O czym chcesz poczytać?
  • Słowa kluczowe

  • Tematyka

  • Rodzaj

  • Artysta

Artystyczne kręgi, miłosne trójkąty. Virginia Woolf i grupa Bloomsbury



Przekaż nam 1.5%. Wesprzyj naszą edukacyjną misję »

Trójkąty miłosne, 1907–1910

„Nie opowiada żadnych historii; niczego
nie sugeruje. Zbocze wzgórza jest
nagie, grupka kobiet milczy, chłopiec
stoi w morzu i się nie odzywa”.

Vanessa i Clive wzięli ślub 7 lutego 1907 roku w urzędzie stanu cywilnego w St Pancras. W pierwszych porywach uczucia dyskutowali o sztuce po siedem, osiem godzin dziennie, spacerowali pod rękę – rosła między nimi intymna więź, która nie obejmowała Virginii. Ta razem z Adrianem wyprowadziła się z domu przy Gordon Square i zamieszkała przy Fitzroy Square 29 – czuła się porzucona i zagubiona. Nie podzielała zachwytów siostry jej świeżo poślubionym małżonkiem, a do tego uważała, że euforia Vanessy w obliczu dopiero co przeżytej tragedii świadczy o braku taktu, jeśli nie o bezduszności. Tak jak robiła po odejściu Julii i Stelli, również po śmierci Lesliego Vanessa radziła sobie z żałobą, rzucając się gwałtownie w wir życia, co kontrastowało z reakcją Virginii, pogrążającej się w żalu. Vanessa zachwyciła się doświadczeniem i zmysłowością Clive’a – małżonkowie podejmowali gości, leżąc w łóżku, gdzie Vanessa „wygrzewała się niczym stara foka na skale”, i entuzjastycznie rozprawiali o radości, jaką czerpią z seksu. To jedynie pogłębiło rozłam między siostrami.

Poza tym Virginia miała niskie mniemanie o przymiotach Clive’a, który w jej oczach nawet nie umywał się do zmarłego niedawno brata: „Kiedy myślę o ojcu i Thobym, a potem widzę to śmieszne małe stworzenie, które marszczy swą różową skórę i wyrzuca z siebie drobny skurcz śmiechu, zastanawiam się nad dziwną wadą wzroku Nessy”. Virginia przezwała szwagra „papużką” i była przekonana, że „nikt nie jest wart” jej siostry, z którą była kiedyś tak blisko; czuła, że potrzebowałaby „całej (swojej) słodyczy, by pozłocić szczęście Nessy”. W innym liście starała się lepiej zrozumieć Clive’a i prosiła go: „chciałabym, żebyś dokonał opisu samego siebie – rysów swoich zdolności, swoich widoków na przyszłość, swoich rodziców”.

