Jak to często w naszej kulturze bywało – poszliśmy tropem francuskim, nazywając malarski gatunek biorący za temat kompozycję z nieożywionych przedmiotów „martwą naturą”1, ale istnieje także druga tradycja myślenia o tym gatunku, wyrażona angielskim mianem still life. I można długimi godzinami dumać nad życiem i śmiercią natury w obrazach, jednak są przypadki niepozostawiające cienia wątpliwości – „wciąż żywe” są fikusy malowane przez Artura Nachta-Samborskiego.
Prace artysty okrzyknięto „jednym z najświetniejszych zjawisk w polskiej sztuce współczesnej”2, nie szczędzono superlatywów i poetyckich, a często nawet muzycznych metafor. Obrazy Nachta opiewano jako „nieomylnie, przejrzyście i precyzyjnie skonstruowane, syntetyczne i finezyjne zarazem”3, katalogi wystaw inkrustowano peanami: „doprawdy bardzo wielkim artystą był”4. Aż korci, by idąc tym gombrowiczowskim tropem, zapytać: „Zachwyca czy nie zachwyca?”.
Sztuka Nachta-Samborskiego to w istocie dwa równolegle prowadzone cykle wariacji: wizerunki ludzi i portrety roślin. W zbiorach kieleckiego Muzeum Narodowego czy Muzeum Sztuki w Łodzi znajdują się pełne wyrazu głowy, w których zatarto jednak cechy indywidualne; i tu z całą wyrazistością rysuje się fascynujący paradoks jego malarstwa – rośliny portretowane są z czułą wnikliwością, wizerunki ludzi zawierają w sobie tajemnicze uogólnienie, skłonność nie tyle do indywidualnego rysu, co przeczucia jakichś prawd generalnych. Właśnie tymi pietystycznie portretowanymi fikusami Artur Nacht-Samborski rozkochał mnie w swoim malarstwie. Mogę zatem z czystym sumieniem powtórzyć: „Wielkim artystą był”.
Rozstrzygnięte po malarsku
W 1898 roku Joelowi i Sarze Nachtom rodzi się syn Artur. Kiedy I wojna światowa będzie chyliła się ku końcowi, młody Nacht wyjedzie do Wiednia, po powrocie podejmie studia w Akademii Sztuk Pięknych w rodzinnym mieście, zaś w 1920 roku wraz z Jankielem Adlerem na trzy lata wyjedzie do Berlina. Wróci, mając dwadzieścia sześć lat i sporo artystycznych doświadczeń. 1 września 1924 roku razem ze studentami Józefa Pankiewicza ruszy do Paryża jako członek Komitetu Paryskiego, w skrócie K.P., czemu grupa zawdzięczać będzie swoją zwyczajową nazwę – kapiści.
Członkowie komitetu chłoną francuski postimpresjonizm, uznając grę barwną za podstawowy środek i cel malarstwa. Do tych doświadczeń nawiązuje powstała w 1950 roku Martwa natura z kwiatami w wazonie obecnie znajdująca się w kolekcji warszawskiej Zachęty. Miękko prowadzona plama zaciera rysunek, świetlista pomarańcza kontrastuje z kobaltową dekoracją talerzyka, bliki słońca igrające na ściankach szklanego wazonu ożywiają płaszczyznę, z której wychylają się ukwiecone gałązki. Całość tchnie lekkością i wiośnianym wdziękiem. Widać w tym obrazie pobieraną przed laty w krakowskiej pracowni Wojciecha Weissa naukę5.
W momencie powstawania tego obrazu od wybuchu wojny minęło jedenaście lat, z których w pamięci zostały artyście z pewnością wrześniowe ucieczki przez Nałęczów do Lwowa, podróż do Moskwy, na tamtejszą wystawę, i jego odważna deklaracja przyznająca artyście prawo do eksperymentu na pohybel doktrynerskim nakazom socrealistów. Kiedy w 1941 roku do Lwowa wkraczają Niemcy, Nachtowi udaje się pozostać po „aryjskiej” stronie, dzięki pomocy przyjaciół przedostaje się do Krakowa, a stamtąd – do Warszawy. W międzyczasie otrzymuje fałszywe dokumenty i akt chrztu. Odtąd jest Stefanem Ignacym Samborskim.
