„Wywodzę się od Janka Muzykanta”1 – zwykł przekonywać, dość przekornie, Władysław Hasior. Z jednej strony był on bowiem artystą o solidnym wykształceniu akademickim, z drugiej kreował się na outsidera, odcinając od głównych nurtów w sztuce współczesnej i kierując uwagę odbiorców swoich dzieł w stronę sztuki ludowej.
Artysta jako „towar eksportowy”
Władysław Hasior urodził się w Nowym Sączu 1928 roku jako nieślubne dziecko Walerii Hasior. Nie został uznany przez ojczyma i gdyby nie spotkanie z Marią ze Styczyńskich Butscherową-Długopolską, prawdopodobnie nigdy nie zostałby artystycznym „towarem eksportowym”. Gdy wybuchła II wojna światowa, Hasior miał zaledwie jedenaście lat i w swoich wspomnieniach tak jak i w sztuce będzie wielokrotnie powracał do przeżyć wojennych. Wysadzane mosty, strącone samoloty – te wątki znajdą później odbicie w jego asamblażach.
Po wojnie młody Hasior musiał zmierzyć się z biedą, a jego sposobem na zarobek była sprzedaż pieczywa z sądeckiej piekarni, które roznosił po domach. Na szczęście pojawiła się właśnie Maria Butscherowa, harcmistrzyni, która zaopiekowała się chłopcem i wysłała pełnoletniego już Hasiora do szkoły artystycznej, opłacając jego internat i utrzymanie. Tak Hasior trafił pod skrzydła Antoniego Kenara, dyrektora w Państwowym Liceum Technik Plastycznych w Zakopanem.
Osobowość i styl tworzenia tego wybitnego rzeźbiarza miały wyraźny wpływ na twórczość Hasiora. W latach 1952–1958 Hasior studiował rzeźbę na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Uczęszczał między innymi do pracowni Oskara Hansena, a dyplom bronił u Mariana Wnuka. Będąc na ostatnim roku studiów, powrócił (wraz z żoną i nowo narodzonym dzieckiem) do Zakopanego i objął posadę nauczyciela w Liceum Kenara w Zakopanem.
„Trudno uświadomić sobie racjonalne powody i przypomnieć impulsy, które zawiodły mnie do tego właśnie zawodu. Decyzję zwaliłbym na karb jakiejś prywatnej metafizyki losu, która kazała mi zająć się uprawianiem sztuk plastycznych. Zacząłem od bardzo infantylnych rysunków, od majsterkowania, klasycznie, jak to czynili Jankowie Muzykanci, strugający fujarki na pastwisku przy krowach”2.
Krótko potem udał się na motocyklu Java do Paryża, by odbyć stypendium rządu francuskiego. Podróż ta została szczegółowo zrelacjonowana w jego Dzienniku podróży… Ta długa wycieczka do krajów Europy Zachodniej to coś, o czym marzyło wtedy wielu Polaków, także Hasior. Cel swojej podróży opisywał niczym Mekkę, upragnione miejsce, dzięki któremu będzie mógł „wyrzucić z wyobraźni jak najwięcej papieru z rysunkami o sztuce, a zastąpić je rzeczywistością”3.
Pierwsze próby rzeźbiarskie
Wielomiesięczny pobyt w stolicy Francji upłynął artyście głównie na… spacerach. Choć trafił do pracowni Ossipa Zadkine’a, cenionego rzeźbiarza, to wizyty u niego były raczej sporadyczne. Hasior wędrował więc po mieście, często w towarzystwie Tadeusza Brzozowskiego, który wcielał się w rolę przewodnika młodego artysty. Kierował swoje kroki do paryskich muzeów. Co ciekawe, o wiele częściej odwiedzał wystawy sztuki dawnej niż mu współczesnej. To w niej szukał punktu odniesienia dla swojej twórczości i to w zetknięciu z nią zapisze wielkimi literami „WIDZIAŁEM NIKE”4.
Największe wrażenie zrobiło jednak na Hasiorze Musée de l’Homme (Muzeum Człowieka), którego zbiory uznał za dzieła stworzone „z głębokiej potrzeby kultury duchowej […] lub czystej potrzeby piękna”5. Muzeum to, otwarte w 1938 roku, już od samego początku swego istnienia jako główny punkt w kształtowaniu ekspozycji uznało prezentację wytworów człowieka w sposób kontekstualny. Instytucję wyróżniało przekonanie o uniwersalizmie człowieczeństwa, niezależnie od rasy, statusu i kręgu kulturowego, co znalazło później oddźwięk w postawie twórczej Hasiora. To właśnie w Paryżu artysta zobaczył pierwsze asamblaże, które zainspirowały go do stworzenia jego własnych rzeźbiarskich montaży. Podczas tego pobytu powstawały szkice do Świętego Józefa.