Virginia Woolf, Leonard Woolf, Harvard, fotografia, Niezła sztuka

Leonard i Virginia | 1912, źródło: Harvard University Library, Cambridge

Clive mógłby jej na to odpowiedzieć słowami przebranej za chłopca Violi w Wieczorze Trzech Króli: „Ród mój / Lepszy niż to, czym darzy mnie Fortuna: / Jestem szlachcicem”. Nie ulegało wątpliwości, że wybranek Vanessy ma pozycję i majątek, jednak rodzina Bellów wzbogaciła się stosunkowo niedawno, dzięki pracy ojca Clive’a i należącym do rodziny kopalniom w Wiltshire i Walii. W 1883 roku William Heward Bell kupił Cleeve House, sporą wiktoriańską majętność w Seend w hrabstwie Wilt, między Bath i Marlborough. W latach 90. XIX wieku znaczna część posiadłości zyskała nowy wystrój i kiedy Virginia złożyła Bellom wizytę pod koniec 1906 roku, dom był pełen trofeów myśliwskich i broni, a większość prowadzonych tam konwersacji dotyczyła polowania. Virginię latami prześladował widok końskiego kopyta przerobionego na kałamarz. Clive ze swoimi kulturalnymi zainteresowaniami odstawał od reszty Bellów – typowej prowincjonalnej familii, mało przejmującej się sztuką czy literaturą. Virginia czuła się w Seend nieswojo. Podczas pierwszej wizyty w grudniu 1906 roku straciła nad sobą panowanie i wybiegła z domu w porze lunchu, by wrócić dopiero wieczorem. Nie widywała już siostry na osobności i musiała pogodzić się z tą zmianą: „Wszystko się skończyło […] i Clive jest teraz jej częścią, a ja muszę się nauczyć to akceptować”. Stary przyjaciel Stephenów Henry James, regularny uczestnik rodzinnych wakacji w St Ives, także nie pochwalał wyboru Vanessy i krzywił się na „krzykliwe zakochanie”, które zademonstrowała, gdy pisarz zjawił się u niej z wizytą i podarunkami ślubnymi. James nie pochwalał ani „głodu przyszłości” młodej kobiety, ani jej „odwracania się plecami” do rodzinnych duchów. Leonard w liście do Lyttona wyznał, że „po części spodziewał się takich nowin” i że jest „zbyt zmęczony, by przejmować się niedorzecznością tego wszystkiego”. Innym przyjaciołom nie podobał się nowy adres Virginii – o ile już Gordon Square wydawał się dość niestosownym miejscem, to Fitzroy Square wręcz nie mieścił się w głowie Beatrice Thynne, która błagała Virginię, by ta nie przenosiła się w tamte okolice; wątpliwości co do nowego lokum miała także Violet. Poradziwszy się najpierw policji, w marcu Virginia i Adrian zdecydowali się jednak przenieść do nowego domu wynajętego za kwotę 120 funtów, podczas gdy Vanessa i Clive przebywali w podróży poślubnej w hotelu Quai de Voltaire w Paryżu.

Dopiero przed samym ślubem Virginia zaczęła darzyć Clive’a większą sympatią, choć tylko ze względu na siostrę. W serdecznym liście wysłanym na dzień przed ceremonią odmalowała przyszłego szwagra dowcipnie jako Rudą Małpę – kontynuując w ten sposób rodzinną tradycję nadawania zwierzęcych przezwisk. Sama podpisała się jako koziołek Billy, deklarowała dozgonne przywiązanie do Vanessy i wyrażała aprobatę dla zbliżającego się ślubu – epistoła miała rzekomo pochodzić od trzech małp i wombata, które zwracały się tu do Vanessy, swojej pani. Obsadziwszy się w roli ulubionych zwierzątek, Virginia w ujmującym tonie pisała o konieczności uwolnienia siostry:

„Jesteśmy Pani pokornymi zwierzętami, od chwili kiedy pierwszy raz opuściliśmy swoje Wyspy […] przez ten czas zabiegaliśmy o Panią i śpiewaliśmy wiele piosenek o zimie i lecie, i jesieni, w nadziei, że tak oczarowana pewnego dnia zgodzi się Pani nas poślubić. Ale ponieważ nie spodziewamy się już tego zaszczytu, błagamy, aby zatrzymała nas Pani jako swoich kochanków […] obiecujemy pozostawać zadowoleni, zawsze Panią wielbiąc teraz tak jak przedtem”.

Virginia Woolf, Vanessa Bell, dzieciństwo, dzieci, zdjęcie, archiwum, Ha Duong, niezła sztuka

Virginia Woolf i Vanessa Bell w dzieciństwie, fot. Ha Duong, źródło: Wikipedia.org

„Billy” uważnie przypatrzył się małpie Clive’owi i stwierdzał, że jego futro jest „przedniej jakości, rude i złociste na końcach, z podszerstkiem z miękkiego puchu, doskonałe na zimę. Uznajemy, że jest czysta, wesoła i bystra, marnotrawi jedzenie i lubi skamieliny”. Do samego Clive’a napisała w całkiem innym tonie, przetykając list komentarzami na temat recenzji literackich, telegramów i Gibbona, starając się zaimponować nowemu szwagrowi i lepiej go zrozumieć: „czy mam argumentować, że umysł, który nie zna Gibbona, nie zna moralności? Czy mam potwierdzić, że zły angielski i przyzwoitość to siostry bliźniaczki, […] albowiem, o ile się nie mylę, rozgałęzi się przez wszystkie kończyny mojej duszy i uchwyci się samego Bożego tronu”. Fragmenty dotyczące Vanessy są jednak utrzymane w lekkim tonie, gdy Virginia odnosi się do uwielbienia, jakim oboje z Clive’em darzą jej starszą siostrę:

