W ostatnim roku Wielkiej Wojny Alice zakochała się w malarzu o nazwisku Maurycy Mędrzycki, który mieszkał w La Ruche i był bardzo lubiany w Rotonde. Libion pozwolił mu kiedyś zorganizować nieformalną wystawę na ścianach kawiarni, która była pierwszym tego typu wyróżnieniem dla artysty i jedną z nielicznych okazji, kiedy Mędrzycki publiczne pokazał swoje prace. Alice dopiero co wyleczyła się z hiszpańskiej grypy, jak ją wtedy nazywano, i kiedy go poznała, czuła się „smutna, zdesperowana i samotna”. Był Żydem i Polakiem, szczupłym i pociągającym, o mądrych, śmiejących się oczach, i miał dwadzieścia osiem lat. Ona miała siedemnaście. Przyjechał do Paryża w roku 1906, aby uczyć się w École des Beaux-Arts, ale studia zostały przerwane wezwaniem do Cesarskiej Armii Rosyjskiej, a następnie wojną, odniesioną raną i długą rekonwalescencją, podczas której Maurycy dwa lata spędził w jednym szpitalnym łóżku. Po powrocie do Paryża w sprzedaż swoich prac wkładał niewiele wysiłku i nie mógł się zdecydować, czy woli malować, czy komponować. Przez jakiś czas studiował muzykę pod okiem ucznia francuskiego kompozytora Hectora Berlioza. Alice podziwiała jego obrazy i uważała, że w ciasnych pociągnięciach pędzla, ciepłych kolorach i gęstym cieniowaniu przejawiają się najlepsze cechy dzieł Cézanne’a.
Mędrzycki namalował Alice po raz pierwszy w 1919 roku, kiedy miała jeszcze długie włosy i zanim zdążyli się poznać bliżej. Z jakiegoś powodu obraz znacznie odbiegał od innych jego prac z tamtego czasu. Przedstawiał apatyczny profil, który wyglądał, jakby został sporządzony przez sztywnego akademika z poprzedniego stulecia. Modelka pozowała pod mało oryginalnym kątem dziewięćdziesięciu stopni i nie wyróżniała się niczym, z wyjątkiem dużego, spiczastego nosa. To pierwszy znany obraz przedstawiający Alice Prin.
Mędrzycki zaczął nazywać Alice „Kiki”, co przyjęło się tylko dlatego, że podobało im się brzmienie wyrazu – niczym dwa szybkie oddechy popchnięte przez zwarty język i odsłonięte zęby. Był to pseudonim dość powszechny, tak w stosunku do kobiet, jak i mężczyzn. Ludzie używali słowa „kiki” jako lekko slangowego, opisującego najróżniejsze rzeczy: podroby z kurczaka, czyjąś szyję (zwykle uduszoną lub powieszoną), pianie koguta, pogawędki, seks. Prostytutki określały klientów tym uniwersalnym słowem , jak „john” w języku angielskim.
Na początku 1919 roku Kiki i Mędrzycki wynajęli razem mieszkanie na Montparnassie, w połowie drogi między dworcem kolejowym a cmentarzem. Oprócz kilku cichych uliczek, gdzie wśród kostek brukowych wciąż rosła trawa, dzielnica szybko się zmieniała. Montparnasse zyskiwał potężne betonowe bloki mieszkalne i garaże szczycące się miejscami na dwieście samochodów. A jednak, choć modernizowany, nadal pozostawał zlepkiem drobnych przedsięwzięć.
Kiki mieszkała z Mędrzyckim przez trzy lub cztery lata. Opisała go jako swoją pierwszą „prawdziwą miłość” i pierwsze wzajemnie satysfakcjonujące doświadczenie seksualne. Przez te lata Mędrzycki malował ją z wielkim oddaniem, lecz mało ambitnie. Oprócz pierwszego portretu zachowało się pięć obrazów olejnych, a także szkic piórem i tuszem, wszystkie wykonane w latach 1919–1921. Najlepszym z nich jest Kiki (1921), olejny portret frontalny, na którym Alice wygląda niepokojąco wytwornie w zielonym kapeluszu w kształcie hełmu i dopasowanej do niego sukience z odrobiną białej koronki wystającej u dołu dekoltu i podkreślającej długą szyję, dzięki której zyskała wśród przyjaciół drugi przydomek – „Gazela”. Portret ujawnia jednak kłopoty Mędrzyckiego z wyrwaniem się spod wpływów innych. W jednej ręce, spoczywającej na jej kolanach, Kiki trzyma kuszące jabłko, które przypomina martwe natury Cézanne’a. Ślad Modiglianiego zaś widoczny jest w na wpół abstrakcyjnym przedstawieniu oczu Kiki, wypełnionych ciemnymi źrenicami i aurą tajemnicy.
