Kiedy w 1964 roku dwie młode badaczki historii sztuki, Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska, spostrzegły na plebanii w Kosowie Lackim zniszczony pociemniały obraz, sądziły, że ich odkrycie będzie sensacją w świecie sztuki. Tymczasem Ekstaza św. Franciszka pędzla El Greca zniknęła na dziesięciolecia – o starannie ukrytym obrazie przypominali jedynie co pewien czas dziennikarze. Dzieło artysty z Toledo dopiero po czterdziestu latach zostało wystawione dla publiczności. Co się jednak z nim działo przez dekady i jak próbowano rozwiązać spór o jego autentyczność? Katarzyna J. Kowalska z reporterską wnikliwością bada tę nieprawdopodobną historię, odkrywając jedną z największych tajemnic polskiej historii sztuki.
ROZDZIAŁ IV
Na plebanii w Kosowie Lackim
(…)
Kiedy wchodzą do kancelarii, drzwi do mieszkania księdza, które znajdują się w pokoju kancelaryjnym po lewej stronie od wejścia, są niedomknięte. Tak jakby ksiądz Stępień w pośpiechu lub przez roztargnienie nie zamknął ich na klamkę. One przeglądają księgi parafialne, w których nie znajdują niczego godnego uwagi. Tymczasem fotograf Witalis Wolny rozgląda się po pomieszczeniu, ma naturę szperacza, zagląda we wszystkie zakamarki. Tak jest i tym razem. Być może on lekko popycha drzwi do mieszkania księdza i uchyla je. Zagląda do środka, ale nie zauważa nic ciekawego, w każdym razie nie komunikuje tego głośno. Iza Galicka nie widziała samego momentu uchylania drzwi, dlatego dziś nie jest pewna, czy zrobił to Witalis Wolny, czy może sam ksiądz.
Na plebanii, już żegnając się z proboszczem Stępniem w kancelarii, spostrzegamy przypadkiem dzięki niedomkniętym drzwiom do księżego mieszkania obraz św. Franciszka. Po prostu cudo.
– A ten obraz? To własność księdza czy parafii? – inwentaryzatorki muszą to wiedzieć, ponieważ prywatnej własności księdza Katalogi Zabytków nie obejmują.
– Jest własnością parafii – odpowiada bez zastanowienia ksiądz Stępień.
Obraz jest ciemny i zabrudzony. Nie ma na nim jednak kurzu czy pajęczyn, gosposia, która dba o porządek w księdza mieszkaniu, czyści również obraz.Widać rozdarcie w lewym, górnym rogu. Na płótnie święty w habicie, ściągniętym sznurem, o szerokich rękawach, lekko sfałdowanych. Zsunięty z głowy kaptur otula szyję. Na dole, obok postaci, trupia czaszka. Stwierdzają, że to święty Franciszek z Asyżu.
– Skąd on się tu wziął? – pytają.
Proboszcz po krótkiej chwili przypomina sobie, że podobno przed laty, jeszcze za poprzedniego proboszcza, obraz został znaleziony
podczas porządkowania rupieci w nieistniejącej już dzwonnicy. Leżał obok starych, zbutwiałych ornatów, połamanych feretronów. Był przeznaczony do spalenia.
– „No i wtedy żal się komuś zrobiło, no i tak tu wisi” – kończy opowieść ksiądz Stępień.
Miał go wyjąć z dzwonnicy poprzednik księdza Stępnia – ksiądz Wiktor Kamieński – i zabrać na plebanię.
Badaczki podchodzą do obrazu, oglądają go ze wszystkich stron:
– „I coś nas poruszyło – wspomina w jednym z wywiadów Hanna Sygietyńska. – Chciałyśmy obejrzeć ten obraz. Zdjęłyśmy więc z gwoździa ciężki zresztą obraz i zaczęłyśmy oglądać. Na początku zdumienie, zdziwienie, niesamowity św. Franciszek z cudownym błyskiem w oku”.
– Był tak niezwykły, że ciarki nam biegały po plecach – opowiada swoje wrażenia Izabella Galicka. Proszą Witalisa Wolnego o zrobienie zdjęcia. Iza Galicka:
– Z tyłu miał napis, przeczytałyśmy: Gerard Honthorst. Nie za bardzo nawet kojarzyłyśmy tego artystę, bo na studiach niewiele mówiło się o obcym malarstwie. Hiszpania była wtedy izolowana pod rządami generała Franco. Więc widziałyśmy, że święty Franciszek, może hiszpański, taka myśl nam przebiegła, bo to mam zanotowane.
Hiszpański? Pójdzie na całą stronę w Katalogu. Na odwrocie ma napis ołówkiem chemicznym „Honthorst?”. To niemożliwe. Wrócimy tu! Ksiądz zatrzymuje je jeszcze w drzwiach:
– A znają panie może kogoś z Komitetu Centralnego PZPR?
– Nie… – odpowiadają kompletnie zaskoczone.
– To może wojewódzkiego?
– Też nie. Żadnego nie znamy.
– Bo parafia jest bogata, ja pieniądze mam. Ale pieniądze nie wystarczą, żeby kupić blachę. A ja potrzebuję blachy miedzianej na pokrycie dachu kościoła, bo przecieka wiernym na głowę. Na to potrzebne jest zezwolenie. Jak załatwicie mi panie zezwolenie, to w zamian oddam wam ten obraz.
