„Istnieje głód mistyki. W powodzi pospolitości, która nas zalewa, ludziom potrzebne jest zaludnienie tej szarzyzny nowymi tworami, nową tajemnicą, która się gdzieś odbywa”.
– Franciszek Starowieyski
Franciszek Starowieyski był artystą kompletnym: mistrzem sztuk plastycznych, wizjonerem, wirtuozem autokreacji. Jego twórczość i nieprzeciętna osobowość uzupełniały się wzajemnie, uwodząc oryginalnością, fantazją i wyrafinowaniem.
Artysta był czołowym przedstawicielem Polskiej Szkoły Plakatu, ale odnajdywał się też w wielu innych dziedzinach sztuki. Robił scenografie teatralne i filmowe, był malarzem, rysownikiem, grafikiem, kaligrafistą, a także kolekcjonerem sztuki, głównie siedemnastowiecznej.
Stworzył Teatr Rysowania, zjawisko na pograniczu sztuk o charakterze performatywnym, w ramach którego malował na żywo przed publicznością. Wystąpił jako bohater filmu Papuzińskiego Bykowi chwała, zagrał też u Andrzeja Wajdy w Dantonie i u Krzysztofa Zanussiego w Strukturze kryształu1.
Zapytany o to, jaki jest jego główny zawód, odpowiedział:
„Ja przede wszystkim, z wykształcenia, jestem malarzem, a że robię inne rzeczy, to już jest moja sprawa. Robiąc plakaty, mam wieczną wystawę na mieście. Robić sztukę dla wszystkich jest jednak największą radością”2.
Wspomnienia jego twórczości idą zawsze w parze z życiem prywatnym. Budował wokół siebie mit, koloryzował, zdobywał się na prowokatorskie gesty. Był postacią barwną i niepospolitą, kontrowersyjnym fantastą, erudytą i indywidualistą. Wokół jego osoby nagromadziło się wiele anegdot, z których wyłania się obraz serdecznego, rodzinnego człowieka z niemałym poczuciem humoru, o niesłabnącym optymizmie.
Franciszek Starowieyski urodził się 8 lipca 1930 roku w Bratkówce na Podkarpaciu. Miał korzenie szlacheckie, rodzina pieczętowała się herbem Biberstein, którego rodowód sięga 958 roku. W domu mówiono po polsku, francusku i niemiecku, jako dziecko artysta kształcił się pod okiem guwernantek, a nauka przychodziła mu z łatwością, miał wyjątkowy talent do języków. Rzekomo, aby przystąpić do matury, w trzy dni opanował dwuletni kurs matematyki, z której wcześniej otrzymywał same niedostateczne oceny3.
W czasie wojny przeniósł się z rodziną do Krakowa, gdzie w latach 1949–1952 studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w pracowni Wojciecha Weissa i Adama Marczyńskiego. Tam też poznał Tadeusza Kantora, który wywarł na nim ogromne wrażenie. Podobno krakowscy profesorzy czuli niechęć do malowanych przez niego erotyków4, co stanowiło jeden z powodów, dla których przeniósł się na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie.
Dyplom uzyskał w 1955 w pracowni Michała Byliny. Na studiach przybrał pseudonim „Jan Byk”, będący wyrazem afirmacji tężyzny fizycznej, a także przejawem skłonności do przesady i mitomanii.
Tworzył w Warszawie, Paryżu i Nowym Jorku, wykładał w Berliner Hochschule der Künste (1980) i na Europejskiej Akademii Sztuki w Warszawie (od 1993). Brał udział w ponad dwustu wystawach krajowych i zagranicznych, między innymi jako pierwszy Polak miał indywidualną wystawę w Museum of Modern Art w Nowym Jorku w 1985 roku5.
Muza
Największą muzą artysty była żona Teresa. Poznali się we Wrocławiu, na potańcówce w Klubie Dziennikarza. Teresa Starowieyska kończyła wówczas historię sztuki. Podobno malarz nie lubił tańczyć, ale zrobił wyjątek, by ze swoją przyszłą partnerką wirować na parkiecie w rytmie twista (twierdził, że twist jest bardziej jak gimnastyka niż taniec). Po zamknięciu klubu spędzili wyjątkowy czas na typowej domówce – rozmawiając, trzymając się za ręce i na czworakach szukając po całym domu spinki od krawata zgubionej przez Starowieyskiego – nie byle jakiej, bo inkrustowanej ametystem pamiątki o wartości kolekcjonerskiej odziedziczonej po babci. Pani Teresa miała jakimś cudem znaleźć ten cenny przedmiot, czym do reszty oczarowała przyszłego męża. Parę od samego początku połączyła wzajemna fascynacja, która później przerodziła się w pasję, jednak wówczas artysta był związany ze swoją pierwszą żoną – Ewą Starowieyską6. Po ślubie z Teresą zainteresowanie Franciszka towarzyszką i muzą nie słabło.