Kiki twierdziła, że „odkrył” ją inny malarz, Mojżesz Kisling. Dorastający w żydowskim getcie w Krakowie, przybył do Paryża w roku 1910 jako nastolatek niemówiący po francusku i pragnący studiować w École des Beaux-Arts, choć brakowało mu na to funduszy. Czasem spał pod gołym niebem, potrafił nie jeść całymi dniami i obracał się w kręgach Rotonde. W chwili wybuchu wojny stał się jednym z wielu mieszkających we Francji cudzoziemców, którzy zaciągnęli się do Legii Cudzoziemskiej, czym zasłużył sobie na wieczór z najlepszym szampanem od Papy Libiona. W czasie walk wybuchający pocisk zranił mu klatkę piersiową. Kiki zobaczyła go po raz pierwszy w Rotonde, gdy wrócił z rekonwalescencji w Saint-Tropez. Miał masywną, szeroką sylwetkę, ubrany był w luźny kombinezon, a na nadgarstkach nosił bransoletki – wszystko to sprawiało, że wyglądał, jakby dopiero co zszedł z plaży. Taki styl dopiero zaczynał być wtedy modny.
Według relacji Kiki pierwsze słowa, jakie usłyszała od Kislinga, brzmiały: „Powiedz mi, Papo Libion, kim jest ta nowa dziwka?”. Wskazał na Kiki, jakby pod jego nieobecność odbyła się jakaś zmiana warty. Potem zwrócił się do niej: „Chodź, mała, dołącz do nas na drinka”. Zawsze lekkomyślny w kwestiach finansowych, raczył wtedy przyjaciół szampanem. Kiki, choć trochę onieśmielona, postanowiła podejść, i wymienili kilka kpiarskich obelg. W pewnym momencie nazwała go „syfilityczną starą kurwą”, co najwyraźniej sprawiło mu ogromną przyjemność. Przed końcem nocy zarezerwował ją na na kolejne trzy miesiące, w trakcie których miała pozować wyłącznie dla niego. Kisling był bardzo zaborczy w stosunku do modelek, z którymi pracował, domagając się wyłączności przez dłuższy czas oraz tego, by były dostępne w każdym momencie – lubił malować je wciąż na nowo, aż w końcu znalazł kompozycję, która najbardziej mu odpowiadała.
Na Montparnassie wielu podejrzewało, że pewnego dnia Kisling zajmie miejsce pośród największych malarzy epoki. Cocteau uważał go za absolutnie „czystego malarza”, podczas gdy Picasso, zazwyczaj niezbyt wylewny w pochwałach skierowanych ku jemu współczesnym, także zaliczał się do jego wczesnych wielbicieli i czasami wymieniał się z nim obrazami, wiedząc, że gdyby nastały ciężkie czasy, będzie mógł je spokojnie sprzedać. Kisling zaś nie dążył do stworzenia żadnego wielkiego przewrotu w teorii lub praktyce sztuki. Jego talent przejawiał się w sposobie, w jaki radził sobie z kolorem i światłem, w jasności jego wizji, „naładowanej głęboką świadomością i znaczeniem”, jak powiedział o nim jego przyjaciel, awangardowy pisarz Antonin Artaud.
Zawsze uśmiechnięta i łamiąca konwenanse Kiki wspominała, jak to było być w tamtych czasach biedną modelką. U Kislinga częstowała się mydłem, pastą do zębów, serem i innymi przydatnym rzeczami. Włóczyła się po pracowni boso, przekonując malarza, by kamuflował na obrazach jej brudne stopy. (Lubiła chodzić boso, kiedy tylko miała taką możliwość). Kazał jej pozować na nisko zawieszonym stole z kółkami, którym powoli obracał Kiki, aby odpowiednio ją ustawić w zmieniającym się świetle. Kiedy zaczynała wyglądać, jakby się nudziła, Kisling mówił jej, że jej nos traci swą spiczastość. Rozśmieszała go, naśladując śpiewaków operowych. Podobał mu się jej głos. Czasem rywalizowali w puszczaniu najgłośniejszego bąka. Podobały się jej kowbojskie koszule, które nosił, by wyglądać jak jego modowy idol, Tom Mix, pierwsza amerykańska gwiazda westernów. Kiki i Kisling mogli uchodzić za brata i siostrę. Przez jakiś czas nosili identyczne krótkie fryzury z grzywkami opadającymi na brwi. Sprawy komplikował jeszcze bardziej fakt, że Kisling też czasami nazywany był Kiki, co doprowadzało ich do kłótni o to, kto z nich ma słuszne roszczenia do tego przydomka.