(…)
ROZDZIAŁ V
Tajemnicze płótno
Kiedy wracają z objazdu po powiecie sokołowskim do Warszawy, mając w rękach zdjęcie obrazu z wizerunkiem świętego Franciszka zrobione przez Witka Wolnego, udają się po opinię do innych historyków sztuki. Iza Galicka:
– Fotografię pokazałyśmy Jerzemu Łozińskiemu, ówcześnie redaktorowi naczelnemu Katalogów Zabytków Sztuki. Powiedziałyśmy, że mamy przeczucie, że to obraz hiszpańskiego malarza i on przyznał nam rację, mówiąc: „to rzeczywiście jakiś Hiszpan”. Zdjęcie pokazałyśmy także profesorowi Michałowi Walickiemu, wicedyrektorowi Instytutu Sztuki. I on bez zastanowienia powiedział:
„El Greco…”. My nieśmiało: „Chyba tak”.
Postanawiają pójść tym tropem. Profesor Michał Walicki w czasie wojny był żołnierzem Armii Krajowej. W Polsce Ludowej za walkę o wolność ojczyzny odsiedział cztery lata w więzieniu. Był znany z ogromnej erudycji i intuicji badawczej. Często, kiedy inwentaryzatorzy wracali z terenu, oglądał z nimi zdjęcia, dopytywał, godzinami mógł rozprawiać o obiektach. To on jako pierwszy zachęcił je do badania tajemniczego płótna. Powiedział wtedy:
– Ja wam każdy wyjazd do Kosowa podpisuję, tylko zbadajcie dobrze ten obraz. Napiszcie o nim artykuł do Biuletynu Historii Sztuki, ale weźcie Jurka Langdę, niech zrobi dobre zdjęcia. Witalis Wolny jest cenionym fotografem, jednak zdjęcie obrazu z plebanii w Kosowie Lackim w opinii tych, którzy je widzieli, nie wyszło mu najlepiej. Jerzy Langda ma większe doświadczenie, fotografem jest od 1951 roku. Do Kosowa Lackiego wyjeżdża co najmniej dwa razy. Wykonuje szczegółową dokumentację, fotografuje każdy detal. Dzięki jego zdjęciom badaczki mogą analizować dzieło także w Warszawie. One także wracają do Kosowa. Osiem razy. Tylko z powodu tego obrazu. Iza Galicka:
– Chciałyśmy sobie przypomnieć na przykład, jak w narożniku zostało położone światło, sprawdzałyśmy jakieś drobiazgi. Ciągle nas tam ciągnęło, jakaś metafizyczna siła.
Przygotowują artykuł do Biuletynu Historii Sztuki. To branżowy periodyk, w którym publikują historycy sztuki. Nie mogą się ośmieszyć, pisząc coś, co nie zostanie najdokładniej sprawdzone. Ich młodszy kolega, Mariusz Karpowicz, który w tamtym czasie jest już adiunktem na Uniwersytecie Warszawskim, podsuwa im artykuł José Gudiola w amerykańskim „The Art Bulletin”, który niedawno dotarł do Instytutu. Dwunastostronicowy tekst ukazuje się dwa lata wcześniej. Gudiol opisał w nim wyniki badań dotyczące ikonografii świętego Franciszka w twórczości El Greca. José Gudiol był dyrektorem Amatller de Arte Hispánico imienia Antoniego Amatllera w Barcelonie, autorem wielu książek o hiszpańskich malarzach i między innymi badaczem dzieł hiszpańskiego artysty greckiego pochodzenia. Badaczki z Warszawy piszą do niego list, dołączają zdjęcia wykonane przez Jerzego Langdę, niektóre w powiększeniu. Data wysłania: 11 listopada 1964 roku. Czyli niecały miesiąc po powrocie z objazdu.
W liście przywołują okoliczności, w jakich odkryły dzieło. Fotografie, którą dołączają, są czarno-białe, dlatego opisują kolory, w jakich namalowany jest obraz: intensywne zielono-niebieskie niebo z chmurami, habit w kolorze oliwkowym. I swoje spostrzeżenia:
„W sposobie malowania twarzy można dostrzec mistrzowskie dotknięcie pędzla, dłonie jednak zachwycają w mniejszym stopniu”. José Gudiol szybko odpisuje, w połowie grudnia już trzymają w ręku odpowiedź. Jednak list z Barcelony nie przyszedł na adres Instytutu Sztuki. Iza Galicka:
–W liście do Gudiola podałyśmy adres domowy Hani. Nie chciałyśmy, żeby w Instytucie było wiadomo, że do niego napisałyśmy. Na razie siedzimy cicho i zobaczymy, co z tego będzie. Na cieniutkim papierze ledwie trzy zdania napisane na maszynie. Ale tych kilkanaście słów decyduje o dalszych pracach i być może o losach obrazu. List w tłumaczeniu brzmi następująco:
„Patrząc na fotografię świętego Franciszka, dołączoną do listu z 11 listopada, jedyne co mogę powiedzieć o obrazie, oceniając go tylko z fotografii, że wygląda raczej w porządku. To może być dzieło samego El Greca, ale nie mogę wydać ostatecznej opinii bez zobaczenia na żywo tego płótna. Przykro mi, że nie mogę być bardziej precyzyjny”. Pod listem odręczna sygnatura:
„Z wyrazami szacunku José Gudiol”.
Iza Galicka:
– Kiedy dostałyśmy ten list, to jakby nam skrzydła urosły. Wiedziałyśmy, że teraz nie możemy odpuścić.
(…)
Fragment pochodzi z książki:
Katarzyna J. Kowalska
Polski El Greco. Ekstaza św. Franciszka. Niezwykła historia odkrycia i ocalenia obrazu »
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 2018
Premiera: 11 października 2018