Dowodem na to są choćby listy erotyczne pisane do żony przez wszystkie lata wspólnego życia. Artysta pisał je z daleka (Stany Zjednoczone) i z bliska – spuszczając na linie liściki ze swojej pracowni.
A pierworodnego nazwiemy… Belzebub
Starowieyski miał dwóch synów – Antoniego i Mikołaja. Na przekór wszystkim – rodzinie i urzędnikom – pierworodnemu dał na drugie imię Belzebub, pieszczotliwie nazywając go „Belzebubkiem”7. Dopiero po niestrudzonych interwencjach matki Starowieyskiego rodzinie udało się wymazać drugie imię Antoniego z ksiąg urzędowych8.
Fascynował się XVII wiekiem, miał słabość do pięknych staroci, swoje dzieła antydatował 300 lat wstecz, wplatając w nie elementy estetyki dawnej epoki. Szczycił się swoim pochodzeniem, ale lubił też z niego kpić. W jego postawie nie było sztuczności czy nadęcia, życie traktował pół żartem, pół serio. Potrafił dworować ze wszystkiego, nierzadko z samego siebie. Na spotkaniu rodzinnym zdarzyło mu się wystąpić we fraku z doczepionym diabelskim ogonem, czym doprowadzał do irytacji swoje ciotki9. Na pogrzebie matki, podczas odprawianej przez jego brata mszy, kiedy żałobnicy mieli przekazać sobie znak pokoju, zwrócił się do stojącej obok kobiety, przemawiając pełnym głosem: „Starowieyski jestem”10.
Dystans do siebie wyrażał także w stosunku do własnych dzieł, nigdy się do nich nie przywiązywał, nie wieszał na ścianach domu, szybko oddawał na wystawę bądź sprzedawał. Wolał otaczać się innymi przedmiotami, dużą estymą darzył swą pokaźną kolekcję antyków, wśród których królowały zegary, monety, szable, moździerze, dzieła sztuki, bibeloty rozmaitego przeznaczenia11.
Franek skandalista
Prowokował swoją bezpośredniością, szczerością i dosadnym słownictwem. Jako juror w konkursie piękności faworyzował kandydatkę, której pozostali członkowie komisji zarzucali posiadnie obwisłych piersi. Starowiejski bronił swego wyboru zdaniem, wielokrotnie przez niego później powtarzanym: „Cyc nie kutas, stać nie musi!”.
Już jako dziecko zaprojektował maszynę nazwaną „Kurwa”12. Narysował też „Pizdomierz” – przyrząd nieznanego przeznaczenia, który zawisł na wystawie w pobliżu plakatu z Leninem13.
Tak jak w życiu prywatnym, chciał szokować również w sztuce. Był przekonany, że „widz oczekuje od twórcy, aby go obraził, zgorszył i zszokował”.
Jego dzieła pełne są ekscentrycznych pomysłów, hybryd człowieczo-zwierzęcych, często pojawiają się motywy erotyczne – nagie sylwetki, obnażone piersi, ostentacyjne fallusy. Wspomniane elementy powodują, że nie można przejść obojętnie obok takich plakatów jak: Białe małżeństwo, Trzy wysokie kobiety, Przeprowadzka.
Artysta przyznał, że zdobytą w latach 60. popularność zawdzięcza oszustwu. Seria jego oryginalnych plakatów miałaby małe szanse na zaistnienie, gdyby pod pierwszym swoim afiszem Zbuntowana Orkiestra nie podrobił podpisów Jana Lenicy, Wiktora Górki oraz Eryka Lipińskiego14.
Jednym z pierwszych plakatów Starowieyskiego jest Płaczący gołąbek pokoju, litografia powstała po wydarzeniach na Węgrzech z 1956 roku. Oszczędna w środkach, dwukolorowa grafika, przypominająca Gołąbka pokoju Picassa, stała się symbolem solidarności z powstańcami. Był to odważny polityczny akt artysty, w lapidarny sposób wyrażający cierpienie i rozczarowanie socjalizmem, który wypaczał pojmowanie pokoju15. Choć w twórczości uciekał od polityki, zdarzały mu się zadziorne gesty, jak żartobliwy, antykomunistyczny plakat Nie jedzcie buraczków czy rozgłoszenie, że jeden z obrazów namalował pędzlem do golenia Marka Hłaski, co wywołało oburzenie władzy16.