Święty Józef jest przykładem pracy, której istotnym elementem jest aura przedmiotów znalezionych. Dzięki niemu zaistniało w niej połączenie tematu ze strefy sacrum i materiałów, oscylujących wokół profanum. Jej korpus stanowi rzeźba z nieobrobionego drewna, a do niej doczepione zostały, niczym skrzydła, znalezione przez artystę kości żuchwy zwierzęcia. W ten sposób Hasior w wizerunku świętego połączył ze sobą odpadki, przedmioty zdegradowane i tradycję ciosanych z drewna ludowych rzeźb.
Gdy Hasior powrócił z Paryża do Zakopanego, okazało się, że niestety jego żona już na niego nie czekała. Hasior zamieszkał ponownie w internacie Borek, przeznaczonym dla uczniów zakopiańskiego liceum. W jego mieszkaniu-pracowni w ciągu kilku lat wykształciła się Świetlica Powiatowa – miejsce spotkań, rozmów o sztuce i pokazów Kina, czyli slajdów artysty, opatrzonych jego nieocenionym komentarzem.
Podróż do Francji miała jednak dla Hasiora nie tylko osobiste, ale przede wszystkim artystyczne konsekwencje. Choć artysta publicznie nie mówił o wpływach innych twórców na swoją sztukę, podkreślając za to inspiracje sztuką ludową i plebejską, to niewątpliwie stypendium umożliwiło mu wypracowanie charakteru swoich dzieł, jakże odmiennego od tradycji wyniesionych z zakopiańskiej szkoły.
Pomniki, które budują tożsamość artysty
Pomniki to dziedzina twórczości, z którą Hasior jest często utożsamiany i która przyniosła mu początkowo wielką sławę, by po zmianach ustrojowych w Polsce sprowadzić na niego krytykę. Wszystkie one były eksperymentami, a projekty do nich opierały się na dogłębnym przeanalizowaniu materiału, formy i miejsca, w którym miały stanąć. Zawierały także pierwiastek nieprzewidywalny, ponieważ Hasior angażował, jako integralne części pracy, elementy nienamacalne: żywioły ognia, wiatru czy wody.
Pierwszy pomnik wykonany został przez Hasiora w związku z obchodami jubileuszu pięćdziesięciolecia GOPR-u. To kamienny monument Ratownikom górskim, który realizowany był wspólnie z uczniami Liceum im. Antoniego Kenara i stylowo reprezentuje jeszcze tradycję szkoły. Kolejna realizacja pomnikowa artysty również łączyła się z Zakopanem: Prometeusz rozstrzelany powstał w 1964 roku w Kuźnicach. W założeniu miał nawiązywać do przydrożnej kapliczki, stawianej na miejscu śmierci ważnej bądź bliskiej osoby. Dzieło miało za zadanie upamiętnić Polaków rozstrzelanych podczas okupacji. Prometeusz jest pod wieloma względami pracą przełomową. Obok podstawowych materiałów, z których artysta korzystał, istotnymi elementami stały się tu żywioły ognia i wody. Ogień mógł zaistnieć dzięki rynience umieszczonej w górnej części statuy, która umożliwiała napełnienie palną cieczą i wzniecenie ognia. Woda pojawiła się dzięki wkomponowaniu monumentu w odpowiednie otoczenie. Hasior wybrał na swoje dzieło miejsce nieprzypadkowe: nie tylko mogło być ono dobrze widoczne z pobliskiej drogi, ale także współgrało z biegnącym tuż obok strumieniem, który wprowadzał również określony dźwięk.
Pomysł włączenia ognia do kompozycji pomnika kontynuowany będzie następnie w każdym zaproponowanym przez Hasiora monumencie. Po Prometeuszu artysta zrealizował swój najsłynniejszy, a także najbardziej kontrowersyjny, ale przede wszystkim najnowocześniejszy w formie pomnik. Żelazne organy na przełęczy Snozka wykonane zostały w ramach obchodów rocznicy powstania Milicji Obywatelskiej i na jej zlecenie.
