Leopold Gottlieb jest wymieniany obok Mojżesza Kislinga, Meli Muter, Tadeusza Makowskiego czy Henryka Haydena jako jeden z najważniejszych polskich przedstawicieli École de Paris. Widnieje też w panteonie malarzy patriotycznej Odzyskanej Polski. Najważniejsze polskie muzea posiadają kilka jego rysunków, czasem również obrazy olejne. Czy jednak znamy twórczość tego znakomitego artysty – absolwenta krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, współinicjatora „Grupy Pięciu” (wraz z Witoldem Wojtkiewiczem), żołnierza i dokumentalisty Legionów Polskich, związanego z polskimi stowarzyszeniami sztuki: warszawskim „Rytmem” i krakowskimi „Formistami”? Niekoniecznie. Odkryte niedawno rodzinne archiwa rzucają nam nowe światło na tego awangardowego twórcę. Jego dzieła przechowywano bowiem skrzętnie od ponad stu lat w teczkach, paczuszkach, na pawlaczach i w schowkach przez córki, a potem jego wnuczki.
Nieślubne dziecko
Wśród pamiątek i dokumentów, pomiędzy barwnymi pocztówkami, które co chwila przyciągają wzrok, znajduje się niepozorny druczek wydany w 1934 roku przez Sąd Grodzki w Drohobyczu. Na pożółkłym papierze czytamy wystukane na maszynie zdanie:
„Na podstawie przeprowadzonych dochodzeń stwierdza się, że nieślubne urodzenie Liepy Tiegermana urodzonego dnia 3 czerwca 1879 w Drohobyczu z matki Feigi Tiegerman zostało uprawione przez następne małżeństwo Feigi Tiegerman z ojcem Lipy Tiegerman, Isakiem Gottliebem zawarte dnia 25 lipca 1883 w Drohobyczu.”
Tuż obok znajdujemy kolejny dokument sporządzony w 1925 roku przez Leona Spandorfa, zaprzysiężonego tłumacza sądowego, prowadzącego metryki Izraelickie. To piękną kaligrafią wypisane Świadectwo identyczności potwierdzające, że Liepe Tiegerman to Leopold Gottlieb. Niezwykłe odkrycie. Dzięki tym pozornie nieistotnym papierkom weryfikujemy fakty z życia artysty. Potwierdzają one część dotychczasowej wiedzy, podważając inne. Rodzą też pytania. Jak wyglądało życie rodzinne artysty? W jakich warunkach się wychowywał? Jakie miał relacje z licznym rodzeństwem? Może kiedyś kolejne archiwalia nam to zdradzą.
Francja i Hiszpania
Pomiędzy listami, które próbujemy usystematyzować, znajdują się również fotografie. Szczególnie jedna z nich przyciąga uwagę. Ukazuje ona grupę artystów. Tak, widziałam ją już. Często bowiem reprodukowana jest jako ilustracja opowieści o Meli Muter. Artystka zajmuje w niej centralne miejsce, a po jej prawej stronie stoi Leopold Gottlieb. Towarzyszą im: rzeźbiarz Elie Nadelman, grafik Witold Gordon Jurgielewicz i Michał Mutermilch, ówczesny mąż malarki. Jest słoneczny wiosenny dzień 1912 roku w Barcelonie, gdzie odbywa się wystawa polskich artystów w Galerii Dalmau.