Znajdowali wspólny język, co było mocną stroną ich umowy. Kisling bez wątpienia dostrzegł w Kiki coś szczególnego, wyczuł jej niezwykłą energię i miał nadzieję, że dzięki niej będzie mógł na pokazach swoich dzieł w wielkiej galerii pełnej obrazów zaoferować widzom coś zupełnie nowego. Chociaż z pozoru Kiki nigdy nie traktowała żadnych sesji pozowania zbyt poważnie, doskonale rozumiała swoją atrakcyjność i była dumna ze swojego ciała. „Mogę powiedzieć bez przechwalania się, że mam wspaniałe piersi”, napisała. „Mimo że jestem mała, moje piersi mają kształt lejków – są białe z małymi różowymi końcówkami i ładnymi niebieskimi żyłami przebiegającymi w środku”.
Mimo dobrej zabawy, jakiej doświadczali w pracowni, Kisling napawał Kiki melancholią, którą zarażał wszystkie swoje modelki – żadna z nich się nie uśmiechała i wszystkie miały duże, smutne oczy. Portretował Kiki jako gotyckiego wampa o gładkich włosach i mocnym makijażu – kontrastował bladość jej piersi z głęboko wyciętą czarną sukienką i powiększał jej oczy do takich rozmiarów, że wydawały się jednocześnie zapadające w pamięć i karykaturalne, z podkreślonymi czarnymi obwódkami, które Kiki malowała proszkiem antymonowym. Na portrecie Kiki (1920) namalował ją patrzącą ponuro w stronę widza, zapadniętą w siedzeniu, z brodą spoczywającą na dłoni, której długie palce oplatały policzek, jednocześnie uwodzicielską i groźną. Kiedy paryskie czasopismo opublikowało artykuł składający się z odpowiedzi na pytanie „Co sądzisz o Kislingu?”, Libon stwierdził: „mój najlepszy klient”, szwedzka pisarka Thora Dardel powiedziała: „Owca przebrana za wilka, ale co za doskonały malarz”, a Kiki najbardziej szelmowsko oznajmiła: „Muszę ci to szepnąć do ucha”.
Na szczęście dla Kiki Kisling miał dużo przyjaciół. Wielu z nich obracało się w barwnej grupie artystów, a także handlarzy i kolekcjonerów, których francuski krytyk André Warnod nazwał École de Paris – „szkołą paryską”. Łączyło ich nie tyle podobieństwo formalne prac, ile wspólna wrażliwość i chęć zrewolucjonizowania malarstwa, a także fakt, że mieszkali tak blisko siebie. Wielu z nich było emigrantami, a także – jak urodzony na Białorusi malarz Marc Chagall, Bułgar Jules Pascin, pionierska rosyjska malarka abstrakcyjna Sonia Delaunay oraz litewski rzeźbiarz kubista Jacques Lipchitz – Żydami. Nazywanie tych cudzoziemców przedstawicielami Paryża było więc oczywistą prowokacją.
Koledzy artyści i inni przyjaciele tłoczyli się w pracowni Kislinga, którą oblepił fotografiami i szkicami prawie każdej napotkanej osoby, z wielkimi oknami wychodzącymi na drzewa Ogrodu Luksemburskiego. Z gramofonu dobiegały najnowsze melodie. Ludzie śmiali się, kłócili i podawali sobie butelkę, a Kisling trwał przy swoich sztalugach, pracując i słuchając, ale nigdy nie rozmawiając. Panujący wokół niego gwar stymulował go. Czasem ktoś przyniósł bałałajkę lub akordeon. Kiki wspominała nieustannie napływający strumień pięknych kobiet, a także wiecznie dzwoniący telefon. Nieważne, jak późno malarz położył się spać poprzedniej nocy, harmonogram Kislinga zawsze zakładał rozpoczęcie pracy o świcie.