Dominik Horodyński wspominał, jak:
„[…] po ciężkich czasach okupacji ten pełen uroku i dobroci człowiek stał się wyrozumiałym mędrcem, sceptycznym i pogodnym jednocześnie. Nie była to postawa wypracowana, jakaś maska. Nacht naprawdę taki był: z ogromnym dystansem do siebie: a nawet do malarstwa i sztuki w ogóle”6.
Po upadku powstania warszawskiego, razem z Janem Cybisem, znajdzie się w podwarszawskim Milanówku, a od 1945 roku żywo zaangażuje się w odbudowę szkolnictwa artystycznego, choć i tu nie obędzie się bez przygód.
Stroniąc od sztuki propagandowej, spotka się z niechęcią zagorzałych socrealistów. W znacznej mierze pozostanie wierny formule przedwojennego koloryzmu, nie zapominając, że zgodnie ze sztandarowym hasłem kapistów obraz musi być „rozstrzygnięty po malarsku”7.
Fikus i Biennale
Osiem lat później fikus stanie się w sztuce Nachta-Samborskiego główną malarską dramatis personae. Martwa natura z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie powstaje w momencie, kiedy artysta reprezentuje polskie malarstwo na XXIX Biennale w Wenecji8. Niegdysiejsi kapiści – już jako nestorzy krajowej sceny artystycznej – są w większości cenionymi pedagogami.
„Zarówno przez swoje malarstwo, jak i osobowość urzekał, o niczym nie orzekając, otwierał horyzonty, nie narzucając rozwiązań, inspirował, uczył zaś po prostu swoją wybitną inteligencją i wrażliwością”9.
Podobne wrażenia stanowią niemal refren wspomnień szczęśliwców, mających sposobność porozmawiać z Nachtem-Samborskim. Stefan Gierowski po latach twierdził:
„Na pewno klasyk z wyboru i mądrości pojmowania życia; humanista szanujący w jednostce ludzi, w pejzażu i martwej naturze świat; malarz zafascynowany niewyczerpaną możliwością przemiany realności natury w realność obrazu”10.
O tej „niewyczerpalności” opowiada z pewnością cykl fikusów.
Nacht-Samborski wypracował sobie indywidualną formułę malarską, która nie znalazła bezpośrednich kontynuatorów, ale z pewnością leżała u podstaw licznych nowych poszukiwań lat 60.
„Ze zderzenia dwóch nurtów: międzynarodowej sztuki informel oraz rodzimych doświadczeń dawnych kapistów – powstała na naszym gruncie specyficzna odmiana sztuki niefiguratywnej o przewadze czynników emocjonalnych, sensualistycznych. Szczególny udział mają w tym wybitni twórcy i pedagodzy starszej generacji”11.
Wśród najważniejszych nie zabrakło oczywiście Nachta-Samborskiego. Na artystyczną scenę wkracza pokolenie arsenału, coraz śmielej odchodzące od sztuki przedstawiającej, a abstrakcja staje się synonimem nowoczesności. Martwa natura pozornie może zniechęcająco trącić akademicką rutyną. W przypadku Nachta-Samborskiego jest jednak odwrotnie.
Martwa natura z 1958 roku pokazuje, jak w ciągu niespełna dekady zmienił się język malarski artysty. Plama przypomina gęsto tkany kilim, ma w sobie miękkość wełny i zdecydowanie stroni od ostrości konturu; formy dalekie są od reporterskiej dokładności, chodzi o malarską interpretację, rodzaj lirycznego przekładu obiektu realnego na obiekt malarski, ze wszystkimi przywilejami licentia poetica. Zmiana dostrzegalna jest w wizerunkach ludzi i w pejzażach, „[…] ale najważniejsze, najbardziej wyrafinowane – oceniała krytyka – są tamte lasy i ogrody fikusów w donicach ustawionych na stołku, ogromnych kwiatów unoszących się przejrzystymi welonami miękkiego koloru”12.