Skutkowało to koniecznością umieszczenia na tej nowoczesnej formie odpowiedniej inskrypcji: „Wiernym synom Ojczyzny poległym na Podhalu w walce o utrwalenie władzy ludowej”. Choć pomnik odsłonięto w 1966 roku przy udziale kilku tysięcy osób, wśród nich również całej plejady najwyższych urzędników (m.in. I Sekretarza KW PZPR Czesława Domagały), Hasior pracował nad nim jeszcze w 1967 roku. Jego zmagania dotyczyły głównie pozyskania i zamontowania odpowiednich mechanizmów dźwiękowych. Monument na przełęczy w Snozce miał wykorzystywać wiatr do realizacji romantycznej wizji „grania zmarłym”. Podobno nawet się to udało, niestety lokalni dygnitarze zdecydowali o zdemontowaniu piszczałek, ponieważ pomnik swoimi dźwiękami miał straszyć owce pasące się na okolicznych halach.
Poszukiwania nowych środków wyrazu
Dążenie artysty do wykonania pomnika jedynego w swoim rodzaju rozwinęło się w poszukiwania zupełnie nowych środków wyrazu. Jednym z nich było opracowanie techniki betonowych rzeźb odlewanych w ziemi. Artysta najpierw wykonywał określony „negatyw” formy, wykopując ją w ziemi, zbroił metalowymi prętami, a następnie zalewał betonem. Po jego zastygnięciu, przy użyciu dźwigu, wyciągał poszczególne elementy rzeźby.
Kolejne rzeźby plenerowe, także powstały w technice odlewów betonowych w ziemi, zrealizowane zostały między innymi w Moss, Buenos Aires, Humlebæk oraz w Södertälje, gdzie w latach 1972–1976 Hasior pracował nad Słonecznym rydwanem, będącym największą plenerową realizacją artysty.
Ta olbrzymia instalacja z rzeźb przedstawiających rumaki podrywające się w galopie, stojąca nad brzegiem kanału w niewielkiej szwedzkiej miejscowości swoją kolorystyką i formą nawiązuje do lokalnej tradycji. Jej swoboda w kompozycji, radosne barwy zastosowane przez Hasiora, jak również relacja, jaka nawiązała się przez lata pomiędzy mieszkańcami a figurami koni, są dowodem na niezwykłe wyczucie, którym artysta się wyróżniał, tworząc swoje pomnikowe dzieła.
Kolejnym marzeniem Hasiora było stworzenie pomników szklanych i latających. Niestety ograniczenia technologiczne sprawiły, że nigdy nie udało mu się tego zrealizować, a substytutem latających form są dwie prace: Płomienne ptaki w Szczecinie oraz Tym, co walczyli o polskość i wolność Ziem Pomorza w Koszalinie.
Obie okazały się pechowymi. Na potrzeby szczecińskich ptaków Hasior wymyślił „koła, którymi przywiązałem je do ziemi. W ten sposób – paradoksalnie – rozwiązałem problem lotności, dla tej rzeźby fundamentalny”6. Niestety już w cztery lata po ustawieniu instalacja została zdemontowana. W 1980 roku przeniesiono ją na obecny plac Zgody, by dziewięć lat później ponownie zdemontować, a w 1994 roku ustawić na skarpie w parku im. Jana Kasprowicza. Tam stały się łatwym łupem dla złomiarzy, a także Andrzeja K. Urbańskiego i Jerzego Kosałki, którzy w 2003 roku ukradli jednego z ptaków i rok później włączyli do swojej pracy, prezentowanej w ogrodzie galerii BWA Awangarda we Wrocławiu.
Tym, co walczyli o polskość i wolność Ziem Pomorza to ostatni pomnik Hasiora, który stanowi pewne powtórzenie rzeźby szczecińskiej, choć zmieniony został w nim charakter samych ptaków. W Szczecinie pomalowane były na jaskrawe kolory, a w Koszalinie są stalowoszare, z elementami narzucającymi skojarzenia z mieczami czy karabinami.
Zainstalowane w nich niewielkie rynienki napełniano napalmem i podpalano w trakcie różnych obchodów. W trakcie budowy pomnika miał miejsce wypadek, w którym ucierpiało dziecko bawiące się na niezabezpieczonym nasypie. Dodatkowo pomnik nie doczekał się oficjalnego odsłonięcia w związku z wprowadzeniem stanu wojennego.
Asamblaż – powiew świeżości
Pomniki stanowią jednak tylko niewielki procent dzieł znajdujących się oeuvre Hasiora. Podejmował on w swojej działalności wiele tematów, używając szerokiego spektrum technik. Wśród wykorzystywanych przez niego technik bardzo wcześnie pojawia się fotografia, która z czasem stała się głównym elementem wystąpień, prezentacji czy też wykładów artysty i pozwalała na dokumentację jego sztuki. Jako rzeźbiarz swoje pierwsze kompozycje tworzył w estetyce łączącej ludowe formy i uproszczony, modernizujący styl. Była ona charakterystyczna dla całej szkoły Kenara.