„(J)estem niemal skłonna pozwolić jej imieniu stać samotnie na stronicy. Obejmuje sobą całe piękno nieba i melancholię morza, i śmiech Delfinów, najpierw w mistycznym Van, rozpościerającym się jak lustro szarego szkła do Nieba. Następnie w świszczącym ogonie następujących po sobie esów, i wreszcie w poważnej pauzie i zawieszeniu końcowego a, tchnącego spokojem jak oddech samej Ziemi”.

Choć Virginia mogła się czuć wykluczona z nowej relacji siostry, razem z Adrianem dołączyła do nowożeńców w Paryżu. We wrześniu rodzeństwo wynajęło dom w Playden w hrabstwie Sussex, podczas gdy Bellowie zatrzymali się w domu przy Watchbell Street w pobliskim Rye. Gdy Clive spacerował, Virginia mogła znów rozmawiać z siostrą na ulubione tematy: o sztuce i życiu, które – choć teraz przeplatały się z zagadnieniami „małżeństwa i macierzyństwa” – pozostawały w centrum zainteresowania Vanessy. Virginia odetchnęła z ulgą na wieść, iż siostra wciąż wierzy, że „sztuka jest rzeczą jedyną, czymś trwałym, choć te pozostałe tematy także są cudowne”. Goszcząc w okolicy Rye, rodzeństwo skorzystało z okazji, by złożyć wizytę dawnemu przyjacielowi Henry’emu Jamesowi w Lamb House; ich samych z kolei odwiedzili Saxon Sydney-Turner i Walter Lamb, starszy brat Henry’ego. Virginia uznała obu mężczyzn za nudziarzy i zwierzyła się Violet: „(Byli mną) tak dalece niezainteresowani, że widzę teraz wyraźnie, iż czeka mnie los dziewicy, ciotki i pisarki”, co kontrastowało z sytuacją Vanessy, skupionej na odkrywaniu seksualności. Dni upływały Virginii na spisywaniu biografii siostry dla jej przyszłych dzieci i szykowaniu się do podjęcia na jesieni posady nauczycielki w Morley College.

Korespondencja Virginii i Clive’a w kolejnym roku świadczy o zmianie w ich wzajemnych relacjach. W lutym 1908 roku Vanessa wydała na świat swoje pierwsze dziecko, chłopca, który otrzymał imię Julian, i w wysłanym kilka tygodni później liście do szwagra Virginia prosiła, by ten ucałował od niej Vanessę i doniósł jej, „jak życzliwie myślę o jej mężu”. Od tego momentu stosunki między Virginią i Clive’em ocieplały się coraz bardziej – z przykrym skutkiem. Vanessa coraz mocniej skupiała się na dziecku, zaniedbując przy tym i siostrę, i męża, który narzekał, że żona przestała z nim sypiać, jednocześnie między Clive’em i Virginią nawiązał się kłopotliwy flirt. Clive czuł się zepchnięty na boczny tor przez żonę, do tego nie potrafił lub nie chciał brać synka na ręce. Virginia natomiast zaczęła się zastanawiać, jaką rolę powinna odgrywać w małżeństwie siostry: „Kiedy Vanessa tak się zachwyca całym światem, z każdego ciernia robi kwiat, gdzie w tym miejsce dla mnie?”. Podczas wspólnych wakacji w St Ives w dwóch ostatnich tygodniach kwietnia Virginia zwierzyła się Clive’owi ze swoich uczuć, pisała o nich również w listach do Lyttona i Violet: „Dziecko to istny diabeł, wywołuje […] najgorsze, niewytłumaczalne instynkty w swoich rodzicach… i Ciotkach”. Doszła do wniosku, że sama nigdy nie zostanie matką. „Jego głos jest zbyt okropny, pozbawiony sensu wrzask, jak u złowróżbnego kota”. By uciec od hałasu, zaczęła chadzać na długie spacery w towarzystwie Clive’a, który także miał potrzebę rozładowania frustracji – męczyło go zaabsorbowanie żony małym Julianem – i z czasem ich kontakty przerodziły się w regularny związek.

