Samotny człowiek pozostaje pod wpływem dwóch nieskończoności – pierwszej, która go otacza, i drugiej, która otwiera się w nim samym. Nieskończoność zewnętrzna rozwija się dzięki nadwrażliwości wnętrza, gdy patrzy się i odczuwa owe impulsy ze zwielokrotnioną intensywnością, tym samym nie czując granic. Nieskończoność wewnętrzna daje nieustanną inspirację, zagłębianie się w siebie, analizę. Obraz świata znamienny dla tego typu przeżycia nie jest ani racjonalny, ani logiczny, lecz naznaczony ludzkim przeżyciem, pełen skrajności i niedopowiedzeń. Jest światem tworzonym subiektywnie według własnych wzruszeń.
Witold Wojtkiewicz, będąc jeszcze uczniem warszawskiej szkoły rysunkowej (w czasie gdy nie potrafił odnaleźć środków wyrazu w malarstwie), dał się poznać jako satyryk. Był to wstęp do późniejszego rozwoju twórczego. Reakcjonista w każdej dziedzinie, zarówno w twórczości, jak i w życiu; dbał o wygląd na równi z głębokością myśli. Dowcipny, błyskotliwy, nie znosił przeciętności i „bylejakości”, zabijał je wyszukanym sarkazmem1.
Jego twórcza wizja, unikalna na tle prądów sztuki europejskiej, zapewniła mu szczególne miejsce w historii. Na tle znamienitych artystów Młodej Polski wyróżniał się niepowtarzalnością. „W osobie Wojtkiewicza dostrzega się prekursora rozmaitych tendencji w polskiej sztuce XX wieku – od zabarwionej ironią groteski poprzez penetrujący ludzką duszę ekspresjonizm i ujawniający tajniki podświadomości nadrealizm aż po wyrafinowany estetyzm”2. Bogata wyobraźnia, podsycana symboliczną literaturą, w tym poezją, oraz twórczością Meaterlincka, Wilde’a i Schwoba, znalazła swoje „uobraźnienie” w twórczości malarza.
Lubował się w przedstawianiu ludzi, którzy nie postrzegali świata w sposób dosłowny i pełny. Mowa o żyjących w świecie wyobraźni dzieciach, bawiących się „żywymi” lalkami (w psychice dzieci dostrzegał odbicie konfliktów i lęków rządzących światem dorosłych), o zdziecinniałych starcach, a także o osobach, które przerosło życie – szaleńcach, ludziach cierpiących na zaburzenia emocjonalnie. Być może tak oto Wojtkiewicz chciał przedstawić swoje myślenie o rzeczywistości – arenie, na której ludzie są tylko smutnymi klownami z wymalowanym uśmiechem3.
Około 1906 r. zdiagnozowano u Wojtkiewicza śmiertelną chorobę serca. Można powiedzieć, że dystans do samego siebie oraz ironiczny ogląd sytuacji uratował go jako człowieka oraz nadał jego twórczości ostateczny szlif. Na pochodzącym z tegoż roku płótnie pt. Obłęd (Cyrk wariatów) widzimy całą plejadę osobliwości. Jak zrelacjonowali świadkowie, skarykaturowani zostali tu koledzy Wojtkiewicza – artyści. Postać siedząca po prawej stronie i obejmująca lalki to młody rzeźbiarz, Xawery Dunikowski.
Natomiast starzec jadący na drewnianym koniku to malarz, Jacek Malczewski – najbardziej znany polski symbolista, który wyznawał zasadę „rycerskiego posłannictwa sztuki”. Prowadzi on korowód złożony z jeszcze dwóch osób. Jedna w cylindrze, która wygląda jak „biedny dandys”, druga w koronie – jak „upadły król”. Z przodu pojawia się postać zamyślonego mężczyzny z sadzonkami kwiatów, który sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, po co tam jest. Całość obrazu utrzymana jest w brudnej, ugrowej tonacji, która podkreśla posępny nastrój. Suche badyle zamiast drzew potęgują wrażenie przemijania. Jedynym pozytywnym i optymistycznym akcentem są małe pomarańczowe kwiaty w centralnym punkcie kompozycji4.
Wojtkiewicza interesuje przede wszystkim ludzkie wnętrze, dynamiczna osobowość, wewnętrzne napięcia5.
