Wszyscy, którzy interesują się malarstwem, dobrze znają ten obraz z kolekcji Prado: Las meninas, czyli Panny dworskie Diego Velázqueza. Tytuł zupełnie nie odpowiada treści dzieła i nie wiem, kto i dlaczego w połowie XIX wieku zmienił stary tytuł, o wiele trafniejszy (Obraz rodziny), na te „panny”, które wcale nie są tu najważniejsze.
Obraz pokazuje pewien epizod z życia codziennego infantki i jej najbliższego otoczenia. Widzimy również parę królewską, a nawet samego malarza. Jest tu więc sporo bohaterów, ale nie jest to typowy reprezentacyjny, pozowany portret zbiorowy. To raczej próba podpatrzenia i uchwycenia w czasie i przestrzeni chwil życia dworskiego i samego malarza.
Diego zaprosił wszystkich do swojej pracowni i utrwalił ten moment, posługując się zdumiewającą kompozycją. Zdumiewającą? No tak, bo odwrócił kota ogonem: zamiast zniknąć, by zająć właściwe miejsce malarza, odszedł na chwilę od sztalug i włączył się w gromadkę portretowaną. Przystanął z boku, za plecami kilku osób, tak jakby chciał w równym z nią stopniu zostać dostrzeżony przez widza.
Przy tym chyba nie ma takiego drugiego obrazu na świecie, na którym na kawałku płótna widzimy taką głębię, tyle planów. To genialny obraz z rodzaju tych wciągających do środka.
Można by długo rozważać zalety warsztatowe tego dzieła, jak również wyliczać kolejno postacie tu ukazane, bo udało się uczonym je wszystkie zidentyfikować – ale ja chciałabym skupić się na małej infantce, głównej bohaterce dzieła.
Velázquez, nadworny malarz, na polecenie króla co roku portretował jego dzieci. Był to rodzaj dokumentacji rodzinnej. Ten wizerunek jednak różni się od wielu innych; malarz wpadł na pomysł, żeby wzbogacić portret scenką podawania infantce o określonej porze jakiegoś napoju. Może i jemu, i małej królewnie znudziły się serie wizerunków godzinami pozujących, sztywno stojących dzieci, gdy czas malarz umilał sobie jedynie niezwykłym oddawaniem faktury i koloru ich strojów.
Pisałam kiedyś o pewnej wdowie po wiedeńskim krawcu, która zaprowadzona przeze mnie po raz pierwszy w życiu do Kunsthistorisches Museum stanęła jak wryta przed infantką Małgorzatą (tylko już trochę starszą niż w Las meninas), a to z powodu jej spódnicy. Wyciągnęła drżącą z emocji rękę, żeby pomacać lśniący materiał, jak zapewne robiła to nieraz w pracowni męża, gdy z głośnika odezwał się niespodziewanie surowy nakaz odsunięcia się od obrazu. Kobieta o mało nie zemdlała – (duchy, czy co?) – i nie udało jej się dotknąć i przekonać, czy to prawdziwe, bo tak wygląda… Tak właśnie malował Velázquez.
Pędzel artysty oddawał wiernie i jak najprawdziwiej bogaty strój królewskiej modelki – a jak to wygląda z samymi dziećmi? Na wszystkich portretach potomstwo hiszpańskich Habsburgów wypada jak ciężko chore: blade, mizerne, poważne. Nigdy nie widziałam na ich buziach cienia uśmiechu i bardzo współczułam tym, zdawało by się przecież, wybrańcom losu, że nie wolno im, jak innym dzieciom, biegać po ogrodzie i cieszyć się słońcem. Z taką zawartością błękitnej krwi infantka Małgorzata i jej rodzeństwo bawili się tylko w dusznych komnatach, nie wychodząc nigdy na powietrze. I myślałam sobie: „Co się dziwić, że takie smutne. Skąd te biedaki mają czerpać radość życia?”.