Gottlieb i Nadelman poznali się już w 1903 roku w pracowni Antona Ažbego w Monachium, do którego pierwszy z nich udał się, aby kontynuować naukę malarstwa rozpoczętą w krakowskiej Akademii Sztuki Pięknych u Jacka Malczewskiego (1879–1900) i Teodora Axentowicza (1901–1902). Artystów łączy też wspólny przyjaciel – Witold Wojtkiewicz, z którym Gottlieb w 1905 roku założył w Krakowie „Grupę Pięciu”. Choć malarz mieszka od 1904 roku w Paryżu, ówczesnej stolicy sztuki, to ciągle utrzymuje relacje ze środowiskami artystycznymi Galicji. Regularnie wystawia swoje prace na paryskich salonach, a także w Krakowie i Lwowie. W 1907 roku maluje swój niezwykły autoportret – oddający znakomicie jego ówczesne poglądy na sztukę i inspiracje, po które sięgał. Niezwykle trafnie opisuje ten wizerunek dr Małgorzata Stolarska-Fronia:
„Utrzymany w monochromatycznej tonacji harmonizujących odcieni różu, stalowej zieleni i piaskowej żółci wizerunek artysty łączy w sobie atmosferę ascezy z monumentalizmem. Widoczna na pierwszym planie postawna sylwetka malarza, ubranego jedynie w rozwartą na piersi koszulę, zatopiona jest w kontemplacji. Za jego plecami widnieje szkicowo zaznaczony, płaski pejzaż, a w oddali majaczą drobne, zaznaczone brunatnoczerwoną farbą, sylwetki ludzkie.
Kompozycja tego autoportretu nasuwa skojarzenia z symbolicznymi autokreacjami nauczyciela Gottlieba z krakowskiej Akademii Sztuki Pięknych – Jacka Malczewskiego. Jednak w przeciwieństwie do niego Gottlieb nie przyjął na obrazie ekstrawertycznej pozy, kreującej go w ten sposób na artystę-proroka i demiurga. Przeciwnie, ukazuje siebie z przymkniętymi oczami i w skromnej koszuli, zatopionego w duchowym świecie swoich wizji, medytującego, przez co jego autoportret owiany jest atmosferą niemal religijnej duchowości. Pochodzący z żydowskiej rodziny Gottlieb po duchowe inspiracje sięgał także do innych wyznań – chrześcijaństwa i hinduizmu. Swój portret namalował w okresie głębokiego zainteresowania malarstwem freskowym i tematami chrześcijańskimi. Rzeczywiście, matowa tekstura obrazu przywołuje stosowaną przez dawnych mistrzów technikę tempery”.
W tym okresie dominują w jego twórczości poszukiwania kolorystyczne, a także wątki chrystologiczne. Szerokim echem wśród krytyki artystycznej w 1910 roku niosła się informacja o obrazie Wieczerza Pańska, zaprezentowanym na Salonie Jesiennym w Paryżu, a następnie w dwa lata później na wystawie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych we Lwowie. Jak stwierdza Stolarska:
„Nie obyło się jednak bez uwag krytycznych – zwłaszcza ze strony środowisk żydowskich, które miały do artysty żal o to, że podejmuje «obce» tematy i nie idzie w ślady swego brata – Maurycego. Wbrew zarzutom, interpretacja jednego z najbardziej popularnych chrystologicznych motywów ikonograficznych pędzla Leopolda Gottlieba również daleka jest od klasycznych ujęć tego tematu. Oprócz kompozycji nawiązującej do m.in. Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci, a także kolorystyki wywodzącej się z chrześcijańskiej symboliki, zgodnie z którą postać Chrystusa wyróżniona jest kolorem czerwonym – symbolem męczeństwa, obraz Gottlieba jest bardziej wyrazem nastrojów ukazanych na nim osób, niż obrazem religijnym. Spowija go atmosfera oniryzmu – wszystkie postaci mają zamknięte oczy, są jakby pogrążone w sennym marzeniu, a może uległe zmęczeniu”.
W paryskim środowisku artystycznym Gottlieb dość szybko osiąga uznanie, utrzymuje kontakty z najbardziej awangardowymi twórcami i z uznanymi krytykami. O jego sztuce piszą André Salmon i Adolf Basler. Wraz z Diego Riverą, meksykańskim artystą, który za kilkanaście lat zostanie mężem Fridy Kahlo, udaje się do Toledo, miasta El Greco podziwianego przez obu malarzy. Pojedynkuje się na szpady z Mojżeszem Kislingiem, nazywanym księciem Montparnasse’u, co zostaje nagrane i szeroko opisane przez francuskie media. Wśród listów znajdujemy jeden z wielu wycinków prasowych na ten temat. Co było powodem pojedynku? Zapewne już się tego nie dowiemy. Jedni twierdzą, że Gottlieb walczył o honor Meli Muter, inni, że przyczyną były odmienne poglądy polityczne, w tym te dotyczące wizji przyszłej wolnej Polski. Gottlieb wygrywa. Okazało się, że był to ostatni pojedynek na broń białą we Francji, która tak jak i reszta Europy pogrążyła się w chaosie I wojny światowej. Gottlieb przedostał się do Galicji, aby na ochotnika wstąpić do Legionów Polskich.