Polski marszand Leopold Zborowski, jeden z najwybitniejszych handlarzy pracami twórców szkoły paryskiej, przychodził do pracowni Kislinga ze swego znajdującego się tuż pod nią mieszkania, aby obserwować jego i Kiki przy pracy, i jak ujęła to Kiki, „napaść oczy”. Podobnie zachowywał się krytyk sztuki Florent Fels, podziwiając ją „jakby patrzył na ładny kawałek mięsa na wystawie u rzeźnika”. Pozowanie dla Kislinga oraz poznanie Zborowskiego i Felsa doprowadziły Kiki do innego członka szkoły paryskiej, niezwykle utalentowanego Soutine’a, także Żyda, który – jak napisała Kiki: „niepokoił mnie dzikością swego wyglądu”. Jako dziesiąty z jedenaściorga dzieci zubożałego krawca Soutine był przyzwyczajony do dzielenia małych przestrzeni i pozwolił Kiki mieszkać z nim w La Ruche, ilekroć potrzebowała przerwy od życia z Mędrzyckim, zawsze rozpalając kominek i dając jej swoje łóżko, a samemu śpiąc na starym krześle wiklinowym. Soutine był niespokojny i nieśmiały, a Kiki wyciągała go ze studia. Razem chodzili po okolicy – ona ubrana w swój typowy strój z tego okresu składający się z „męskiego kapelusza, starej peleryny i butów o trzy numery za dużych”. Soutine namalował kilka jej portretów, choć nigdy ich nie znaleziono. Prawdopodobnie użył jednego z zamalowanych już płócien, które przygotowywał, zeskrobując oryginalne obrazy kupione na pchlim targu, z obawy przed rozpoczynaniem pracy na pustym, nieużywanym podobraziu. Ich sesje potrafiły ciągnąć się tygodniami, gdyż Soutine był uciążliwie powolnym malarzem, z obsesją na punkcie szczegółów.
Za sprawą Kislinga i jego otoczenia Kiki poznała Modiglianiego. Słyszała o nim już wcześniej. Widywała go w głównej sali Rotonde, którą cenił bardziej od tej ciasnej z tyłu, pozując na odmieńca nawet wśród innych odmieńców. Wspominała, jak jadł jedną ręką, a rysował drugą. Chodził od stołu do stołu po okolicznych tarasach, handlując swoimi obrazami, które trzymał zawinięte w gazetę. Sprzedawał je po kilka franków za sztukę, co wystarczało na jednego drinka lub puszkę sardynek. Kiki lubiła patrzeć, jak obrzuca obelgami stoicką Rosalię Tobię, byłą modelkę z Włoch, która w wieku czterdziestu sześciu lat, bez doświadczenia w pracy w restauracji, otworzyła swoją kawiarnię z czterema stolikami przy rue Campagne-Première – Chez Rosalie – gdzie bezdomni artyści cieszyli się z przygotowywanych przez nią połówek porcji minestrone, kiedy nie było ich stać na całą, mimo że była tańsza niż gdziekolwiek indziej.
Pochodzący z Livorno Modigliani osiadł na Montparnassie w tym samym roku, w którym Rosalie otworzyła swoją restaurację, i pomimo lub z powodu swego złego zachowania stał się jej ulubionym stałym bywalcem. „Jego krzyki sprawiały, że drżałam od stóp do głów”, napisała Kiki o rozmawiającym z Rosalie Modiglianim. „A jaki był przystojny!” W urzekającym i nieprzewidywalnym Modiglianim Kiki znalazła kogoś, kto mógł siedzieć w knajpach tak długo jak ona sama. Jego szalony tryb życia maskował palące ambicje zawodowe. Pracownię podnajmował od przyjaciół – najczęściej Kislinga, później od Zborowskiego, jego handlarza, który wypłacał mu też pensję – i, jak zauważyła Kiki, swoją tymczasową kwaterę wyposażył w sztućce, talerze, szkło, taborety i stolik z Rotonde, wszystko dzięki uprzejmości przychylnemu mu Papie Libiona.
Ze względu na jego stylizowane, wydłużone głowy i postaci nie jest jasne, do którego z obrazów Modiglianiego pozowała Kiki. Ale między nim, Kislingiem i Soutine’em otrzymała coś w rodzaju półregularnej pracy. „Adoptowali mnie malarze”, napisała. „Koniec smutnych czasów”.
* zdjęcia nie pochodzą z książki
Fragment pochodzi z książki:
Mark Braude
Kiki Man Ray. Sztuka, miłość i rywalizacja w Paryżu w latach dwudziestych XX wieku »
Arkady
Warszawa 2024