Virginia Woolf, Monk house, dom mnicha, fotografia, Niezła sztuka

Virginia Woolf siedząca w fotelu w Domu Mnicha | przed 1942, źródło: Wikipedia.org

W liście z początku maja 1908 roku Virginia nazywa sprawy po imieniu: „Chociaż się nie pocałowaliśmy – (chciałam i raz zaproponowałam […]) myślę, że «osiągnęliśmy wyżyny», jak to określiłeś”. Clive odpisał, że choć „niczego na świecie nie pragnął bardziej, niż ją pocałować”, źle odczytał jej uczucia. W odpowiedzi Virginia przyznała, że jego galanteria, gdy biegł za jej odjeżdżającym pociągiem, by podać jej książkę, wywołała u niej „łzy w oczach i rumieniec na policzkach”. W kolejnych miesiącach Clive nadal adorował szwagierkę, ta zaś przyjmowała jego starania ciepło, lecz niepewnie. Nadal dostrzegała, że jego „umysł jest wyjątkowo prozaiczny i dosłowny”, i choć kusiła ją perspektywa intymności, nie była gotowa wdać się w romans. Powodowała nią przede wszystkim chęć odwetu – Clive był co prawda użytecznym, angażującym towarzyszem, jednak to nie on stanowił obiekt jej uczuć. Od początku chodziło jej o Vanessę. Niby-romans ze szwagrem stał się dla Virginii okazją do zemsty, bronią i zarazem raną zadaną sobie samej, ponieważ zwiększył dystans między nią i siostrą. Ich bliska relacja została przerwana, Virginią targały zazdrość, uraza i poczucie wykluczenia, dlatego też – świadomie czy nie – pragnęła również zadać cios siostrze. Udało się jej.