Pod koniec lat 50. ukształtowała się indywidualna postawa twórcza Hasiora i powstały pierwsze asamblaże. Gdy tworzył pierwsze z nich, samo pojęcie asamblażu było jeszcze nowe i świeże. W tym czasie artysta komponował je zarówno z przedmiotów znalezionych, jak i z elementów wyrzeźbionych przez siebie.
Po materiały do swoich dzieł udawał się często na targ lub do swoich znajomych, zbierając od nich stare zabawki, koraliki, a nawet wózki dziecięce. Właśnie w takim wózku artysta umieścił ziemię, palące się świeczki i niewielkie krzyże, realizując w ten sposób Czarny krajobraz, pracę będącą hołdem dla dziecięcych ofiar wojny na Zamojszczyźnie. Wariację tego dzieła pokazano w programie telewizyjnym Sam na Sam z Władysławem Hasiorem w 1974 roku, gdzie wzbudziła sprzeciw prowadzącego.
Na telewizyjnej antenie artysta starał się tłumaczyć symbolikę obiektów wykorzystywanych w swoich realizacjach. Wśród nich znalazły się bochenki chleba. Do pewnej niezręczności doszło, gdy prowadzący Janusz Rolicki przeczytał list od „byłego” posiadacza pracy Hasiora, która – wykonana właśnie z chleba – rozpadła się po zaledwie kilku miesiącach. „Nie ma cenniejszej rzeczy nad zepsute” – odpowiedział Hasior, podkreślając wagę idei dzieła, a nie jego trwałości7. Artysta miał zamiłowanie do stosowania w swoich dziełach przedmiotów o wieloznacznej naturze, stąd w asamblażach wielokrotnie wykorzystywał chleb, utożsamiany religijnie z ciałem Jezusa, a więc czymś świętym, szerzej z ciałem człowieka, jak również plonem ziemi. Dla polskich krytyków sztuki było czymś kontrowersyjnym i niezrozumiałym użycie chleba w taki sposób, a dla Hasiora miało „otworzyć nowe inspirujące horyzonty – spowodować wybuchy fantazji”8.
Późniejsze asamblaże były bardziej malarskie niż rzeźbiarskie, komponowane całkowicie z wykorzystaniem ready mades. W Portrecie zbiorowym zdjęcie Hasiora przebite zostało nożem, Ochotnik zawiera rozpięty na desce sweter artysty, z którego niczym noże sterczą fragmenty potłuczonego szkła. Rozbieranie do snu to monumentalny, krwistoczerwony sztandar, z przedartą na pół twarzą artysty. Z kolei w obrazach Krzyk i Zmierzch wykorzystano plastikowe samoloty, które przecinają niebo, pikując w dół. Wszystkie te dzieła, intensywnie emocjonalne, operujące jarmarcznymi, tanimi materiałami dla ukazania traum wojennych, są surrealistyczną interpretacją rzeczywistości, opierającą się na nieoczywistych zestawieniach.
Artysta w teatrze i na planie filmowym
Pod koniec lat 60. asamblaże ewoluowały w Sztandary, dzieła, które należy usytuować na pograniczu tkaniny artystycznej, obrazu i obiektu, a które wykorzystywane były w działaniach performatywnych. Jednym z nich był Pochód Sztandarów podczas Święta Kwitnącej Jabłoni w 1974 roku.
Ten zwrot Hasiora w stronę performensu zbiegł się w czasie z pracą artysty dla Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdzie pomiędzy 1969 a 1971 rokiem projektował scenografię dla dwóch spektakli. Pracował też jako konsultant artystyczny na planie filmu Wojciecha Solarza Wezwanie. Scenografie te były rodzajem environmentu. W Don Juanie wprowadził sztandary, które mogły zmieniać swoją formę w zależności od nastroju sceny. Liczba prac, ich krzykliwe kolory i bogate faktury tworzyły barokowy wręcz charakter scenografii.
W drugim dramacie pt. Rzecz ludzka, przestrzeń miała zupełnie odmienny wyraz. Oszczędne formy, ograniczenie się do kilku kolorów i stworzonych „mobilnych rekwizytów” współgrały z tekstem dramatu. Tło stanowiły kubistyczne formy, ułożone w rodzaj fryzu z uproszczonymi sylwetkami ludzkimi. Hasior zaprojektował także stroje do tego spektaklu. Dzięki temu zabiegowi scena miała jednolity wizualnie wyraz.