W latach 50. powstawały rewolucyjne wówczas plakaty w oszczędnej stylistyce drzeworytu (Matka, W drodze na front, Poemat pedagogiczny, Złoty kask).
Później styl Starowieyskiego zmieniał się, grafik eksperymentował z różnymi technikami17, wypracowując indywidualny, dobrze rozpoznawalny styl. Jego twórczość przepełniona była motywami zaczerpniętymi z baroku – wanitatywnymi muszlami, czaszkami, bogatą ornamentyką. Charakterystyczna, miękko wijąca się linia, zmysłowe formy i kaligraficzne ozdobniki cechują dzieła Starowieyskiego. Po raz pierwszy wprowadził do plakatu barokowo-surrealistyczne elementy w pracy Frank V (1962), gdzie przedstawiał połączenie architektury z czaszką.
Groteskowe i fantasmagoryczne figury przeplatał z anatomicznymi szczegółami, piękno zawsze urozmaicał intrygującą brzydotą, fetyszyzował postacie. Tworząc niebywałe kreatury, łącząc idealne kształty nagiego ciała i precyzyjne ornamenty z elementami zwierzęcymi, wynaturzeniem i deformacją, osiągał strukturę niemal hipnotyzującą widza, zasiewając w odbiorcy ziarno niepokoju i fascynacji.
Wystarczy spojrzeć na takie plakaty jak: Don Giovanni, Dyskretny urok burżuazji, Lulu, Cauchemars/Zmory, Kochanek lekki ból czy Golem. Profesor Raymond Vezina uznał go za głównego przedstawiciela nurtu teratologicznego (od gr. téras – potwór) wśród plakacistów polskich18.
Czaszka, obok szkieletów, stanowiła jego ulubiony motyw, artysta chętnie wykorzystywał w swoich pracach ten symbol, pojawia się on m.in. w plakatach takich jak: Czerwona magia, Skorpion, Panna i łucznik, Dwaj muszkieterowie.
Jego czaszki są hybrydyczne, często nieludzkie, krowie lub ptasie, w zaskakujący sposób przechodzą w muszle, ożywają, wyrastając z niepozbawionych energii ciał. Są też wyrazem podziwu dla sztuki wieku XVII, kiedy to królowały jako jeden z najchętniej przedstawianych symboli przemijania.
Nie sposób nie zauważyć uwielbienia dla kobiet, które przejawiał Starowieyski zarówno w życiu prywatnym, jaki i w swej twórczości. Damskie akty przedstawione w rubensowskiej estetyce stanowiły podstawę wielu plakatów grafika, jak na przykład Videoteatr, Hedda Gabler, Weisse Ehe, Według Tomasza Manna. Często szkicował pozujące dla niego modelki.
W swoich dziełach dawał ujście mistyfikacyjnym zapędom, przejawiającym się choćby w stosowaniu licznych didaskaliów, podobnych tym z dawnych atlasów anatomicznych czy rysunków technicznych. Można znaleźć je choćby w plakatach: Anatomia czasu, Taniec śmierci, Jak wam się podoba, Iluminacja. Bez wątpienia były wynikiem antykwarycznych poszukiwań wśród rytowniczych ilustracji traktatów naukowych. W pracach nie mają one jednak większego znaczenia, dodają element absurdu, stają się częścią graficznej gry i artystycznym figlem.
Przy realizacji plakatów teatralnych i filmowych kierował się klimatem i nastrojem danego dzieła. Poetycka wizja i swoboda ekspresji dominowały nad zwykłą utylitarnością. Subiektywne skojarzenia bywały często dość odległe, ale przy tym niezwykle trafne19. Plakat promujący film Barwy ochronne Zanussiego na pierwszym planie przedstawia wielką kupę, będącą metaforą nieeleganckiego zachowania głównego bohatera. Postawę bohaterki filmu Mademoiselle Richardsona oddał artysta za pomocą nadania jej cech drapieżnej modliszki. Czaszka z plakatu Czerwona magia symbolizuje martwotę za życia, właściwej dla protagonisty dramatu. Własna interpretacja była kluczowa w tworzeniu plakatów, sam przyznał, że wykonując takie dzieło, zdarzało mu się czytać daną sztukę po kilka razy20.