Francuski kolor, niemiecka ekspresja
I podobnie jak można mówić o dwóch tradycjach myślenia o „martwej” czy „żywej” naturze, tak sztuka Nachta-Samborskiego wynika z dwóch tradycji malarskich. Artystyczna genealogia Nachta łączy z jednej strony niemiecki ekspresjonizm poznany podczas pobytu w Berlinie, z drugiej – kapistowską kulturę koloru wywiedzioną z tradycji francuskiej13. Po raz kolejny historia krakowsko-warszawskiego twórcy lepiona jest z paradoksów.
Włączenie malarza w poczet członków Komitetu Paryskiego ma oczywiście swoje umotywowanie biograficzne, ale porównując go z Rudzką-Cybisową czy nawet Cybisem, nie sposób nie zauważyć, że „obrazy Nachta nie mieszczą się w estetyce kapistowskiej, choć jak obrazy Kapistów urzekają wartościami kolorystycznymi”14. Pojawiają się jednak wśród komentatorów stanowiska bardziej radykalne. Grzegorz Bednarski uznał akces Nachta do kapistów za gest towarzyski15. Że z Cybisem Artur Nacht-Samborski utrzymywał przez długie lata serdeczne stosunki – dowodzi chociażby dziennik głównego teoretyka kapistów16.
Czytelnicy „Wiadomości Literackich” już w 1934 roku mogli zapoznać się z recenzją Mieczysława Wallisa, wyczuwającego u Nachta „przebijanie pierwiastków ekspresyjnych i ekspresjonistycznych”17. I choć mijały lata, predylekcja do ekspresji, swobody gestu, śmiałości plamy bynajmniej nie słabła, czego dowodzą malowane w 1962 roku Liście i kwiaty. Utrwala się kompozycyjny schemat – skromny taboret, na którym ułożony jest niewyszukany dzban wypełniony liśćmi fikusa. W tle – ściana lub parawan. Kameralna, niemal intymna przestrzeń raczej zasugerowana niż skwapliwie opisana; niedopowiedziana, bo jak radził Nacht-Samborski: „[…] w obrazie nie można powiedzieć za dużo, bo się go zabije; trzeba zostawić coś widzowi”18.
Film o roślinie
Bywa, że plama barwna ulega wyciszeniu, a całość zastyga ze stoickim spokojem, jak w przypadku obrazu Martwa natura z 1966 roku. I być może podobne temu obrazy miał na myśli Czesław K. Olszewski, deklarując, że:
„[…] w malarstwie Artura Nachta-Samborskiego wrażliwość na kolor nie pociągała za sobą niebyt dużego jego rozdrobnienia jak u Cybisów, ani poddania żywiołowej ekspresji jak u Waliszewskiego”19.
Choć obaj byli kapistami, ich sztuka wydaje mi się biegunowo odległa. Kolor pozostaje główną wartością organizującą obrazy Nachta-Samborskiego. Niekiedy artysta operuje wąską, zdyscyplinowaną gamą, innym razem pozwala sobie na igranie z dysonansem, jak w przypadku Liliowego dzbana czy powstającego u schyłku lat 60. obrazu Liście na fioletowej ścianie, w którym śledzić możemy nieprzebrane bogactwo malarskiego gestu, imponującą różnorodność malarskich środków. Joanna Pollakówna wyliczała malowanie „pasami, pasmami, maźnięciami, czasem grubo, lepko i chropowato, czasem tak lekko i prześwitująco, że przeziera spod niej splot płótna”20.