Poświadczenie służby
„Wstąpił do Legionów w dniu 4 sierpnia 1914 r., służył w 5pp. W grudniu 1917 r. wykazany w szpitalu rezerw. Nr 5 w Krakowie, jako chory na katar szczytów płuc. Służył do rozwiązania Polskiego Korpusu Posiłkowego w dniu 16 lutego 1918 r. Notowany jako chorąży” – czytamy na druku urzędowym wydanym w Warszawie 15 marca 1939 roku przez Archiwum Wojskowe.
Czas spędzony przez Gottlieba w Legionach znamy nie tylko z obszernej dokumentacji fotograficznej, ale też dzięki licznym rysunkom, które artysta wykonywał podczas I wojny światowej. W zbiorach rodzinnych, oprócz pojedynczych fotografii, zachował się również wielostronicowy album zdjęć wykonanych w tym czasie (obecnie znajduje się on w kolekcji Muzeum Historii Polski) ukazujący warunki, w jakich subwencjonowali żołnierze, czy zajęcia, którymi wypełniali czas pomiędzy bitwami. Wykonane wówczas przez Gottlieba portrety wysokich stopniem wojskowych były prezentowane na wystawach po odzyskaniu przez Polskę niepodległości m.in. w Lublinie i Lwowie, a także wydawane drukiem, na długo wpisując w ten sposób artystę w poczet twórców patriotycznych. Jedną z takich prac jest portret Klarnecisty w marszu z 1916 roku. Wykonany prostymi środkami wyrazu mistrzowsko odzwierciedla zaangażowanie młodego muzyka, jego skupienie oraz pasję.
Gottlieb choć walczył o niepodległość Polski, nie osiadł w niej na stałe. W 1918 roku otrzymuje posadę profesora rysunku i malarstwa w Wolnej Szkole Sztuk Pięknych w Zakopanem. Jednak dość szybko z niej rezygnuje, aby zamieszkać najpierw w Wiedniu, a potem w Paryżu wraz z żoną Aurelią (z domu Polturak). Mimo to regularnie bywał w Warszawie, Krakowie i Zakopanem, czego świadectwem są liczne listy wysyłane z rodzinnego kraju do rodziny.
Po przybyciu do Wiednia jego styl, według prof. Jerzego Malinowskiego, staje się bardziej surowy i rozwija się ku formom coraz bardziej abstrakcyjnym. Znany z wcześniejszej twórczości – zwłaszcza portretowej – jego zmysł psychologiczny i dbałość o symboliczną wymowę obrazu ustępuje miejsca syntezie, rytmizacji formy i stonowanej kolorystyce osiągniętej dzięki technice tempery. Pojawiają się też nowe tematy zaczerpnięte z Nowego Testamentu, a także sceny z życia cyrkowców i nędzarzy, ukazujące prostych ludzi przy pracy lub odpoczynku. Zygmunt Klingsland, brat przyjaciółki artysty – Meli Muter, tak opisywał prace Gottlieba z tego czasu: „Kompozycja odgrywa w jego twórczości główną rolę, przy czym niejednokrotnie zdradza on wyraźną skłonność ku wznoszeniu najprostszych scen życia codziennego na wyżyny parabolowych misteriów biblijnych”.
Krytyk zwraca przy tym uwagę na coraz bardziej harmonizującą, rytmiczną kompozycję jego obrazów, na których twarz ludzka pozbawiona jest cech indywidualnych na rzecz poszukiwań malarskich: „Arealistyczne postacie te, o bezosobowych rysach twarzy – tak właśnie ujęte – występują w całej swojej indywidualności malarskiej, wprawdzie zbiorowej, ale przejrzystej, zdecydowanej, i co ważniejsze, doskonale z naturą zgodnej”.