W 1905 roku Bolesław Raczyński, zaprzyjaźniony z Wojtkiewiczem muzyk, wprowadził go w krąg bywalców salonu literacko-artystycznego Pareńskich. Malarz zżył się z profesorem i jego żoną Elizą, promotorką sztuki. Portretując ich, wnikał w ich indywidualną duchowość, aluzyjnie mówiąc o ich talentach. „W Portrecie muzyka Bolesława Raczyńskiego (1905) szkicowo zarysowane w tle kompozycji, usadowione na półkach ni to lalki, ni fantomy grające na różnych instrumentach, stanowią projekcję muzycznej wrażliwości portretowanego”6. Sugerują subtelną melancholię, jakieś zatracenie w rzeczywistości. Jeden smętnie gra na skrzypcach, drugi śpiewa, a może ziewa ze znudzenia? W dolnej części obrazu środkowa lalka gra na flecie, a te poboczne prawdopodobnie śpią. Atmosfera jest przygnębiająca, podkreśla ją brudna, ziemista tonacja. Profil Raczyńskiego dość mocno odcina się od tła. Mężczyzna wydaje się zamyślony, jakby był w innym świecie. Zastanawiające jest, jak bardzo wewnętrzne przeżycia malarza miały wpływ na zewnętrzne przedstawienie, w tym wypadku muzyka. Tego się niestety nigdy nie dowiemy.
Podobnie został zakomponowany wizerunek Zygmunta Skirgiełły (1906), który również był muzykiem. Modela potraktowano walorowo, został przeniesiony na prawą stronę obrazu. Kontrastem jest neutralne tło. Całość w wąskiej rozpiętości kolorystycznej emanuje nastrojem skupienia i melancholii – taki też jest model: zapatrzony w przestrzeń. Zastanawiający jest fryz wieńczący kompozycję, składający się z równoramiennych krzyży oplecionych zwiędłymi storczykami. Z daleka wyglądają one jak ogromne pająki, mogą budzić niepokój. Ich rytm został zaburzony główką dziecka, namalowaną dość schematycznie. Być może miała ona oznaczać wewnętrzne dziecko portretowanego. Sporo jest symbolicznych treści kojarzonych z dzieckiem – niewinność, naiwność, ciekawość świata. Znając zamiłowanie Wojtkiewicza do subtelnych aluzji i rozbudowanego myślenia, wszystko jest bardzo prawdopodobne.
Inaczej „rozpracowane” jest tło w Portrecie Maryny Raczyńskiej (1905), w którym wizerunek młodej kobiety dopełniany jest usytuowanym za nią pasem kwiatów doniczkowych.
Kwiaty te nie przypominają typowych martwych natur, są potraktowane swobodnie, wyglądają jak pastelowe, abstrakcyjne plamy barwne. Nadają obrazowi lekkości. Porównując go z innymi pracami artysty, trzeba przyznać, iż ten jest wyjątkowo optymistyczny i radosny. Co prawda kobieta nie ma przesadnie radosnej twarzy i nosi ciemny ubiór, jednak całe tło, z owymi bladożółtymi donicami oraz jasnymi serwetami, wyraźnie nadaje ton całości. Raczyńska była nieszczęśliwą miłością malarza, w chwili portretowania – już zamężną. Na portrecie wyczuwa się nietypową dla Wojtkiewicza subtelność i ciepłe spojrzenie na modelkę7.
Ciekawym zestawieniem w odniesieniu do nieodwzajemnionych uczuć, wrodzonej wady serca i ogólnie słabego stanu emocjonalnego jest rysunek piórkiem Pierrot. Autoportret symboliczny, stworzony przez artystę na kilka miesięcy przed śmiercią.
W typowy dla siebie, groteskowy sposób utożsamił się ze skutym, bezradnym błaznem, u stóp którego leży bomba w kształcie nieforemnego serca. Motyw podobnie zdeformowanego serca powtórzył jeszcze i zadedykował siostrze Aleksandrze, dopisując komentarz:
„serce cierpi,
serce kocha,
serce nie chce żyć”8.
- S. Szreniawa-Rzecki, O życiu i twórczości Wojtkiewicza, Museion 1911, z. 4, Teksty o malarzach, Wrocław 1976, s. 160. ↩
- I. Kossowska, Witold Wojtkiewicz, Warszawa 2006, s. 7. ↩
- Ibidem. ↩
- Praca zbiorowa, Symbol i forma, Olszanica 2008, s. 69. ↩
- W. Juszczak, Wojtkiewicz…, s. 106. ↩
- I. Kossowska, Witold…, s. 41–42. ↩
- Ibidem, s. 42–43. ↩
- Ibidem, s. 91. ↩
Dziękujemy Ci, że czytasz nasze artykuły. Właśnie z myślą o takich cudownych osobach jak Ty je tworzymy. Osobach, które lubią czytać i doceniają nasze publikacje. Wszystko, co widzisz na portalu jest dostępne bezpłatnie, a ponieważ wkładamy w to dużo serca i pracy, to również zajmuje nam to sporo czasu. Nie mamy na prowadzenie portalu grantu ani pomocy żadnej instytucji. Bez Waszych darowizn nie będziemy miały funduszy na publikacje. Dlatego Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. Jeśli lubisz czytać niezłosztukowe artykuły – wesprzyj nas.
Dziękujemy Ci bardzo, Joanna i Dana, założycielki Fundacji Niezła sztuka