Vanessa poczuła się głęboko zraniona zdradą siostry i męża. Przeczuwała, że łącząca ich przyjaźń zmieniła charakter, i zażądała, by Clive pokazał jej listy od Virginii. Ten odmówił i napisał do szwagierki, że powinna „rumienić się ze wstydu z powodu zamętu”, jaki zasiała w jego małżeństwie. W odpowiedzi Vanessa wycofała się emocjonalnie, a jej listy do siostry stały się chłodniejsze i bardziej formalne, mimo że ta starała się, jak mogła, by odzyskać dawną serdeczność. Vanessa ukróciła także próby Virginii zainicjowania rozmowy w cztery oczy. W sprawę zaangażował się nawet Lytton, który po śmierci Thoby’ego zbliżył się do obu sióstr: jako „Vane Hatherley” doradzał „Eleanor Hadyng” (Virginii), by nie angażowała się w związek z „Jamesem” (Clive’em). Jednocześnie w korespondencji z Leonardem Lytton wściekał się, że „ta mała kanarkowa kreatura, którą znaliśmy w New Court, jakimś cudem zdołała zdobyć dwie najpiękniejsze, najinteligentniejsze kobiety w całej Anglii”. Virginia jednak nie była zakochana w Clivie. W liście do Vanessy opisywała go jako „cudownego, wybrednego prengowca (sic) o najżywszych uczuciach i najczulszych instynktach”, lecz zaprzeczała sugestiom wspólnego znajomego, że jej szwagier zasługuje na miano geniusza. Nie uległa też jego zalotom. Później żałowała tego niefortunnego epizodu, tej „wymiany ciosów”, która nieodwracalnie wbiła klin pomiędzy nią i siostrę. W przyszłości zachowywała się w kwestii romansów o wiele ostrożniej. Zawiedziony Clive znalazł pocieszenie w ramionach niejakiej pani Raven-Hill, sąsiadki z Seend, z którą sypiał dawniej, jeszcze przed ślubem z Vanessą. Z Virginią nadal łączył go flirt, jednak ich relacja ugruntowała się wówczas, gdy młoda pisarka odkryła, iż szwagier może jej służyć cenną radą w przedsięwzięciach literackich. Już latem 1908 roku wysłała mu fragmenty tekstu zatytułowanego Melymbrosia, który w tamtym czasie dopiero nabierał kształtu, by później ukazać się jako Podróż w świat. Virginię uradowały pochwały i komplementy szwagra, choć nie obyło się bez uwag krytycznych na temat jej „nieszczęsnego tekstu”. W korespondencji na ten temat Virginia zaczęła od imienia bohaterki: „Równie dobrze mogę Cię spytać, co sądzisz o hiszpańskim imieniu dla tej damy […]. Jej ojciec zawijał do wielu portów, a marynarze gustują w sentymentalnych imionach”. Virginii zależało na radykalnym podejściu do formy i stylu, zwierzała się ze swoich ambicji, by „zreformować powieść i uchwycić mnóstwo rzeczy, które w tej chwili umykają, ogarnąć całość i kreślić bezkresne, dziwaczne kształty”. Clive odpisał jej w październiku bezpośrednio i szczerze: „mimo niedojrzałości, nawet prymitywności, oraz ustępów, które zgrzytają jak tępa piła i sprawiają, że moje wrażliwe miejsca odczuwają to, co musieli czuć chrześcijańscy męczennicy, jestem przekonany, że ten debiut będzie się liczył”. Choć wytykał drobiazgi, podpowiadał autorce, by nie nadużywała słów „solidny” i „blokować”, zapewniał, że pod względem przekazywania idei tekst jest „o niebo lepszy od wszystkich wcześniejszych fragmentów (jej autorstwa)”. W lutym kolejnego roku Clive miał już poczucie, że powieść nabiera kształtu, a wszystkie niedociągnięcia można znaleźć w pierwszym tomie. Uważał, że marzenia bohaterki „zalewają umysł cudowną delikatnością”, jednak niektóre dialogi i listy wciąż wydawały mu się sztywne i wymagały poprawy. Czuł, że Virginia dodała tekstowi „człowieczeństwa” kosztem elementów magicznych, nie z tego świata, które wydawały mu się „piękniejsze niż wszystko, co napisano w ostatnim stuleciu”, i był pewien, że przy odrobinie pracy powieść może okazać się wspaniała. Clive był „oszołomiony i zachwycony głębią (jej) refleksji, choć […] zawsze w nią wierzył”. Virginia ceniła komentarze szwagra, tym bardziej że „wskazał miejsca, co do których sama miała wątpliwości”. Jeszcze w tym samym roku spróbowała zainicjować podobną wymianę korespondencji z Lyttonem, którego pytała o Lorda Pettigrew – powieść, którą zaczął pisać, jednak zarzucił po czterech rozdziałach. Jej przycinki, że przyjaciel powinien poświęcić się jednemu gatunkowi zamiast tańcować po wszystkich działach literatury, dowodzą autentycznego literackiego porozumienia między nimi dwojgiem. Clive jednak uznał Lyttona za rywala do uczuć Virginii i na pewien czas relacje między przyjaciółmi uległy poważnemu ochłodzeniu. W nadchodzących latach miało się okazać, że obawy Clive’a były uzasadnione.

Virginia Woolf, fotografia, Niezła sztuka

Virginia Woolf | 1927, źródło: Harvard University Library, Cambridge

W grudniu 1907 roku Clive i Vanessa stworzyli w swoim domu przy Gordon Square Klub Czytelników Sztuk Teatralnych, który – podobnie jak Klub Piątkowy – pielęgnował przyjaźnie zawarte w czasach czwartkowych spotkań organizowanych przez Thoby’ego. Na zebraniach pojawiali się dawni znajomi z Cambridge, tacy jak Lytton, Sydney-Turner, Harry Norton, C.P. Sanger i Desmond MacCarthy, który niedawno się ożenił, zaglądało też rodzeństwo Lyttona: młodszy brat James i starsza siostra Marjorie, ceniona za „niezwykły talent wokalny”. Dołączyły także nowe twarze: nieśmiały apostoł z King’s College, Edward Morgan Forster, autor powieści Pokój z widokiem z 1908 roku, z powodu niepozornego wyglądu przezywany przez Lyttona „Taupe”, czyli „Kretem”. Uczestnicy czytali z podziałem na role całą gamę sztuk, poczynając od The Relapse Vanbrugha, by następnie sięgnąć po dzieła Swinburne’a, Spensera, Defoe czy Miltona. Spotkaniom towarzyszyła wesoła atmosfera, pełna rubasznych żartów i gier słownych; gdy dodać do tego fizyczną bliskość płynącą ze wspólnego odgrywania scen, atmosfera zrobiła się na tyle swobodna, że na widok plamy na sukni Vanessy Lytton zadał słynne pytanie: „Nasienie?”. Po tym wydarzeniu runęły ostatnie bariery i zapanowała pełna otwartość. Vanessa pisała o przyjacielu: „Jego całkowita szczerość i bezlitosne kpiny z każdej sztuczności zmuszały do uczciwości wszystkich dookoła, stwarzały świat, w którym nie trzeba się było obawiać mówić otwarcie tego, co się myśli”. Rozmawiali zatem – „o wszystkim, co przyszło nam do głowy”.