Słońce południa, morze, łodzie, czyli Collioure w latach 20. XX wieku
Collioure to wioska rybacka nad Morzem Śródziemnych w Pirenejach Wschodnich, która dziś nieodłącznie kojarzy się z fowistami i z innymi znanymi przedstawicielami sztuki modernistycznej. Od końca XX wieku bywali i tworzyli tu m.in.: pointylista Paul Signac, kubista Pablo Picasso, fowiści Henri Matisse, André Derain i Raoul Dufy, ekspresjonista Marc Chagall, a z Polaków Mela Muter, Roman Kramsztyk, Jan Mirosław Peszke czy Józef Hecht. Letnie miesiące spędzał tu też w latach 20. Leopold Gottlieb. Wśród pocztówek kierowanych do rodziny znajduje się kilkanaście wysłanych w latach 1926–1930 właśnie z tej miejscowości. Ich awersy ukazują w wielu ujęciach, od strony morza lub od strony nabrzeża, wieżę warowną, pozostałości murów i średniowiecznego zamku w Collioure, czy też łodzie rybackie i plażę.
Jest też pocztówka z widokiem portu w Marsylii oraz list, w którym artysta zamieszcza, wraz z życzeniami dla córek rysunek, ukazujący czterech mężczyzn w jarmułkach grających w karty. Zapewne jest to ilustracja historii, którą starsza z nich opisała ojcu w korespondencji nadesłanej z Austrii. Z treści listów i kart pocztowych, nawet po ich powierzchownym przejrzeniu, bije troska i tęsknota do żony oraz dzieci. Artysta relacjonuje w nich spotkania towarzyskie i postępy w swojej pracy. Bowiem w Collioure powstają szkice, które wkrótce już w Paryżu zostaną przeniesione na płótna. Kilka z rysunków zachowało się też w rodzinnych zbiorach. Jeden z nich wykonany węglem, ukazujący piętrzącą się architekturę miasteczka wraz z charakterystyczną wieżą, wisi obecnie w gabinecie wnuczki artysty. Zarówno w obrazach, jak i szkicach dostrzec można indywidualny styl Gottlieba wypracowany z połączenia wybranych rozwiązań plastycznych kubistów i fowistów z nutą inspiracji sztuką nowożytną.
Awangardowe poszukiwania
„Jak Cézanne lub Greco deformuje on teraz kształty, wyciąga postacie, wykręca im członki, szuka rytmów linij i brył. Ten sam niepokój obecny jest w poszukiwaniach kolorystycznych. W jednym z obrazów przedstawiających rybaczki z koszami sardynek, daje efekt srebrnych planem na czarnym tle. W końcu zwycięża tonacja stłumiona i jasna. Dominantą gamy barwnej staje się biel. Powstają kompozycje figuratywne i portrety, utrzymane wyłącznie w różnych odcieniach bieli, utkane niejako z błękitnawej, zielonkawej, kremowej, różowej bieli”.
Tak o twórczości Gottlieba powstającej w latach 20. i na początku lat 30. XX wieku pisał Mieczysław Wallis w pośmiertnym artykule dedykowanych pamięci o artyście i jego sztuce („Wiadomości literackie” 1934). Krytyk w zaledwie kilku zdaniach próbował zilustrować i scharakteryzować niezwykle rozległe poszukiwania formalne malarza, w tym dość krótkim, ale intensywnym twórczo okresie jego życia. W 1927 roku pokusił się o to także krytyk paryski André Salmona, przygotowując pierwsza monografię artysty wydaną w stolicy Francji. W latach 20. powstają bowiem zarówno portrety bliskich (Portret Aurelii Gottlieb, 1928; Portret córki Ewy, 1932), jako i te wykonywane na zamówienia (Portret Noaha Pryłuckiego, ok. 1926; Portret Józefa Mickiewicza, 1929), a także bardzo zróżnicowane kompozycje figuratywne, na których artysta ilustrował pracę i codzienność zwykłych ludzi, jednocześnie nadając im często symboliczne lub mistyczne znaczenie (Żebrak, 1928; Nosiwoda, 1929).