Być może dzięki tej fascynującej rozpiętości malarskich środków seria fikusów nie nuży, a jest to grupa dzieł niezwykle liczna – ich szacunkowa liczba oscyluje wokół kilkudziesięciu21. Mimo zmiennych kolorystycznych i fakturalnych w tym malarskim równaniu pozostają pewne stałe. „Obrazy Nachta odznaczają się zdecydowaną tektoniką, porządkiem bliskim temu, jaki jest udziałem abstrakcji geometrycznej”22. Jedną z cech tego porządku jest pewna przewidywalność, logika konstrukcji, w której nie czuć wcale oschłej kalkulacji, a raczej doskonałą intuicję.
Pisząc o prawie bliźniaczych martwych naturach, stanowiących wariacje na ten sam temat, niektórzy badacze wskazywali na „filmową niemal sekwencję drobnych przesunięć”23. Kinematograficzny trop wydaje się rozsądny, bowiem Nacht-Samborski był koneserem kina. Po latach wspominano, że malarzowi podobało się Wesele Andrzeja Wajdy czy Kabaret Boba Fosse’a, z Lizą Minnelli24.
Do kina chadzał często, a wystawiał bardzo rzadko. Pierwszą wystawę monograficzną zorganizowano dopiero po śmierci artysty i nie było to bynajmniej przeoczeniem czy nieczułością muzealników i krytyki. Malarz niechętnie rozstawał się ze swoimi obrazami, nie zabiegał o popularność, pokazywał je wąskiemu gronu. To mu w pełni wystarczało. Mimo trudności fikusy już za życia artysty trafiały do prestiżowych kolekcji muzealnych. Lech Siuda wspominał jak – niemal dosłownie – wyrywali sobie ze słynną – nie tylko z prac naukowych, ale i temperamentu – Heleną Blumówną obraz z rąk25. On chciał mieć go w swojej kolekcji, ona – w zbiorach krakowskiego Muzeum Narodowego. Jak widać, nie tylko „sekwencje przesunięć” są u Nachta-Samborskiego filmowe.
Wrażliwie i miękko
O malarstwie Nachta-Samborskiego napisano sporo, w tym kilka rzeczy naprawdę pięknych. „Niewyczerpane mutacje motywu, w kolorystycznych i kompozycyjnych wariantach […] to znak malarza, iż w sztuce nie ma ostatecznych rozwiązań”26 – i to chyba najtrafniejsze podsumowanie łańcuchów kolejnych „żywych natur”. Rozwiązania się zmieniają, malarstwo ewoluuje, artysta wciąż szuka.
U schyłku życia malarza fikusy transponowane zostają do tonacji znacznie cieplejszych. Liście fikusa w ugrowym dzbanku skrzą się ciepłym światłem letniego popołudnia, zaś pochodzące z lat 70. XX wieku Liście w białym wazonie na stole są jednym z moich najukochańszych obrazów. Śmiałość malarskiego gestu połączona z sublimacją kolorystyki, czułość i odwaga, rozmach i szacunek – składają się na olśniewający portret fikusowych liści.
Nie dziwią mnie wobec tych wzruszeń komentarze Tadeusza Dobrowolskiego, dostrzegającego, że:
„[…] jego kwiaty, zredukowane często do kilku łodyg i mięsistych liści, przymglone i smutne w kolorze, malowane wrażliwie i miękko, żyją lub więdną w pustej, do kilku znaków sprowadzonej przestrzeni”27.
Sprowadzanie do znaku wydaje się gestem Nachta-Samborskiego łączącego jego obrazy wywiedzione z kapistowsko-ekspresjonistycznej tradycji z poszukiwaniami lat 70., ze znakami Tarasina na czele.
Pięć lat temu na rynku aukcyjnym pojawiła się – datowana na około 1973 rok – podobna praca zatytułowana Liście w kolistym wazonie. Pełna światła i pogody życia; ujmująca lekkością i pewnością ręki. Żyjąca jakimś cichym, łagodnym rytmem. Czasem przyłapuję się na antropomorfizowaniu fikusów Nachta-Samborskiego. Skoro u młodopolskich malarzy pejzaż mógł stawać się „stanem duszy”, to czemu u dwudziestowiecznego twórcy martwa natura nie potrafiła wcielić się w rolę autobiograficznego wyznania? W końcu – jak przyznawał sam artysta – „Malujemy całym sobą – swoimi chorobami, kompleksami, humorem”28.