Do grona nowych znajomych zaliczał się także kuzyn Lyttona, równocześnie jego dawny kochanek, Duncan Grant. Urodził się w 1885 roku w Szkocji, dzieciństwo spędził w Indiach i Birmie, a następnie kształcił się w elitarnej szkole dla chłopców Rugby, gdzie poznał Ruperta Brooke’a, przyszłego poetę, a następnie w St Paul’s w Londynie. Zachęcany przez ciotkę, lady Strachey, do rozwijania artystycznych ambicji, nie poszedł w ślady ojca, który zrobił karierę w wojsku. Zamiast tego zapisał się do Westminster School of Art, a następnie podróżował po Włoszech i Francji, gdzie spędził nieco czasu w paryskiej szkole La Palette. Jej założyciel Jacques-Emile Blanche kierował tą instytucją od 1902 do 1911 roku, propagując wśród uczniów styl stanowiący połączenie najlepszych cech Maneta i Sargenta, sam był zresztą autorem słynnych portretów tego ostatniego, a także Prousta i Beardsleya. Na wczesnym etapie malarskiej kariery Duncan stworzył przekonujące studium zatytułowane Kuchnia, utrzymane w żółciach i szarościach, naśladujące styl Whistlera; na tym etapie nie zaliczał się jednak jeszcze do awangardzistów. Choć przebywał w Paryżu w latach 1905–1906, ominął go Salon Jesienny z pracami fowistów i wystawa prac Matisse’a w galerii Druet. Nie udzieliła mu się także atmosfera eksperymentu panująca na Montmartrze, która Picassa natchnęła do stworzenia Panien z Avignonu. Lytton namawiał go w listach do odwiedzenia domu Duranda-Ruela, jednak zamiast tego Duncan wolał spędzać czas w Luwrze, kopiując sielankowe pejzaże dawnych mistrzów. Podczas gdy otaczający go paryżanie byli gotowi zachwycić się modernizmem, gusta Duncana pasowały bardziej do XVIII wieku. Następnej wiosny Lytton napisał do Bellów, Virginii i Adriana, którzy właśnie wybierali się do Paryża, z prośbą, by nawiązali kontakt z Duncanem, z którym spotkali się w Salon Court w Luwrze. Nowi znajomi natychmiast przypadli sobie do gustu. „Co za kwartet! – pisał Duncan. – Bardzo polubiłem całą czwórkę”, tymczasem Clive uznał, że Grant jest „inteligentny, zabawny, cudownie żywiołowy i przystojny”.