Czerpiąc zarówno od renesansowych mistrzów, jak i z awangardowych rozwiązań kubistów, nabistów czy ekspresjonistów tworzył obrazy przepełnione ponadczasową treścią i na wskroś nowoczesne w formie. Należą do nich Wioślarze z ok. 1928 roku, których postało kilka, a może nawet kilkanaście wersji (dokumentują to fotografie prac artysty znalezione w zbiorach rodzinnych, które z dużym pietyzmem Aurelia powklejała w eleganckie albumy). Jedne wykonane są przy użyciu intensywnych, często kontrastujących barw, inne zaś zamknięte są monochromatycznej stonowanej palecie. Łączy je poszukiwanie jak najdoskonalszej formy – takiej, gdzie najprostsze kształty oddają jak najwięcej treści. Powstają w tym okresie złożone sceny robotników miejskich i wiejskich wykonujących swoje codzienne obowiązki, a równocześnie kompozycje obrazujące wypoczynek i świętowanie (Wieczerza rybaków, 1926; Grupa kobiet, 1930). Każdą z nich lub jej poszczególne elementy artysta opracowuje najpierw w postaci malarskiego szkicu. Podczas ich oglądania ujawniają one niezwykłą sprawność rysunkową malarza.
Ostatnie podróże
Wśród dokumentów, pamiątek i szkicowników artysty ukrywających się od ponad stu lat w rodzinnych zbiorach: w teczkach, paczuszkach, na pawlaczach i schowkach znajdujemy również polski paszport Leopolda Gottlieba wydany 11 grudnia 1929 roku przez Konsula w Paryżu. Na jego trzeciej stronie możemy odczytać podstawowe informacje o tym artyście:
„Zawód / Profession: art. malarz – art. – peintre
Data urodzenia / Date de naissance: 1879
Miejsce urodzenia / Lieu de naissance: Drochobycz
Miejsce zamieszkania / Domicile: Francja – France
Wzrost / Taille: średni – moyenne
Włosy / Cheveux: ciemne – foncis
Oczy / Yeux: ciemne – foncis
Znaki szczególne / Signes particulies: —”
Tuż obok dostrzegamy zdjęcie właściciela dokumentu i jego podpis. Widzimy zamyślonego mężczyznę w średnim wieku. Naszą uwagę przyciągają jego duże, głęboko osadzone oczy, które wydają się patrzeć w dal. To zdjęcie dowodowe, więc brak na nim uśmiechu na twarzy czy jakiejkolwiek innej ekspresji. Mimo to bije z niego spokój i rozwaga. Jakże różni się ten wizerunek artysty od autoportretu, który wykonał ponad 20 lat wcześniej. Na to specyficzne spojrzenie zwrócił uwagę także Mieczysław Wallis, opisując je następująco:
„Uderzało mnie to w nim i uderzało bodaj wszystkich, który się z nim stykali. Mam na myśli przedziwny kontrast żywego, impulsywnego sposobu bycia, jego wesołości i dowcipu oraz pełnego smutku i melancholij spojrzenia jego pięknych, wielkich, czarnych oczu („Wiadomości literackie”, 1934)”.
Wróćmy jednak do paszportu. Dzięki niemu możemy prześledzić podróże artysty pomiędzy Polską a Francją, które odbywał w ostatnich latach swojego życia. Umiera niespodziewanie 24 kwietnia 1934 roku w Paryżu, pozostawiając bogaty dorobek twórczy. Jego żona Aurelia, historyczka sztuki aż do lat 40. XX wieku będzie starała się uporządkować i opracować dzieła artysty. Z tego okresu zachowały się jej pamiętniki zawierające opisy i analizy poszczególnych prac męża.
Zaledwie kilka ze skarbów czekających na odkrycie wśród setek listów, fotografii i innych dokumentów umożliwiło weryfikację kilku ważnych elementów życia i twórczości artysty. Jednak przed badaczami i badaczkami jeszcze wiele pracy. I wiele odkryć.
Możesz się przyłączyć i zagłębić się w takie poszukiwania. Wystarczy, że zajrzysz do archiwaliów opublikowanych w cyfrowym archiwum artysty: leopoldgottlieb.com.