Fikus i dziewczyna
Tuż przed śmiercią artysty powstaje Dziewczyna z bukietem – obraz będący niejako résumé poszukiwań kolorystycznych i kondensacją ekspresji. Połączenie obu kluczowych motywów nie było jednak novum. Już u schyłku lat 50. Nacht-Samborski sięgnął po mariaż wizerunku człowieka i portretu rośliny; jeden z wczesnych przykładów takiego mariażu pojawił się piętnaście lat temu na rynku aukcyjnym. Mimo wszystko Dziewczyna z bukietem wydaje mi się wspaniałym podsumowaniem, zbierającym rozsypane jak opalizujące koraliki malarskie wątki. W ten sposób, niczym w dobrej kodzie, splatają się dwa najważniejsze tropy jego malarstwa; sztuki niemizdrzącej się do widzów, nienęcącej łatwą ładnością, cichej i nienachalnej, wymagającej skupienia i zaufania. Niemal wiek temu młody Nacht zwierzał się Wojciechowi Weissowi:
„[…] staram się przede wszystkim o to, ażeby znaleźć jak najkrótszą i najprostszą drogę od siebie do obrazu”29.
Z czasem ta droga zredukowała się do styczności malarstwa i życia. Tak powstawały żywe natury.
Bibliografia:
1. Zelmańska-Lipnicka A., Artur Nacht-Samborski, portal Zbrojownia Sztuki, https://zbrojowniasztuki.pl/alma-mater/nestorzy/artur-nacht-samborski,534.
2. Baranowa A., Nacht ekspresjonista? Niepewne odpowiedzi, w: Artur Nacht. Nacht – ekspresjonista, Kraków 2008.
3. Bednarski G., Nie wiem…, w: Artur Nacht. Nacht – ekspresjonista, Kraków 2008.
4. Cybis J., Notatki malarskie. Dzienniki 1954–1966, Warszawa 1980.
5. Czapska-Michalik M., Kapiści, Warszawa 2007.
6. Dobrowolski T., Malarstwo polskie ostatnich dwustu lat, Warszawa 1976.
7. Karbowska Z., Malarstwo Artura Nachta-Samborskiego, Rzeszów 1981.
8. Olszewski C.K., Dzieje sztuki polskiej 1890–1980, Warszawa 1988.
9. Stanisławski R., Artur Nacht-Samborski, w: Artur Nacht-Samborski, Łódź 1989.
10. Starikiewicz Z., Pamięć motywu, w: Artur Nacht-Samborski. Pamięć motywu, Poznań 2009.
11. Wallis M., Grupa K. P., „Wiadomości Literackie” nr 15, 1934.
12. Widoczne–niewidoczne, red. A. Manicka, Warszawa 2019.
13. Wojciechowski A., Młode malarstwo polskie 1944–1974, Wrocław-Warszawa 1975.
14. Zanoziński J., Wystawa Artura Nachta-Samborskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie, w: Artur Nacht-Samborski, Warszawa 1977.