Zawsze uważam obraz z odległej przeszłości za pewnego rodzaju dokument – przecież obraz mówi prawdę. I miałam wyrobione zdanie na temat smutnego losu habsburskich dzieci tresowanych od dziecka etykietą i ceremoniałem.
Tymczasem, już po wydaniu serii Gawęd, wpadły mi w ręce jakieś przegapione notatki sprzed lat, które kazały mi zmienić zdanie. Oto dwaj historycy hiszpańscy, Antonio Moreno Garrido i Miguel Ángel Gamonal Torres, wyciągnęli na światło dzienne z archiwum królewskiego listy króla Filipa IV i wydali je w latach 80. w Madrycie. Z tych listów wynika, że infantka Margarita wcale nie była smutna ani nieszczęśliwa! Wprost przeciwnie, była żywym srebrem, dziewczynką o niezwykłym poczuciu humoru, radosną(!), dowcipną, lubiącą psikusy. Ojciec ją bardzo kochał i wprost nie do wiary, że ten wyniosły sztywniak z portretów i niewolnik etykiety w relacjach świadków nazywał ciepło córeczkę „małą istotką, swoją radością, wielką żartownisią”. Bawił się z nią, żartował, umiał się śmiać jak i ona. Zapewne także z innymi dziećmi – a miał ich sporo.
No i proszę, ten król manekin w gronie rodzinnym ściągał maskę i gorset etykiety i okazywał się całkiem sympatycznym rodzicem, o co go nigdy nie posądzałam.
A czego się możemy dowiedzieć z listów Filipa IV o malarzu? Król narzeka, że Diego jest powolny, że choć obiecuje skończyć obraz prędko, maluje i maluje bez końca. Że każe długo pozować, a król nie ma na to ani czasu, ani cierpliwości. Słowem: narzeka na opieszałość malarza, całkiem jakby zapomniał, że to on sam, awansując Velázqueza w dworskiej karierze i obciążając go coraz to poważniejszymi obowiązkami, uniemożliwiał mu wprost malowanie. Zamiast „powolny” powinien był napisać „przepracowany i umęczony” pseudozaszczytami z polecenia Jego Królewskiej Wysokości. Bo np. przez jakiś czas malarz miał zaszczyt spania pod drzwiami sypialni Filipa. Może dla zwykłego dworzanina w tamtych czasach i okolicznościach to i zaszczyt, ale dla genialnego twórcy to wprost odbieranie mu sił.
Okazuje się, że mimo swego realizmu obrazy Velázqueza z powodu ograniczeń etykietalnych zawierają niepełną prawdę o ludziach. Wygląda na to, że nie ma powodu współczuć infantce ani też nie należy nazbyt obciążać zimnym sercem Filipa IV – oboje, gdy nie musieli pozować, byli całkiem inni.
Bibliografia:
1. Moreno Garrido A., La infanta Margarita de Las Meninas en un epistolario de Felipe IV, Madrid 1984.
2. Moreno Garrido A., Gamonal Torres M.A., Velasquez y la familia Real a través de un epistolario de Felipe IV, Madrid 1988.
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- O poczuciu humoru budowniczych w średniowieczu - 23 sierpnia 2022
- Jak znalazłam swój klucz do oglądania obrazów starych mistrzów - 22 sierpnia 2022
- Jacopo Pontormo. Oczarowanie - 1 kwietnia 2022
- Igor Mitoraj. Wspomnienie w rocznicę urodzin artysty - 25 marca 2022
- O grabieży i ratowaniu dzieł sztuki we Francji 1939–1946 - 13 marca 2022
- Antoni Rząsa. Artysta niezwykły - 25 lutego 2022
- Niziołki, łokietki, karlikowie. Mali, a zarazem wielcy bohaterowie sztuki - 4 lutego 2022
- O obrazie „Las meninas” i o małej infantce – wielkiej żartownisi - 28 stycznia 2022
- Spowici w błękit - 20 stycznia 2022
- Gbur i zaduma - 23 grudnia 2021