W 1908 roku Vanessa wystawiła swoje prace na pierwszej Wystawie Zjednoczonych Artystów w Albert Hall. Pomysłodawcą wydarzenia był krytyk „Sunday Timesa” Frank Rutter, któremu zależało na stworzeniu platformy umożliwiającej artystom pokazanie do pięciu płócien bez konieczności poddania się procesowi selekcji rodem z Akademii Sztuk Pięknych. Na wystawę zgłoszono około czterech tysięcy prac, w tym 175 dzieł rosyjskich awangardzistów: Marii Teniszewej, Mikołaja Roericha i Iwana Bilibina. Do wystawy dołączył później także Duncan z obrazem Zbieracze cytryn, który za dziesięć funtów zakupiła Vanessa, przekonana, że Grant „zalicza się do grona najbardziej interesujących nowych malarzy”. Clive, który otrzymał to płótno w prezencie, dodał w „Nation”, że Duncan „został pobłogosławiony niezwykłym talentem i mocą intelektu […], jeśli znajdzie w sobie siłę, by zrealizować swoje koncepcje, i odwagę – by lekce sobie ważyć popularność”, powinien „stać się postacią, na którą od tak dawna czekaliśmy: angielskim malarzem wyznaczającym kierunki w sztuce europejskiej”. Clive zachwycał się także „bardzo osobistymi przymiotami” Vanessy, jej „wielką prostotą stylu […] czymś niezwykle ujmującym […], specyficznym pojmowaniem wagi pewnych form i relacji pomiędzy nimi, które przydaje jej pracom atmosfery intymności, nieobecnej w innych obrazach pokazywanych na wystawie”.

Vanessa Bell, Virginia Woolf, portret, kobiety w sztuce, portret kobiecy, olej, płótno, niezła sztuka

Vanessa Bell, Virginia Woolf | 1912, National Portrait Gallery, Londyn

Styl Vanessy i jej poglądy na temat sztuki gwałtownie ewoluowały. Virginia zamówiła portret siostry u Henry’ego Lamba, a ci dwoje wdali się w dyskusję na temat użycia koloru. Podczas gdy Lamb całkowicie unikał czerni, Vanessa zmierzała ku nowemu podejściu opartemu właśnie na kolorze, choć na portrecie Marjorie Strachey, nad którym właśnie pracowała, wciąż stosowała barwy dość tradycyjnie. Możliwe, że przy okazji tych wizyt Lamb namalował portret Clive’a Bella, którego przedstawił jako młodzieńca o nieco podejrzanym wyrazie twarzy, z włosami lekko skręcającymi się w loki nad karkiem. W 1909 roku podczas drugiej dorocznej Wystawy Zjednoczonych Artystów eleganckie Maki syberyjskie Vanessy doczekały się pochwał Sickerta. Według krytyka Watneya obraz zachował formę, osiągając jednocześnie „spójność tonu”, a uderzająca kompozycja i wykorzystanie światłocienia miały stanowić dowód artystycznego rozwoju Vanessy. W tym samym roku pani Bell udało się połączyć życie i sztukę – namalowała serię portretów malutkiego Juliana oraz wizerunek Saxona Sydneya-Turnera, uchwyconego z profilu przy pianinie. Mariaż jej whistlerowskich korzeni z nowymi prądami w sztuce widać również w obrazach Jabłka i Gordon Square 46, na których zwracają uwagę mocne pociągnięcia pędzlem, lekko rozmyta ostrość i sama tematyka, zdradzające wpływy Cézanne’a.

Duncan powrócił do Londynu na stałe w 1907 roku i zamieszkał u rodziców w Hampstead, nieopodal Belsize Park, dokąd sprowadziła się rodzina Stracheyów. W listopadzie zaprosił Bellów i Virginię na kolację w Fellows Road. Później przyznał Lyttonowi, że „wspólny wieczór sprawił mu wielką przyjemność” i że „potrafiłby znaleźć szczęście w małżeństwie z Virginią – ale nie Clive’em”.


* zdjęcia nie pochodzą z książki

Artystyczne kręgi miłosne trójkąty, Virginia Woolf, Vanessa Bell, grupa Bloomsbury, Amy Licence, biografia, książka, Wydawnictwo Znak, niezła sztukaFragment pochodzi z książki:
Amy Licence

Artystyczne kręgi, miłosne trójkąty. Virginia Woolf i grupa Bloomsbury »

tłum. Aleksandra Kamińska
Wydawnictwo Znak Literanova
Kraków 2024



Portal NiezlaSztuka.net prowadzony jest przez Fundację Promocji Sztuki „Niezła Sztuka”. Publikacje finansowane są głównie dzięki darowiznom Czytelników. Dlatego Twoja pomoc jest bardzo ważna. Jeśli chcesz wesprzeć nas w tworzeniu tego miejsca w polskim internecie na temat sztuki, będziemy Ci bardzo wdzięczni.

Wesprzyj »



Dodaj komentarz