- Słownik terminologiczny sztuk pięknych, Warszawa 2007, s. 251. ↩
- Z. Karbowska, Malarstwo Artura Nachta-Samborskiego, Rzeszów 1981, s. 4. ↩
- Z. Starikiewicz, Pamięć motywu, w: Artur Nacht-Samborski. Pamięć motywu, Poznań 2009, s. 26. ↩
- J. Zanoziński, Wystawa Artura Nachta-Samborskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie, w: Artur Nacht-Samborski, Warszawa 1977, strony nienumerowane. ↩
- T. Dobrowolski, Malarstwo polskie ostatnich dwustu lat, Warszawa 1976, s. 165. ↩
- A. Zelmańska-Lipnicka, Artur Nacht-Samborski, portal Zbrojownia Sztuki, https://zbrojowniasztuki.pl/alma-mater/nestorzy/artur-nacht-samborski,534 (dostęp: 15.11.2022). ↩
- Widoczne–niewidoczne, red. A. Manicka, Warszawa 2019, s. 34. ↩
- Z. Karbowska, op. cit., s. 3. ↩
- R. Stanisławski, Artur Nacht-Samborski, Łódź 1989, strony nienumerowane. ↩
- S. Gierowski, Artur Nacht-Samborski, w: Artur Nacht-Samborski, Warszawa 1977, strony nienumerowane. ↩
- A. Wojciechowski, Młode malarstwo polskie 1944–1974, Wrocław–Warszawa 1975, s. 79. ↩
- J. Pollakówna, Malarstwo niezawisłe, w: Artur Nacht-Samborski, Łódź 1989, strony nienumerowane. ↩
- A. Baranowa, Nacht ekspresjonista? Niepewne odpowiedzi, w: Artur Nacht. Nacht – ekspresjonista, Kraków 2008, s. 17. ↩
- Z. Krabowska, op. cit., s. 4. ↩
- G. Bednarski, Nie wiem…, w: Artur Nacht. Nacht – ekspresjonista, Kraków 2008, s. 22. ↩
- J. Cybis, Notatki malarskie. Dzienniki 1954–1966, Warszawa 1980. ↩
- M. Wallis, Grupa K. P., „Wiadomości Literackie” nr 15, 1934. ↩
- M. Czapska-Michalik, Kapiści, Warszawa 2007, s. 76. ↩
- C.K. Olszewski, Dzieje sztuki polskiej 1890–1980, Warszawa 1988, s. 58. ↩
- Ibidem. ↩
- Z. Starikiewicz, op. cit., s. 27. ↩
- Z. Karbowska, op. cit., s. 4. ↩
- Ibidem, s. 5. ↩
- A. Zelmańska-Lipnicka, Artur Nacht-Samborski, portal Zbrojownia Sztuki, op. cit. ↩
- Ze wspomnień Lecha Siudy, w: Artur Nacht-Samborski. Pamięć motywu, Poznań 2009, s. 20–21. ↩
- Z. Starikiewicz, op. cit., s. 28. ↩
- T. Dobrowolski, op. cit., s. 191. ↩
- A. Zelmańska-Lipnicka, Artur Nacht-Samborski, portal Zbrojownia Sztuki, op. cit. ↩
- A. Baranowa, op. cit., s. 17 ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Jean-Étienne Liotard „Śniadanie rodziny Lavergne” - 19 lipca 2024
- Alfons Karpiński „Portret malarzy w Jamie Michalikowej” - 31 maja 2024
- Carmen jak malowana - 23 maja 2024
- Witold Wojtkiewicz „Portret Lizy Pareńskiej” - 15 marca 2024
- Stanisław Masłowski „Wschód księżyca” - 1 marca 2024
- Deszcz nad Como. Lombardzkie wojaże - 8 grudnia 2023
- Księżniczka na Parnasie. Bożki słowiańskie Zofii Stryjeńskiej - 17 września 2023
- Giovanni Francesco Penni zw. il Fattore „Święta Rodzina ze św. Janem Chrzcicielem i św. Katarzyną Aleksandryjską” - 7 września 2023
- Paris Bordone „Wenus i Amor” - 28 sierpnia 2023
- Co słychać u Vermeera? - 8 sierpnia 2023
Czy państwo wiedzą, jakie jest pochodzenie nazwiska Samborski?
Nazwisko Samborski, a także imiona: Stefan Ignacy, znajdują się na fałszywej metryce chrztu, którą Artur Nacht dostał w 1942 roku w Warszawie. Jest na niej wpis z aktu urodzenia parafii rzymsko-katolickiej pw. Św. Aleksandra w Warszawie, otrzymał także inne “aryjskie papiery”: poświadczenia zameldowania, przedwojenną legitymację ZZPAP, kenkartę.