaniu kolacji, na którą złożyły się jaja na twardo w imponującej liczbie. Oryginalność menu wynikła nie tylko z ograniczonej oferty socjalistycznego zaopatrzenia, ale i z fantazji pani domu. (…)
Przepisy służące rozbudzeniu wyobraźni i apetytu podał Roland Topor w Księżniczce Anginie i w Kuchni ludożerców. Choćby przepis na agenta ubezpieczeniowego: „Wypatroszyć agenta. Jeśli był z ikrą, usunąć móżdżek, by nie nawarzył piwa. Wytrzeć, ostrożnie uczesać, nie uszkadzając skóry, umyć, by prezentował się apetycznie. Dusić w oskomie. Grubego agenta dusić cztery godziny, chudego – trzy. Podawać na półmisku wyłożonym polisą ubezpieczeniową, przybranym bilonem, dowodami osobistymi oraz kwieciem. Gwizdać przy tym z podziwu. Agenta ani to ziębi, ani grzeje, ale nam dobrze robi”. (…)
To zaledwie 7 z 56 surrealistycznych rad,
które znajdziecie w książce Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny. Jak przeżyć
Agnieszka Taborska, Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny. Jak przeżyć »
Wydawnictwo Bosz, Olszanica 2021
Ilustracje i projekt graf.: Lech Majewski