Plakat filmowy nierozerwalnie łączy się z zapowiadaną ekranizacją, jego podstawową funkcją jest zachęcenie do obejrzenia filmu, informowanie o wchodzącej na ekrany premierze. Z założenia ma być odbierany przed tym, co anonsuje. Starowieyskiemu udało się odwrócić tę zależność, wprowadzając do swoich dzieł zupełnie nową jakość. W rozmowie z Izabelą Górnicką-Zdziech zdradził, z jakim założeniem przystępował do produkcji plakatu:
„Zwykle ktoś widzi plakat, interesuje go to, co na nim zobaczył, więc idzie do kina. Ja działałem inaczej. Ktoś szedł do kina przypadkowo, bo właśnie pojawił się nowy film, który traktował o zwykłych rozterkach miłosnych zdradzającej żony, raptem – wraz z moim komentarzem – nabierał nadznaczenia. Zdrada przestawała być zdradą, a stawała się ponadczynem, pośród innych ponadzdarzeń. Następnie widz opowiadał znajomym film już z komentarzem mojej pracy. Wprowadziłem dodatkowe treści do pierwszego, potem do drugiego odczytania plakatu. Za mną poszli inni na całym świecie. Plakat przestał być wyłącznie dekoracją”21.
Artysta zwrócił uwagę na niezwykle istotną kwestię, jaką jest odbieranie plakatu w kontekście dzieła, do którego się odnosi. Zazwyczaj plakat sugerował, czego będzie dotyczył film czy sztuka teatralna, stawał się w pełni zrozumiały po jego obejrzeniu, a znajomy z afisza motyw okazywał się czytelnym znakiem dzięki zapoznaniu się z dziełem filmowym czy teatralnym.
W przypadku plakatów Starowieyskiego proces interpretacji działa w obie strony. Odbiorca dostaje narzędzie do zrozumienia przesłania filmu, plakat jest dodatkowym „komentarzem”, zwraca uwagę na kwestię interesującą w danym dziele lub pokazuje problem z ciekawej perspektywy, ujmuje esencję filmu w jednym, bystrym spostrzeżeniu zwizualizowanym przez autora plakatu.
Teatr Rysowania
Warto wspomnieć, że Starowieyski był autorem wyjątkowego pomysłu: Teatru Rysowania, niezwykle medialnego wydarzenia polegającego na tworzeniu na oczach widzów rozległych kompozycji rysunkowych, często w towarzystwie nagich modelek.
Spektakle były wynikiem dociekań, w jaki sposób dzieło plastyczne przełożyć na czas wspólnie spędzony z publicznością. Od 1980 roku powstało około trzydziestu edycji tego nietuzinkowego performance’u. Napędzany energią płynącą z interakcji z publicznością artysta działał zamaszyście i ekspresyjnie, znaczącym w tworzeniu elementem był gest, natchnienie, emocje, a nie intelektualna interpretacja22. Podobno ów Teatr Rysowania zrodził się na jednym z plenerów, w czasie którego artysta spontanicznie zaczął rysować na ścianie i drzwiach obserwowany przez spore grono kibicujących mu artystów.
Wspólną cechą dzieł Starowieyskiego, zarówno plakatów, rysunków, jak i Teatrów Rysowania, jest zdumiewające łączenie intelektualnej treści z sensualną formą. Realistyczne portrety wtapiają się w jego pracach w tajemnicze, fantasmagoryczne twory, w których nie sposób się nie zatracić. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie biegłość techniczna i bezgraniczna fantazja twórcy.
Starowieyski zmarł 23 lutego 2009 roku w Warszawie po wieloletnich zmaganiach z chorobą serca. Tworzył do końca, nie tracąc wrodzonego humoru. Pozostawił po sobie barwne wspomnienia oraz ogromny dobytek artystyczny, świadczący o niewyczerpanych pokładach wyobraźni.
Bibliografia:
1. Franciszek Starowieyski, https://youtu.be/sgyg8eFTYq0 (dostęp: 5.07.2017)
2. Gieżyński S., Mistrz i prowokator, http://www.weranda.pl/sztuak-new/slawni-artysci/mistrz-i-prowokator (dostęp: 05.07.2017).