Praca Hasiora na planie filmowym miała zupełnie inny cel. Film Solarza opowiada historię rodziny wiejskiej, w której jeden z synów – Staszek – wysłany zostaje na studia, aby potem móc pracować w przemyśle. Natomiast drugi – Stefek – urodzony z upośledzeniem umysłowym nie jest akceptowany przez środowisko wiejskie i własną rodzinę. Jego pasją jest natomiast rzeźbiarstwo. Hasior pełnił na planie funkcję konsultanta, tworzył drewniane rzeźby, prace, które w fabule filmu wyszły spod ręki Stefka. W filmie podkreślone zostało także zamiłowanie Stefka do codziennych przedmiotów używanych w gospodarstwie: wideł, kos itp., które stawały się ważnym elementem jego kompozycji, co oczywiście budziło kategoryczny sprzeciw rodziny. Filmowy rzeźbiarz ludowy staje się alter ego zakopiańskiego artysty.
Początek lat 70. to dla Hasiora niezwykle interesujący czas pod względem testowania rozwiązań twórczych. Styl artysty bardzo często wpisywany jest w narrację dotyczącą pop-artu bądź surrealizmu. Często podkreślane są literackie inspiracje oraz ludowość jego dzieł, kiedy indziej ich teatralność. Artysta jednak w swoich wypowiedziach odżegnywał się od głównych prądów w sztuce, kreując się na outsidera.
Hasior w okresie PRL-u był polskim towarem eksportowym, a wolne wybory w Polsce zastały go w trakcie objazdowej wystawy po Europie. Od Moskwy, przez Helsinki po Budapeszt pokazywano jego późne dzieła. Powszechnie wiadomo, że Hasior w jej trakcie zmuszony był szybko „dorabiać” prace, które udało mu się sprzedać przy okazji kolejnych odsłon wystawy, a które ze względu na cło należało wykazać w transporcie.
Ten późny sukces nie przełożył się jednak na wymierne uznanie na arenie międzynarodowej, a nawet w Polsce. Hasior zmarł w 1999 roku na raka mózgu, w niełasce środowiska, które odwróciło się od niego w związku z tym, że nie przyłączył się do oficjalnego bojkotu instytucji sztuki w okresie stanu wojennego (w 1984 roku Hasior hucznie otworzył swoją nową pracownię-muzeum, będącą częścią Muzeum Tatrzańskiego).
Po przemianach ustrojowych powrócono też do tematu niechlubnej inskrypcji Żelaznych organów, które na fali dekomunizacji chciano nawet zniszczyć.
Aktualnie trwa wystawa prezentująca twórczość Władysława Hasiora w Muzeum Narodowym w Kielcach:
Poetyckość rzeczy
14 czerwca 2022 – 18 września 2022
Bibliografia:
1. Górski K., Wywodzę się od Janka Muzykanta…, wywiad z Władysławem Hasiorem, w: „Kwartalnik Regiony” nr 3, 1994.
2. Hasior W., Dziennik podróży motocyklem do Francji i Włoch: 1 października 1959 – 23 kwietnia 1960, Nowy Sącz 1987.
3. Hasior W., Moje marzenia, w: Władysław Hasior. Europejski Rauschenberg?, Kraków 2014.
4. Kwiatkowski P., Krajobraz materii. Rozmowa z Władysławem Hasiorem, „Literatura” nr 9, 1983.
5. Sam na sam z Władysławem Hasiorem, program telewizyjny, prod. TVP, 1974.
- K. Górski, Wywodzę się od Janka Muzykanta…, wywiad z Władysławem Hasiorem, „Kwartalnik Regiony” nr 3, 1994; Portret Władysława Hasiora, reż. Grzegorz Dubowski, prod. TVP, 1968. ↩
- W. Hasior, Myśli o sztuce, Nowy Sącz 1986, s. 3. ↩
- W. Hasior, Dziennik podróży motocyklem do Francji i Włoch: 1 października 1959 – 23 kwietnia 1960, Nowy Sącz 1987, s. 24. ↩
- Ibidem, s. 26. ↩
- Ibidem, s. 28. ↩
- P. Kwiatkowski, Krajobraz materii. Rozmowa z Władysławem Hasiorem, „Literatura” nr 9, 1983, s. 32–36. ↩
- Sam na sam z Władysławem Hasiorem, program telewizyjny, prod. TVP, 1974. ↩
- W. Hasior, Moje marzenia, w: Władysław Hasior. Europejski Rauschenberg?, Kraków 2014, s. 74. ↩
A może to Cię zainteresuje:
- Płonący słowik. Władysław Hasior - 14 lipca 2022