3. Giżka S., Polska Szkoła Plakatu, http://www.culture.pl/polska-szkola-plakatu (dostęp: 1.09.2013).
4. Gorządek E., Franciszek Starowieyski, http://culture.pl/pl/tworca/franciszek-starowieyski (dostęp: 05.2006).
5. Górnicka-Zdziech J.I., Franciszek Starowieyski. Bycza krew, Warszawa 2016.
6. Górnicka-Zdziech J.I., Przewodnik inteligentnego snoba według Franciszka Starowieyskiego, Warszawa 2008.
7. Starowieyska T., (w rozmowie z Aleksandrą Leszczyńską), Syna nazwał Belzebub, kochał sprośne dowcipy i kobiety. Żona wspomina Franciszka Starowieyskiego, http://viva.pl/ludzie/wywiady-vivy/wywiad-z-zona-franciszka-starowieyskiego-teresa-23444-r3 (dostęp: 4.07.2017).
8. Starowieyska T. (w rozmowie z Izabelą Górnicką-Zdziech), Franciszek Starowieyski. Bycza krew, Warszawa 2016.
9. Starowieyski F., Katalog wystawy, oprac. Z. Schubert, Poznań 1975.
10. Starowieyski F., Moje myśli i wspomnienie o plakacie, w: Franciszek Starowieyski plakaty – retrospektywa. Z kolekcji Piotra Dąbrowskiego i Agnieszki Kulon, Olsztyn 2003.
11. Starowieyski F., Przyjaźnie paryskie 1683–1693, Kołobrzeg 2015.
12. Wilk O., Franciszek Starowieyski – twórca Pizdomierza, http://www.robmydobrze.pl/serce8 (dostęp: 5.07.2017).
- E. Gorządek, Franciszek Starowieyski, http://culture.pl/pl/tworca/franciszek-starowieyski (dostęp: 05.2006). ↩
- Franciszek Starowieyski, https://youtu.be/sgyg8eFTYq0 (dostęp: 5.07.2017). ↩
- J.I. Górnicka-Zdziech, Franciszek Starowieyski. Bycza krew, Warszawa 2016. ↩
- S. Gieżyński, Mistrz i prowokator, http://www.weranda.pl/sztuak-new/slawni-artysci/mistrz-i-prowokator (dostęp: 05.07.2017). ↩
- E. Gorządek, Franciszek Starowieyski, op. cit. ↩
- T. Starowieyska (w rozmowie z Izabelą Górnicką-Zdziech), Franciszek Starowieyski. Bycza krew, Warszawa 2016, s. 70–74. ↩
- Franciszek Starowieyski, https://youtu.be/sgyg8eFTYq0 (dostęp: 5.07.2017). ↩
- T. Starowieyska (w rozmowie z Aleksandrą Leszczyńską), Syna nazwał Belzebub, kochał sprośne dowcipy i kobiety. Żona wspomina Franciszka Starowieyskiego, http://viva.pl/ludzie/wywiady-vivy/wywiad-z-zona-franciszka-starowieyskiego-teresa-23444-r3 (dostęp: 4.07.2017). ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- O. Wilk, Franciszek Starowieyski – twórca Pizdomierza, http://www.robmydobrze.pl/serce8 (dostęp: 5.07.2017). ↩
- J.I. Górnicka-Zdziech, Przewodnik inteligentnego snoba według Franciszka Starowieyskiego, Warszawa 2008. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- Ibidem. ↩
- S. Giżka, Polska Szkoła Plakatu, http://www.culture.pl/polska-szkola-plakatu (dostęp: 1.09.2013). ↩
- F. Starowieyski, Katalog wystawy, oprac. Z. Schubert, Poznań 1975, s. 5–7. ↩
- F. Starowieyski, Moje myśli i wspomnienie o plakacie, w: Franciszek Starowieyski plakaty – retrospektywa. Z kolekcji Piotra Dąbrowskiego i Agnieszki Kulon, Olsztyn 2003. ↩
- I. Górnicka-Zdziech, Przewodnik…, op. cit., s. 105. ↩
- F. Starowieyski. Przyjaźnie paryskie 1683–1693, Kołobrzeg 2015, s. 19–30. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka
A może to Cię zainteresuje:
- Jan Lenica. Wirtuoz plakatu - 2 kwietnia 2018
- Franciszek Starowieyski – artysta, skandalista, kolekcjoner - 8 lipca 2017
Dobry artykuł… Chętnie pooglądałbym zapisy “teatrów rysowania”, o ile takie się zachowały. No i gdzie są albumy z pracami Byka? Wstyd, że nie doczekaliśmy się żadnego – prócz jednego, który można czasem ustrzelić na Allegro…
W zasadzie są dwa albumy: “Starowieyski, Rok 1699” oraz katalog do wystawy kolekcji A. i N. Avila – “Przyjaźnie paryskie”, który został wydany jak album. A że kolekcja jest świetna i na publikacji nie oszczędzano, to jest to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika twórczości Franciszka.